Gdy głód zagląda w oczy
Zdjecie: Roman Dudzik. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Wyjaśnijmy sobie, że nie chodzi o głód zagrażający pszczelarzowi i jego rodzinie. Dożyliśmy takich czasów, w których mamy raczej nadmiar żywności niż jej niedobór i niejeden pszczelarz wraz z małżonką bardziej liczy kalorie i dba o linię niż martwi się o to, czy jutro będzie miał co włożyć do garnka. Za to u naszych pszczół nigdy nic nie wiadomo, zwłaszcza w trwającym właśnie okresie zimowym.
Dylemat: czy moim pszczołom wystarczy zapasów do wiosny jest stary jak całe pszczelarstwo. Mimo najlepszego przygotowania naszej pasieki do zimy nigdy nie mamy pewności, czy wszystko w ulach jest dobrze. I tak pszczelarz niepokoi się, gdy jesień i zima są ciepłe. No bo przecież pszczółki się rozchodzą z kłębu, matki mogą wciąż czerwić, zużycie zapasów jest zwiększone i mogą one się przedwcześnie skończyć. Gdy zima jest wczesna i mroźna, też nie zaznamy spokoju. Wiadomo, może właśnie na ramkach obsiadanych przez pszczoły skończył się już zapas. To możliwe, gdyż zimująca rodzina w niskich temperaturach musi zużyć więcej pokarmu, by utrzymać właściwą temperaturę. Jednak przy trwającym bez przerwy mrozie pszczoły nie mogą przejść na skrajne ramki, gdzie mogłyby skorzystać ze zgromadzonych tam zapasów cukrowych. Jeśli z kolei zima jest średniej jakości, też się niepokoimy, bo może pszczołom jest za ciepło, a może za zimno? Któż to wie, a przecież chcielibyśmy im za wszelką cenę pomóc.
Na te styczniowe dylematy jest jedna rada: właściwe przygotowanie rodzin pszczelich do zimy i podanie odpowiedniej dawki pokarmu. Czyli wszystko to, co robiliśmy od lipca do września. Rodziny nakarmione wystarczającą dawką syropu, zimujące na odpowiedniej liczbie plastrów z pewnością poradzą sobie z zimą łagodną, ostrą i taką przeciętną. A pszczelarz do uli będzie musiał zajrzeć dopiero po pierwszym wiosennym oblocie.
Jednak może być taka sytuacja, w której niepewność pszczelarza jest w pełni uzasadniona i on o tym doskonale wie. To wtedy, gdy pszczółkom naszym z jakiegoś powodu daliśmy jeść za mało lub nie jesteśmy pewni, czy zimowe gniazda nie są zbyt obszerne. Ta druga sytuacja zdarzać się może nawet u dość doświadczonych pszczelarzy. Gdy układamy gniazdo przed rozpoczęciem karmienia, to pszczół jest dużo i wydaje się nam, że na zbyt małej liczbie plastrów się nie pomieszczą. Ponieważ gniazdo jest obszerne, pszczoły mają gdzie gromadzić pokarm i jeszcze zostaje dużo wolnego miejsca, w którym matka może cały czas składać jajeczka. Jednak jesienią zrobi się zimno i pszczółki zbiją się w ciasny kłąb. Znajdzie się on w środku gniazda, właśnie tam, gdzie matka czerwiła. Po wygryzieniu się czerwiu będą to puste plastry, z niewielkim tylko wąskim „wianuszkiem” zapasu cukrowego na górze. Lwia część zapasów będzie w plastrach skrajnych i przedostatnich, ale one nie będą przez pszczoły obsiadane. Mało tego, w ostatnie ciepłe dni października pszczelarz zagląda do uli i aby pszczołom poprawić warunki cieplne, właśnie te plastry z zapasami zabiera. No i rodzina zostaje bez pożywienia, a przed nią jeszcze sześć miesięcy zimy! Jeśli tak zrobiliśmy, to teraz, w styczniu musimy sobie o tym przypomnieć i pszczołom pomóc.
To samo trzeba mieć na uwadze, jeśli na zimowe karmienie przeznaczyliśmy zbyt małą dawkę syropu. Oczywiście skąpstwo w żywieniu zwierząt gospodarskich jest największym grzechem i nie powinno mieć miejsca, ale różnie z tym bywa. Warto tylko przypomnieć, że oszczędzając jeden czy dwa kilogramy cukru lub syropu nie wzbogacimy się, a pszczoły mogą zginąć. Na pokarm zimowy pasieka zarobi nawet w najmniej sprzyjającym roku, gdyż pracowitość pszczół jest nieograniczona. Niemniej jeśli coś niepotrzebnie zaoszczędziliśmy, to teraz błąd sprzed kilku miesięcy możemy jeszcze naprawić, póki nasze pszczoły żyją.
Zanim przystąpimy do zabiegu ratunkowego, należy sprawdzić, czy rzeczywiście zapasy są na ukończeniu. Niełatwa to sprawa, zwłaszcza gdy na dworze mróz. Nie można przecież rozbierać gniazd wszystkim rodzinom w pasiece, gdyż nie czas po temu. Delikatny wgląd na powierzchnię gniazda już pozwoli nam wyciągnąć daleko idące wnioski. Jeśli pszczoły siedzą na górnych listewkach ramek, jest wysoce prawdopodobne, że zapasy w środku gniazda się kończą. To prawie pewne, gdy na zewnątrz jest temperatura poniżej zera. Chociaż nie do końca, gdyż pszczoły mogą obsiadać plastry pełne pokarmu, którego wystarczy jeszcze na długie dwa miesiące. Jeśli bowiem jest ciepło, kłąb zimujących pszczół rozluźnia się i buszują one po całym gnieździe. Nie musi to oznaczać braku pokarmu i jeśli niepokoi nas zbyt wysoka lokalizacja zimującej rodziny, w ciepły styczniowy dzień możemy delikatnie wysunąć w górę ramkę ze środka gniazda. Jeśli będzie w niej pokarm, rodzinę tę i inne również zostawiamy w spokoju.
Jednak najbardziej pewnym sposobem sprawdzenia stanu zapasów w ulu jest jego orientacyjne zważenie. Wysoce wiarygodny jest ten zabieg wtedy, gdy pszczoły mieszkają w lekkich ulach wykonanych ze styropianu lub poliuretanu. Po prostu podnosimy ul i już wiemy, czy jest w nim bieda. W połowie stycznia ule powinny być jeszcze ciężkie, gdyż w pierwszym okresie zimowli pszczoły zużywają nie więcej niż nieco ponad pół kilograma zapasów cukrowych miesięcznie. Dopiero gdy pojawia się w dużych ilościach czerw, od połowy lutego lub później, zapasów w szybkim tempie ubywa.
Gdy stwierdzimy, że zapasy mogą się już kończyć, niezwłocznie należy je uzupełnić. To bardzo prosta czynność polegająca na nakarmieniu zagrożonej głodem rodziny gotowym ciastem inwertowanym. Płaską bryłę ciasta o wadze 2 do 3 kg kładziemy na górnych beleczkach ramek. To wszystko, gdyż pszczoły natychmiast znajdą nowe źródło pożywienia i przystąpią do jego eksploatacji. W silnej rodzinie taka ilość już w ciągu paru dni będzie przeniesiona do plastrów i zabezpieczy pszczoły przed głodem aż do pierwszych pożytków. Podawanie ciasta nie nastręcza problemów w starego typu ulach drewnianych wyposażonych w kołnierz służący do umieszczenia w nim nadstawki. W nowoczesnych ulach wielokorpusowych należy na kondygnacji gniazdowej umieścić pustą półnadstawkę, a w przypadku jej braku pusty korpus gniazdowy. Będą one stanowić osłonę podanego na górne beleczki ciasta. Dodaną kondygnacje przykrywamy powałką i daszkiem i wyczekujemy ze spokojem wiosny. Do silniejszych rodzin warto zajrzeć jeszcze za miesiąc, by sprawdzić, czy już nasz ratunkowy pokarm nie został spożyty i pszczołom nie grozi kolejny głód. Jeśli tak, to zabieg dokarmiania powtarzamy.
Do zimowego ratowania pszczół przed głodem używamy zwykłego ciasta inwertowanego, bez żadnych dodatków. Można je kupić w sklepach i hurtowniach pszczelarskich i jest ono dość tanie. Jeszcze kilkanaście lat temu do takiego dokarmiania pszczelarze wykonywali ciasto miodowo – cukrowe, z cukru pudru i miodu. Przy obecnych cenach gotowych ciast produkcja domowa się nie opłaci, do tego jest niezmiernie pracochłonna.
Sławomir Trzybiński
tel. 501-432-752
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.