Nasze problemy
Dobroczynny wpływ pszczelarstwa na wiele dziedzin życia jest nam – pszczelarzom od dawna znany. Bez obaw możemy informować, i robimy to zresztą coraz skuteczniej, pozostałą część społeczeństwa o niezwykłym oddziaływaniu pszczół na środowisko naturalne, na plonowanie roślin owadopylnych, a także o zbawiennym wpływie produktów pszczelich na nasze zdrowie, o ich walorach odżywczych i leczniczych.
Czynią tak zarówno osoby będące uznanymi autorytetami naukowymi z dziedziny pszczelnictwa, rolnictwa i biologii, jak i działacze organizacji pszczelarskich oraz zwykli pszczelarze. Bardzo cieszy każdego z nas przyłączenie się do tej akcji niektórych popularnych dziennikarzy oraz prezenterów telewizyjnych i radiowych. Dwa ciepłe zdania o miodzie wypowiedziane przez ulubieńca telewidzów i słuchaczy, prezentującego chociażby prognozę pogody, to najlepsza reklama, o której inni lobbyści czy handlowcy mogą tylko pomarzyć.
Nie bez znaczenia jest fakt, że działania te mają prowadzić nie tylko do zwiększenia dochodów producentów miodu przez wzrost sprzedaży. Pośrednie efekty rosnącego zainteresowania produktami naturalnymi, w tym także pszczelimi, przez szeroką grupę konsumentów to przede wszystkim poprawa zdrowia, wydłużenie życia czy odsunięcie zagrożenia wieloma chorobami. Bez zbytecznej przesady powiedzieć można, że dziesięć złotych wydane dzisiaj na słoiczek dobrego polskiego miodu, to sto złotych zaoszczędzone za dziesięć lat na lekach. Ale zwiększone spożycie miodu w społeczeństwie to także szansa na odbudowę pasiek i wzrost liczby rodzin pszczelich w Polsce.
To z kolei będzie miało niebagatelny wpływ na całe środowisko naturalne. Do tego dochodzi jeszcze poprawa opłacalności prowadzenia pasiek istniejących i możliwość zakładania nowych, a zwiększenie liczby pszczelarzy, to przy panującym obecnie bezrobociu rzecz bardzo ważna.
Fot. Rafał Krawczyk, Janusz Pudełko
Wydawać by się mogło, że przed pszczelarzami, tymi obecnymi i przyszłymi, rysuje się jasna przyszłość. Mogłoby tak być, gdyby nie piętrzące się trudności na naszej drodze. I nie chodzi wcale o zwyczajne problemy, takie jak drobne kradzieże, lokalne podtrucia pszczół czy anomalia pogodowe. Z tym my – pszczelarze poradzimy sobie, a to przez podnoszenie kwalifikacji czy też wzajemną pomoc i działania zespołowe. Znacznie większą wagę mają dwie inne sprawy, które chciałbym zasygnalizować.
Pierwsza to brak skutecznych, relatywnie tanich i ogólnie dostępnych środków przeciwko warrozie. Wyleczenie tej choroby metodami biologicznymi i mechanicznymi, szczególnie w większej pasiece, jest niemożliwe. W bieżącym roku, na skutek bałaganu i niekompetencji urzędników, pszczelarze pozbawieni zostali skutecznych lekarstw.
Nasze pszczoły jednak przeżyją i to głównie dzięki nielegalnym producentom i importerom leków niedopuszczonych do stosowania, słusznie poniekąd, przez instytucje do tego powołane. Co ciekawe, środki te są wielokrotnie tańsze i wygodniejsze w użyciu od legalnych, których zresztą przeciętny pszczelarz nie miał gdzie kupić.
Drugi problem, znacznie poważniejszy, bo nie rozwiążemy go Klartanem rozcieńczanym w kuchni czy Gabonem przemycanym od zaprzyjaźnionych pszczelarzy z Czech, to ogromna podaż „złego” miodu w handlu detalicznym. Produktu oferowanego konsumentom po cenie bardzo atrakcyjnej, ale nie mającego z miodem pszczelim, a tym bardziej z polskim, nic wspólnego. Prawdziwy miód przegrywa konkurencję z oszukańczym produktem oferowanym coraz powszechniej w sklepach.
Mechanizm jest prosty. Klient skuszony ceną kupi taki produkt. Jeżeli jest to przeciętny zjadacz miodu (0,3 kilograma rocznie), to z obrzydzeniem odstawi słoik na półkę i więcej po niego nie sięgnie. Nie kupi też jednak prawdziwego miodu od pszczelarza, bowiem przykre wrażenia pozostaną w pamięci przez długie lata. W tej sytuacji wniosek, wydawałoby się, jest prosty.
Nie należy kupować miodu byle gdzie tylko u znajomego, zaufanego pszczelarza. Skoro konsument kupił byle co, sam sobie jest winien. Nieprawda! Kupił byle co, bo przecież został oszukany! Klient jest ofiarą, a w rzeczywistości winien jest oszust. Naszym wrogiem jest więc nieuczciwy handlowiec, chcący szybko się dorobić. Czy zatem my, drobni pszczelarze możemy coś w tej sytuacji zrobić? Tak! Mamy bowiem ogólnopolską, liczną i dobrze się rozumiejącą, a działającą już parę dziesiątek lat organizację – Polski Związek Pszczelarski. Skupia on ludzi mających podobne problemy.
Jako tak liczna grupa fachowców możemy dużo zrobić w kwestii walki o jakość miodów na polskim rynku. Dużo więcej niż w sprawie leków weterynaryjnych, wiadomo przecież, że w naszym kraju to nie pacjent czy lekarz decyduje o tym, czym będziemy się leczyć, lecz pieniądz producenta. Natomiast z substancją sprzedawaną jako miód w dużych sklepach możemy zrobić porządek już na naszym terenie, w ramach gminy czy powiatu.
Przepisy dotyczące etykietowania i znakowania produktów spożywczych są coraz bardziej szczegółowe. Na opakowaniu miodu musi być podany rok produkcji, data dokonania rozlewu, okres przydatności do spożycia, producent, gatunek miodu, a przede wszystkim kraj pochodzenia. Dla pszczelarza nie jest problemem stwierdzenie, czy ma do czynienia z miodem polskim czy ze słodką mazią o zapachu przypominającym benzynę.
Taki produkt należy przekazać do najbliższej placówki Państwowej Inspekcji Handlowej z żądaniem dokładnego jego zbadania, ale występującym powinien być nie przysłowiowy Kowalski, lecz oficjalnie PZP. Jeżeli takich działań będą w skali kraju setki lub tysiące, to z pewnością coś wreszcie się zmieni. Nękanie nieuczciwych handlarzy, którzy wykorzystują dobre imię polskich pszczelarzy i polskiego miodu w celach komercyjnych, wydaje się być dobrym sposobem na przywrócenie sensu naszej pracy. Partia miodu niewłaściwie oznakowanego będzie ze sklepu wycofana, a dostawca zmuszony zostanie do zmiany etykiety i oczywiście wydrukuje informację, że miód jest polski.
[...] - treść ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych
e-Prenumeratorów
Sławomir Trzybiński