A może po staremu?
Pożytki słabe i wczesne kończące się na akacji to zasadnicza baza pokarmowa większości naszych pasiek. Tylko przy sprzyjających okolicznościach udaje się uzyskać trochę miodu lipowego lub – znacznie częściej – lipcowego. A my poszukujemy nowinek, lepszych, bardziej współczesnych metod gospodarowania. Oczywiście po to, by w tych naszych nienajlepszych warunkach uzyskać wyniki porównywalne z tymi z pasiek prowadzonych intensywnie: wędrownych i korzystających z ciągłych pożytków.
f o t . © D a r i u s z S z w a n g r u b e r
Stąd ciągłe szukanie nowego, lepszego ula i nowej metody gospodarki. Tymczasem źródło powodzenia leży nie tyle w sprzęcie, lecz właśnie w obfitości bazy pożytkowej. Jeśli nie możemy sobie pozwolić na wędrówki lub przeniesienie pasieki w lepsze, bardziej pod względem pszczelarskim korzystne miejsce, pozostają nam tradycyjne metody gospodarki w znanych wszystkim i od dziesięcioleci stosowanych ulach. Będzie to przede wszystkim ul wielkopolski, którego konstrukcja i pojemność pozwala trzymać pszczoły o każdej sile.
Sposoby prowadzenia gospodarki na umiarkowanych pożytkach zostały przed laty opisane przez Wiktora Widerę, a bardziej nam współcześnie przez dra Kalinowskiego i oczywiście przez nieodżałowanej pamięci Janusza Mazurka. Za to poszukiwania innych metod, choćby tych stosowanych w innych krajach czy nawet kontynentach, muszą się zakończyć niepowodzeniem.
Ja również, jako młody pasiecznik, po opanowaniu tradycyjnej gospodarki zacząłem poszukiwać nowych dróg. Fascynacja doniesieniami z innych krajów, najczęściej wyczytanych w miesięczniku „Pszczelarstwo” z początku lat 70. XX wieku spowodowała pewne zmiany w mojej pasiece.
Na styl amerykański
Najpierw było kilka uli wykonanych dokładnie na wzór tych używanych w Ameryce. Gospodarka też miała być podobna. Zimowla na dwóch korpusach, ule były owinięte smolnym papierem. Wiosną, gdy matki zaczerwiły górny korpus przestawiałem kondygnacje. Matki były dobre, hodowlane. Wiosną ule „pękały w szwach”, w każdym było po kilka kg pszczół, ale miód był w ulach wielkopolskich. Koszt utrzymania takich silnych rodzin był bardzo wysoki, gdyż na zimę trzeba było dać po 20 kg cukru.
Taka gospodarka nie nadaje się więc na byle jaką okolicę. Być może na terenach o długim czasie kwitnienia roślin, przy dobrej pogodzie efekt byłby inny. Musiałby być też pyłek. Tę próbę przeprowadziłem ponad 30 lat temu, gdy oprócz rzepaku na polach było więcej kwiatów niż teraz, były też kwiaty w ogródkach przydomowych.
Ul Ostrowskiej
Podobnie było z ulem pani dr Ostrowskiej. Gniazdo w dwóch korpusach jest za duże. Można je zmniejszać ustawiając w każdym korpusie po 7 albo 6 ramek, ale po co? Utrudnia to tylko pracę i zwiększa czas obsługi pasieki. Jedynie w wyjątkowo korzystne lata można spodziewać się dobrych efektów, ale takie trafiają się rzadko.
Tymczasem w typowych starych ulach wielkopolskich nic nie stracimy. Jeden korpus wystarczy na gniazdo, bo matka nie jest w stanie większej liczby plastrów zaczerwić. Gdy zaś brakuje miejsca na nektar w jednej nadstawce, można dostawić drugą i nawet trzecią. W obecnych latach rzadko zachodzi jednak taka potrzeba.
Nie trzeba więc unowocześniać sposobów gospodarowania, gdy stare metody są dobre. Chyba żeby poprawiły się pożytki, ale na to by wróciły do uprawy miododajne rośliny motylkowe i inne nie można teraz liczyć. Nikomu przecież nie zależy na zwiększaniu produkcji ani roślinnej, ani zwierzęcej.
Nastrój rojowy
Kolejny problem to nastrój rojowy. Bardzo silne rodziny na słabych pożytkach mogą chcieć się roić już na początku maja. Przerabiałem to w swojej pasiece przy okazji wdrażania nowości. Jedyna korzyść to poprawa kondycji pszczelarza dzięki krótko- i długodystansowym biegom za rójkami. Dlatego na umiarkowane pożytki również pszczoły muszą mieć umiarkowany rozwój. Na majowe pożytki taka pszczoła rozwinie się bez żadnego wspomagania przez pszczelarza, jeśli tylko rodziny były odpowiednio przygotowane do zimy już poprzedniego lata.
Najlepiej sprawdzić
By uzyskać takie pszczoły potrzebna jest konsekwencja i cierpliwość w prowadzeniu pracy hodowlanej oraz to samo w pasiece produkcyjnej. Wprowadzanie do pasieki w każdym roku nowego pogłowia nie da zamierzonego efektu, gdyż rok do roku jest niepodobny. Zanim sprawdzimy jedną linię w różnych warunkach pogodowych już wprowadzamy inną, świeżo wyhodowaną lub przywiezioną zza granicy.
By z dobrym efektem dopasować sposób gospodarki do posiadanych warunków terenowych należy prowadzić obserwacje w pasiece przynajmniej przez kilka sezonów.
Nie ma potrzeby więc sięgać po zagraniczne metody, podczas gdy nasze tradycyjne i sprawdzone są wystarczające. Zresztą warto przypomnieć, że typowa gospodarka w ulach wielkopolskich jest niczym innym jak gospodarką amerykańską z przystosowaniem do naszych pożytków.
Ramka zaś tego typu jest nieco zmienioną ramką Roota. Większe ramki, na przykład dadantowskie, mają rację bytu tam, gdzie są lepsze pożytki, gdzie istnieje jeszcze tradycyjne rolnictwo, gdzie są mieszane lasy, zadrzewienia śródpolne, przydomowe sady, przydrożne aleje i dzikie łąki. Można tam trzymać pszczoły o mocniejszym rozwoju, na przykład włoską. Dlatego „Włoszki” są rozpowszechnione w pasiekach wędrownych w zachodniej Europie, ale i w Finlandii oraz na Ukrainie.
Wbrew niektórym opiniom zimują świetnie, są zdrowe, bardzo pracowite i miodne. Mało tego, nie roją się i z tych obfitych pożytków przynoszą dużo miodu. Dotyczy to oczywiście hodowlanych „Włoszek”, posiadających dobre geny także po ojcu.
Takie pszczoły można też trzymać w ulach wielkopolskich, ale na lepszych pożytkach. To samo dotyczy pszczół Buckfast. Oczywiście są też dobre pszczoły rasy kraińskiej, przy czym jedne są na pożytki bardziej obfite, inne na słabsze. Niestety, nie zawsze opis linii przedstawiony przez hodowcę sprawdzi się w naszej pasiece, dlatego każdy pszczelarz do swojej pasieki musi dobrać właściwą linię, sprawdzając jej cechy przez kilka sezonów.
Przed laty jako patriota miałem w swojej pasiece pszczołę augustowską. Pszczoły zdrowe, ładnie i spokojnie zimujące, zawsze wczesną wiosna w pasiece był piękny oblot wszystkich rodzin. Niestety, na moim terenie (poznańskie) nie sprawdziły się. W zbiorze miodu ustępowały innym rasom, a ich uporczywe dążenie do rójki znacząco utrudniało pracę.
Były też nadmiernie agresywne, zwłaszcza późniejszym latem. Choć moja pasieka stoi w lesie, pszczoły i tak dały się we znaki sąsiadom. Przeciwdziałanie rójce przez zamknięcie matki za kratą odgrodową prowadziło do okłębiania matek. Być może te pszczoły w swoich rodzinnych stronach zachowywały się inaczej.
Pewność sprawdzonej jakości danej linii mamy tylko w pierwszym pokoleniu. Późniejsze pokolenia są już dzikimi krzyżówkami, które wcale nie muszą powtarzać interesujących nas cech. Trutnie unasienniające matkę są przecież różne i wcale nie muszą pochodzić z naszej pasieki.
Przedstawione przeze mnie rady nie każdemu mogą przypaść do gustu, nie każdy się też z nimi zgodzi. Jednak ja w moich warunkach tak gospodaruję i metody te zdają u mnie egzamin, tak w produkcji miodu, jak i w efektywności przezimowania.
Ale to rezultat, jak wspomniałem, 40 lat doświadczeń, obserwacji i konsekwentnego wprowadzania do pasieki metod dających pozytywne efekty. Oczywiście pozytywne w mojej pasiece, bo już kilka kilometrów dalej moja gospodarka może nie być wskazana ze względu na inne warunki pożytkowe.
Stanisław Kaczmarek