Patoka czy krupiec?
fot.©Roman Dudzik
Niechaj narody wżdy postronne znają
Iż pszczelarze nie oszuści
Naturalny miód sprzedają
A że po czasie skrystalizuje
To dlatego, że swą doskonałość prezentuje…
W związku z powtarzającymi się żądaniami klientów kupujących miód, by był on „lejący się”, przedstawiam typowy dialog między nabywcą a sprzedawcą, zarejestrowany na stoisku handlowym. Zastanówmy się, co o tym sądzić i jak przekonać klientów (a może najpierw siebie), że miód krystalizując nie traci swoich walorów odżywczych i leczniczych.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry! – odpowiada sprzedawca.
- Proszę jeden słoik miodu.
- Proszę bardzo – podaje sprzedawca.
- Proszę pana, ale ja bym chciał taki lejący się miód, a ten jest scukrzony.
- Proszę pana, o tej porze roku to już każdy miód jest skrystalizowany, taka jest jego natura, bo…
- Dziękuję bardzo, do widzenia!
- Do widzenia!
Stojąc obok tej niedoszłej transakcji uznałem, że to zbyt krótka, choć często powtarzająca się lekcja i postanowiłem ją „rozszerzyć”.
Otóż, proszę państwa – w takim stylu od lat sprzedaje się owoc pszczelego roju w kraju uchodzącym niegdyś za krainę mlekiem i miodem płynącą. Równocześnie zaznaczyć należy, że mamy w Europie najmniejsze spożycie miodu w przeliczeniu na jednego mieszkańca (Niemcy – 3 kg, Polacy – 0,3 kg). Nie maleją natomiast kolejki w poszukiwaniu zdrowia do aptek, w których znajdziemy produkty będące owocem pomyślnych testów rodem z laboratoriów chemicznych.
Nasuwa się pytanie: dlaczego zdrowia upatrujemy w medycznej chemii odwracając się tyłem do najwyższego daru natury, jakim jest miód? Czy wszechobecne leki reklamowane przez wszystkie dostępne media są bardziej skuteczne od produktów naturalnych i czy nie mają ubocznych działań? Czy kolejki w aptekach to tylko siła reklamy?
Zawęzimy jednak rozważania do naszego skrystalizowanego miodu. Skąd tak niedoskonała wiedza na jego temat wśród ogółu społeczeństwa, podczas gdy każdy pszczelarz wie wszystko na temat krystalizacji? Nabywca nie wie o tym nic i jest tego jakaś przyczyna. Kto miał jednak „Kowalskiego” nauczyć podstawowej wiedzy o naturze, na jakim stopniu edukacji?
W szkołach brak tak szczegółowej wiedzy, mimo szeroko obecnie zakrojonych programów z ekologii. W mediach, jako pszczoła dominuje jedynie Pszczółka Maja, mentalna siostra Koziołka-Matołka, która na etapie dziecięcego rozumowania dość skutecznie zniekształca obraz pracy rodziny pszczelej. Mimo to dość często jest, zupełnie niezasłużenie, ozdobą szyldów, gadżetów i stoisk pszczelarzy.
Widzimy więc, że ten ciężar edukacji nabywcy spoczywa na producencie miodu. Wszystkim powszechnie wiadomo, że natura wytwarza swoje owoce i warzywa w większości przystosowane do bezpośredniego przez nas spożycia. Do tych owoców należy też miód. Takie parametry jak wielkość, kształt, zawartość substancji odżywczych, leczniczych, smak, kolor, zapach itd. są podstawowymi cechami charakteryzującymi daną roślinę lub produkt spożywczy.
Nikt nie ma przecież zastrzeżeń na przykład do smalcu, który przecież nie utrzymuje stanu płynnego, lecz po pewnym czasie przybiera konsystencję podobną do skrystalizowanego miodu. Nikomu nie przeszkadza woda w trzech stanach: stałym płynnym i gazowym, tylko w zależności od temperatury i nie słyszymy o jej fałszowaniu. Zaś miód, którego skład chemiczny jest bardziej od wody skomplikowany, może przyjąć tylko dwa odwracalne stany skupienia: patoki i krupca.
Ten ostatni powinien być w potocznym języku nazywany poprawnie miodem skrystalizowanym, w przeciwieństwie do niezbyt trafionego i fałszywego określenia – scukrzony. Nie ma on przecież w swoim składzie nic wspólnego z powszechnie znanym i używanym cukrem. Znajomość tego zjawiska to wyznacznik najbardziej oczywistej wiedzy, której jak widać ogółowi społeczeństwa bardzo brakuje.
Cóż można powiedzieć o świeżo pozyskanym mleku? Jeśli nie jest „ulepszone chemicznie”, pozostawione w dostatecznie wysokiej temperaturze szybko zmienia swoje właściwości. Rozwarstwia się na śmietanę i kefir, a produkty te są materiałami do dalszego przetwórstwa i wytwarzania najróżniejszych artykułów spożywczych.
Nikt nie dziwi się, gdy wędlina, wcześniej zresztą zakonserwowana chemicznie, po zakupieniu pozostawiona w warunkach zewnętrznych, na przykład na półce lub stole obok miodu, po pewnym czasie przestanie być artykułem przydatnym do spożycia.
Miód tymczasem poprzez swoją naturalną samoobronę uszlachetni się i przetrwa długo ponad swoją datę przydatności do spożycia. Potwierdzenie tego znajdujemy w badaniach archeologicznych. Otóż o niezwykłej trwałości miodu może świadczyć fakt, że w czasie prac prowadzonych w pobliżu Neapolu odkopano wazy zamknięte zatyczkami z korka i wypełnione miodem, który – jak stwierdzono – zachował jeszcze właściwą lepkość. Ustalono, że miód ten liczył około 2 500 lat!
Przyznać trzeba, że żaden produkt spożywczy nie dałby się przechowywać tak długo bez większych zmian.
Dodajmy, że gdy zalejemy miodem podgrzanym do temperatury 40-45°C takie szybko psujące się produkty jak masło, wędliny, owoce czy warzywa, to skutecznie obronimy je przed zepsuciem.
W tej sytuacji nie ma potrzeby reklamowania miodu na wzór świeżych bułek, śledzi czy innych produktów spożywczych, których świeżość dla konsumenta ma bardzo duże znaczenie. W przypadku miodu wystarczy informacja, że miód jest prosto z pasieki, a to jest już absolutnym jego gwarantem i pieczęcią natury.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Czesław Baliński