Nowa sztuczka fałszerzy miodu
Zdjęcie: Wydawnictwo Pasieka
Promujemy miód jako dobry substytut cukru, w którym znajdują się minerały, witaminy i takie substancje czynne jak olejki eteryczne czy enzymy. Przez lata budujemy zaufanie klientów. Tymczasem w programie „Uwaga!” opublikowano materiał, w którym przebadano kilka próbek podhalańskiego miodu i stwierdzono, że pięć z nich jest zafałszowanych, a jeden ma opis niezgodny z produktem. W dodatku fałszerze stosują nowy proceder oszukiwania klienta.
Reporterzy wysłali sześć próbek miodu do laboratorium Zakładu Pszczelnictwa w Puławach. Przebadano dwa miody z podhalańskich straganów, dwa miody zamówione przez internet, a ostatnie dwa wzięto z supermarketu. Miody albo były zabarwionymi syropami, albo miały ich dodatek. Tylko jeden był bez domieszek, za to został nieprawidłowo opisany – nie był mniszkowy, tak jak widniało na etykiecie, a wielokwiatowy. Jednocześnie pamiętajmy, że próby te nie były reprezentatywne, bo były za małe i zbyt zróżnicowane. Nie każdy miód zakupiony na Podhalu jest miodem z domieszką syropu.
W materiale widać też miody z etykietami drukowanymi przez Wydawnictwo Pasieka, których fałszerze używają do własnych, niecnych celów. Niestety nie jesteśmy w stanie sprawdzić, czy osoba nabywająca nasz produkt jest uczciwa, ale to, że na słoiku są etykiety naszego wydawnictwa, nie świadczy jednoznacznie o słabej jakości miodu.
Niepokoi również fakt, że gdy tylko udało się nauczyć społeczeństwo (a przynajmniej jego zainteresowaną tematem część), iż słoik miodu musi być opatrzony etykietą, na której widnieją dane pszczelarza, handlarze miodem zaczęli fałszować również to. Beata Zalot z „Tygodnika Podhalańskiego”, reporterka walcząca od wielu lat z fałszowaniem miodu w regionie, mówi:
Czytaj także: Ukradł ule z troski? Teraz spotka go kara.
– Oszuści są bardzo pomysłowi i ciągle zmieniają metody działania. Kilka lat temu, jak pierwszy raz pisałam na ten temat, słoiki miały tylko nazwę miodu, bez jakichkolwiek danych pszczelarza, numeru weterynaryjnego. Rok po artykule zauważyłam, że całe Zakopane zalane jest miodami z nazwiskiem Bronisława Luberdy. Okazało się, że takiego adresu nie ma w Bukowinie Tatrzańskiej ani wśród pszczelarzy. A wykorzystany numer weterynaryjny jest zupełnie z innego regionu Polski.
Ofiarą podobnego procederu padł były prezes Małopolskiego Związku Pszczelarzy, Józef Bukowski. Odkrył na straganach miód sprzedawany pod swoim nazwiskiem – a nie była to jego patoka!
– Wkurzyłem się. Poszedłem na policję zgłosić, że ktoś się pode mnie podszywa. Oczywiście przyjęli zgłoszenie. Prowadzili je miesiąc czy dwa i uznali, że z tytułu tego, że ktoś się posłużył moim adresem, nie poniosłem specjalnych strat. Ani moralnych, ani żadnych. A skoro nie poniosłem, to odmówiono wszczęcia postępowania, bo szkodliwość czynu jest niewielka.
Cały reportaż znajdziecie na stronie dziennikwschodni.pl.