Więcej niż miód – wywiad z Markusem Imhoofem
O filmie
Więcej niż miód to szósty film w karierze szwajcarskiego reżysera Marcusa Imhoofa. To ciekawy przykład przyrodniczego eseju filmowego, pokazującego świat pszczół oraz sposób, w jaki one funkcjonują. Praca nad filmem trwała aż pięć lat, a zdjęcia kręcono przez 2 lata przy użyciu specjalistycznego sprzętu: mikroskopowych kamer, małego helikoptera z podwieszoną kamerą oraz kamery digital high speed Phantom HD. Dzięki temu powstał doskonały pod względem jakości zdjęć obraz, olśniewający poemat, przypominający dokumentalne science-fiction w stylu słynnego Mikrokosmosu Claude’a Nuridsany’ego i Marie Pérennou. Budżet filmu wyniósł 2 miliony euro.
O reżyserze
Markus Imhoof – urodzony 19 sierpnia 1941 roku w szwajcarskim Winterthur. Jego ojciec był profesorem na wydziale Germanistyki i Historii w Technical University w Winterthur. Matka była nauczycielką angielskiego. Studiował na wydziale Literatury, Sztuki i Historii Uniwersytetu w Zurychu. Pracował jako asystent Leopolda Lindtberga w Schauspielhaus w Zurychu. W latach 1969–1977 był członkiem Swiss Film Commission. Wykładał w Szkole Filmowej w Mediolanie, Akademii Filmowej w Berlinie, i Uniwersytecie Filmowym w Zurychu. Był również członkiem berlińskiej Akademii Sztuki i Academy of Motion Picture Arts and Sciences. Intensywnie podróżuje, głównie do USA, Meksyku, Wenezueli, Chin i Indii. Na stałe mieszka w Berlinie.
Wywiad z reżyserem
– Skąd u Pana zainteresowanie pszczołami?
Od ponad stu lat są one obecne w życiu mojej rodziny. Mój dziadek był pszczelarzem. Miał fabrykę i duży ogród z drzewami owocowymi. Tam było jak w raju. Poza tym moja córka i zięć są naukowcami i badają pszczoły w ramach naukowego projektu realizowanego przez University of Western Australia. Jestem więc na bieżąco. Mało kto wie, że jedna trzecia tego, co jemy powstała dzięki pracy pszczół. To jeden z najbardziej zapracowanych gatunków zwierząt. Poza tym pszczoły fascynują mnie nie tylko pracowitością, lecz również inteligencją i umiejętnością wzajemnej współpracy.
– Wierzy Pan w teorię Einsteina, że jeśli pszczoły wyginą ludziom zostaną 4 lata życia?
Tak. Bez względu na to, co powiedział Einstein, jego teoria pokazuje jak ważne dla natury są pszczoły. To zapylacze wszystkiego, co lubimy jeść i co żyje. W Szwajcarii zanotowano ostatnio 70% ubytek pszczół. W USA 30%, podobnie w Niemczech. To zaczyna być coraz poważniejsza sprawa.
– Co Pan sądzi o ręcznym zapylaniu?
To tylko wizja, którą przedstawiłem w filmie jako alternatywę na to, co się stanie, jeśli pszczoły wyginą. Odwiedziłem cztery gospodarstwa w Chinach, w których wykonuje się ręczne zapylanie, głównie przez kobiety. Ale to się do końca nie sprawdza. Pszczoły są w tym najlepsze.
– Jak opisałby Pan technikę pracy przy tym filmie?
Zbliżenia, śledzenie pszczół, zdjęcia kamerą mikroskopową wewnątrz uli… Chciałem pokazać jak one żyją. W Wiedniu mieliśmy studio z pszczołami i olbrzymie pole z piętnastoma ulami, gdzie żyły pszczoły różnej rasy. To tam przez dwa miesiące kręciliśmy zdjęcia kamerą mikroskopową, a pomagał nam „zaklinacz pszczół”, który opiekował się nimi i wybierał odpowiedni moment. Mieliśmy do dyspozycji bardzo nowoczesne endoskopowe mikrosoczewki, zazwyczaj używane przy operacjach medycznych, jak również mały helikopter ze specjalną kamerą do zdjęć kręconych podczas lotu. W ulach kręciliśmy zdjęcia w tempie 70 ujęć na sekundę, czyli trzy razy wolniej niż zazwyczaj, więc rzeczywiście można wyraźnie zobaczyć co się tam dzieje. W innym wypadku nie byłoby to możliwe. Zdjęcia w dali kręciliśmy kamerą digital high speed Phantom HD, którą można nakręcić 300 klatek na sekundę, dzięki czemu mogliśmy pokazać ruch pszczół. Z kolei do zdjęć w zwolnionym tempie potrzebne było dużo światła. Oczywiście nie chcieliśmy nagrzewać pszczół, więc wymyśliliśmy lustra, które odbijały światło, ale nie produkowały dużo ciepła.
– Trudno było znaleźć ekipę do współpracy przy tym filmie?
Członkowie ekipy musieli mieć określone umiejętności i cierpliwość, bo film kręciliśmy przez ponad dwa lata. Same zbliżenia w studio kręciliśmy przez 35 dni. Zdjęcia plenerowe kręcił Atilla Boa, który miał doświadczenie w pracy z pszczołami i zbudował sobie specjalne okulary w masce, którą sam nosił. Część dokumentalną sfilmował Jörg Jeshel, a pierwszym jego zadaniem było sfilmowanie pszczoły-zabójczyni, która go zaatakowała i użądliła w nos.
- Ile czasu zajęło Panu napisanie scenariusza i nakręcenie tego filmu?
Pięć lat. W ciągu dwóch lat mieliśmy aż 100 dni zdjęciowych, co jest niezłym wynikiem jak na film dokumentalny. Każde ujęcie z pszczołami kręciliśmy tylko raz. Najlepszą porą na zdjęcia była wiosna, bo wówczas pszczoły mają najwięcej pracy i najwięcej się dzieje. Najlepszy czas to połowa lutego, gdy kwitną migdałowce. Jeśli przegapisz ten moment musisz czekać kolejny rok. Podróżowaliśmy z miejsca na miejsce, aby złapać najlepsze ujęcia.
– Jak powstał scenariusz do tego filmu?
Pomocne okazało się moje doświadczenie w pracy przy filmach fabularnych. Zależało mi na szczegółowym zaprezentowaniu kilku bohaterów tak, aby widz mógł się z nimi utożsamić emocjonalnie. Każda scena pokazana musiała być z punktu widzenia nie tylko ludzi, lecz również pszczół. Chciałem, żeby to pszczoły były głównym bohaterem tego filmu. Dlatego tak ważne były zbliżenia. Pszczoły miały być piękne. Zależało mi, aby widzowie nie bali się pszczół, a się z nimi identyfikowali.
– Pszczoły są w tym filmie tak piękne i doskonale sfilmowane, że czasami wydaje się nawet, że filmował Pan atrapy...
Kiedy mój producent zobaczył ile wynosi budżet, zaproponował, abyśmy zbudowali sztuczne pszczoły w 3D, które zrobiłyby wszystko to co prawdziwe, kosztowałyby mniej i nie użądliłyby nikogo. Ale odrzuciłem ten pomysł. Nie mógłbym wtedy pokazać jak pszczoły naprawdę latają i się zachowują, dlatego wszystkie pszczoły w tym filmie są prawdziwe. Bardzo długo pracowaliśmy nad wymyśleniem sposobu komunikacji, nad opracowaniem pszczelego języka, za pomocą którego moglibyśmy porozumiewać się z pszczołami i je kontrolować. To wymagało cierpliwości. Nie byłoby to możliwe bez zaklinaczy pszczół. Ekipa składała się z dwóch zespołów – jeden zajmował się kręceniem filmu, a drugi – pszczołami.
– Długo trwało kręcenie poszczególnych scen?
To zależy od rodzaju ujęcia. Scenę zapłodnienia królowej kręciliśmy aż 10 dni.
- Ile trwał montaż?
Ponad rok.
– Pszczoły czy ludzie – kto jest trudniejszy we współpracy?
Pszczelarze zaakceptowali mnie z powodu mojego dziadka i córki. Ale pszczołom nie da się tego powiedzieć. Nie da się im rozkazywać, trzeba być cierpliwym. Językiem pszczół jest zapach, więc uwodziliśmy pszczoły za jego pomocą. W tym przypadku zaklinacze pszczół mieli naprawdę co robić.
– Jako wnuk pszczelarza dorastał Pan z pszczołami. Czy dlatego zdecydował się Pan nakręcić film o ich masowej zagładzie?
Gdy przez lata pracowałem nad scenariuszem o oszustwie dochodziły do mnie wiadomości na temat masowej śmierci pszczół. Odkąd moja córka i zięć są badaczami pszczół jestem dobrze poinformowany w tej materii. Musiałem zrobić ten film, bo to poważny problem – pszczoły same do mnie przemówiły.
– W jaki sposób dotarł Pan do pszczelarzy?
Przede wszystkim odwiedziłem moją córkę w Australii, która ma dobre kontakty z pszczelarzami na całym świecie. To było bardzo pomocne. Podróżowałem po całym świecie z małą kamerą Sony. Robiłem zdjęcia i rozmawiałem z pszczelarzami.
– Jak pszczelarze podchodzą do problemu masowej zagłady pszczół? Czy traktują miód tylko jako produkt przemysłowy?
Amerykański pszczelarz, który pojawia się w moim filmie kocha pszczoły, bo pszczelarstwo to u niego tradycja rodzinna. Ale z drugiej strony jest twardym biznesmenem i akceptuje wysyłanie swoich pszczół na plantacje, gdzie są one narażone na opryskiwanie pestycydami. Ciekawe jest to, że on doskonale zdaje sobie sprawę z konsekwencji, ale nie jest w stanie zatrzymać tego okrutnego cyklu. Plantacje stają się fabrykami. Paradoksalnie pszczoły znajdują lepsze i zdrowsze dla siebie jedzenie w miastach aniżeli na wsiach.
– Uważa Pan, że po obejrzeniu tego filmu ludzie traktować będą pszczoły w inny sposób?
Moim celem było wzbudzenie emocji i ciekawości. Chciałem, aby ludzie zastanowili się kto jest antagonistą: pszczoły czy ludzie.
– Pana film zachęca ludzi do działania na rzecz ochrony pszczół.
Każdy może coś zrobić w tym kierunku. Każdy z nas ma wpływ na ekologię i środowisko. Konsumenci mają w tym systemie olbrzymią moc. Mogą po prostu przestać kupować produkty, które szkodzą środowisku i im samym. Pszczoły żywią się nektarem kwiatów. Co ciekawe, pszczoły w miastach mają się lepiej niż na wsiach, bo spaliny są mniej toksyczne niż pestycydy. Choć z drugiej strony mieszkańcy miast je kupują i wlewają do kwiatów na balkonach, ogródkach działkowych, a to staje się niebezpieczne dla pszczół. To samo dzieje się więc na wielką i mniejszą skalę.
– Czy instytucje państwowe występują w obronie pszczół?
Każde państwo ma swoje instytucje zajmujące się pszczołami. Na szczęście jednak zwykli ludzie zaczęli też myśleć inaczej. W kwietniu 2013 roku odbyło się referendum w Europarlamencie na rzecz zakazu stosowania najniebezpieczniejszych dla pszczół pestycydów. Pierwsze nie przeszło, a drugie – miesiąc później – zakończyło się sukcesem. Musimy pamiętać, że pszczoły zajmują na liście najbardziej zapracowanych zwierząt trzecie miejsce – za bydłem i świniami. Trudno jest zrozumieć dlaczego rolnictwo, dla którego pszczoły to podstawa, stanowi dla nich największe zagrożenie.