fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 0

Przyczynek do historii wielkopolskiego pszczelarstwa

Gdy zmarł jeden z najstarszych członków naszego koła pszczelarzy, który zaczynał gospodarować w pasiece jeszcze w czasie okupacji, uświadomiłem sobie, że odchodzą – a właściwie już odeszli – ludzie tworzący niegdyś podwaliny naszych pszczelarskich organizacji. Z chwilą zakończenia I wojny światowej na terenie Wielkopolski w każdym mieście powiatowym istniały stowarzyszenia pszczelarskie.

Były to koła niemieckie z prezesami Niemcami, jako że na tych terenach mieszkała duża grupa Niemców. Były nawet całe wioski zamieszkałe przez niemieckich osadników. Wtedy miały miejsce próby tworzenia pierwszych polskich organizacji pszczelarskich, początkowo jednak były to koła utworzone zarówno przez polskich, jak i niemieckich pszczelarzy.

Najbardziej znani ówcześni polscy pszczelarscy działacze to płk Krupowicz, radca skarbowy Jerzy Nikodem z Mosiny, Paweł Simonie z Szamocina, Wiktor Widera z Jerzykowa, Józef Balcer z Mroczy, pani Edmund Woźny z Poznania, a także Niemcy: Scholz z Zatomia Nowego i Miller. Byli to ludzie, którym udało się stworzyć pierwszy związek pszczelarski w Wielkopolsce.

Polskich nazwisk wśród wielkopolskich działaczy nie było wtedy wiele, pamiętajmy jednak, że Wielkopolska była mocno zgermanizowana. Ludzie ci często wracali do domów z wieloletniej tułaczki wojennej i byli schorowani, a szalała wtedy najgorsza z chorób – gruźlica.

Pomimo to stworzyli związek, który był związkiem nie tylko z nazwy. W Poznaniu organizowano kursy pszczelarskie, uczono wychowu matek, organizowano szkolenia z zakresu chorób pszczół. Najbardziej znanym wykładowcą był dr Kruszka.

Zaczęto wydawać czasopisma pszczelarskie: „Bartnik Wielkopolski” i „Posener Imker”. Tak jak teraz, tak i wtedy nie brakło różnych sporów między działaczami, często z zupełnie błahych powodów. Ale ludzie ci zrobili dla dobra związku dużo dobrego. Wyedukowano liczne grono instruktorów i fachowców. Pracę tę oczywiście wykonano społecznie.

Dodam, że ówczesne Ministerstwo Rolnictwa było zawsze przychylne pszczelarstwu. Inaczej było z Izbą Skarbową, a spór dotyczył akcyzy na cukier przyznany na zimowe dokarmianie pszczół. Było to najpierw 2,5 kg na pień, później 5 kg i był to cukier zanieczyszczony.

Uspokajam, że nie toksynami, lecz trocinami. Natomiast ilość tego cukru była jak na tamte lata zupełnie wystarczająca. Po żniwach wokół pasiek biało było od kwiecia seradeli i białej koniczyny oraz kolorowo od koniczyny biało-różowej i znanej już wtedy facelii. Pszczoły mogły więc przed zimą nazbierać odpowiednio dużo pokarmu, również pyłkowego.

Związek pszczelarski już wtedy reklamował w gazetach zalety miodu i organizował wystawy pszczelarskie. Znane były oszklone uliki dla propagowania życia pszczół. Organizowano międzynarodowe zjazdy pszczelarskie, które wtedy ograniczały się do krajów słowiańskich. Najbardziej głośnym był Zjazd i Pszczelnicza Wystawa Wszechsłowiańska w Białogrodzie (Székesfehérvár). Najwięcej pszczelarzy było wtedy z Jugosławii i Czechosłowacji – po 100 osób, z Bułgarii 50 osób. Niestety, Polaków było tam niewielu. Wygłaszano referaty we wszystkich językach słowiańskich. Mówiono o hodowli pszczół, chorobach, ubezpieczeniach pasiek, prezentowano literaturę, sprzęt pszczelarski i wyroby z wosku. Przy okazji wybrano władze Związku.

W tym zjeździe brał udział znany wtedy hodowca matek pszczelich rasy kraińskiej Jan Stryar pochodzący z Gorycji (obecnie we Włoszech). Miał do zaoferowania 1 000 matek. Były to pszczoły o niespotykanej łagodności.

Wracając do pszczelarstwa wielkopolskiego, to jego prezesem w latach 30. XX wieku został Wiktor Widera, znany jako konstruktor ula wielkopolskiego. Poza tym ulem w latach międzywojennych były też i inne, głównie ule szafkowe wzorowane na ulach niemieckich.

Ul taki był czteropiętrowy, otwierany z tyłu, o małych ramkach, a te miały różne wymiary. Obsługa tych uli wymagała sporej cierpliwości, ale ówczesna literatura niemiecka dokładnie opisywała ich zalety i sposoby gospodarowania w nich. Są one używane jeszcze dziś przez niektórych pszczelarzy niemieckich.

W Poznaniu był szeroko znany tak zwany ul Magis, też wzorcowany na ulach niemieckich. Ale już wtedy były znane ule warszawskie zwykłe i Dadanta, zwłaszcza na wsi. Wszystkie te typy uli zdominował jednak ul wielkopolski.

Ciekawostką może być to, że siedziba Wielkopolskiego Związku Pszczelarskiego mieści się od prawie stu lat w tym samym miejscu. By w latach międzywojennych być na posadzie biura Związku, trzeba było wygrać konkurs. Wymogi były niemałe, gdyż oprócz dobrej znajomości języka niemieckiego, trzeba było się wykazać znajomością prawa cywilnego, administracyjnego i karnego.

Jeśli chodzi o przydział cukru, to już wtedy byli kombinatorzy wśród pszczelarzy, którzy potrafili pobierać przydziałowy cukier nawet dwa razy. W jaki sposób – tego nie wiem, chociaż był ustanowiony przez Izbę Rolniczą tzw. regulamin cukrowy, a pszczelarze już wtedy sprzeczali się na temat wartości odżywczych namiastek cukrowych.

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Od lat 50. sen z powiek pszczelarzy i działaczy spędzać zaczęło stosowanie chemii w rolnictwie. Pryskano wszystko i wszędzie takimi środkami, jakie tylko były dostępne, często o okresie karencji przekraczającym dwa tygodnie. Pryskano rośliny kwitnące, oczywiście w środku dnia. Nikt nie zwracał uwagi na pszczoły i wytruto wiele pasiek.

Stanisław Kaczmarek


 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"