ZGODA BUDUJE ...
Nas pszczelarzy, miłośników i znawców przyrody, szczególnie zachwyca niezwykła harmonia panująca między rozlicznymi gatunkami roślin i zwierząt występującymi w naturze. Idylla ukwieconej, wiosennej łąki czy letniego pachnącego lasu zapraszającego na jagody i maliny zachęca do powrotu do natury, do pierwotnego, niczym niezmąconego spokoju. I tylko wnikliwy obserwator zauważy, że jest to spokój pozorny.
Dla nas zabieganych w pogoni za swoimi sprawami, zajętych całymi dniami, a czasem nawet nocami, walką o byt, o bezpieczne jutro , a głównie o pieniądze, ta kwitnąca łąka wygląda na oazę spokoju.
Latające motylki, ważki, brzęczące pszczoły, kołyszące się na wietrze źdźbła traf- to wszystko, stworzone dla nas, by dać nam odetchnąć, kipi przecież swoim życiem nie mniej nisz nasze. Na dotatek tam cena za chwile wahania, nieuwagi czy nieostrożności jest śmierć. Na motylki i ważki polują drapieżne jaskółki , dla nas symbole ciepła domowego. Żuczki, gąsienice i dżdżownice zjadane są bez pardonu przez żaby, ryjówki, krety i myszy.
Te z kolei pożerane są, czasem nawet żywcem, przez tak lubiane przez nas bociany. Słabsze rośliny tłamszone są przez inne, silniejsze gatunki, te z kolei zjadane są przez zwierzęta. Jednym słowem panuje tu ciągła walka o byt.
Nie inaczej dzieje się w przypadku pszczół. Narażone są one na ataki chorób, szkodników i jawnych wrogów, takich jak szerszenie czy ptaki. Największym jednak wrogiem i konkurentem rodziny pszczelej jest druga rodzina. W naturze pszczoły słabe, mniej zapobiegliwe, nie radzące sobie ze zgromadzeniem wystarczających zapasów, nie przeżywały zimy. Ich miejsce zajmowały inne, bardziej aktywne, pracowite, a także bardziej agresywne. Te bowiem potrafiły obronić się przed niedźwiedziem, kuną, dzięciołem, a później i człowiekiem.
Oczywiście dylematy te zanikły po zajęciu się chowem pszczół przez ludzi. Nasze pszczółki są podwożone na pożytki, dokarmiane na zimę i w okresach bezpożytkowych, zabezpieczone przed szkodnikami i nie chorują, bo każdą chorobę pszczelarz zdusi w zarodku. Jeżeli któraś rodzina jest słaba, wystarczy wymienić w niej matkę, by po góra dwóch miesiącach dogoniła ona resztę pasieki.
Jednak chwila nieuwagi spowodowana wyjazdem, urlopem, spiętrzeniem innych prac czy chorobą pszczelarza wystarczy, by natura przypomniała o swoich bezwzględnych prawach. Widać to po nakarmieniu pszczół na zimę. Wszystkie rodziny dostały tyle samo pokarmu, miały podobnie ułożone gniazda, zmniejszone wylotki, tymczasem okazuje się, że w jednym ulu owszem, są pszczoły, matka i czerw, ale zapasów ani śladu. Dlaczego? Otóż okazuje się, że inne pszczoły niepostrzeżenie wynosiły pokarm (tzw. cichy rabunek).
Ponieważ nie było masowego ataku na tę rodzinę, pszczelarz nic nie zauważył, a teraz ma kłopot. W tej sytuacji można ratować pszczoły, zaopatrując je w plastry z przerobionym zapasem i przewożąc w inne miejsce. W przeciwnym razie rabunek będzie trwał nadal i za parę tygodni rodzina znów będzie głodna. Albo inny przykład. Po zakończeniu pożytków i ostatnim miodobraniu pszczoły trzeba podkarmić. Ale nim do tego przystąpimy, minąć może parę dni, bo trzeba odwirować miód, wstawić podkarmiaczki, przygotować syrop itd. Przed karmieniem przeglądamy jeszcze rodziny, by pozabierać zbędne plastry i sprawdzić obecność matek.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Sławomir Trzybiński.
Poglądy prezentowane w „Felietonach z podkurzaczem” nie zawsze są zgodne ze zdaniem redakcji.