Szop pracz – zagrożenie dla pasiek?
Zdjęcie: Freepik
Kto był na konferencji w Lublinie, ten już wie, czy szop pracz jest zagrożeniem dla polskich pasiek. Tak – chodzi o tego amerykańskiego ssaka, znanego nam głównie z bajek dla dzieci. Od lat 90. XX w. szopy są też Polsce. O tym czy stanowią zagrożenie dla pasiek, mówił dr hab. Paweł Migdał.
Inwazyjny szop pracz
Szop pracz (Procyon lotor L.) osiąga od 3,5 do 9 kg, a długość jego ciała wynosi od 40 do 70 cm. Zwierzęta te są zwykle aktywne w nocy. Ich pierwotny zasięg ciągnie się od Panamy po południową Kanadę, dlatego bez problemu radzą sobie również w naszych warunkach klimatycznych. Stabilne europejskie populacje, których przodków wypuszczono do środowiska w zeszłym wieku, znajdują się na Białorusi, we Francji i Niemczech. I właśnie z ostatniego kraju szopy wędrują również do nas.
Według Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska szopy pracze notowane są w naszym kraju od lat 90. XX w. Zajęły część zachodu Polski, a ich tempo przemieszczania się na wschód wynosi 80-100 km na 5 lat. Mimo zagrożenia, które stanowią np. dla dzikich ptaków wyjadając jaja z gniazd, a także dla innych drapieżnych rodzimych ssaków (konkurencja pokarmowa), w 2022 r. szop pracz został usunięty z listy zwierząt łownych.
Co to oznacza dla pszczelarzy?
Możecie się zastanawiać dlaczego piszemy o inwazyjnych szopach praczach na portalu pszczelarskim. Odpowiedź jest prosta – niemieccy (i nie tylko) pasiecznicy są nękani przez te zwierzęta. Szopy pracze są wszystkożerne, a ich dietę stanowią w 40% bezkręgowce, w 33% rośliny i w 27% kręgowce. Nie gardzą więc owadami i gdy tylko się zorientują, że w ulach są pszczoły to będą korzystały z każdej okazji, by dobrać się do darmowej stołówki. Szopy potrafią nawet uczyć się obserwując pszczelarza w pasiece, a wiedza o tym, jak „obsługiwać” ul, zostaje z nimi przez trzy lata.
Czytaj także: O balsami pyłkowym
Szopy pracze mają bardzo zwinne przednie łapy i znane są ze swojego sprytu i inteligencji. Często nawet porządne zabezpieczenie taśmami uli nic nie daje, a jeśli pasieka jest ogrodzona, to zwierzęta zmyślnie potrafią znaleźć do niej przejście – na przykład wspinając się na drzewa i spuszczając się po zwisających nad płotem gałęziach. Dlatego powoli powinniśmy godzić się z myślą, że jeśli odpowiednie kroki nie zostaną podjęte, to za kilkanaście lat szopy pracze będą powszechnie występowały w Polsce i staną się wtedy sąsiadami wielu pasiek. Mogą wtedy wyrządzać szkody.
Jak się zabezpieczyć?
Chociaż szopy pracze nie znajdują się jeszcze na liście „głównych zagrożeń pszczelarskich” warto wiedzieć co zrobić, jeśli pojawią się u nas. Bardzo ważnym jest, by nie pozostawiać ramek po przeglądzie w obrębie pasieki, żeby nie uczyć intruza żerowania w niej. Ogradzając pasiekę (najlepiej płotem) należy wkopać jego fundamenty głęboko w ziemię, by szopy nie zrobiły pod nim podkopu, a także usunąć gałęzie drzew, które zwisają przez ogrodzenie. Dobrze jest też obciążyć daszki uli przedmiotami o takiej masie, żeby szopy nie mogły ich przesunąć. Jeśli zwierz nie nauczy się plądrowania uli, to może żyć w sąsiedztwie pasiek bez wyrządzania szkód.
Podsumowanie
Historia tego gatunku, tak jak większości gatunków inwazyjnych, podszyta jest dobrymi chęciami, ale jej wykończenie jest jak zwykle marne. Sprowadzanie obcych matek pszczelich o rzekomo lepszych genach (na ciałach których prawdopodobnie do Europy dostał się Varroa destructor) czy bardzo nektarodajnych i pięknych roślin, wypierających ze środowiska rodzime gatunki (jak np. nawłoć kanadyjska) też miało przynieść komuś wielkie korzyści, a jak na razie skończyło się wielkim fiaskiem.