fbpx

Najszczęśliwszym ten autor, którego uwielbia jego własna Muza.
Nawet, jeżeli tylko ona.

Sąsiadka

W sąsiedztwie mojej pasieki, a więc na dużej polanie w środku lasu noszącego miano puszczy, znalazło weekendowy azyl pewne małżeństwo.

Uciekając od gwaru dużego miasta, stara się przywrócić ład w zaniedbanym obejściu. Wycina samosiejki oraz karczuje piołuny i bylice wysokością z drzewami konkurujące.

Miła i sympatyczna sąsiadka o imieniu Eulalia z natury jest romantyczką z akcentem ekologicznym. Kocha wszystko, co żyje, chociaż jej uczuć do żądłówek całkowicie pewien nie jestem.

Oglądając z zainteresowaniem krzewy, kwiatki i inne badylki, zbliża się często w okolice pasieczyska, co daje nam sposobność miłej pogawędki.
– Panie Janku – rzekła onegdaj
– Podziwiam pana, że się pan tak nie boi. Że bez rękawiczek nawet... Pszczoły chyba pana znają i nie żądlą.

Tylko na to czekałem. Przywoławszy w pamięci niedawno wysłuchany, interesujący wykład dra Jerzego Paleologa z lubelskiej Akademii Rolniczej, tonem znamionującym doskonałą znajomość tematu, jąłem wyjaśniać:

– że pierwszy osobisty, żeby nie rzec intymny, kontakt pszczoły ze swym opiekunem jest najczęściej jej ostatnim,
– że w jednym ulu znajduje się kilkadziesiąt tysięcy pszczół,
– że pszczoła żyje jedynie kilka tygodni, z czego około dwóch przypada na loty poza ulem, w czasie których najczęściej bywa daleeeeko w polu.

– A w ogóle – powiedziałem – to nie pszczoły mnie a ja znam pszczoły i wiem, jak do nich podejść!
Tak powiedziałem!
– A w ogóle – powtórzyłem - cóż to jest tych kilkadziesiąt żądeł.
Wie pani, pani Elu, my mężczyźni jesteśmy gruboskórni. Co innego delikatne... (cmok w lewą)... rączki...(cmok w prawą)... kobiece.

Ważne tylko, aby żądła usunąć, bo pryszczyki mogą się zrobić – odparłem z wyraźną nutką lekceważenia obrażeń, nie wypuszczając drobnej rączki pani Eulalii ze swej dłoni.

Lekkie drżenie ręki, tudzież wyraz oczu, w których podziw mieszał się z pewną obawą, sprowokował mnie do dalszych wynurzeń:
– Tyle już tych żądeł zaliczyłem, że moje ciało przesycone jest wręcz jadem. Dlatego muszę uważać, aby nie drasnąć niechcący pani rączki zębami, bo byłoby to groźne niczym ukąszenie kobry królewskiej.

Szybko oswobodziła swą dłoń z mojego uścisku, spoglądając ukradkiem, czy aby nie naruszyłem ciągłości alabastrowej skóry.
– No, no. Chyba pan przesadza – odrzekła głosem cokolwiek niepewnym, oddalając się.

Od tego czasu chodziłem w glorii nieustraszonego fachowca, co wcale mi przykrym nie było, przyznam. Pani Eulalia, dokonując przeglądu swoich krzewinek, zapędzała się niekiedy w moje okolice. Z pewnej już tylko odległości zapytywała:
– Ile dzisiaj żądeł pan przyjął?
– Złośliwe coś dzisiaj te moje bestyje
– mówiłem.
– Po pierwszych dwudziestu przestałem liczyć – odpowiadałem flegmatycznie, starając się dodatkowo o nutkę lekceważenia w mym głosie. Oczywiście, lekceważenia obrażeń, a nie sympatycznej rozmówczyni.

I tak wymienialiśmy swe uprzejmości, aż do pewnego popołudnia, gdy nie wiedzieć czemu, szatan wstąpił w moje pszczoły. Na oczach sąsiadki, niestety, składałem w pośpiechu korpusy i zrazu zwolna, acz przyspieszając z każdym krokiem, jąłem się oddalać od uli, gubiąc już w biegu dłuto, podkurzacz i inne utensylia. Co gorsza, kilka pszczół dostało się przez niedbale założony kapelusz pod bluzę, dając wyraz swemu niezadowoleniu nie tylko brzęczeniem.

Odrzucając w pędzie kapelusz i ściągając przez głowę bluzę, wyłożyłem się na dodatek, jak długi. Mit nieustraszonego pogromcy pszczół prysnął.

Wzrok sąsiadki jakby stracił wyraz podziwu, zyskując natomiast (o zgrozo!) odcień ironii. Budzące jej zainteresowanie rośliny jakby przeniosły się zdecydowanie dalej od pasieki.

Do dziś nie wiem, co miała na myśli pani Eulalia, zwracając się do mnie:
- Niech pan uważa, panie Janku, aby nie ugryzł się pan przypadkiem na przykład w język.

Jan Sielski
„Chrośniak”
Această adresă de email este protejată contra spambots. Trebuie să activați JavaScript pentru a o vedea.


 Abonament

подписка [...] - Nu poţi citi decât fragmente ale articolelor - Abonament