Wiktor Widera i jego ul
Konstruktorem wielkopolskiego ula nadstawkowego był Wiktor Widera. Urodził się w 1895 roku w Czechowicach na Górnym Śląsku. Od wczesnej młodości był pasjonatem pszczół. Częstokroć wspominał, że z wielkim nabożeństwem patrzył na pszczółki w pasiece swojego dziadka, znajdującej się w powiecie kluczborskim. Ukończył seminarium nauczycielskie. Niestety, nie dane mu było od razu zająć się swoją wrodzoną pasją.
Wybuchła wojna i został wcielony do armii niemieckiej. Brał udział w bitwach pod Verdun i Gorlicami. Został ranny i jako inwalida wojenny osiadł na spokojnej wsi w Wielkopolsce.
Dopiero wtedy założył własną pasiekę. Już w 1919 roku liczyła ona 80 pni, wśród których było aż 15 systemów uli. Wtedy zaczął dążyć do unifikacji ula. Wzorując się na ulu systemu Roota, opracował ul wielkopolski. Po uruchomieniu własnego warsztatu stolarskiego zaczął w szybkim tempie rozwijać swoją pasiekę. Jak sam pisał, z ula systemu Roota przejął to co najlepsze dla naszych warunków klimatycznych. Przyznać trzeba, że miał niezwykłą intuicję.
Na wystawie pszczelarskiej w Poznaniu w roku 1926 za swój ul otrzymał dyplom ministra rolnictwa. Ul stawał się wśród pszczelarzy coraz powszechniejszy i zdobywał coraz większe uznanie, a jego twórca stał się w kręgach pszczelarskich znaną osobą. Już w 1925 roku został sekretarzem Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Poznaniu. Od 1927 roku pełnił funkcję redaktora naczelnego „Bartnika Wielkopolskiego”, w którym pisał comiesięczne porady dla pszczelarzy, aktualne zresztą do dziś. W 1936 roku został prezesem Wojewódzkiego Związku. Jednocześnie pracował jako kierownik szkoły podstawowej w Jerzykowie koło Biskupic. Tam też prowadził piękną pasiekę liczącą 150 rodzin. W tej wzorowej pasiece opracował system gospodarki w skonstruowanym przez siebie ulu i trzeba przyznać, że metoda ta jest aktualna do dziś.
Ul wielkopolski jest obecnie wszystkim dobrze znany, więc nie trzeba go opisywać. Co warto przypomnieć, to grubość izolacji zastosowanej przez Widerę, a wynosiła ona tylko 2,5 cm. Ściany wewnętrzne wykonane były z deseczek topolowych, a zewnętrzne z wodoodpornej dykty. Ul taki był wytrzymały, trwały i lekki. Pszczoły zimowały w nim znakomicie, nawet w latach 40., gdy temperatura zimą spadała do -40°C. Rodzina zimą zajmowała jeden korpus, ramki były od góry przykryte płótnem, na nim leżała poduszka wypełniona liśćmi paproci. Para wodna mogła więc uchodzić do góry.
fot. źródło: Narodowe Archiwum
Cyfrowe
Rodnia mieściła się też w jednym korpusie i była to pojemność wystarczająca, mimo że pożytki były wtedy zdecydowanie lepsze niż obecnie. Przed wylotami ustawione były pomosty, bardzo pomocne zbieraczkom przy obfitym wziątku i wietrznej pogodzie.
Widera z początku utrzymywał pszczoły linii Nigra, później nawiązał współpracę z austriackim hodowcą Guido Sklenarem. Dzięki temu linia Sklenar szybko się rozpowszechniła w Wielkopolsce. Opisał dokładnie swoją metodę wychowu, która gwarantuje uzyskanie dorodnych, wartościowych matek. Postaram się ją opisać w oddzielnym artykule.
Jako że redaktor Widera na brak zajęć nie narzekał, w prowadzeniu pasieki pomagała mu córka, Joanna Widerzanka. Była osobą niezwykłą nawet jak na dzisiejsze czasy, gdyż to ona kierowała wędrówkami pasieki na wrzos. Pasieka Widerów była wywożona na wrzosowiska do lasów pod Sierakowem, aż na odległość 110 km. Pasiekę wieziono w nocy samochodami marki Chevrolet. Na samochód mieściło się 50 uli. Zabierano je bez daszków i pomostów. Na pożytku ustawiano je w rzędzie na legarach i przykrywano w całości rolką papy. Przez Wartę samochody przeprawiały się promem, a drogi wtedy były tylko polne. Pani Joanna wspomina, że gdy samochód wtaczał się na prom, ten zanurzał się cały w wodzie. Wyjeżdżało się na początku sierpnia, wracało po połowie września.
Pożytek był na tyle obfity, że oprócz miodu w każdym ulu było po 9 ramek krytego czerwiu, a w 25% rodzin pszczoły wymieniały matki, gdyż te stare były za słabe. Miód wirowano na ręcznej miodarce. Wspomnieć trzeba, że pani Joanna była osobą bardzo wrażliwą na piękno przyrody. Ślicznie opisywała otaczający ją świat: „Spokój w oddalonej od wszelkiego gwaru cichej leśniczówce w towarzystwie miłej leśniczanki, mojej dzielnej pomocnicy, niezapomniany widok pięknych liliowych kobierców wrzosu, owe ranne wycieczki na grzyby, które w tym roku bardzo obrodziły. Stałe, niczem nie zakłócone obcowanie z przyrodą i pszczółkami sprawiło, że to będzie z pewnością moja nie ostatnia wycieczka na wrzos”. Było to w roku 1936.
Stanisław Kaczmarek