Prawo rozwoju rodziny pszczelej
Kiedy uczęszczałem do szkoły średniej i studiowałem, w czasie wakacji prowadziłem 50-pniową pasiekę mojego ojca na terenie województwa białostockiego. Osiągałem dobre wyniki, jeśli chodzi o ilość pozyskanego miodu, walczyłem skutecznie z rójkami i chorobami, przez dwanaście miesięcy miałem matki zapasowe.
Wydawało mi się, że jestem już dobrym pszczelarzem.
Tymczasem, po zmianie miejsca zamieszkania (województwo warszawskie) i wzięciu paru rodzin od ojca, doszedłem do wniosku, że mam kłopoty z prowadzeniem pasieki. Wątpliwą pociechą były analogiczne trudności sąsiadów pszczelarzy.
Zauważyłem, że głównym powodem niepowodzeń jest opóźnienie rozwoju rodzin pszczelich w stosunku do aktualnej bazy pożytkowej. Do braku satysfakcji z prowadzenia pasieki doszedł jeszcze czynnik ambicjonalny.
Zakopałem się w literaturze. Niby sporo wiedziałem, ale jeszcze nie wychodziło. Zrozumiałem, że problem tkwi nie tylko w sprawach ilościowych poszczególnych czynników mających wpływ na rozwój rodziny pszczelej, ale również we wzajemnych relacjach tych czynników.
Zacząłem mierzyć, ważyć, liczyć i analizować. Zaprzęgnąłem do działań nawet rachunek różniczkowy. Po latach dociekań i otrzymaniu wyników, okazało się, że warunki rozwoju rodziny pszczelej da się opisać przy pomocy zwykłej matematyki.
A korzystając z tego można pszczołami nieźle sterować, czyli mieć satysfakcję z prowadzenia pasieki w różnych warunkach florystycznych.
O co walczymy?
Każdy pszczelarz dąży do maksymalnych zbiorów, ale zbyt wielu pszczelarzy łatwo się usprawiedliwia, że sezon był nieudany z powodu czynników zewnętrznych – pogody itp. Rzadko który pszczelarz doszukuje się w porażce własnego udziału.
A znane porzekadło mówi, że szczęście sprzyja odważnym. Aby próbować odpowiedzieć na pytanie: o co walczymy, przywołajmy doświadczenie opisane w trzecim wydaniu „Hodowli pszczół” (Warszawa, 1972, str. 275).
Na wspólnym toczku ustawiono grupę rodzin 1-kilogramowych oraz drugą grupę 3-kilogramowych. Średnia miodu z pierwszej grupy (po sezonie) wynosiła 7 kg z rodziny, a z drugiej 49 kg. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby w drugiej grupie rodziny dały tylko po 21 kg.
Znaczy to, że 1 kg pszczół w rodzinie trzy razy większej przyniósł 2,3 razy więcej miodu niż taki sam kilogram pszczół w rodzinie mniejszej. Albo inaczej: po połączeniu każdych trzech rodzin 1-kilogramowych produkcja wynosiła by 2,3 razy więcej niż z rodzin niepołączonych.
Oznacza to, że jeżeli nie mamy rodzin w pełni rozwiniętych na dany wziątek, to „na własne życzenie” tracimy część zbiorów miodu.
Zastanówmy się, co można zrobić, aby zmniejszyć te straty. Po każdej porażce warto poznać jej przyczyny. Otóż z całym spokojem trzeba stwierdzić, że obecne trudności prowadzenia pasieki wynikają również ze zmiany struktur florystycznych w rolnictwie, a nawet w ekosystemie.
Czyli tak naprawdę, to nie tylko my pszczelarze jesteśmy odpowiedzialni za straty, jakie ponosimy. Niemniej my za nie płacimy. W takim razie warto opisać choćby powierzchownie charakter tych zmian.
Otóż przez stulecia do czasu po II wojnie światowej, w Polce jak i w Europie funkcjonowało w pszczelarstwie określenie wziątek główny. Pomijając nieraz znaczne różnice lokalne okres wziątku głównego trwał mniej więcej od połowy czerwca do końca lipca.
Najbardziej obfitą bazę nektarową stanowiły chwasty: ognicha, łopucha, chaber. To źródło było często wspierane przez nasadzenia lipy. Prawie w każdej wsi uprawiano grykę. W efekcie podczas wziątku głównego trudno było znaleźć miejsce bez zadowalających zbiorów.
Radykalna zmiana wziątków nastąpiła po II wojnie światowej.
Chemizacja rolnictwa w kolejnych dziesięcioleciach doprowadziła do całkowitego zniszczenia chwastów. Gryka jest uprawiana w enklawach. Większość nasadzeń lip zostało zlikwidowanych przy poszerzaniu dróg. Są to straty niepowetowane.
Zmiany te doprowadziły do likwidacji wielu pasiek. Dawniej w każdej wsi było kilku lub nawet kilkudziesięciu pszczelarzy. Dziś można spotkać wsie bez jednego ula. Jak gdyby w rekompensacie rolnictwo zaproponowało pszczelarzom inne, nowe źródła nektaru, mianowicie sady i rzepak.
Są to źródła o dużym potencjale nektarowym, ale mają dwie wady: nie są tak równomiernie rozłożone po kraju jak dawne źródła, a ponadto czas nektarowania sadów i rzepaku jest o wiele wcześniejszy niż w przypadku chwastów, lipy i gryki.
Czyli na dziś rodziny pszczele są jeszcze zbyt małe, aby wykorzystać tę nową bazę nektarową. Rozkład dawnych i nowych wziątków przedstawiony jest na rys. 1. Sady zakwitają w środkowej Polsce około 20 kwietnia, a rzepak przed połową maja. Natomiast tradycyjne wziątki rozpoczynały się przeszło miesiąc później.
Był sprawdzony zwyczaj, że nadstawki stawiano przed Janem (24 czerwca), a więc wtedy rodziny dochodziły do pełnego rozwoju (ul pełny pszczół) i zbiory były też „pełne”. Inaczej mówiąc: natura wypracowała zgodność podaży w czasie między bazą nektarową a popytem, czyli gotowością pszczół do jej wykorzystania.
Tymczasem cywilizacja załamała brutalnie tę zgodność. Co pozostaje? Albo poddać się i zrezygnować z prowadzenia pszczół (co wielu uczyniło), albo walczyć. O co? O to, żeby doprowadzić rodziny pszczele do pełnego rozwoju na spodziewany wziątek, właśnie ten wcześniejszy od dawnego – głównego. Czy jest to możliwe? Spróbujmy.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Wszystkie i tylko one decydują o tempie rozwoju rodziny pszczelej. Dlatego w następnej części artykułu zajmiemy się wyłącznie tymi czynnikami. Cdn.
Jerzy Tombacher