Relacja z 62. Naukowej Konferencji Pszczelarskiej w Puławach

Fot. Teresa Kobiałka
11-12 marca 2025 r. odbyła się 62. Naukowa Konferencja Pszczelarska w Puławach. Jak zawsze, program konferencji był bardzo napięty, ale dzięki temu każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Tym razem, po przerwie, przywrócono sesję plenarną dotyczącą apiterapii i to w najlepszym naukowym wydaniu. Niech was nie zmyli tutaj słowo naukowe – nie oznacza to, że wystąpienia były przeznaczone tylko dla naukowców albo przedstawione tak trudnym językiem, że tylko ta część słuchaczy mogła to zrozumieć. Nic bardziej mylnego. Po prostu w doborze treści kierowano się spojrzeniem naukowym, czyli na postawie wyników badań.
Podczas konferencji prezydent PZP, Tadeusz Sabat, wręczył statuetki ks. dra Jana Dzierżona dr. hab. Małgorzacie Bieńkowskiej, prof. IO oraz dr. hab. Teresie Szczęsnej za całokształt ich pracy na rzecz pszczelarstwa. Pani dr. Teresa Szczęsna w podziękowaniu podkreśliła, że jakość polskiego miodu jest bardzo dobra. Natomiast prof. Małgorzata Bieńkowska zadeklarowała, że mimo przejścia na emeryturę nadal będzie się dzieliła z pszczelarzami swoją wiedzą i nadal będzie wspierać Polskie Stowarzyszenie Hodowców Matek Pszczelich.

Wręczenie statuetek ks. dr. Jana Dzierżona dr. hab. Małgorzacie Bieńkowskiej, prof. IO oraz dr. hab. Teresie Szczęsnej przez prezydenta PZP Tadeusza Sabata. Fot. Teresa Kobiałka
Przejdźmy do tegorocznych wykładów 62. Naukowej Konferencji Pszczelarskiej. W pierwszym dniu konferencji na sesji plenarnej dotyczącej biologii pszczół bardzo interesujący był wykład dr. Piotra Mędrzyckiego pt. „Pesticides in beebread – results of the Italian monitoring project BeeNet” (Pestycydy w pierzdze – wyniki włoskiego projektu monitoringowego BeeNet). Autor pracuje we Włoszech, w tamtejszym instytucie pszczelnictwa i – jak wskazano w tytule – również w tym kraju prowadzono badania. Można je jednak odnieść do krajów całej UE, choćby z uwagi na wspólne regulacje prawne dotyczące środków ochrony roślin. Przepisy krajowe i UE dotyczą zakazu lub ograniczenia ich stosowania (na etapie rejestracji) albo redukcji ekspozycji (wskazania na etykiecie).

Wykład dr. Piotra Mędrzyckiego. Fot. Teresa Kobiałka
Większość pestycydów stosowanych podczas ochrony upraw pozostaje w środowisku i zanieczyszcza roślinność, glebę, wodę czy powietrze. Do ekspozycji pszczół miodnych na pestycydy może dochodzić zarówno podczas pobierania pokarmu w środowisku (nektar, pyłek, woda, rosa, kropelki gutacji, spadź), jak i wewnątrz ula (pszczoły ulowe oraz czerw spożywają substancje pochodzące z zew. przyniesione przez zbieraczki). Do zatruć lub podtruć może dochodzić nie tylko na uprawie, podczas fertykacji (zabiegu nawadniania połączonego z nawozami i ś.o.r.), z kałuż pozostałych po oprysku, lecz także chmura substancji czynnej może być zniesiona na miedzę lub sąsiednie uprawy. Co interesujące, ekspozycja może nastąpić także w kolejnym roku (w pyłku i w nektarze mogą znajdować się pestycydy) i zostało to ujęte w przepisach europejskich, a nowe regulacje mają wejść w życie w tym roku.
Prawodawca zobligował także producentów do testowania efektów subletalnych, czyli tych po podaniu substancji na poziomie niższym niż poziom toksyczności, gdzie zachodzi zmiana fizjologiczna albo w zachowaniu owadów, ale nie następuje ich śmierć. Autor omówił także efekty synergistyczne, gdzie łączne efekty co najmniej dwóch pestycydów lub innych czynników się powielają. Co ważne, nie muszą to być tylko dwa (lub więcej) pestycydy! Mogą to być pestycydy plus warunki pogodowe lub stan zdrowotności rodzin albo dostępność i jakość pożytków. Niektóre wirusy obecne w ulu także mogą prowadzić do efektów subletalnych, warto więc po raz kolejny podkreślić, jak ważne jest utrzymywanie rodzin pszczelich w dobrym zdrowiu.
Wracając do projektu BeeNet, to naukowcy pobierali próbki pierzgi do badania z różnych regionów. Badania trwają od 2008 roku, natomiast dr. Piotr Mędrzycki przedstawił wyniki badań z ostatnich trzech lat z 370 stanowisk rozmieszczonych w całych Włoszech, aby porównać różne konteksty uprawowe. Pierzgę pobierano dwa razy w roku: w marcu i w czerwcu. Jak tłumaczył prelegent – jest to dobra próba badawcza, ponieważ reprezentuje pyłek pochodzący z dużego obszaru, zebrany w długim czasie, a pestycydy są zabezpieczone przed rozkładem (ciemność, warunki beztlenowe). Ponadto dzikie pszczołowate również żywią się pyłkiem, więc wyniki także są ważne pod tym kątem. Tylko 1/3 próbek była wolna od pestycydów, a efekt koktajlu (czyli mix substancji) dotyczył 40% próbek. Maksymalnie w jednej próbce wykryto aż 24 różne pestycydy (w jednym przypadku). Tylko 25% próbek pozytywnych zawierało wyłącznie substancje czynne nieszkodliwe dla pszczół, natomiast pozostałe 75% było skażone związkami o umiarkowanej lub wysokiej toksyczności. Wyniki były zależne od regionów – zauważono, że na terenach rolniczych, sadach jabłoniowych i w winnicach wykrywano więcej ś.o.r. w pierzdze. Podczas dyskusji jeden ze słuchaczy dopytywał, czy pierzga, jako środowisko kwaśne i produkt przechowywany dłużej (gdzie może dojść do rozpadu części związków), nie jest nieco gorszym wyznacznikiem niż np. surowy pyłek. Autor odniósł się do tego, wskazując na większą trudność i znacznie wyższe koszty takich badań. Interesujące było też pytanie, krótkie, ale bardzo sensowne – czy w takim razie jeść pierzgę, czy jej nie jeść? Doktor odpowiedział, że metody badawcze, które stosują, są bardzo czułe, a uzyskane wyniki są wielokrotnie poniżej progu szkodliwości dla ludzi. Ponadto na co dzień mamy kontakt z pectycydami i insektycydami, chociażby w obrożach dla psów (przeciw pchłom i kleszczom).
W kontekście tej samej tematyki bardzo ważny był wniosek z badań zespołu prof. Jerzego Paleologa (tytuł wystąpienia to: „Imidaklopryd zmniejsza produkcję energii pszczół miodnych, chociaż jego subletalne dawki zwiększają wartości wielu związków cyklu oddechowego i cytrynowego”), przedstawiony na konferencji przez prof. Anetę Strachecką, że nawet subletalne dawki neonikotynoidów mogą zmniejszać zasoby energetyczne pszczół, co może wynikać z upośledzenia metabolizmu ich ciał tłuszczowych.

Wykład prof. Anety Stracheckiej. Fot. Teresa Kobiałka
Bardzo interesujące i unikalne było wystąpienie dr. Michała Kolasy (który oczywiście reprezentował zespół badaczy) pt. „Historia i teraźniejszość: Jakie były i jak żyły pszczoły miodne prawie piętnaście wieków temu”. Myślę, że ten temat może zainteresować większość naszych czytelników. Niedawno pisaliśmy o odkryciu w okolicach Leżajska najprawdopodobniej najstarszej barci na świecie (artykuł możecie przeczytać tutaj). Teraz mogliśmy poznać więcej szczegółów na temat tej barci i zamieszkujących ją pszczół, ale wciąż na odkrycie czeka wiele tajemnic.

Wykład dr. Michała Kolasy. Fot. Teresa Kobiałka
To, co jest najbardziej zaskakujące to to, że pszczoły zachowane wewnątrz barci są… kilkadziesiąt lat starsze niż ostatni przyrost drewna (który miał miejsce w 673 r.)! Wiemy, że barć w dębie czarnym była wydziana przez bartnika, który najprawdopodobniej ją porzucił, a drzewo rozpoczęło naturalny proces gojenia. Nie wiemy, dlaczego rodzina padła i czy była już martwa, kiedy drzewo ją zarosło. Wiadomo, że drzewo wpadło do wody (barć odnaleziono w starorzeczu Sanu), ale wewnątrz barci nie odnaleziono mułu rzecznego (ponieważ barć była szczelnie zarośnięta). Prelegent pokazał zdjęcia doskonale zachowanego czerwiu (widać nawet oczy poczwarek!), a w plastrach znajdował się zasklepiony miód. Dzięki tak dobrze zachowanemu okazowi można było przeprowadzić analizę morfometryczną pszczół oraz rekonstrukcję ich diety. Dzięki współpracy z prof. Adamem Tofilskim udało się potwierdzić, że barć zamieszkiwały pszczoły środkowoeuropejskie.

Zdjęcie slajdu z wystąpienia dr. Michała Kolasy. Fot. Teresa Kobiałka
A jaka była ich dieta? Naukowcy ocenili, że wyraźnie dominowała krwawnica, wierzba, lipa, ostrożeń, rośliny motylkowate – nie ma więc oznak rolnictwa, a potwierdza to usytuowanie barci blisko wody (pyłki charakterystyczne dla łęgu). Wstępnie można ocenić, że rodzina padła (?) końcem lipca, może w sierpniu lub nawet we wrześniu (obecny był także wrzos). W barci znajdował się czerw na wygryzieniu, więc nie mogła to być zima. Był to raczej termin, w którym nie spodziewalibyśmy się, że rodzina może się osypać. Naukowcy planują dalsze badania pszczół, w tym także porównać je z próbkami muzealnymi (wyizolować DNA, aby ocenić, jak bardzo pszczoły te są do siebie podobne lub… jak bardzo się różnią). Warto dodać, że dotąd najstarsze badane pszczoły były z 1879 i 1959 r., jednak naukowcy nie uzyskali wyników. To uzmysławia, z jak spektakularnym odkryciem mamy do czynienia. Być może dowiemy się, jak wyglądały pszczoły przed erą współczesnego rolnictwa i pszczelarstwa.

Wykład dr. Andrzeja Oleksy. Fot. Teresa Kobiałka
Doktor hab. Andrzej Oleksa w wystąpieniu pt. „Dzika strona pszczół miodnych: Nauka obywatelska i genomika pomagają odkryć tajemnice wolnożyjących rodzin pszczelich w Europie” mówił o rozpoczynających się projektach BiodivNBS oraz OPUS, w ramach których naukowcy planują przeprowadzić analizy metagenomowe, które umożliwiają ocenę różnic w mikrobiomie oraz obciążeniu patogenami między rodzinami wolnożyjącymi a pasiecznymi. Jest to zaproszenie do udziału w nauce obywatelskiej. Bardzo ważna jest społeczna inwentaryzacja wolnożyjących rodzin pszczelich za pośrednictwem platformy honeybeewatch.com.

Wykład Magdaleny Wilde. Fot. Teresa Kobiałka
Z kolejnym zaproszeniem do udziału w projekcie obywatelskim wystąpiła Magdalena Wilde. Jego tytuł to „Odporne pszczelarstwo i hodowla w celu ochrony naturalnych zasobów genetycznych i usług zapylania (BeeGuards)” finansowanego w kwocie 6 mln euro, a jego kluczowym celem jest wzmocnienie europejskiego sektora pszczelarskiego. Pierwszy pakiet roboczy (WP1) dotyczy testowania strategii zarządzania i(lub) hodowlanych opartych na innowacyjnych biotechnologicznych metodach leczenia warrozy. Więcej o tym projekcie będziemy pisać wkrótce. Szczegóły poznacie też na beeguards.eu.
Pod kątem zdrowia rodzin pszczelich interesujący był wykład dotyczący obecności spor Nosema Spp. W naturalnych rezerwuarach wygłoszony przez Rafała Pysiaka. Dotychczas spory te stwierdzono w organizmie pszczoły miodnej, na powierzchni kwiatów, w pyłku pszczelim oraz w powietrzu w pasiece. Naukowcy sprawdzili, czy rośliny mogą być wektorem spor, czyli czy pszczoły mogą się zarazić nosemą za pośrednictwem kwiatów. W tym celu wyznaczyli dwa poletka doświadczalne 1,5 m × 1,5 m – jedno na łące kwietnej o powierzchni 1 ha z roślinami kwitnącymi takimi jak aster gawędka, cynia wytworna, dalia karłowa, nachyłek barwierski i wielokwiatowy, kosmos pierzasty i siarkowy, krwawnik pospolity i lepnica biała, a drugie na łące kwietnej o powierzchni 0,5 ha z kocimiętką Fassena. Do badań pobrano pszczoły (losowo co 5 robotnicę, która miała kontakt z kwiatem min. 5 sek.) oraz kwiatostany (10-20 szt.). Wyniki przeprowadzonego badania nie potwierdzają możliwości wystąpienia transmisji spor za pośrednictwem kwitnących roślin.
Doktor Jakub Gąbka miał na tegorocznej konferencji kilka wystąpień i jak w latach poprzednich raczej dotyczyły one rozważań, które bardziej zaspokajały ciekawość naukowca, niż dotyczyły praktycznych aspektów gospodarki (jak np. czy można unasienniać matki czerwiące). Tym razem porwał publiczność bardziej praktycznym podejściem do pszczelnictwa (czego nawet mu pogratulowano), a mianowicie mówił o wpływie przerywania czerwienia w lipcu na kondycję rodzin pszczelich w kolejnym sezonie pasiecznym. Mnie szczególnie ujął pierwszy slajd o następującej treści: „Matka pszczela, za nadmierną i nieprzemyślaną nieśność, została oskarżona o narażanie zdrowia i życia robotnic oraz nieumyślne spowodowanie strat ekonomicznych i moralnych w rodzinie pszczelej. Matka została uznana winną i – dla dobra ogółu – skazana na 6 miesięcy pozbawienia wolności w izolatorze Chmary”.

Jeden z wykładów dr. Jakuba Gąbki. Fot. Teresa Kobiałka
Wnioski z badań zespołu dr. J. Gąbki są takie, że przerywanie czerwienia i zwalczanie warrozy w lipcu wpływa pozytywnie na kondycję rodzin pszczelich po zimowli. Stwierdzono wzrost liczebności rodzin (o 18%), ilości czerwiu (o 22%) i produkcji miodu (o 27%), ale… nie stwierdzono różnic w porównaniu do grupy kontrolnej. Jednak dzięki izolacji matek i skutecznemu zwalczaniu warrozy w lipcu pszczoły zimowe wychowywane są bez pasożytów, co przyczynia się do poprawy kondycji rodzin pszczelich. Na koniec doktor wspomniał o alternatywnym rozwiązaniu dla izolatora Chmary, który – oprócz oczywistych zalet – ma jednak wady (w przypadku znacznego osłabienia rodzin pszczoły mogą zawiązać kłąb zimowy na plastrach poza izolatorem i matka zginie). Tym rozwiązaniem są… plastikowe spódniczki. Matki mogą się poruszać po całym gnieździe, ale nie mogą składać jaj. Genialne w swojej prostocie i zawsze można zaimponować nową umiejętnością wśród znajomych, jeśli uda się opanować tajniki stylizacji matek pszczelich ;-).

Wykład dr.hab. Pawła Migdała. Fot. Teresa Kobiałka
Wśród kolejnych interesujących wystąpień znalazło się to o możliwości wykorzystania młóta browarnianego w żywieniu pszczoły miodnej przestawione przez dr. hab. Pawła Migdała. Wiadomo nie od dziś, że Polacy szczególnie uwielbiają piwo, a młóto browarniane już jest stosowane w żywieniu zwierząt (np. bydła, trzody chlewnej), głównie ze względu na zawartość białka. Białko jest jednym z najtrudniejszych do suplementowania dla pszczoły miodnej składników odżywczych. Ograniczony dostęp do naturalnych źródeł tego związku sprawia, że środowisko naukowe poszukuje nowych rozwiązań. W tym przypadku zespół dr. Pawła Migdała przebadał dwa rodzaje młóta browarnianego: z jasnego i z ciemnego piwa porter. Badania wykazały, że młóto (szczególnie z ciemnego piwa), po odpowiednim przygotowaniu, może być potencjalnie wykorzystane jako alternatywny składnik białka roślinnego w paszy dla pszczół miodnych, choć oczywiście nie dorównuje w pełni naturalnemu pyłkowi.
Jeśli już o pyłku mowa, to warto wspomnieć o wystąpieniu dr. Anety Sulborskiej-Różyckiej, która mówiła o preferencjach pokarmowych pszczoły miodnej na podstawie analizy obnóży pyłkowych. Choć są to dopiero badania wstępne, to temat jest niezwykle interesujący. Badania przeprowadzono w Hucisku (woj. świętokrzyskie) w pasiece stacjonarnej. W segregacji kolorystycznej wyróżniono 25 barw obnóży (najczęściej były musztardowe – 30% i żółte – 20%). Najcięższe obnóża były formowane w maju (średnio 12,5 mg), a najlżejsze we wrześniu (3,2 mg). Średnia zawartość białka wynosiła 14-27% (najwięcej białka miały obnóża z czerwca i lipca, a najmniej te z września). W pojedynczym obnóżu stwierdzano 1-6 taksonów. Zbieraczki formowały obnóża zarówno z roślin owadopylnych, jak i wiatropylnych (np. z dębu, babki lancetowatej). Niemal 80% obnóży uznano za jednogatunkowe (rozumiane jako udział taksonu dominującego na poziomie 90-100%).
Ciekawe wystąpienie na temat najnowszych badań dotyczących przeciwdrobnoustrojowego działania miodu należało do Rafała Hrynkiewicza. Jak wiadomo, miody są stosowane od wieków wspomagająco w leczeniu różnych chorób, w walce z infekcjami, a jego właściwości przeciwbakteryjne wynikają z jego składu chemicznego i mechanizmów działania. Za tym procesem stoi m.in. niskie pH (tworzy niekorzystne warunki dla wzrostu bakterii), H2O2 (nadtlenek wodoru – uwalniany przez enzymy zawarte w miodzie, wskazuje działanie bakteriobójcze), cukry proste, takie jak fruktoza i glukoza (wywołują efekt osmotyczny prowadzący do odwodnienia drobnoustrojów), związki fenolowe i flawonoidy (mają właściwości przeciwdrobnoustrojowe i antyoksydacyjne) oraz defensyna-1 (naturalne białko pochodzące od pszczół, które wzmacnia działanie antybakteryjne miodu).
Miód ze względu na naturalne pochodzenie staje się alternatywą dla antybiotyków, szczególnie w obliczu rosnącej oporności bakterii. Celem badania zespołu z Uniwersytetu Szczecińskiego i Centrum Immunologii Doświadczalnej oraz Immunologii Chorób Zakaźnych i Nowotworowych Uniwersytetu Szczecińskiego była ocena właściwości przeciwbakteryjnych różnych typów miodu poprzez analizę ich skuteczności wobec wybranych szczepów bakterii, w tym Gram-dodatnich (Staphylococcus aureus, Bacillus subtilis) oraz Gram-ujemnych (Escherichia coli). Miód do badań pozyskano z pasieki IMMUNO Uniwersytetu Szczecińskiego. Wyniki wykazały, że skuteczność miodu w hamowaniu wzrostu bakterii zależy od jego rodzaju, temperatury oraz czasu ekspozycji.
Miód wykazywał największą aktywność wobec bakterii Gram-dodatnich, ale wzrost temperatury hamował jego właściwości bakteriobójcze. W przypadku bakterii Gram-ujemnych miód okazał się mniej skuteczny. Miody spadziowe i gryczane mają silniejsze działanie antybakteryjne. Aby zachować pełne właściwości antybakteryjne, miód najlepiej spożywać w postaci surowej i unikać jego obróbki termicznej. Już w temp. 42°C przy podgrzewaniu miodu rzepakowego i lipowego powyżej 15 minut traci on te cenne właściwości. Najdłużej swoje działanie przeciwdrobnoustrojowe zachowuje miód spadziowy i gryczany – nawet przetrzymywanie przez 15 minut w temp. 99°C powodowało, że miód miał MBC (minimalne stężenie bakteriobójcze) na poziomie 25%.
Pozostając przy tematyce niezwykłych właściwości produktów pszczelich, nie sposób pominąć wystąpienia dr. hab. Pauliny Niedźwiedzkiej-Rystwej na temat przeciwdrobnoustrojowych i antynowotworowych właściwości produktów pszczelich, oczywiście na podstawie wyników badań naukowych. Jak wspomniała prelegentka, jesteśmy w kryzysie antybiotykoodporności i szacuje się, że za ok. 20 lat nie będziemy mieli czym leczyć, ponieważ antybiotyki nie będą już działać na bakterie (które mutują i wracają ze zdwojoną siłą). Dlatego poszukuje się alternatywnych rozwiązań, wśród których bierze się pod uwagę produkty pochodzenia pszczelego.

Wykład dr. hab. Pauliny Niedźwiedzkiej-Rystwej. Fot. Teresa Kobiałka
Co istotne, mikrobiom każdego człowieka jest inny. Dlatego badania nad tym zagadnieniem są trudne – nie dość, że potrzebujemy dowodu naukowego, to jeszcze dodatkowo personalizacji. Zdaniem wykładowczyni, jest jednak ona już teraz bardzo dobrze realizowana przez wielu lekarzy. W badaniach porównawczych dla antybiotyków i dla miodu rzepakowego widać, że ogólne działanie przeciwdrobnoustrojowe dla miodu jest zauważalne (ale jest mniejsze niż w przypadku antybiotyku). Jeśli popatrzymy na to samo stężenie antybiotyku i to samo stężenie miodu, to niestety zauważamy jeszcze mniejsze to działanie dla miodu. Z tego wynika, że w apiterapii opartej na dowodach naukowych nie możemy jednoznacznie zastąpić antybiotyku zjedzeniem miodu. Na razie jest to tak zwane wspomaganie odporności.
Nie ma jeszcze wyników badań, które w myśl apiterapii popartej dowodami można by przedstawić, ale jednym z tropów do działania antynowotworowego jest melityna (składnik jadu pszczelego). Na ten moment jest bardzo dużo informacji, które – jak to często w nauce bywa – są sprzeczne (np. w zależności od hodowli komórkowej raz procesy są wzmacniane, a innym razem hamowane). Jedną z hipotez badawczych jest możliwość zastymulowania naszych własnych komórek melityną i być może dzięki temu udałoby się zwiększyć dostępność leków (to, co na jednego pacjenta działa, na innego nie działa wcale). W ocenie prelegentki produkty pszczele będą mogły leczenie nowotworów wspomagać, ale nie zastępować.
Warto wspomnieć również o tym, że powstało Polskie Towarzystwo Apiterapii, również bazujące na evidence base (czyli oparte na faktach, poparte dowodami naukowymi), o czym wspominali prelegenci zaangażowani w powstanie tego stowarzyszenia. Moim zdaniem jest to jeden z ważniejszych tematów i niewątpliwie będę śledzić postępy naukowe w tej dziedzinie. Uważam, że w dobie kryzysu na rynku miodu takie świeże, naukowe spojrzenie może być dodatkową szansą dla branży, a nasze polskie miody na nowo doceniane.

Wystąpienie dr. hab. n. med. Mirosława Szczepańskiego. Fot. Teresa Kobiałka
Trudno wyczerpać temat wszystkich zagadnień poruszonych na tegorocznej Naukowej Konferencji Pszczelarskiej. Z pewnością warto być w Puławach i wysłuchać wszystkich wykładów na żywo, jak również inspirujących dyskusji i rozmów w kuluarach. Już teraz, w imieniu organizatorów, zapraszam Was za rok. Do zobaczenia!
Teresa Kobiałka