Steve Taber – pszczelarz, uczony i wychowawca młodzieży
Życie i praca Stephena Tabera III, bardziej znanego wśród pszczelarzy i jego znajomych jako Steve’a Tabera może zainteresować polskich pszczelarzy nie tylko dlatego, że był wielkim badaczem i genetykiem pszczół, lecz również dlatego, że miał liczne i różnorakie powiązania z niektórymi polskimi ludźmi nauki, chociaż nie tylko z nimi.
Urodził się w 1924 roku w inteligenckiej rodzinie. Pomimo, że nie było w niej tradycji pszczelarskich (ojciec był doktorem geologii), to Steve od najmłodszych lat interesował się pszczołami, obserwując ich pracę nad porośniętymi bogatą roślinnością brzegami rzeki Broad w Columbii. W 1942 roku wstąpił do armii i służył jako nawigator w marynarce wojennej na samolotach patrolowych nad Pacyfikiem. Po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku zdemobilizowany wrócił na studia w Wisconsin, gdzie studiował entomologię uzyskując tytuł magistra entomologii w specjalności genetyka pszczół. Później pracował przez kilkanaście lat w placówkach naukowych Ministerstwa Rolnictwa USA na różnych stanowiskach, aby po przejściu na emeryturę założyć w Kalifornii zakład badawczy „Genetyka Pszczół”. Steve dużo podróżował, ponieważ intensywnie uczył pszczelarzy w całych Stanach, wykładał i uczestniczył w licznych konferencjach na całym świecie. Zmarł 22 maja 2008 roku w wieku 84 lat osieracając ośmioro dzieci i dwoje wnucząt.
Znany był jako badacz obdarzony niezwykłym zmysłem obserwacji i niesłychaną intuicją badawczą oraz z niekonwencjonalnych zachowań. Posłuchajmy, co powiedział o nim jeden z jego studentów: Steve Taber był najbardziej olśniewającym i cudownym ekscentrykiem-badaczem pszczół, jakiego kiedykolwiek mogłem poznać. Był również najlepszym nauczycielem, który nie tylko wykładał, ale pytał nas o wszystko. My wiedzieliśmy, że on przemyśli te pytania i ewentualne odpowiedzi, przetworzy je na kreatywne i konstruktywne problemy i następnego dnia przedstawi nam je. Równocześnie podczas swoich wykładów krzyczał, pohukiwał, przedrzeźniał inne osoby (czasem zwierzęta) i głośno, zupełnie swobodnie śmiał się. Pomimo takiego zachowania bardzo go lubiliśmy i szanowaliśmy, ponieważ uczył nas samodzielnego myślenia i rozwiązywania problemów.
Tak, to był wielki uczony i oryginał. Jak mówi o nim pani doc. dr hab. Zofia Konopacka, która była ze Stevem Taberem zaprzyjaźniona – Steve niezwykle przenikliwie potrafił postawić problem i po jego zasygnalizowaniu dalej się nim nie zajmował. Od tego byli inni. Np. zastanawiał się jak to jest, że pyłki jednych gatunków roślin są chętnie zbierane, a inne nie. Założył takie oto doświadczenie: podał pszczołom na osobnych płytkach sproszkowaną celulozę i jakiś pyłek chętnie odwiedzanej rośliny. Okazało się, że pszczoły pyłku celulozowego nawet nie tknęły. Natomiast po nasyceniu tej celulozy wyekstrahowanym olejkiem kwiatowym zaczęły go pobierać bez różnicy, w porównaniu z naturalnym pyłkiem. Wyniki tego badania ogłosił na Kongresie Apimondii w Pradze (1963 rok) i potem przestał się tym problemem zajmować. Inni naukowcy rzucili się, aby zbadać skład chemiczny owych olejków, ewentualnie opracować ich syntezę, ponieważ nasycenie nimi pożywienia zastępczego (tzw. namiastek pyłku) stwarzało szansę na intensywne pobieranie takiego pokarmu białkowego przez pszczoły.
Drugim przykładem intuicji naukowej Steve’a Tabera było rozwiązanie przez niego problemu zarażania rodzin pszczelich grzybicą wapienną (Ascosphaera apis) w celu wyselekcjonowania rodzin odpornych na tę chorobę. Okazało się, że proste posypywanie pszczół i plastrów zmielonymi mumiami zamarłego czerwiu pszczół lub ich opryskiwanie zawiesiną zarodników tej choroby nie przynosiło oczekiwanych rezultatów (najczęściej nie stwierdzano zwiększonej liczby chorych larw). Uczony rozwiązał problem w bardzo prosty i skuteczny sposób. Zmielone mumie dodawał do ciasta z pyłku kwiatowego i miodu, którym karmił pszczoły. Te z kolei przetwarzały ciasto miodowo-pyłkowe na pokarm dla starszych larw, który już był zarażony zarodnikami grzybicy i pszczoły karmiąc nim larwy – skutecznie je zarażały. Przy okazji tych badań Steve Taber określił dwojaką odporność rodzin pszczelich na grzybicę wapienną: higieniczno-sanitarną, która polegała na znajdowaniu przez pszczoły-opiekunki chorych, ale jeszcze żywych larw i wynoszeniu ich na zewnątrz ula. Mówi się tu o silnym rozwinięciu behawioryzmu higienicznego. Zatem nie dochodziło do dojrzewania grzybnii rozsiewania zarodników. Oraz fizjologiczną tzn. taką, przy której zarażane larwy nie chorowały (posiadały genetyczną odporność na grzybicę wapienną). Należy dodać, że również polska nauka nie stoi na uboczu tych badań, bowiem Zakład Pszczelnictwa w Puławach wyhodował odporną na tę chorobę linię pszczół o nazwie GR-1.
Takich przykładów o niezwykłym podejściu Steve’a Tabera do problemów naukowych
pani prof. Z. Konopacka podała mi znacznie więcej, lecz z braku miejsca nie przytaczam ich. Skoncentrujmy się na jego kontaktach z Polską i Polakami. Jednak, aby to uczynić ponownie musimy sięgnąć pamięcią do lat II wojny światowej. Myślę, że warto wspomnieć zmarłego 1 lipca 2008 roku Szczepana Pieniążka (w wieku 95 lat), który wprawdzie pszczelarstwem się nie zajmował, ale pośrednio odegrał olbrzymią rolę w jego rozwoju. Dlatego proszę o wybaczenie za to, iż ten akapit poświęcę temu wielkiemu uczonemu i Polakowi.
Szczepana Pieniążka wojna zastała na stażu na Cornell University w Ithaca, gdzie w 1942 roku na Wydziale Ogrodnictwa przyszły twórca Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach doktoryzował się i prowadził prace dydaktyczne i badawcze, aż do 1946 roku. Wówczas wraca do kraju i obejmuje Katedrę Sadownictwa na SGGW. Głównie za Jego staraniem, w 1951 roku powstaje Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach z Zakładem Pszczelnictwa w Puławach, obecnie Oddziałem Pszczelnictwa. Uczony miał zwyczaj mawiać do swoich studentów i współpracowników: Dochód sadownika jest odwrotnie proporcjonalny do liczby szczebli w drabinie, po której trzeba się wspinać, aby zebrać owoce. Rzeczywiście, dzięki niemu i jego współpracownikom mamy dzisiaj wspaniałe sady karłowych drzew owocowych, w których nakłady na zbiory owoców i zabiegi pielęgnacyjne są kilkanaście razy niższe w porównaniu do tradycyjnych sadów. Pomny tej nauki profesora, kilkadziesiąt lat później sparafrazowałem to powiedzenie i przekazałem je pszczelarzom w postaci: Dochód pszczelarza jest odwrotnie proporcjonalny do liczby rodzin pszczelich z nastrojem rojowym znajdujących się w pasiece.
Dla naszej opowieści wspomnienie o profesorze S. Pieniążku jest o tyle ważne, ponieważ nawiązał on w Stanach Zjednoczonych mnóstwo kontaktów, dzięki którym mógł później z Polski wysyłać tam na roczne staże młodych ludzi różnych specjalności, między innymi pracujących w pszczelarstwie. Na takich stażach przebywali również pan prof. dr hab. Jerzy Woyke, pani doc. dr hab. Zofia Konopacka oraz pan prof. dr hab. Wojciech Skowronek i tam w USA spotkali się po raz pierwszy z prof. Stevem Taberem. Powstały przyjazne relacje między naukowcami. Pan prof. Jerzy Woyke pracował razem z St. Taberem na przełomie 1958/1959 r. Zakładzie Hodowli Pszczół, Departamentu Rolnictwa USA w Baton Rouge w stanie Lousiana. Prowadzili badania nad wychowem matek i ich sztucznym unasienianiem. W tym czasie pracował tam również słynny uczony, dr O. Mackensen. Natomiast pani docent Z. Konopacka prowadziła z nim ożywioną korespondencję, wymieniając się z nim swoimi doświadczeniami. Znali się również z licznych międzynarodowych konferencji naukowych i kongresów Apimondii. W tym miejscu należy się czytelnikowi wyjaśnienie, że w danej dziedzinie badawczej kilkudziesięciu, lecz nie więcej jak stu najwybitniejszych ludzi nauki z całego świata zna się bardzo dobrze i wie nawzajem o prowadzonych badaniach naukowych prawie wszystko. Nie inaczej było ze Stevem Taberem i obydwojgiem naszych Profesorów.
Prof. J. Woyke wraz z St. Taberem prowadzili razem dwa międzynarodowe kursy genetyki i hodowli pszczół. Pierwszy raz w Szwecji w 1988 a drugi raz w Danii w 1993 r. O jego ekscentryczności świadczy to, że gdy jeden z uczestników kursu przysnął, to Steve rzucił w niego pękiem kluczy trzymanym właśnie w ręku.
Steve Taber był dwa razy w Polsce. Pierwszy raz z okazji Kongresu Apimondii w Pradze w 1963 roku. Wówczas to prof. Woyke uczestniczący w tym kongresie wraz z żoną, zaprosili Steva z jego żoną Martą, do Polski i przywieźli ich swym samochodem z Pragi do Skierniewic. Tam wówczas mieścił się zarówno Instytut Sadownictwa jak i Zakład Pszczelnictwa SGGW. przyjechał Steve pojechał również do Zakładu Pszczelniczego w Puławach oraz odwiedził kilkanaście pasiek w terenie. Był też gościem specjalnym pana prof. Jerzego Woykego. Drugi raz przyleciał do Warszawy na kolejny Kongres Apimondii w 1987 roku.
W międzyczasie młoda pszczelarka ze Śląska nawiązała kontakt listowny z uczonym. Ożywiona korespondencja trwała kilka lat, w końcu spotkali się na Apimondii w Warszawie. Warto dodać, że pani Lidia niezależnie od swoich zainteresowań pszczelarstwem, świetnie znała język angielski i to niewątpliwie ułatwiało kontakty z obcokrajowcami. On był już po rozwodzie ze swoją drugą żoną, dlatego przy osobistym poznaniu się w Warszawie nie było z jego strony żadnych przeszkód formalnych, aby móc poważnie zainteresować się inną kobietą. Z Warszawy pojechali na Śląsk, gdzie pani Lidia pokazała Jemu nie tylko swoją pasiekę, lecz również na życzenie uczonego pojechali do Kluczborka do Muzem ks. dra Jana Dzierżona, a także do Łowkowic i Maciejowa. Po jakimś czasie pojechali razem na południe Francji do przyjaciela Steve’a, przedsiębiorcy-pszczelarza, pana Johna Kefussa, gdzie w małej miejscowości Villebrumier, 40 km od Tuluzy, Steve założył własną pasiekę i hodowlę matek pszczelich, gdzie wraz z Johnem prowadził dalsze badania naukowe. Wkrótce potem ożenił się z panią Lidią i zamieszkali we Francji. Jednak pani Taber przytrafiło się wielkie nieszczęście – dostała uczulenia najwyższego stopnia na jad pszczeli i nie mogła mężowi w żaden sposób być pomocna w prowadzeniu badań. Jednak myślę, że nie to było główną przyczyną ich rozstania, a raczej przyczyniły się do tego nieco jednak odmienne kultury i kraje w jakich się wychowali. Musimy zrozumieć, że zupełnie czym innym jest podziw dla uczonego-ekscentryka, nie uznającego żadnych konwenansów, a zupełnie czym innym jest dzielenie z nim życia – dzień po dniu i godzinę po godzinie, w przyjaznej co prawda obcokrajowcom Francji, ale jednak z dala od ojczyzny i kraju, który tak naprawdę uważamy za swoje miejsce na Ziemi. Byłoby to ciężkie doświadczenie dla każdej kobiety, lecz musiało być szczególnie trudne dla przywiązanej do polskiej obyczajowości, kulturalnej, starannie wykształconej, mądrej kobiety, jaką jest pani Lidia. W 1996 roku Państwo Taber rozstali się. On wrócił do USA i zamieszkał w Południowej Karolinie, blisko miejsca, gdzie się urodził, ona do swojej mamy w Polsce. Pani Lidia Taber jest teraz lektorem języka angielskiego i autorką dwóch książek poświęconych językowi angielskiemu przeznaczonych dla nauczycieli, studentów i młodzieży szkolnej. Państwo Taber nadal utrzymywali przyjazne relacje, naprzód listowne, później już przy pomocy poczty elektronicznej, lecz już nigdy potem się nie spotkali. Przecież On tak naprawdę przez całe życie był wierny tylko jednej, jedynej i prawdziwej miłości – pszczołom.
P.S. Pragnę szczególne podziękowania złożyć p. Lidii Taber i p. doc. dr hab. Zofii Konopackiej, za szczere, odważne i szerokie wypowiedzi dotyczące zmarłego amerykańskiego uczonegopszczelarza – Steve Tabera.
dr inż. Maciej Winiarski