Wytrucie 35 rodzin pszczelich
Zdjęcie: Freepik.
W ostatnich dniach zgłosił się do nas załamany czytelnik, który stracił w 2019 r. 35 rodzin pszczelich w wyniku zatrucia chloropiryfosem, środkiem niedopuszczonym do stosowania w czasie kwitnienia rzepaku. Do zdarzenia doszło w miejscowości położonej niedaleko Szczecinka.
Historia zaczyna się w kwietniu 2019 r., kiedy Wojciech Szałek umówił się z miejscowym rolnikiem, na ustawienie w pobliżu pól rzepaku pasieki. Panowie ustalili warunki współpracy, wymienili się telefonami. Właściciel pól uprawnych miał informować o opryskach, świadomy, że dostanie od pszczelarza nie tylko słoje miodu w podzięce, ale też plony rzepaku wzrosną o 20%.
Jednak gdy pszczelarz przyjechał na przegląd rodzin, jego oczom ukazał się zatrważający widok. Przed każdym ulem leżały martwe pszczoły, a te, które przeżyły, były osowiałe. Pszczelarz zebrał próbki i wysłał je do analizy laboratoryjnej. W organizmach pszczół wykryto chloropiryfos – środek obecnie niedostępny, a w 2019 dopuszczony do użytku, jednak nie na uprawach kwitnącego rzepaku.
Pszczelarz porozmawiał z rolnikiem. Ten tłumaczył się, że wykonał oprysk w nocy, gdy loty pszczół po pożytek ustały. Jednak to nie usprawiedliwia jego czynu – powinien zastosować się do zaleceń zamieszczonych na etykiecie. Takie obostrzenia to wynik wieloletnich analiz firm produkujących środki ochrony roślin, dlatego dziw bierze, że niektórzy je ignorują.
Czytaj także: Skradziono charakterystyczne ule
Wojciech Szałek rozpoczął swoją krucjatę o sprawiedliwość, ale służby (według pszczelarza często nie zaznajomione z prawidłowymi procedurami postępowania) nie służyły pomocą. Na przykład swojego zadania nie wykonał dyrektor placówki weterynaryjnej, który nie pojechał na miejsce zdarzenia, by komisyjnie zebrać próby martwych owadów.
Pszczelarz wciąż nie doczekał się odszkodowania i rozwiązania sprawy.
Zdjęcie: Miejsce zdarzenia. Autor: Wojciech Szałek.
– Na skutek tego zdarzenia przeszedłem swój osobisty dramat. Próbowałem ratować zdezorientowane zwierzęta, które stały się bardzo agresywne, nieprzewidywalne w zachowaniu. W dodatku wszystko odbywało się w wielkim poczuciu winy, że to ja je tam zawiozłem, że je skrzywdziłem. Oprócz łez, bólu, setek użądleń, czasu, straciłem też kilkadziesiąt tysięcy zł. Pasieka miała mieć 150 pni, ma teraz 15. Ja przeszedłem załamanie nerwowe, straciłem swoje marzenia o rozwoju pasieki. Miłość przemieniła się w strach, nie wiem, co dalej mam robić – mówił Wojciech Szałek.
O tym, jak prawidłowo zgłaszać wytrucia pszczół, pisał Rafał Szela z fundacji Tak dla pszczół. Artykuł ma trzy części:
Pszczoły i pestycydy. Postępowanie pszczelarza w wyniku zagrożenia.
Źródło: szczecinek.com