Import pszczół potrzebny czy nie?
Pszczelarstwo jest gałęzią rolnictwa o pozornie marginalnym znaczeniu. Chowem pszczół zajmuje się w Polsce niespełna 50 tysięcy osób. Wśród nich około 60% prowadzi pasieki liczące do 30 pni, a więc amatorskie, z których zysk, jeśli w ogóle jest, stanowi uzupełnienie innego źródła utrzymania.
Z kolei ponad połowa pszczelarzy to ludzie w wieku ponad pięćdziesięciu lat. Przypuszczać można, że wielu z nich posiada dochody w postaci emerytur i rent, że nie wspomnę nielicznych, którzy pracują jeszcze zawodowo.
Zaledwie 4% pasiek liczy ponad 80 pni, a więc są to, jak na polskie warunki, pasieki zawodowe.
Z pewnością jednak wielu z tych zawodowców pracuje też gdzie indziej, wykorzystując sezonowość pszczelarstwa. Tak więc ludzi utrzymujących się wyłącznie z pracy w pasiece jest może tysiąc, a może trochę więcej, co stanowi garstkę w prawie czterdziestomilionowym narodzie.
Znajomość zagadnień pszczelarskich w społeczeństwie jest nikła. Zaledwie około 8% Polaków wie, co to jest pszczoła i jakie jest jej znaczenie. 20-30% nie wie o pszczołach nic, pozostali zaś wiedzą, że są to groźne owady gryzące (!) i wytwarzające miód, bez którego można się doskonale obejść. Nie jesteśmy w tym odosobnieni, w innych krajach stan wiedzy jest podobny, z przewagą dla pszczelnictwa w społeczeństwach bardziej, że tak powiem, rozwiniętych.
Stąd też ogromna niewiedza o znaczeniu pszczół jako zapylaczy roślin zarówno uprawnych, jak również dzikich gatunków, które bez pszczół by wyginęły. Dlatego od prawie 30 lat na Zachodzie lansowane jest hasło „chroń pszczoły – pszczoły podtrzymują środowisko”. Choć pozornie niezrozumiałe, ma jednak swój głęboki sens.
Mamy 50 tysięcy pszczelarzy, z czego większość to pasjonaci. Hodują pszczoły, bo sprawia im to przyjemność i co by się nie stało, będą to nadal robili. W konfrontacji z ogólnym brakiem wiedzy ekologicznej w społeczeństwie, jest to grupa bardzo słaba.
Tym bardziej, że konsumentami miodu i sporadycznie innych produktów pszczelich zazwyczaj jest wyżej wspomniane 8% społeczeństwa. Większość ludzi może nie korzystać z miodu krajowego, bowiem w sklepach są produkty importowane.
Rodzima produkcja miodu to około 12-15 tysięcy ton rocznie, które w pełni zaspokają zapotrzebowanie krajowych konsumentów. Ale może być ona zupełnie niepotrzebna w sytuacji, gdy pierwszy lepszy importer może sprowadzić wysoko-ołowiowo-antybiotykową izoglukozę, korzystając z pieniędzy na krajowy skup interwencyjny.
Mimo to pszczelarze walczą. O dziwo, są u nas ludzie powiększający lub zakładający pasieki. Pszczelarz mający 100 pni wylicza, że dobrą rentowność osiągnie, jeżeli rozwinie pasiekę do 200, a w poszukiwaniu odbiorców miodu niejeden przewyższa inwencją, pracowitością i uporem pszczoły zwiadowczynie i zbieraczki.
Okazuje się, że mimo wszystko ceny uzyskiwane za produkty pszczele są bardziej stabilne niż za inne płody rolne, a inwestycja jest mniejsza i praca przyjemniejsza. Cóż, gdyby nie było importu niby-miodów, praca nasza miałaby o wiele większy sens. Walczmy więc i na szczeblu powiatu, i na szczeblu zarządu i rządu, bo import miodu powinien być zabroniony.
Inną sprawą interesującą nasze środowisko jest import pszczół. Jak wiemy, w naszym kraju występowała kiedyś rodzima pszczoła środkowoeuropejska. Wraz z rozwojem technik pasiecznych wprowadzono inne rasy, później przeprowadzono prace hodowlane, w efekcie czego mamy dobre linie pszczół kraińskich, kaukaskich i środkowoeuropejskich, dostosowane do naszych warunków przyrodniczych i klimatycznych. Hodowlę ich koordynuje Krajowe Centrum Hodowli, z dobrym zresztą efektem.
Organizacja hodowli i ocena pszczół w Polsce, mimo nie najlepszych warunków finansowych, stoją na wysokim poziomie, a wiele krajów bogatych śmiało może korzystać z naszych doświadczeń. Oczywiście w terenie jest mnóstwo pszczół „nieuznanych”, pszczelarze bowiem, tak jak pszczoły, nie znają granic i nie jest problemem przywiezienie z dalekiego zakątka świata matki jakiegoś egzotycznego podgatunku, rasy czy linii. Po odchowaniu od niej potomstwa najczęściej okazuje się jednak, że cała operacja nie miała sensu i najlepiej wrócić do swoich pszczół.
Zresztą dopływ „świeżej krwi” z importu w pracy hodowlanej często jest niezbędny i stosowany, oczywiście za zgodą odpowiednich władz i pod pełną kontrolą hodowlaną i weterynaryjną.
[...] - treść ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych
e-Prenumeratorów
Sławomir Trzybiński