MIODY PITNE KLASZTORNE
cz. II
Wspomniane w części pierwszej miody pitne ojców jezuitów wprowadziły nasze rozważania w okres Rzeczpospolitej sarmackiej. Wyróżnia się on sprowadzeniem do Polski nowych zgromadzeń zakonnych takich jak karmelici czy bonifratrzy. Bardziej jednak od nich z miodosytnictwem powinni kojarzyć się bracia z zakonów czerpiących swe korzenie z działalności świętego Franciszka z Asyżu, bernardyni i kapucyni.
Bonifratrzy
Jak już pisaliśmy, bardzo często brak wiadomości o syceniu miodów klasztornych. Niejednokrotnie dotarcie do nich wymaga bardzo szerokich poszukiwań informacji często po rozproszonych i niekompletnych archiwach.
Miody były najprawdopodobniej wyrabiane przy okazji i raczej wyjątkowo niż na dużą skalę. Był to przecież trunek wyjątkowy. Teoretycznie każdy browar klasztorny mógł zamienić się o określonej porze roku w miodosytnię, brak jednak na to konkretnych dowodów. Można jednak wysunąć pewne hipotezy. I tak trudno przypuszczać, żeby miody miały być obce ojcom bonifratrom, zakonowi zajmującemu się do dziś leczeniem chorych za pomocą leków ziołowych.
Bernardyn w habicie o
tradycyjnym kroju
Przybyli oni do Polski w 1609 roku i osiedlili się w Krakowie, po tym jak jeden z bonifratrów wiedeńskich wyleczył króla Zygmunta III Wazę. Biorąc pod uwagę ówczesne metody leczenia i znane lecznicze właściwości miodów pitnych, trudno wykluczyć, że Dobrzy Bracia, jak ich zwano, wyrabiali miody. Tym bardziej że, jeśli nawet nie pochodzili z Polski, wiedzę medyczną czerpać musieli z ówczesnych zielników, które opierały się na źródłach sięgających często jeszcze antyku. Najobszerniej przepisy na te trunki zostały przecież opisane w zielniku Syreniusza opublikowanym w 1611 roku w tymże Krakowie, a dzieła tego pominąć nie mogli. Brak jednak na to konkretnych danych i dowodów.
Miody pitne karmelitów
Podobnie ma się rzecz z zakonem karmelitów, istniejącym w Polsce od 1397 roku. Niewiele wiadomo o miodosytnictwie braci Zakonu NMP z Góry Karmel. Jedynie okruchy informacji i pozostałości materiałów pozwalają na wysnucie takich przypuszczeń. Niezwykle interesującym dokumentem jest niewielki podręcznik pszczelarski autorstwa pewnego karmelity, ojca Zeno Andrzeja Kowalskiego (Pszczolnictwo ogrodowe i domowe teoryczno-praktyczne, Warszawa 1864). Dowiadujemy się o wielu zaletach zdrowotnych nie tylko samego miodu, ale i miodu pitnego, a na końcu autor zamieszcza przepis na miód pitny Madera:
3 i ¼ garnca wody uzupełniano jednym garncem miodu i gotowano mocno przez godzinę. Następnie brzeczkę poddawano zabiegom oczyszczającym i pozbawiającym miód obcych zapachów poprzez warzenie go przez 15 minut z kredą, a następnie przez 10 minut z węglami brzozowymi i wreszcie po przefiltrowaniu wbijano białko z 20 jaj, co miało miód sklarować.
Zabiegi te zalecano często, nie tylko w XIX wieku, ale i wcześniej, a były spowodowane tym, że do sycenia miodu rzadko używano czystej patoki. Najczęściej stosowano miód zbity razem z woskiem, a nieraz i całą zawartością ula. Obecnie nie ma ku temu powodu, natomiast warto zwrócić uwagę na inne szczegóły tego przepisu. Ponieważ miód miał przypominać maderę, gotowano go przez godzinę na mocnym ogniu, powodując lekkie przypalenie syty, która wówczas nabierała ciemnej barwy i lekkiej goryczki. Na koniec, przed fermentacją, dodawano dwa łuty gałki muszkatałowej.
Na ile był to trunek podobny do madery trudno dziś powiedzieć. Jedynym podobieństwem mogła być słodycz i barwa. Sam trunek mógł być dobry i smaczny, o czym świadczyłby fakt, że miód sporządzony według tego przepisu przedstawiono na wystawie w Łęczycy w 1859 roku.
Przepis autor zakończył wierszykiem:
„Kto trunki miodowe pija,
Choroby wszelkie omija.”
Opisany przypadek ojca Zeno Kowalskiego dotyczy tzw. karmelitów trzewiczkowych. Powstały w 1580 roku za sprawą wielkich mistyków, św. Teresy z Avila i św. Jana od Krzyża, odłam braci o zaostrzonej regule nazwano karmelitami bosymi, gdyż jak zanotował Kitowicz: „prócz nóg, u jednych w sandałach, u drugich w trzewikach, u wszystkich krój habitu jednakowy”. Znane nam źródła rękopiśmienne dowodzą wyrabiania w Polsce miodów pitnych również przez karmelitów bosych jeszcze w XVII wieku, czyli niedługo po ich przybyciu do kraju w 1605 roku.
Czy franciszkanie sycili miody?
Zakon braci mniejszych zwanych potocznie franciszkanami został założony jeszcze w 1209 roku przez świętego Franciszka z Asyżu. Bracia bardzo szybko przybyli do Polski. Pierwszy ich klasztor powstał tu w 1237 roku. W wyniku wewnętrznych reform w XV i XVI wieku doszło do powstania zakonu braci mniejszych kapucynów oraz do rozłamu na franciszkanów konwentualnych i franciszkanów kierujących się ściślejszą regułą zwanych obserwantami albo bernardynami (od św. Bernarda Albizzeschi ze Sieny).
Strona tytułowa książki autorstwa
karmelity, który podaje przepisy
na miody pitne w XIX wieku
Ci ostatni doczekali się niezwykle licznych powołań w dawnej Rzeczpospolitej i w czasach sarmackich był to jeden z najliczniejszych i najpopularniejszych zakonów męskich w Polsce. Jego popularność wynikała zapewne również z przypisywanej im iście kawalerskiej fantazji i dużego poczucia humoru. Ksiądz Kitowicz pisał w XVIII wieku, że „do tego zakonu pospolicie udają się ludzie hajdamacy, awanturnicy, żołnierze, ludzie pasyj rozbujanych, których pohamowanie łagodymi sposobami jest przytrudne”. Stąd jako jedyny zakon ten miał stosować surowe kary cielesne za nieposłuszeństwo.
Czy jednak sycili miody? Wypada powtórzyć za Teoflem Ciesielskim, że często stosowane nazwy przepisów „kapucyński” czy „bernardyński” świadczą o wyrabianiu miodu pitnego przez wymienione zakony pochodzenia franciszkańskiego. Zapewne Ciesielski miał jeszcze okazję do korzystania z często nieistniejących już dokumentów i zapisków tych klasztorów na kresach. Nie wiadomo jednak, czy podane przez niego przepisy zostały znalezione w klasztorach, czy jedynie tradycja nadała im takie nazwy. Nikogo szczególnie to nie dziwi, jako że bernardyni przeszli do historii jako brzuchaci miłośnicy dobrej kuchni i trunków. Znajduje to potwierdzenie w wielu XVIII-wiecznych przekazach i anegdotach.
I tak na przykład 8 sierpnia przypada święto dwóch męczenników, Ciriacusa i Largusa. Largus zaś po polsku znaczy „hojny”. Kiedy więc pewnego dnia w klasztorze bernardynów w Pińsku zakonnicy zażywali rekreacji, grając w kręgle, gwardian podszedł do jednego z braci i zapytał:
„- A waszecine są dziś imieniny, wszak jesteś Ciriacus?
- Prawda, że jestem Ciriacus, ale waszeć dobrodziej bądź Largus.” – miał odpowiedzieć. „Gwardian, będąc kontent z tego akcentu, kazał dać duży miedziany dzban miodu, którym się wszyscy posilili przy kręglach.” - dodaje autor relacji.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Paweł Libera
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Przypis Ciesielskiego: „Korzeń fiołkowy. Jest to korzeń kosaćca florentyńskiego (Iris florentina), a nie fiołka, nazwany zaś tak od zapachu fiołkowego, jaki posiada.”