fbpx

NEWS:

Przyszła pora na realizację marzeń

Każdy, kto ma pasiekę marzy o cudownym roku, w którym „zbierze miód z pięciu pożytków i będzie dokupywał bańki i beczki, bo taka to będzie obfitość”. Czy możemy pomóc marzeniom? Czy nie byłoby przyjemniej jesienią powiedzieć kolegom: „może i mieliście dobrą wydajność, ale tym razem u mnie było średnio dziesięć kilo więcej! Znam sekret!”

Gdzie naprawdę należy szukać klucza do sukcesu? Ten klucz leży przecież w waszych rękach, tylko musicie go Państwo zastosować, to: plan – wiedza – praktyka. Zatem do dzieła! Co prawdziwy pszczelarz robił w zimie, kiedy pszczoły spały? Laik odpowie, że zbierał siły przed następnym sezonem, praktyk, że skrobał ramki. Ale odpowiedź jest inna. Prawdziwy pszczelarz w zimie myślał o tym, co będzie robił w pasiece w następnym sezonie.


Prawidłowe myślenie wymaga wsparcia dokumentacyjnego, dlatego wykorzystajmy notatki z minionego sezonu i czysty zeszyt, a lepiej komputer do zapisania planu działania. I tu może natrafiliście Państwo na przeszkodę? Czy wasze notatki są tak chaotyczne i nieczytelne, że aż zdziwiło was, że można tak to prowadzić? I jak tu teraz coś zaplanować, jeżeli nie wiadomo, czym dysponujemy w pasiece? Jest wielu pszczelarzy, którzy nie mają nawet żadnej notatki, sądząc że wszystko i tak wiedzą o każdym ulu – ale przecież rozpoczynając nowy sezon nie pamiętamy, co w ubiegłym roku działo się z rodziną spod jabłonki, czy spod krzaka agrestu, a co jeżeli jest tych rodzin około setki na dwóch pasieczyskach?


Na szczęście są też i tacy pszczelarze, od których mogłaby się uczyć zapisków nie jedna księgowa. Dlatego każdy może spróbować opanować tę umiejętność.


Do planu wpisujemy punkt 1. - założyć ewidencję pasieczną z prawdziwego zdarzenia lub podzielić się naszą wiedzą z innymi. Na najbliższym spotkaniu powinniśmy odpytać innych pszczelarzy jak to robią i wykorzystać ich doświadczenie, albo zaproponować kolegom, że ich nauczymy.


Po co ta cała ewidencja i co powinno z niej wynikać? Spójrzmy na Tabelę I.
Wielu pszczelarzy zapewne zdziwi się, że ich poczciwy notatnik pasieczny to może być taka skarbnica informacji!


Po uporządkowaniu notatek zapisujemy punkt 2. planu – przeanalizować poszczególne wątki  merytoryczne i wyciągnąć wnioski w nowym sezonie.


Należy wziąć pod uwagę:

  • stan techniczny pasieki – ile uli wymaga pomalowania, reperacji lub jest do wymiany. Ile ramek trzeba kupić lub zrobić. Oceniamy, jakie materiały są potrzebne do modernizacji, naprawy i konserwacji uli.

A może warto zastanowić się nad innym, bardziej „miododajnym” typem ramek i konstrukcji uli? Czasem wprowadzenie kilku ulepszeń znacząco poprawia wydajność całej pasieki. Chociażby wprowadzenie nadstawek do uli użytkowanych do tej pory w formie leżaków.


Zdarza się, że pszczoły „rozmazują” małe wziątki w ulach o dużej powierzchni ramek – czy nie pora zatem na dostosowanie uli do intensywności pożytków? Czasem wystarczy zastosować kraty odgrodowe, aby oddzielić w sezonie gniazdo od miodni – w tym przypadku należy pomyśleć, czy użyjemy ich w postaci „fabrycznej”, czy też będziemy oprawiać je w ramy, do czego potrzeba zgromadzić materiały i narzędzia. Pamiętajmy także o odpowiednim przygotowaniu pracowni. Powinno w niej być miejsce na składowanie ramek i plastrów, podkarmiaczek, osobne miejsce na środki czystości, wygodny blat do wykonywania prac, usytuowany w widnym miejscu. Czy zdarzało się Państwu w sezonie, że musieliście przerywać przegląd ula na pasieczysku i w popłochu szukaliście beleczek albo zapasowego dłuta pod stosem innych rzeczy? Jeżeli rzeczywiście tak było, to nadeszła pora zagospodarowania pracowni z prawdziwego zdarzenia. Czas to pieniądz i nie warto tracić go w bałaganie.

  • stan zdrowotny pasieki – sprawdźmy, czy nie zlekceważyliśmy jakiś niepokojących objawów. Czy dostatecznie zadbaliśmy o higienę wnętrza uli i pasieczyska? Porównując liczbę dostawionych ramek z węzą do liczby ramek w ulach wyliczmy, jaki uzyskaliśmy procent odnowienia plastrów. Na ogół jest on za mały i teraz już wiemy, dlaczego niektóre rodziny latały, ale nie wykazały się  wydajnością. Być może miały nosemozę albo inne infekcje, np.: wirusowe, nie wykazujące objawów klinicznych, które jednak wpływały negatywnie na aktywność pszczół robotnic. Może nie każdy pamięta, że nosemoza to inwazja pierwotniakowa jelita pszczół nie dająca widocznych objawów i nasilająca się w sezonie aż do apogeum w lipcu – można współczuć pszczołom, które muszą pracować z bolącym brzuchem... i z małym efektem dla pszczelarza. Obecnie choroby tej nie leczy się antybiotykiem ze względu na ochronę produktów pszczelich przed domieszką szkodliwych substancji – pozostaje nam tylko profilaktyka. Wszyscy lekarze weterynarii powtarzają na szkoleniach, że stare plastry to siedlisko chorób. To przede wszystkim w przeczerwionych, ciemnych plastrach znajdują się formy przetrwalnikowe różnych patogenów.

Niestety nie tylko w sprawie higieny pasiecznej nie słuchamy weterynarzy. Często pszczelarze lekceważą zalecenia związane ze zwalczaniem warrozy, a to prowadzi do dużo poważniejszych zaburzeń w pasiece. Największe „grzechy” w tej dziedzinie to zbyt duże lub zbyt małe dawki preparatów, leczenie rodzin w porach sezonu do tego nie wyznaczonych, stosowanie preparatów nie dopuszczonych na terytorium Polski. W większości brak jest lokalnych programów wspólnego zwalczania inwazji Varroa destructor, uwzględniających naprzemienność stosowania różnych środków. Nieprawidłowe wykorzystanie, do tego wciąż tych samych preparatów, w konsekwencji może wywoływać uodpornianie się pasożytów na stosowane środki. Skutki takiego postępowania są opłakane, bo zamiast produkować miód, musimy zajmować się odbudową pasieki „zjedzonej” przez pasożyty.
Bardzo ważna jest także obserwacja czerwiu przy każdej okazji zaglądania do rodzin pszczelich. Wbrew powszechnemu mniemaniu, nasze pszczoły wciąż są zagrożone przez takie wstydliwe choroby jak zgnilec i kiślica. Wstydliwe, bo nie wiadomo dlaczego pszczelarze często ukrywają ten fakt przed innymi – może z lenistwa, bo nie chce im się podjąć prawidłowego zwalczania, albo ze strachu przed weterynarzem, który może zarządzić likwidację rodzin, a może z niewiedzy?
Skutek jest zawsze ten sam – zarodniki bakterii znajdujące się na ciele pszczół (jak również na sprzęcie pasiecznym, nawet na butach pszczelarza) są roznoszone dalej. Do tego są odporne na warunki zewnętrzne.


Dlatego obserwujmy nawet najmniejsze objawy, wysyłajmy próbki czerwiu i pszczół (także z osypu zimowego) do zbadania przez odpowiednie laboratorium, np. w Wojewódzkim Zakładzie Higieny Weterynaryjnej i zwalczajmy! Wczesne zapobieganie dotyczy także grzybicy i chorób wirusowych. Najpierw można zaobserwować ich objawy w czerwiu. Jeżeli nie prowadzimy obserwacji i nie opisujemy ich wyników w notatkach, to potem może być już za późno.

  • stan pogłowia pasieki – analiza tego zagadnienia zawsze bardzo się opłaca. Kontrola pogłowia jest możliwa do wykonania w 100% przez pszczelarza. Nie mamy żadnego wpływu na pogodę, niewielki wpływ na pożytki, ale na to jaki jest potencjał genetyczny w pasiece mamy zasadniczy wpływ. Po prostu prowadzimy planową wymianę matek w rodzinach pszczelich. Przyjęło się, że racjonalna jest wymiana między 30 a 50% pogłowia, przy założeniu że matkę użytkujemy 2 do 3 lat.

Pozostająca w pamięci pszczelarzy pani dr Wanda Ostrowska już dawno wykazała doświadczalnie, że zbyt stare matki, mimo że mogłyby być „rekordzistkami” wydajności, nie doprowadzają rodzin do pożądanej siły. Siła rodzin we właściwym czasie przekłada się wprost proporcjonalnie na ich wydajność. Wziątek sam się nie przeniesie do ula, muszą to zrobić robotnice, których ilość w ulu jest decydująca. Dlatego bezcenna jest informacja w notatkach pasiecznych, jakie matki znajdują się w rodzinach. Czy te, które do nich poddawaliśmy w ubiegłym sezonie, czy ich córki z cichej wymiany, czy matki rojowe i w jakim są wieku. Teraz możemy zastanowić się ile i jakich nowych matek będziemy potrzebować. Jeżeli sami prowadzimy wychów  – musimy zadbać o materiał hodowlany i sprzęt do wychowu i unasieniania matek. Jeżeli wszystkie matki  będziemy kupować – musimy skontaktować się z ich hodowcami lub producentami i zamówić je odpowiednio wcześniej.


Należy też zdecydować o rodzaju matek oraz o tym co najważniejsze – o ich pochodzeniu z odpowiadających nam linii hodowlanych lub linii krzyżowniczych. Matki można zakupić nieunasienione, unasienione naturalnie lub sztucznie. Każdy rodzaj matek wymaga odmiennego podejścia przy poddawaniu i odpowiedniej opieki. Dlatego musimy się przeszkolić na kursie lub czytając literaturę i radząc się bardziej doświadczonych kolegów. Dzięki programowi Agencji Rynku Rolnego „Wsparcie rynku produktów pszczelich” do zakupionych matek pszczelich można uzyskać dopłaty. To pomaga  przy odważnym podejściu do tematu wymiany pogłowia w pasiece, ale też nie powinno się nawet bardzo tanich matek narażać na straty z powodu nieumiejętnego postępowania. Dlatego doradzam sięgnięcie po opracowanie KCHZ „Informator o wykorzystaniu matek pszczelich z pasiek hodowlanych” i skontaktowanie się ze specjalistą Gospodarstwa Pomocniczego KCHZ poprzez stronę internetową www.kchz.agro.pl. Tam można uzyskać informacje nie tylko jak poddawać, ale też jaki materiał hodowlany wybrać, zapoznając się z wynikami oceny terenowej różnych linii i ich kojarzeń.


Właściwy materiał hodowlany w pasiece to zwyżka wydajności, niejednokrotnie przekraczająca kilkadziesiąt procent – przekonajcie się państwo sami, o ile prowadzicie notatki o wydajności poszczególnych rodzin w pasiece. Porównanie takich notatek z kilku lat to jak samodzielne prowadzenie oceny terenowej. Własne obserwacje powiedzą wam najwięcej nie tylko o wydajności, ale też o rozwoju, rojliwości, czy o łagodności pszczół. Zobaczycie „czarno na białym” które linie hodowlane czy mieszańce nadają się najlepiej do warunków waszej pasieki i odpowiadają waszym preferencjom.


Następny, 3. punkt w naszym planie to innowacje w pasiece. Oczywiście można pozostawić wszystko po staremu. Ale czy wtedy możemy liczyć na wzrost wydajności? Dlatego warto zastanowić się co możemy zmienić od razu, a co trochę później. Czy wobec tego należy nauczyć się czegoś nowego? Może zapisać się na szkolenie, może kupić nową książkę lub chociażby kalendarz pszczelarski? Po przeanalizowaniu pożytków – może trzeba dosiać lub dosadzić rośliny miododajne w okolicy pasieki? A może podjąć radykalną decyzję i zmniejszyć pasiekę? Czasem w okolicy o trudnym klimacie, dużym napszczeleniu czy słabych pożytkach lepiej jest zaoszczędzić na jesiennym karmieniu i utrzymywać mniej, za to silniejszych rodzin. Silniejsze  rodziny dadzą tyle samo lub więcej miodu, niż większa, ale słabsza pasieka. I mniej się napracujemy… Albo odwrotnie: zdecydować o zmianie lokalizacji lub podjęciu wędrówek? Można też zmodernizować ule lub dobudować nadstawki. A może zmodernizować system gospodarki pasiecznej, np. używać matek zapasowych, stosować naloty i łączenie rodzin? Warto też sprawdzić w lokalnym WZP jakie programy wsparcia przez ARR będą realizowane w sezonie i skorzystać z wybranych możliwości, np. z wypożyczenia przyczep do przewozu pasieki lub z udziału w refundowanym szkoleniu.


Pora przystąpić teraz do punktu 4. planu – sporządzić zestawienie finansowe. Jak każda firma, pasieka powinna się zbilansować finansowo. Zaplanujmy więc niezbędne inwestycje, opracujmy kosztorysy zaplanowanych już prac – nie należy zapominać o kosztach badań weterynaryjnych oraz środków do utrzymywania higieny w ulach i pracowni pasiecznej – a następnie porównajmy uzyskane liczby do spodziewanej wydajności pasieki, przeliczonej na przychody finansowe. Amator powie, że może nawet dopłacać do ukochanych pszczółek, ale profesjonalista powinien myśleć z ołówkiem w ręce. Mierzmy siły na zamiary, ale pamiętajmy o spodziewanym efekcie końcowym, dlatego nie bójmy się zmian i nie róbmy pozornych oszczędności.


Na koniec punkt 5. planu: rozpisać szczegółowy harmonogram  wykonywania wszystkich prac w sezonie. Solidny plan powinien zostać napisany i rozliczany na bieżąco! Bez tego nasza uwaga rozproszy się, a po sezonie zostaniemy w tym samym punkcie, w którym usiłowaliśmy zacząć. Dlatego na początku wspomniałam o zastosowaniu komputera – to fantastyczne narzędzie jest pomocne w szybkim uporaniu się z tabelami i niezbędnymi kalkulacjami, możemy też na bieżąco wprowadzać notatki i uwagi w sezonie. Jest to także okazja do wciągnięcia w pasiecznictwo młodszego pokolenia, które jest bardziej obyte z komputerem.


Pracując rzetelnie z planem, zauważycie państwo, jak poszerza się wasza wiedza. Sukcesywne zdobywanie nowych wiadomości i rozwój umiejętności to drugi element waszego sukcesu. Rozleglejsza wiedza poprowadzi was dalej, do nowych możliwości, o których dzisiaj nawet nie myślicie. W każdej dziedzinie osiąganie sukcesu to rodzaj drogi, którą podążamy do nowych, nieznanych obszarów. Jest to możliwe pod jednym jeszcze warunkiem – jeżeli poznawana teoria będzie przekładana na praktykę. Kiedy coś się nie uda za pierwszym razem, to – jeżeli będziecie wytrwale trenować – uda się później, bo przecież praca w pasiece to wasza pasja. I nawet się państwo nie spostrzeżecie jak z amatorów zmienicie się w profesjonalistów, umiejętnie wykorzystując klucz do sukcesu.

Joanna Troszkiewicz


 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"