Pszczelarzowi spłonęła stodoła ze sprzętem pasiecznym i miodem
Zdjęcie: Zrzutka.pl
W nocy 9 lutego spłonęła stodoła rodziny Wiącków. Zbigniew Wiącek, pszczelarz z dziada pradziada, stracił sprzęt pszczelarski i część zbiorów miodu. Uszkodzeniu uległ także wóz do transportu uli i przyczepa, w której mężczyzna spał, gdy wywoził pszczoły na pożytki. Pszczelarzowi można pomóc!
Pszczelarstwo było głównym źródłem utrzymania dla rodziny Wiącków. Przyczyny pożaru nie są znane.
Na stronie zrzutka.pl możemy zapoznać się z historią pszczelarską rodziny:
Miłość do pszczelarstwa w rodzinie Wiącek zapoczątkowała już lata temu. Zaczęło się od pradziadka Pana Zbigniewa. To on jako pierwszy w rodzinie założył pasiekę liczącą przeszło 300 uli jeszcze przed pierwszą wojną światową. Tereny kieleckie – tam właśnie powstała ta pasieka - były wtedy pod zaborami Ruskimi. Pradziadek Pana Zbyszka zajmował się pasieką tak długo jak pozwoliło mu zdrowie i siły. Nie wiadomo dokładnie ile to trwało. Dodajmy jednak, że pradziadek dożył pięknego wieku 102 lat, a prababcia 101 lat.
Kolejne pokolenie nie odkryło w sobie zainteresowania pszczelarstwem. W dziadku Pana Zbigniewa nie zaowocowała ta sama pasja do pszczół z jaką żył jego pradziadek.
Wydawałoby się, że na tym historia się skończy, a naprawdę to właśnie tutaj się ona zaczyna. Piękna przygoda pełna pasji i miłości do pszczół.
Czytaj także: Lot trzmiela
Tato Pana Zbyszka, Antonii Wiącek. To właśnie on postanowił kontynuować tę małą rodzinną pasję. Zaczynał od kilku uli by z czasem stopniowo zwiększać swoją pasiekę.
I tak miłością do tego pięknego zawodu zaraził syna Zbigniewa, który wspomina, że jak tylko zaczął chodzić wciąż kręcił się przy ulach i z zainteresowaniem obserwował co robi ojciec. Z wiekiem coraz więcej pomagał tacie, a pszczoły stawały się jego miłością. Przez wiele lat wspólnie prowadzili pasiekę. Jeździli z pszczołami po odległych terenach Polski, by zbierać różne odmiany miodu. Pan Antoni zajmował się pasieką niemalże do końca swoich dni. Pasieka była jego życiem, pszczoły miłością a słowa uznania od ludzi, którzy próbowali tych miodów motywowały do dalszej pracy i kontynuacji tej pięknej pasji pszczelarstwa.
Po śmierci ojca, w synu nie wygasła miłość do pszczelarstwa. Można by powiedzieć, że jest jeszcze silniejsza. Pasieka trwa do dziś. Pan Zbigniew prowadzi ją wspólnie z żoną. Niezmiennie od lat podróżują z pszczołami i w pełni poświęcają się temu, co robią.