Nowa zabawka czy prawdziwe narzędzie?
Na rynku pszczelarskim pojawił się nowy produkt BeeVital Hiveclean, który przez wielu traktowany jest z niedowierzaniem, bo co powiedzieć o tak prostej w swym składzie miksturze, jak mieszanka wody, sacharozy, kwasu cytrynowego, kwasu szczawiowego, ekstraktu propolisu i olejków eterycznych, zwłaszcza gdy się ją porówna do tak obco brzmiacych nazw, jak amitraza, flumetryna, fluwalinat, kumafos czy bromfenwinfos.
Z powodu braku danych o koncentracji poszczególnych składników w roztworze BeeVital Hiveclean (tajemnica producenta) trudno porównać preparat z danymi uzyskiwanymi w badaniach z kwasami organicznymi stosowanymi do ograniczania inwazji Varroa destructor, ale przytoczenie danych naukowych może trochę rozwiać wątpliwości.
Zdjęcia: Rafał Krawczyk, Janusz Pudełko
Głównym składnikiem preparatu BeeVital Hiveclean wydaje się być kwas szczawiowy. W naturze obecny jest on w wielu roślinach. Duża jego koncentracja występuje np. w liściach rabarbaru, szpinaku, owocach bananów, ziarnach maku, ziarnie kakaowym i liściach herbaty. Poziom 200 ppm (0,2 g/kg) w produktach spożywczych uważany jest za wysoki. Kwas szczawiowy jest kwasem mocnym – niszczy tkanki. Dawka śmiertelna dla człowieka to 5 do 15 g.
W czystej postaci chemicznej występuje jako krystaliczny biały proszek, bez zapachu. Wchodzi on w reakcje z wapnem, żelazem, sodem, magnezem, potasem i tworzy trudno rozpuszczalne sole – szczawiany. U ludzi przy diecie bogatej w kwas szczawiowy w nerkach tworzą się kamienie, których głównym składnikiem są szczawiany wapnia. Dlatego produkty spożywcze o wysokim poziomie tego kwasu powinny być spożywane z umiarem.
Stosowanie kwasów organicznych jako alternatywnych do chemoterapeutyków środków roztoczobójczych zaczyna być, mimo braku prawnej akceptacji dla tego rodzaju praktyk, coraz bardziej powszechne w krajach Unii Europejskiej. Stosowane kwasy organiczne to kwas mrówkowy, mlekowy, cytrynowy oraz szczawiowy. Są to kwasy występujace naturalnie w przyrodzie i dzięki temu akceptowane przez pszczelarzy, którzy unikają skażenia produktów pszczelich przez syntetyczne środki chemiczne. Przykładem może być pszczelarstwo duńskie, gdzie w 2000 roku 86% pszczelarzy stosowało jedynie metody biologiczne, czyli kwasy organiczne (mrówkowy, mlekowy i szczawiowy) i metody mechaniczne.
Kwas mrówkowy stosowany jest po ostatnim zbiorze miodu, natomiast mlekowy i szczawiowy po okresie wychowu czerwiu. Decyzję o przeprowadzeniu zabiegu podejmuje się po uprzednim zdiagnozowaniu naturalnego osypu roztoczy. Dobowy osyp przemnaża się przez 120, by określić całkowitą populację pasożytów w rodzinie. Poziom inwazji przekraczający 1000 sztuk jest sygnałem do podjęcia jak najszybszej walki z warrozą. Gdy wynik zabiegu wykazuje osyp 50 do 100 roztoczy po 1 – 2 tygodni, zabieg
powtarza się. Przy niższych poziomach osypu można zrezygnować z dalszych zabiegów.
Badania duńskie ze stosowaniem wkraplania roztworu kwasu szczawiowego w syropie cukrowym w przestrzeń międzyramkową w pełni wypełnioną przez pszczoły (3 ml roztworu na uliczkę) w okresie wczesnowiosennym wykazały skuteczność stosowanej metody. Średni osyp z 4 tygodniowego okresu liczenia wyniósł w rodzinach leczonych 62 sztuki roztoczy, podczas gdy w rodzinach kontrolnych, nieleczonych, jedynie 2 sztuki.
Przy zabiegach wkraplania roztworu kwasu szczawiowego w syropie cukrowym w okresie jesiennym uzyskano osyp rzędu 900 do 1400 osobników na rodzinę w czasie 4 tygodni po zabiegu. Równolegle badano pozostałości kwasu w miodzie. Oznaczony poziom kwasu szczawiowego w miodzie czerwcowym w grupie doświadczalnej (42 ppm) nie różnił się istotnie od poziomu określonego w miodzie rodzin kontrolych, nie poddawanych zabiegowi (58 ppm).
Zdjęcia: Rafał Krawczyk, Janusz Pudełko
Badania w warunkach laboratoryjnych wykazały roztoczobójcze działanie zarówno kwasu szczawiowego, jak i cytrynowego na Varroa destructor, przy czym kwas szczawiowy działał bardziej toksycznie od cytrynowego. Działanie kwasu szczawiowego było istotnie wspomagane obecnością syropu cukrowego. Przy średnim poziomie inwazji 1518 roztoczy na rodzinę skuteczność zwalczania ich, przy stosowaniu różnych roztworów kwasu szczawiowego (2,1%, 3,2%) w 60% syropie cukrowym, wynosiła 86% do 99%, przy jednokrotnym zabiegu wkraplania w grudniu.
Nie stwierdzono zależności pomiędzy stosowaniem kwasu szczawiowego, a poziomem tego kwasu oznaczanym w miodzie i opracowano metodę jego odparowywania w ulach w okresie, gdy pszczoły tworzą kłąb. Dawki kwasu od 1,0 do 5,0 g na rodzinę wykazały skuteczność roztoczobójczą ponad 90%. Podkreśla się także wysoką skuteczność działania słabych roztworów tego kwasu w syropie cukrowym. Objętość 5 ml na rodzinę 60% roztworu cukrowego zawierającego 4,2% kwasu szczawiowego zdeponowana na górnych beleczkach ramek rodzin bez czerwiu wykazała ponad 96% skuteczność w zwalczaniu populacji roztoczy.
Moje doświadczenia z kontrolą warrozy są oparte na wieloletnich obserwacjach z własnej pasieki. Prowadzę gospodarstwo pasieczne po moim ojcu, prof. Janie Nowakowskim – wykładowcy pszczelarstwa i pszczelnictwa na Akademii Rolniczej we Wrocławiu, który prowadził ponad 100 pniową wędrowną gospodarkę pasieczną na terenie Dolnego Śląska.
Obecnie pasieka liczy 60 rodzin i prowadzona jest od lat 90-tych jako stacjonarna w rejonie Masywu Śnieżnika, w Kotlinie Kłodzkiej. Wszelkie zabiegi walki z inwazją Varroa przeprowadzano w niej jedynie w jesieni, po zakończeniu zbioru miodu. Po pierwszym okresie stosowania amitrazy w postaci późnojesiennego odymiania rodzin, w latach 90-tych wprowadzono listewki nasączone Klartanem. W związku z krytyką Klartanu w 1999 roku zastosowano standaryzowany produkt – paski Apistanu (Biowet).
Już późną wiosną następnego roku można było często spotkać pasożyty na czerwiu trutowym. Rodziny produkcyjne rozwijały się dynamicznie i nic nie zapowiadało katastrofy do końca lipca. W sierpniu rodziny gwałtownie zaczęły się wypszczelać, tak że pod koniec miesiąca w ulach pozostawała pełna nadstawka miodu, 6 – 8 ramek z czerwiem i garstka pszczół z matką.
Na ramkach z czerwiem było więcej pasożytów niż pszczół. Przy układaniu gniazd na zimę średnio z 3 rodzin robiono jedną – stan pasieki zmniejszył się o 2/3. Ten nagły wzrost liczebności pasożyta może być tłumaczony presją selekcyjną na populację pasożyta wysokich dawek fluvalinatu w postaci Klartanu przez okres ponad 5 lat i brakiem 100% skuteczności zabiegu. Mimo wysokich dawek chemoterapeutyka część populacji pasożyta, ta bardziej odporna, przeżywała.
W momencie, gdy zastosowana dawka fluwalinatu w standaryzowanym produkcie okazała się wyraźnie mniejsza niż w stosowanym dotychczas Klartanie, populacja pasożyta była już uodporniona i w dobrej formie przezimowała na pszczołach do nowego sezonu. Był to pośredni dowód na nabudowywanie odporności wśród pasożytów na chemoterapeutyki, w tym przypadku na fluvalinat. Było to bolesne, ale bardzo pouczające doświadczenie. Zmusiło mnie do innego spojrzenia na walkę z pasożytem.
Następnego roku, po jesiennym zastosowaniu pasków Apifosu (Biowet) i 3-krotnym odymieniu Apiwarolem, rodziny odżyły. Przy przeglądach nie stwierdzano pasożyta na czerwiu trutowym, nie było też bezskrzydłych i małych pszczół. W sumie przez 3 sezony stosowano Apifos. Po zmianie środka czynnego na Bromfenwinfos (Apifos) nie zaobserwowano narastania inwazji pasożyta w rodzinach. Przewidując, że te pasożyty, które przeżyły, do następnego sezonu mogą już być genetycznie odporne na ten środek, rozglądano się za alternatywnymi. Przy zimowaniu pasieki w 2003 roku zastosowano po raz pierwszy Gabon produkcji czeskiej (1,5 mg acrinathriny w 1 pasku, w ilości 2 pasków na rodzinę na okres 24 dni).
W pasiece do kontroli obecności pasożyta w trakcie sezonu bardzo przydatne okazały się ule z podłogą siatkową i zasuwaną pod nią dennicą produkcji Ryszarda Sułkowskiego z Bolkowa. Wsunięcie dennicy choćby na 1 dobę pozwala zorientować się w osypie pasożyta wynikłym z jego naturalnej śmiertelności. Konstrukcja dennicy nie pozwala na zebranie 100% osypu roztoczy, gdyż około 20% powierzchni siatki podpartej jest elementami konstrukcyjnymi. Nie ma to jednak wpływu na ogólny obraz przebiegu inwazji pasożyta w rodzinie pszczelej.
Poza zastosowaniem diagnostycznym dennice mają i tę zaletę, że żywy roztocz może wypaść poza ul przez siatkę. Niższe temperatury na dnie takiego ula działają również paraliżująco na jego funkcje. Jeżeli pszczoły instynktownie pozbywają się pasożytów na drodze wzajemnego czyszczenia, to usuwane są one z ciała pszczół jako żywe i z ciepłych, litych dennic, zwłaszcza w porze ciepłej, mogą ponownie zasiedlać rodzinę pszczelą. Przy wysokim porażeniu silnej rodziny w lipcu i sierpniu, w krytycznym dla pasieki roku, można było doliczyć się 10 do 20 roztoczy osypanych w ciagu doby. Taki osyp, nie wymuszony żadnym zabiegiem, świadczył o poważnym poziomie inwazji. Jej skutki opisałem wyżej.
Jak przebiegało próbne zastosowanie BeeVital Hiveclean w mojej pasiece? Do testowania używam uli nieocieplonych, z pojedynczej deski, o pojemności gniazda: 12 ramek typu Dadant, z dennicą siatkową. W okresie sezonu letniego nie zaobserwowano obecności Varroa destructor w gniazdach ani objawów ubocznych u pszczół (pszczoły bezskrzydłe). 14 września podano do każdej rodziny 2 paski ze środkiem przeciwpasożytniczym Gabon. Pod siatkowymi podłogami umieszczono wkładki dennicowe do badania osypu pasożyta. 4 października wykonałem liczenie osypu roztoczy po 20 dniach działania preparatu i wkropiłem 15 ml ciepłego preparatu BeeVital Hiveclean w uliczki międzyramkowe na pszczoły.
[...] - treść ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych
e-Prenumeratorów
Piotr Nowakowski