Silne pszczoły wiosną
Niektórzy badacze historii rozwoju społecznego, technicznego i technologicznego na świecie stwierdzają, że zdecydowana większość prostych wynalazków człowieka powstała z jego naturalnej skłonności do lenistwa i wygody życia. Przecież o wiele łatwiej było przetaczać na kole znaczne ciężary, niż je nosić lub przesyłać wiadomości telegrafem, niż biec w odległy zakątek świata i przekazywać je osobiście. Tak było od zawsze i jest nadal.
Fot: Magda Kłosowska
Myślę, że identyczne procesy zachodziły i zachodzą w pszczelarstwie, które jednak z uwagi na biologię pszczół w sposób wyjątkowy opiera się szybkiemu postępowi technicznemu i technologicznemu. Jestem przekonany, że można zaryzykować stwierdzenie, iż w tej dziedzinie nic nigdy nie zastąpi oka i ręki człowieka. Ale usprawnienia w pracy oszczędzające czas i przynoszące lepszy efekt produkcyjny – dlaczego nie?
W Polsce, z racji wczesnych pożytków, na wiosnę największym problemem wpływającym w zdecydowany sposób na wydajność produkcji miodu z pnia jest doprowadzenie pszczół do dużej siły. Dlatego chciałbym przedstawić Koleżankom i Kolegom moje doświadczenia i wynikające z nich spostrzeżenia w tym zakresie.
Pierwszą i najważniejszą rzeczą jest utrzymanie na przedwiośniu rodzin pszczelich w dostatku pożywienia i w cieple. Należy pamiętać, że oznacza to nie tylko duże zapasy syropu, ale bardzo ważna jest także pierzga stanowiąca pokarm białkowy. Dlatego na terenie, gdzie znajduje się pasieka, należy zadbać o pożytki późno-letnie i jesienne.
Zakładając, że moje pszczoły nie odczuwają głodu białkowego, w czasie cieplejszych dni lutego lub marca ścieśniam mocno gniazda (bez przeglądu do 6-7 ramek wielkopolskich), a za zatwór daję wycofane z nich ramki z cukrem lub zapasowe z magazynu (2-3). Pszczoły same mają możliwość uzupełniania niedoborów pokarmu w gnieździe. Efekt jest taki, że przy pierwszym przeglądzie, w korzystnych warunkach atmosferycznych, najczęściej za zatworem są już puste ramki.
Zazwyczaj zimuję dużo więcej rodzin niż może ich być w jednym miejscu (80 – 90). Na wiosnę 20 do 30 najsłabszych łączę po dwie w jednym ulu. W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż mój przyjaciel, kolega Ferdynand Warwas, przez całe życie eksperymentuje z pszczołami. Jedno z jego doświadczeń polegało na tym, że w jednym ulu trzymał dwie rodziny oddzielone ścianką wewnętrzną, natomiast, gdy dodawał nadstawkę, była w niej jedna, wspólna miodnia.
Zajmujące nadstawkę pszczoły z obu rodzin mogły dowolnie się mieszać i okazało się, że pracowały zgodnie, akceptując tę niezwykłą dla nich sytuację. Ponadto stwierdzono, że połączony w ten sposób wysiłek dwóch rodzin dawał wyższą produkcję miodu niż każdej z nich oddzielnie.
Wyniki tego eksperymentu nasunęły mi myśl o podjęciu własnych doświadczeń. Ich cel był jednak zupełnie inny, chciałem bowiem zaoszczędzić bezcenny czas poświęcony na wiosenne łączenie rodzin w sposób tradycyjny. Metodą prób i błędów doszedłem do zupełnie nieoczekiwanych wyników.
[...] - treść ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych
e-Prenumeratorów
Z pszczelarskimi pozdrowieniami,
Maciej Winiarski