Co zrobić, żeby było lepiej, czyli podsumowanie sezonu
Miniony sezon uznalibyśmy za udany, gdyby nie problemy z pogodą. Był też dość krótki, bo tak jak późno się zaczął, tak też szybko się skończył. Pozostał niedosyt – że to już po wszystkim, że można było więcej, lepiej. Gdyby było można, to by się poradziło. Współczesny pszczelarz to człowiek zapobiegliwy, wychodzący możliwościom i zagrożeniom naprzeciw. Chwytający każdą chwilę i wykorzystujący potencjał produkcyjny pszczół.
fot.© Milan Motyka
Jeśli więc zrobiliśmy my – i nasze pszczoły – tylko tyle, to nikt temu nie jest winien, pozostaje z nadzieją czekać na krótką tym razem zimę i udany następny sezon. Niechże tylko Niebiosa użyczą swych łask, dobry pszczelarz z pracowitymi pszczółkami ze wszystkim sobie poradzi.
Zima była nasza
Końcówka minionego roku nie dała nam powodów do narzekań. Potwierdzą to koledzy obserwujący pogodę i ci, którzy prowadzą dokładne zapiski temperatury i opadów. Upalny był wrzesień 2015, ciepły październik, nawet we Wszystkich Świętych pogoda przypominała bardziej ciepłą wiosnę niż właściwą dla naszej szerokości geograficznej jesień.
Po połowie listopada w górach poprószył śnieg, a w reszcie kraju zrobiło się mglisto, dżdżysto i wietrznie. Ale w tym czasie to normalne i zarówno my, jak i nasze pszczoły byliśmy na to przygotowani. Za to grudzień znów powitał nas wiosenną pogodą.
Aż do Sylwestra było ciepło i pszczoły mogły latać w wigilię Bożego Narodzenia, co zdarza się bardzo rzadko.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Dobre pszczoły na zimę
Mowa oczywiście o rodzinach właściwie do zimy przygotowanych, czyli silnych, składających się z młodych i dobrze odżywionych pszczół. Do tego bezwzględnie zdrowych. Warrozy w rodzinach nie ma wcale po zakończeniu sezonu, a jeśli jest to tylko ta, która zawędrowała do naszych uli z innych źle prowadzonych pasiek.
Gniazda nie są nadmiernie szerokie i pszczoły obsiadają wszystkie plastry maksymalnie wypełnione zapasami. W tej sytuacji matki złożą niewiele jajeczek, nawet przy ciepłej, słonecznej pogodzie i przy dostatku późnego pyłku z długo kwitnącej na polach gorczycy i w zaroślach nawłoci.
Nawet młode matki najbardziej intensywnie rozwijających się ras i linii: Krainek, Buckfastów czy Włoszek.
Układanie na zimę gniazd trzeba było tak przeprowadzić, by w październiku nie wyciągać pełnych zapasu plastrów, wtedy nie obsiadanych przez pszczoły. Jeśli zabieramy skrajny plaster, całkowicie wypełniony syropem, to znaczy że w środku gniazda są ramki pełne czerwiu.
Zaopatrzone są tylko w cienki „wianuszek” miodu w górnej części. Tego jedzenia może wystarczyć zaledwie do grudnia lub stycznia. Potem głodujące pszczoły trzeba będzie dokarmiać ciastem podawanym na górne beleczki. To dodatkowy koszt i ingerencja w gniazdo zimującej rodziny wtedy, gdy wymaga ona spokoju.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Wróćmy jednak do naszej ciepłej jesieni. Ładna pogoda do końca grudnia to możliwość wykonania późnych oblotów przez zdrowe i silne pszczółki oczekujące na prawdziwą zimę. Mogą więc załatwić swoje potrzeby fizjologiczne i jeśli zima przyjdzie późno, a będzie trzymała długo – nie zaszkodzi im wcale.
Dla pszczelarza to czas na wykonanie późnych zabiegów przeciwko pasożytom Varroa. Niektórzy koledzy zabiegi odymiania Apiwarolem wykonali w grudniu. Takie dymienie było w pełni skuteczne, gdyż wtedy nie ma w gniazdach żadnego czerwiu, a wszystkie roztocza znajdują się na pszczołach.
Zaś nasz najstarszy i najlepiej znany lek do odymiania jest skuteczny, co potwierdziły badania wykonane w poprzednich latach w Puławach. Działa jednak tylko na pasożyty żerujące na dorosłych pszczołach, gdyż do tych schowanych pod zasklepem, na pszczelich larwach i poczwarkach, nie ma dostępu.
To samo dotyczy innych substancji leczniczych. Zwalczanie warrozy ma bowiem sens tylko wtedy, gdy w pszczelich rodzinach nie ma starszego czerwiu.
Krótka zima, długie przedwiośnie...
Silne mrozy przyszły na przełomie grudnia i stycznia. Brakowało pokrywy śnieżnej, przez co wymarzło dużo zbóż, a gdzie nie to również rzepaki. Pszczołom zimny początek stycznia nie mógł zaszkodzić, wszak w prawidłowo zazimowanej rodzinie czerwienie zacznie się nie wcześniej niż w lutym.
Początek tego miesiąca powitał nas piękną aurą i pszczoły mogły sobie polatać. Potem mieliśmy pogodę typowo przedwiosenną.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Upały trwające do połowy września pozwoliły nawet najbardziej spóźnialskim obficie zaopatrzyć pszczółki na zimę. Nie obyło się oczywiście bez „odwiecznych” dyskusji czy lepszy jest cukier, czy też syrop gotowy. Problem jest, gdyż niejeden pszczelarz przekonany do syropu zawiódł się na mim, powrócił do cukru i też się zawiódł i co dalej?
Zarówno cukier, jak i syrop jest dobry, należy tylko pamiętać o zasadach dobrego zimowania pszczół, o czym wspomniano przed chwilą. Wszystkie znajdujące się na rynku gotowe syropy dla pszczół są dobre. Oprócz deklaracji i pełnej odpowiedzialności producentów i dystrybutorów potwierdziły to badania przeprowadzone w Puławach w sezonie 2013 i 2014.
Jeśli zaś chodzi o cukier znajdujący się w sprzedaży, to nieprawdą jest jakoby do obrotu detalicznego był przeznaczony skażony substancjami trującymi. Kontrola dystrybucji żywności jest obecnie tak dokładna, że nikomu takie praktyki nie ujdą na sucho, zresztą po co by ktoś to robił?
Aby było zdrowie...
Zdrowie jest najważniejsze dla pszczelarza, nie tylko własne, ale i pszczółek. A zdrowie w kontekście pszczelarskim kojarzy się w pierwszym rzędzie z warrozą. W tym roku większość pszczelarzy nie widziała roztoczy biegających po pszczołach i plastrach.
Zagrożenie zostało więc opanowane, co nie może uśpić naszej czujności! Roztoczy jest mniej, gdyż ich reprodukcja w tym sezonie przebiegała w sposób lekko ograniczony. Zimne przedwiośnie opóźniło czerwienie matek. Te pasożyty, które przetrwały zimę, musiały poczekać z rozmnażaniem na pierwszy czerw, a ten pojawiał się dopiero w marcu lub kwietniu.
Wiele z nich nie pożyło tak długo i dlatego teraz jest tak dobrze. Do tego pamiętajmy, co się zdarzyło w ciągu ostatnich trzech lat. Otóż długa zima w roku 2013 zahamowała skutecznie reprodukcję roztoczy. W tamtym roku było ich na pszczołach niewiele albo wcale, co z kolei uśpiło czujność pszczelarzy.
Za to wiosna w roku 2014 przyszła dwa miesiące wcześniej i pozostawionej na zimę warrozie stworzyła znakomite warunki do rozwoju. W końcówce lata 2014 było za późno na skuteczne zwalczenie roztoczy. Efektem był pogrom polskich pasiek na przełomie 2014 i 2015 roku.
Wyginęło 30 do 50% rodzin pszczelich. Wraz z pszczołami wyginęła oczywiście warroza, ale nie pszczelarze. Ci, którzy stracili swoje pszczoły szybko przystąpili do odbudowy pogłowia i już pod koniec sezonu wróciło ono do normy.
Tym razem bez warrozy, bo te najbardziej zainfekowane rodziny przestały istnieć wcześniej.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Przecież zwalczyłem...
Warroza to problem nie do rozwiązania. Mimo że zlikwidujemy ją w naszych ulach, już po roku jest z powrotem. Jeśli nie przeprowadzamy regularnych skutecznych zabiegów leczniczych, za rok możemy znaleźć pasożyty na zasklepionym czerwiu trutowym lub nawet pszczelim.
Po dwóch latach obserwujemy bezskrzydłe pszczółki, a rodziny zaczynają gwałtownie słabnąć, zazwyczaj w drugiej części lata.
Przynoszona jest z innych pasiek przez pszczoły rabujące i błądzące oraz przez trutnie. Jeśliby nawet wszyscy pszczelarze w tym samym czasie zwalczyli pasożyty w swoich rodzinach, pozostanie ta na pszczołach dziko żyjących, w dziuplach, szczelinach ścian budynków, w kominach, na poddaszach...
Oczywiście nie są to dzikie pszczoły, tylko te, które uciekły z naszych pasiek. Zanim zginą z braku zapasów i wycieńczenia przez warrozę, będą źródłem zakażenia dla wszystkich okolicznych pszczelich rodzin. Dlatego niejeden pszczelarz wykonuje w swojej pasiece zabiegi lecznicze zgodnie z zasadami sztuki, a po jakimś czasie stwierdza, że pasożyty są znowu.
Rozczarowany, dochodzi do wniosku, że zapewne polecane środki farmakologiczne nie działają i zaczyna poszukiwać nowych. Ponieważ oficjalny obieg jest zawężony do kilku uznanych leków, sięga po te niedozwolone, kuchennej roboty, z nielegalnego importu lub nawet silne środki odkażające.
Jednocześnie awanturuje się na spotkaniach pszczelarskich i internetowych forach, że powołane do tego władze nic nie robią i pozostawiony jest samemu sobie i swej inwencji. Presji tej ulegają nawet piastujący wysokie stanowiska działacze i dołączają do chóru niezadowolonych.
Próbują ratować osamotnionych pszczelarzy, załatwiają nowe – stare leki lub środki chemiczne łamiąc przy tym obowiązujące prawo.
Tymczasem dostępne lekarstwa są skuteczne, należy je tylko stosować prawidłowo, a to się tyczy przede wszystkim wykonywania zabiegów bez obecności zasklepionego czerwiu w gniazdach. Nie można też tolerować działań pszczelarzy, którzy pasożytów nie zwalczają przekonani, że ich pszczoły radzą sobie same.
Tam roztocze wprawdzie zginą, ale dopiero razem z pszczołami. Wcześniej będą skutecznie przenikać do naszej pasieki. Nic w tym dziwnego. Nasze zdrowe i silne pszczoły napadną na chore, słabe rodziny sąsiada. Roztocza chętnie przechodzą na pszczoły rabujące, gdyż wiedzą że pochodzą one z silnych rodzin.
W takiej rodzinie są lepsze warunki do rozmnażania się. Samice Varroa wybierają bowiem te pszczoły, które mają więcej substancji matecznej.
Pseudo-ekologistom mówimy „nie”!
W tak dramatycznej sytuacji zagrożenia zdrowia i życia naszych pszczół wręcz przerażające wydają się być pomysły niektórych miłośników pasiek i przyrody mające prowadzić do „uwolnienia” pszczół. Założenie ma być takie, że tylko pszczoły żyjące „na wolności”, bez opieki pszczelarza, mogą poradzić sobie ze współczesnymi zagrożeniami.
fot.© Milan Motyka
Odpowiednia węza lub jej brak, odpowiednie rasy pszczół, brak nadzoru nad kondycją, zdrowotnością i warunkami życia pszczół – oto rzekoma recepta na wszystkie bolączki współczesnego świata pszczelarskiego. Naturalne rojenie się rodzin pszczelich i zajmowanie przez nie naturalnych pomieszczeń w naturalnych środowiskach – to jedyny warunek przetrwania gatunku zdominowanego dotąd i ograniczanego przez człowieka!
Takie pomysły przypominają happening Jurka Owsiaka „Uwolnić Słonia” z lat 80. XX wieku. Tyle że tamta akcja z założenia była żartem, bo słoń wypuszczony z zoo nie poradzi sobie na wolności. „Wolne pszczoły” też długo nie pożyją bez pszczelarskiej opieki.
Zginą z głodu i od chorób najpóźniej po dwóch latach od uwolnienia. Ale zanim współczesna, całkowicie zmieniona przez ludzi natura je zlikwiduje, będą źródłem zakażenia chorobami dla pasiek z wielkim poświęceniem utrzymywanych przez prawdziwych pszczelarzy.
Biorąc pod uwagę znaczenie zapylania przez pszczoły roślin rolniczych i tych w naturalnych biocenozach, celowe utrzymywanie dziko żyjących rodzin pszczelich jest przestępstwem przeciwko naturze. Rozprzestrzenianie chorób powodujących masowe ginięcie pszczół zagraża istnieniu pszczelarstwa na naszej planecie.
Dlatego w naszym kraju jest prowadzony dokładny nadzór weterynaryjny nad pasiekami, właśnie ze względów epizootycznych. Tylko pszczoły znajdujące się pod opieką dobrego pszczelarza przetrwają i będą pełnić swoją niezbędną funkcję w przyrodzie.
Nie da się bowiem ich niczym zastąpić.
Sławomir Trzybiński
tel. 501-432-752
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.