Bzykające hobby.
Pierwsze dokarmianie. Stres.
Rozpuszczam 1 kg w 0,75 l wody. Podgrzewam wodę, bo łatwiej się rozpuszcza w gorącej. Syrop studzę. Nie, żeby był całkiem zimny, ale studzę. Ponieważ w tamtym roku nie zrobiłem im krzywdy dodając suszone jaskółcze ziele powtórzyłem zabieg. Na jedną szklankę daję garść suszu.
Zalewam wrzątkiem i całą szklankę po zaparzeniu dolewam do zawartości na wszystkie ule czyli do 8 litrów. Wywar robi się żółty. Tamten rok przezimowały nieźle, więc może i w tym roku będzie podobnie? Może przydałby się taki sam rytuał i w tym roku. Więc musiałbym odtworzyć całkowicie swoje zachowanie.
Ale przecież lata są zupełnie inne. Trzeba improwizować. Założyłem tylko kapelusz. Wziąłem podkurzacz. Zaniosłem cały wielki gar, do tego miarkę na 1,5 litra. Fajnie się z tego wylewa, to był mój pomysł na odmierzanie odpowiednich sprawiedliwych ilości. Każdy ul musi dostać tyle samo.
Wcale nie wiem, czy to do końca sprawiedliwe, bo jeden jest większy rój, drugi mniejszy powinien dostać inaczej. Pal licho.
Bałem się robić cokolwiek samemu przy pszczołach, ale nie wziąłem nawet rękawiczek. Skoro Stanisław może, dlaczego ja nie? Otworzyłem pierwszy ul. Problem. Okropny. Stawiam podkurzacz na ziemi pomny na niewielki pożar ostatnim razem. Zdejmuję daszek, jeszcze poduszka i już pszczoły.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Każdy następny ul otwierałem z większą swobodą. Rodziny pozwalały na więcej działania. Jestem szczęśliwcem. Jestem panem pszczół!