Bzykające hobby.
15.08.2012
Następny dzień dobry na to, żeby odymiać. Kilka dni wcześniej podawałem znowu syrop. Nie mam przekonania do tych gotowych preparatów przywożonych nie wiadomo skąd. Te moje obawy częściowo potwierdziły się w pasiecie Stanisława. Nikt nie mówi, że to wina syropów. Zbieg okoliczności – owszem.
Kilka lat z rzędu nic się nie działo, podał i stało się. Padło mu jakieś 20 uli. Zniknęły, padły, przestały działać.
Odymianie to beznadziejna robota. Tak jak mówił Stanisław: wiatr, kapsle potrafią się bardzo rozgrzać i przykleić do podstawy ula. Nie mogę ich potem wyciągnąć. Trochę mam obawy, bo natychmiast mnie atakują. Niesamowite, że długi drut potrafią kojarzyć z twarzą gościa siedzącego naprzeciw ula i że to on właśnie jest źródłem ich zmartwienia.
Dzisiejszego dnia odymiłem jedynie trzy ule. W pozostałych, albo gasła tabletka, albo nie mogłem jej z jakiegoś powodu wsunąć przez wylotek. Wkurzyłem się. Muszę w najbliższym czasie pozakładać ograniczniki na wylotki. W wakacje otwory były powiększone w celu lepszej wentylacji. Teraz robi się chłodno i trzeba je nieco zmniejszyć.
Wnioski:
- Znowu Stanisław miał rację. Wiele przeszkód stoi na drodze zwykłej procedurze odymiania preparatem na warrozę.
19.08.2012
Znowu dokarmianie. Robię to delikatnie, zgodnie z zaleceniami nauczyciela. Matka jeszcze czerwi, więc jeśli większość ramek załadują podawanym cukrem nie będzie miejsca na czerw. Mam czas. W tamtym roku karmiłem do października. Było ciepło. Teraz już tak nie zrobię. Mówią, że w październiku będzie już zima. Ja pod skórą czuję łatwą zimę i wczesną wiosnę.
Dziwna sprawa. Mam jeden ul pusty. Przygotowany na ewentualne zasiedliny. Jak daję pszczołom syrop, to okazuje się że w tym ulu pojawia się cała masa pszczół. Może tam ktoś wlazł?
Drugi problem to ul niepomalowany. Mam wrażenie, że jest tam bardzo mało pszczół. Nalewam do niego syrop, bo szczególnie wtedy, gdy rozdaję jedzonko, właśnie w tym ulu robi się mały młyn. Chmara zwierzątek pojawia się przy wylotku. Krążą tuż przed ulem, więc pewnie są. Będę musiał przy najbliższej okazji zajrzeć. Czeka mnie jeszcze parę razy dokarmianie.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Wnioski:
- Podkarmiaczki można robić, gorzej je uszczelnić. W żadnym wypadku nie wolno tego robić woskiem. Pszczoły chcąc zaoszczędzić energii (na kg wosku idzie 2 kg miodu) zeskrobują wosk i wykorzystują do swoich celów. Potrafią nawet pogryźć drewno w jego pozyskiwaniu. Najlepszym uszczelniaczem jest steryna. Tego nie ruszają, nie mniej jest to trudny zabieg kończący się najczęściej tak jak u mnie – przeciekami.
- Nowe nie znaczy lepsze od starego. Nawet stare ule często lepiej się sprawdzają niż te niedawno zrobione.
30.08.2012
Dokarmianie. Teraz już się nie leją. Zajrzałem do ula niemalowanego. Jest pusty. Nawet jednej pszczoły. Nie będę go już dolewał, nie ma sensu. To co mogło się dziać to zwykły rabunek i tyle.
Wnioski:
- Istniej duże prawdopodobieństwo, że straciłem jeden cały ul. Raczej chyba niemożliwe, żeby uciekły lub wyroiły się w tym okresie. Podejrzewam tą nową super chorobę. Podobno w wyniku infekcji grzybiczej wielonarządowej tracą pamięć.
- Amerykanie zapodali sobie nowe mocne pszczoły z Australii.
- Europejczycy wierzą we wszystko co amerykańskie, Szwajcarzy i Francuzi sprowadzają super wydajne pszczoły ze Stanów.
- Amerykanie płaczą, że połowa pszczół im zniknęła z uli.
- Europejczycy martwią się ginięciem pszczół.
- Może ja sam przyczyniłem się do zniknięcia, wtedy, gdy zostały na noc, ta garstka w domu za szybą. Mogły wtedy zapomnieć!
5.09.2012
Dokarmianie i odymianie to coś, co na pewno niebawem polubię. Pozostało mi 7 aktywnych uli. Ten podzielony słomiany jest bardzo osłabiony, malutka rodzina. To ten sam, z którego przez nalot został zasilony niepomalowany ul. Jest to jednocześnie ta niedobra ciągle rojąca się rodzina, zresztą ostania, która przyszła w zeszłym roku.
Podobnie zachowują się u Stanisława. Nie chcą dawać miodu, ciągle się roją, trudno nad nimi zapanować. Rozmawiałem nawet na ich temat z mistrzem. Postanowił i całkiem rozsądnie według mnie, że utrzyma rój po to, żeby w następnym roku podmienić matkę. Na razie za bardzo głowy sobie tym nie łamię.
Za dużo wiadomości jak na jeden sezon. Potwierdza się więc teza „nie każde złoto co się świeci”. Dla pszczelarza przylot pszczół na jego pasieczysko to powód do dumy i wielkiej radości. Zawartość jednak darmowej przesyłki może nieść za sobą bardzo wiele niespodzianek.
O ile problemem jest tylko nadmierna rojliwość to ok. Gorzej, gdy wraz z paczką dostaniemy w prezencie jakąś paskudną chorobę.
Męczyłem się po raz kolejny z odymianiem. Znowu w kilku ulach wyszło, a w kilku nie. Martwi mnie taki stan rzeczy. Jakby powtórka z poprzedniego roku z tą różnicą, że w tamtym były czyste, a w tym są dowody na chorobę.
Byłem akurat na bazarze. Stanisław siedział jak zwykle co tydzień w tym samym miejscu ze swoją produkcją. Trudno, żeby zjadł lub rozdał miód z całej swojej pasieki. Przywitaliśmy się bardzo serdecznie.
– Panie Robercie – zagadnął – będzie pan u siebie w sobotę?
– No jak zwykle – już się ucieszyłem, że znajdzie odrobinkę czasu.
– A podjadę do pana na chwilę, pokażę panu coś. Moja wspominała, że dzwonił pan, dopytywał o preparaty do odymiania.
– No oczywiście, ja będę na sto procent.
10.09.2012
Przyjechał jak zwykle punktualnie. W zasadzie, to czekał na mnie już u siebie na pasiece. Jak podjechałem wszystko miał przygotowane. Za sobą do samochodu wciągnął małą skrzyneczkę. Zawsze, gdy jechał do mnie ją zabierał. Taki niezbędnik pszczelarza wędrownika. Kapelusz, odymiacz, dłutko swoje i jakaś szmatka.
– Jak tam, wszystko przygotowane?
– Tak, oczywiście wszystko jest – dzisiaj po prawie rocznej szkole mogłem pozwolić sobie na pozytyw, ponieważ wszelkie potrzebne narzędzia natychmiast po wejściu na mój teren miałem w jednym miejscu, pod ręką.
Zanim Stanisław rozejrzał się po działce ja byłem już gotowy. Gotowy tym razem nie znaczy ubrany w kombinezon z rękawiczkami budowlanymi. Założyłem tylko kapelusz i uruchomiłem odymiacz.
– Dziś coś skromnie pan wygląda – uśmiechnął się – a gdzie pana kombinezon i rękawiczki? W zasadzie nie będzie nam to potrzebne – stwierdził widząc jak upycham próchno w małym pudełeczku.
– Nie? – spojrzałem zawiedziony.
– Tym razem nie. Przyjechałem pokazać panu mój nowy nabytek – zza pazuchy wyciągnął coś co przypominało fajkę, ale cybuch był plastikowy a końcówka nie okrągła tylko długa prostokątna i cieniutka – widzisz pan, kupiłem sobie coś takiego i mi przysłali.
– A co to?
– A proszę pana – był cały dumny – to jest odymiacz, ale do tabletek.
– To takie też są?
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
– I to by było na tyle – rzekł Stanisław.