Kto nam pomoże ?
Jakie jest znaczenie pszczół w gospodarce, my pszczelarze wiemy najlepiej. Dla nas pszczoły oznaczają kontakt z naturą, oderwanie się od wyczerpującej pracy i problemów dnia codziennego.
To również miód z własnej pasieki, a dla niektórych uzupełnienie budżetu domowego. Dla całkiem nielicznych są podstawą utrzymania, jednym z najspokojniejszych i najprzyjemniejszych zawodów świata, a to dlatego, że tak naprawdę pracują pszczoły, a pszczelarz się tylko nimi opiekuje.
Dla społeczeństwa i dla gospodarki narodowej pszczoły to miliony złotych czy euro odebrane jako zwyżka plonów dzięki zapylaniu. Tej pracy pszczół nikt nie liczy, żaden ekonomista z tego czy innego ministerstwa nie wie, że gdyby nie pszczoły i pszczelarze kraj nasz byłby biedniejszy, a problemy gospodarcze i społeczne jeszcze większe.
Dla ludzkości pszczoły oznaczają ratowanie zniszczonego środowiska. O tej roli pszczół nie wie nikt oprócz pszczelarzy uporczywie utrzymujących swoje pasieki na terenach zdegradowanych przez przemysł i intensywne rolnictwo. Pszczelarzy często niechętnie widzianych przez część społeczeństwa, w najlepszym wypadku traktowanych z przymrużeniem oka, jak traktuje się niepotrzebnych dziwaków.
Zresztą tak jest nie tylko u nas. Także w krajach o lepiej rozwiniętej gospodarce ogół społeczeństwa wie o pszczołach niewiele więcej. Co prawda większa jest...
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Oczywiście każdy, kto na bieżąco śledzi wydarzenia gospodarcze w naszym kraju powie, że działania takie są, tylko nie wszyscy się nimi interesują. To prawda, mamy kilka programów wsparcia. Agencja Rynku Rolnego realizuje „Krajowy Program Wsparcia Pszczelarstwa”.
Umożliwia on refundację kosztów poniesionych na prowadzenie pasiek. Są to szkolenia, zakup leków przeciwko warrozie, zakup matek i odkładów, zakup przyczep do przewozu uli, analiza jakości miodu i prowadzenie badań naukowych na rzecz pszczelarstwa.
Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wesprze także rolników pragnących rozbudowywać swoje gospodarstwa w celu podjęcia dodatkowej działalności, na przykład pszczelarskiej, oraz gospodarstwa niskotowarowe.
Jednak żeby skorzystać ze środków wsparcia będących w dyspozycji ARiMR, trzeba być „pełnoprawnym” rolnikiem, a więc posiadać ziemię i ubezpieczać się w KRUS-ie przynajmniej trzy lata. Z kolei oferta ARR skierowana jest do przedsiębiorców, firm, grup producenckich i organizacji pszczelarskich.
A przecież 95% pni pszczelich w Polsce jest w rękach amatorów, wśród których tylko niektórzy to rolnicy. Czyżby o nich zapomniano? Oczywiście nie, mogą korzystać z refundacji kosztów zwalczania warrozy i zakupu matek oraz wystąpić o dofinansowanie zakupu przyczepy, wykorzystując do tego struktury posiadających osobowość prawną Rejonowych Związków Pszczelarzy.
Mogą wziąć udział w szkoleniach czy wreszcie wykorzystać wyniki badań naukowców, którzy bez wsparcia unijnego pewnych prac badawczych nie wykonaliby.
Mogą i na pewno skorzystają, ale czy dla wszystkich wystarczy matek i pakietów z uznanych pasiek hodowlanych? Dofinansowanie zakupu leków na warrozę ucywilizuje walkę z tą chorobą i wyprowadzi z naszych pasiek osławiony Klartan, ale czy spowoduje wzrost liczby pni?
Szkolenia podniosą poziom wiedzy, ale czy uzyskanie przez pszczelarza dyplomu czeladnika albo mistrza jest bodźcem do powiększenia pasieki? Czy w końcu każdemu potrzebna jest specjalistyczna laweta do prowadzenia wędrówek?
Otóż nie i mimo że pomoc w skali naszego kraju wyniesie pewnie kilka milionów złotych, nie spowoduje masowego zakładania nowych pasiek i rozbudowy istniejących. Nie przybędzie...
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Oczywiście wpłynęły na to także inne czynniki, z których bardzo ważne okazały się wysoka cena na produkty pszczele i nieograniczone na nie zapotrzebowanie. Gdyby jednak zabrakło cukru, pszczelarstwo podupadłoby całkowicie, a pamiętajmy, że były to lata pierwszego ataku warrozy na nasze pasieki. Mimo to pszczelarstwo miało się nieźle, co wspomina wielu pszczelarzy.
Dzisiaj mamy inne zagrożenia. Choć cukier można kupić w każdym sklepie, trudniej za to sprzedać miód. Cena cukru nie odzwierciedla kosztów jego produkcji i jest od nich kilkakrotnie wyższa. Cena miodu natomiast rzadko rekompensuje nakłady poniesione na prowadzenie pasieki.
Ponieważ produkcja cukru jest ściśle regulowana, a chodzi o to, by nie było go za dużo, musi być drogi. Nie bardzo wiadomo kto na tej drożyźnie zarabia, na pewno nie plantatorzy buraków czy pracownicy cukrowni. W Unii Europejskiej nie jest jednak przewidziane wspieranie pszczelarstwa przez „zasilenie” jego rozwoju tańszym cukrem.
A szkoda, ponieważ na zachodzie Europy, w krajach o klimacie podobnym do naszego pogłowie pszczół spada. Wzrasta za to w krajach południa Europy, gdzie cukier do prowadzenia pasiek nie jest potrzebny. Przydziały tańszego cukru dla pszczelarzy mogłyby ożywić pszczelarstwo europejskie.
Przy realizacji takich przydziałów nie należałoby się obawiać nadużyć, bowiem w krajach „Starej Unii” dokładne rejestry pasiek prowadzone są od lat i przez lekarzy weterynarii, i przez związki branżowe. Dlatego ta forma wspierania pszczelarstwa stosowana z dobrym skutkiem w Polsce od ponad trzydziestu lat mogłaby być naszym wkładem w rozwój nowoczesnej Europy.
Nietrudno wyliczyć, jak korzystnie wzrost pogłowia pszczół wpłynąłby na rozwój gospodarczy krajów europejskich. Niestety, przyjęliśmy model zachodni i zamiast cukru dla pszczół mamy Biuro Cukru, które dla nas pszczelarzy jest mniej życzliwe niż kiedyś Biuro Polityczne.
Sławomir TrzybińskiPoglądy prezentowane w „Felietonach z podkurzaczem” nie zawsze są zgodne ze zdaniem redakcji.