fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 0

Komu potrzebny jest pszczelarz?

Piszę ten artykuł z nadzieją na większe spopularyzowanie znaczenia pszczół, ich leczniczych produktów i samych pszczelarzy. Może szkoda, że dziś nie zwraca się uwagi na pewne aspekty tak istotne w naszym społeczeństwie przed laty. Kilkadziesiąt i więcej lat wstecz w wioskach, miasteczkach takie osoby jak pszczelarz, owczarz, zielarz, posiadali dużą wiedzę o leczeniu lub, mówiąc bardziej prawidłowo, pomaganiu ludziom w cierpieniach.


fot. © Roman Dudzik
Ludzie ci żyli bardzo blisko przyrody i w zgodzie z nią. Jedni znali perfekcyjnie działanie ziół, inni nastawiali chore kręgi ludziom i zwierzętom, odczytywali z barwy moczu dolegliwości ludzkie z dużą dokładnością, diagnozowali choroby z koloru oczu. Żaden z nich nie studiował medycyny, a wiedzę tę przekazywano z pokolenia na pokolenie.

W grupie tej byli też pszczelarze, a nawet dawni bartnicy, którzy mieli duża wiedzę z zakresu dawnej ludowej medycyny. Często i lekarze zalecali tradycyjne środki i metody lecznicze jako skuteczne i bezpieczne dla organizmu. Oczywiście nie zamierzam propagować tutaj czasów, gdy zwykli fryzjerzy pełnili rolę lekarzy medycyny, a kowale stomatologów.

Jednak współczesna dominacja chemii w medycynie sprawia, że zaczynamy poszukiwać nowych dróg wspomagania witalności organizmu. Myślę, że jest tu pewne miejsce i zadanie dla pszczelarzy, którzy oprócz prowadzenia hodowli i produkcji mogliby zająć się propagowaniem dobroczynnego wpływu bliskości naturalnego środowiska na nasze zdrowie.

A nie chodzi tutaj tylko o środowisko zewnętrzne: pola, lasy, ogrody… Niebagatelne znaczenie ma też ludzkie wnętrze, widzenie przez nas świata i postrzeganie w nim samych siebie.

Gdy byłem początkującym pszczelarzem, podpatrywałem trzech pszczelarzy i dostawałem od nich wskazówki.

Wszyscy byli po osiemdziesiątce, ale byli we wspaniałej kondycji. A złożyło się tak, że z zawodu byli właśnie kowalami, nie oszczędzali się więc w życiu zawodowym. Miałem też wuja, który w wieku 90 lat prowadził wraz z żoną 50-pniową pasiekę, a mając 94 lata, już sam opiekował się 20 rodzinami. Nie było wtedy elektrycznych miodarek, nie było i innych udogodnień życia codziennego.

Skąd brali się tacy ludzie? Gdy dziś wszyscy masowo odwiedzamy szpitale, apteki, przychodnie, wtedy osoby naprawdę stare miały się dobrze, nie wymagały opieki i mogły jeszcze wydajnie pracować!

Przytoczę słowa jednego z myślicieli rosyjskich. „Starość to nie choroba, a stan, który zależy od charakteru naszego myślenia, świadomości ukierunkowanych na zaspokajanie powszechnych potrzeb człowieka, podczas gdy duchowa strona została z życia wykluczona.”

To bardzo szkodliwie wpływa na funkcjonowanie organizmu. A wystarczyłoby tylko zmienić świadomość i można doprowadzić siebie do równowagi, żyć zgodnie z prawami wszechświata i natury, na pierwszym miejscu stawiając dobro, moralność i miłosierdzie, by zachować zdrowie fizyczne i duchowe. Człowiek z zasady nie powinien chorować, ma przecież w sposób naturalny dobrze zorganizowany system obronny. Niszczą go jednak negatywne myśli, lęk, brak umiłowania do życia. Będąc w takim stanie człowiek ulega chorobom, co w konsekwencji prowadzi do skracania życia.

Pozytywne myśli, radość, umiłowanie życia – te korzystne, jakże potrzebne dla naszego zdrowia czynniki nie zawsze potrafimy wzbudzić w sobie sami. Otaczają nas ludzie bardzo różni, a nie zawsze dla nas życzliwi. Nie tylko politycy, którzy zamiast demokracji uprawiają demagogię. To także bezpośrednie nasze otoczenie – w pracy, w naszej miejscowości, w naszej rodzinie.

Oni też powinni nam pomagać, a że nie zawsze tak jest, wiemy aż za dobrze. Wybierzmy więc z życia możliwie dużo pozytywów, inaczej niezwłocznie sami wpędzimy się w objęcia starości. Nasz organizm musi zawsze mieć dość siły, by pokonać wszelkie zło, które go otacza.

Co ma z tym wspólnego pszczelarz? Otóż pszczelarz powinien być człowiekiem niezwykłym. Tym jemu łatwiej do tego dążyć, że ma skąd czerpać przykłady. Kiedyś być pszczelarzem znaczyło być człowiekiem uczciwym, wiernym, prawdomównym. Pszczelarz zwalniany był z przysięgi w sadzie. Do bartnych stowarzyszeń nie przyjmowano każdego, tylko ludzi o sprawdzonej reputacji.

Czy mało jest powodów, by dziś dążyć do tego samego? Starać się żyć w zgodzie i ze sobą, i z otaczającym nas światem, tym tworzonym przez ludzi i światem natury. Wtedy siła psychiczna i psychiczne zdrowie przełoży się na kondycję fizyczną organizmu.

Patrząc na pszczelarza pod tym kątem nie możemy odpędzić myśli, że pszczelarzem nie mógłby być żaden polityk czy działacz państwowy. I rzeczywiście, w tych kręgach pszczelarzy nie ma, przynajmniej w naszym kraju. Smutna to konkluzja, ale jakże prawdziwa i szczerze przedstawiająca poziom naszego życia publicznego.

My, pszczelarze, powinniśmy pierwsi przestawić się na tory prawidłowego myślenia i działania, na tory zgody ze sobą i naturą wszechświata. Dla nas nie jest to trudne, gdyż bliżej nam niż innym do natury, do przyrody, do pszczół, z których możemy czerpać przykład, gdyż one żyją w zgodzie ze światem. Nie ma wśród nich hipochondryków, nie ma złości, zawiści, chciwości – tego wszystkiego, co prowadzi nas na drogę chorób. I po to potrzebny jest pszczelarz, by dawał przykład reszcie społeczeństwa, jak na tę drogę nie wstąpić.

Stanisław Kaczmarek


 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"