Szli na zachód osadnicy
Po zakończeniu II wojny światowej w wyniku porozumień jałtańskich rozpoczęła się wędrówka ludów. Ze wschodnich rubieży (Wilno, Lwów, Tarnopol) masowo wysiedlano Polaków na zachód na Ziemie Odzyskane. Niemców przesiedlano dalej na tereny późniejszego NRD i RFN.
Chaos, tragedie rodzinne, rozdzielenie rodzin, sąsiadów
Na opuszczane tereny przywożono przesiedleńców ze wschodu zza Buga. Przyjeżdżali też „centralniacy” z rejonów przygranicznych i z głębi kraju. Władza ludowa, zajęta utrwalaniem socjalizmu i ściganiem wrogów politycznych (z AK itp.) nie była w stanie zapanować nad osadnictwem.
fot. archiwum DZP we Wrocławiu
Taka sytuacja sprzyjała szabrownikom, którzy okradali z mienia pozostawionego przez Niemców nie tylko wysiedlanych, ale i osadników. W głąb kraju wywożono też pasieki i zabytki. Nic dziwnego, że w tamtym czasie tereny zachodnie nad Odrą i Nysą Łużycką nazywano „dzikim zachodem”.
Niewielu już pozostało wśród naszej braci pszczelarskiej pionierów tamtych lat, którzy przywędrowali na ziemie zachodnie ze swoimi pasiekami. Podróż przesiedleńców ze wschodnich rubieży II RP odbywała się wagonami towarowymi niezależnie od pory roku. W jednym wagonie przewożono dwie lub trzy rodziny, więc nie można było zabrać całego dobytku.
Często całe pasieki musiały pozostać na pasieczyskach i tylko nielicznym udało się wcisnąć po kilka uli do wagonów. Mimo stosowania osiatkowań i podawania wody, wiele rodzin pszczelich nie zniosło tak ciężkich warunków transportu.
Osadnicy w oparciu o pszczoły przywiezione i te poniemieckie, uratowane z pożogi wojennej, rozpoczynali odbudowywanie pasieki. Bardzo dużo pasiek uległo zagładzie przez działania wojenne i wskutek rabowania miodu przez wojska. Nawet w filmie „Czterech pancernych…” czołg Rudy też był oblepiony miodem i pszczołami, kiedy wjechał do pasieki.
Niektóre miasta i wsie będące terenem zaciętych walk leżały w gruzach. Trzeba było wiele wysiłku i czasu na rozminowanie, odgruzowanie i odbudowę tych terenów. Podobnie było też z pasiekami – rozpoczynano pionierską walkę o zabezpieczenie tego, co dało się jeszcze uratować, aby odbudować pogłowie pszczół.
Brak było możliwości zakupu podstawowego sprzętu i węzy. Pszczelarze musieli liczyć tylko na siebie. Pomoc koleżeńska i solidarność pszczelarska była widoczna na każdym kroku. To pomagało przezwyciężyć wszystkie trudności. Po pewnym czasie pracownicy Powiatowych Biur Rolnych wspólnie z pszczelarzami inwentaryzowali ule i rodziny pszczele, starając się je zabezpieczyć przed dalszą dewastacją.
To, co pozostało dzielono między powiatami i chętnymi „po równo według zasad”. Dlatego część rodzin pszczelich dostała się w ręce ludzi, którzy nie mieli żadnego pojęcia o pszczołach. Po wybraniu miodu pozostawiano głodne pszczoły na zimę na pewną śmierć. Tak więc, zamiast odbudowy pasieki, nastąpił kolejny spadek pogłowia pszczół.
Mieszanka ulowa
Na ziemie zachodnie repatrianci pszczelarze przywozili różne nietypowe ule, ale też słowiańskie, warszawskie i Dadanty. To, co pozostało po wysiedlonych pszczelarzach to przeważnie ule w zabudowie pawilonowej ustawiane w dwóch, a nawet trzech piętrach – wszystkie z obsługą boczną. Wśród tej różnorodności typów można było wyróżnić dwie grupy.
Ule typowe o ramce szeroko-niskiej jak Kuntscha, Freundehsteinna i o dowolnych rozmiarach ustawionych na ciepłą i zimną zabudowę. Drugą grupę stanowiły ule szafkowe o małej, prawie kwadratowej ramce zawieszanej w ulach w dwóch, trzech a nawet w pięciu piętrach.
Ule typu Gerstunga i Zandera z górną obsługą należały do rzadkości. Trudno było osadnikom prowadzić gospodarkę pasieczną w tak różnorodnych typach uli. Nic więc dziwnego, że każdy pszczelarz chciał coś udoskonalić po swojemu. Przebudowywano ule z obsługą boczną na dostępne z góry i likwidowano pawilony.
Jedynie na terenach górzystych, gdzie nie stosowano gospodarki wędrownej, pawilony zachowały się bardzo długo. Na ziemiach zachodnich zachowały się też ule zabytkowe i ozdobne pawilony, mimo dużych zniszczeń w wyniku działań wojennych i kradzieży.
W powiecie Nowa Ruda, we wsi Wojbórz, pszczelarz Duda przejął pasiekę pawilonową, a w nim ustawione w rzędzie ciosane kłody-stojaki z wnętrzem o dużej pojemności na nietypowe ramki w czterech piętrach (datowane na 1890 rok). W Wambierzycach zachował się ul św. Ambrożego, który został przekazany do skansenu w Swarzędzu.
Przy braku odpowiedniej literatury fachowej, pszczelarze budując nowe ule wzorowali się na tych przywiezionych ze wschodu bądź poniemieckich. Te nowe typy uli ponownie przerabiano i ulepszano. Charakterystycznym przykładem był projekt ula Gabriela Kurczaka ze Stanowic pod Świdnicą Śląską.
Rysunek techniczny tego ula opracował będąc w niewoli w lagrze. Ul ten był produkowany w dość dużych ilościach. Interesowało się nim nawet Ministerstwo Rolnictwa. Jednak po niedługim czasie sam autor projektu zrozumiał, że nie o takim ulu marzył w niewoli. Po latach prób i błędów pszczelarze przekonali się, że najlepiej gospodaruje się w ulach wielkopolskich, warszawskich i Dadanta.
[...] - Nu poţi citi decât fragmente ale articolelor - Abonament
Postscriptum
Pszczelarze powojennego okresu borykali się z różnymi problemami. Przetrwali jednak ten ciężki okres rozwijając pszczelarstwo.
To na podwalinach wypracowanych przez nich opieramy dzisiejszą gospodarkę pasieczną – ciągle też udoskonalaną i ulepszaną. To pionierom z tamtych lat należy oddać hołd – pochylić głowę i podziękować za przekazanie nam swojego doświadczenia i pięknych tradycji pszczelarskich.
Jan Baczmański
tel. 71 349-44-81
e-mail Această adresă de email este protejată contra spambots. Trebuie să activați JavaScript pentru a o vedea.
Zdjęcia pochodzą z kroniki Dolnośląskiego Związku Pszczelarzy we Wrocławiu oraz z prywatnego archiwum pana Łukasza Webera.
Za udostępnienie ich serdecznie dziękuję Pani mgr inż. Janinie Grochowskiej - Kierownik Biura DZP oraz Łukaszowi Weberowi.