Zapomniane trutowiska
W „Encyklopedii pszczelarskiej” możemy przeczytać, że trutowisko to teren zabezpieczony przed dostępem obcych pszczół, na którym unasienia się matki określonymi trutniami. Pierwszy zastosował je Szwajcar Kramer w końcu ubiegłego wieku (pas izolacji 2 km). Najważniejsza dla trutowiska jest jego izolacja, której wielkość zależy od ukształtowania terenu. Na nizinach promień izolacji wynosi 6-9 km. W terenie górzystym ok. 3 km.
Wielkość pasa izolacyjnego zależy też od tego, jakie matki mają być unasieniane na trutowisku, przy użytkowych wystarczy 5 km (powierzchnia obszaru ok.8 tys. ha), do celów hodowlanych – 7-8 km. Najlepiej byłoby, gdyby inne pasieki leżały w odległości co najmniej 9 km od trutowiska. „Dziś po przeprowadzeniu wielu badań z tym związanych – wiemy więcej i co do izolacji trutowiska i odległości od innych pasiek są większe wymagania.
Krystyna i Jerzy Słoneccy
przy ulach na paletach
transportowych. (archiwum
domowe J. Słoneckiego)
„Na trutowisku umieszcza się rodziny ojcowskie z odpowiednimi trutniami; liczba rodzin zależy od liczby unasienianych matek oraz wielkości pasa izolacyjnego. Im więcej rodzin ojcowskich na trutowisku, tym większa skuteczność zaplanowanego doboru.
Na każde 100 wystawionych matek potrzeba – wg dawnej instrukcji PZP – 3 rodziny ojcowskie, (wg Gromisza 6-8); na 1 matkę powinno przypadać 250-300 trutni. Trutowisko przed uruchomieniem powinno być sprawdzone pod względem izolacji. W tym celu ustawia się na nim 2 rodzinki z matkami nieunasienionymi bez trutni. Jeśli matki nie zostaną w normalnych warunkach unasienione w ciągu 2 tygodni, to trutowisko można uruchomić”.
W okresie powojennym, kiedy sztuczne unasienianie matek pszczelich nie było rozpowszechnione w wielu rejonach naszego kraju, pszczelarze tworzyli trutowiska, aby wszyscy hodowcy mogli z nich korzystać i tam odpowiednimi trutniami unasieniać matki ze swoich pasiek.
Naukowcy już od czasów utworzenia pierwszego takiego trutowiska w Szwajcarii w 1909 r. przeprowadzali badania starając się dociec, jaką ilość trutni należy przewidzieć do zapłodnienia jednej matki i jaki powinien być zachowany promień izolacji, aby zapewnić zadowalające rezultaty unasienienia matek wybranymi trutniami. Na tym pierwszym trutowisku zastosowano pas izolacji 2 km, ale już Zander (1923) zalecał zwiększenie pasa 3-5 km.
Luboszów 1965 r. - od lewej Jerzy Słonecki przy pniu ojcowskim -
(archiwum domowe J. Słoneckiego)
Prof Jerzy Woyke opisując w „Pszczelniczych Zeszytach Naukowych” nr 1-2/1971 r. swoje badania na ten temat w artykule pt. „Unasienianie matek pszczelich na trutowisku o zwiększonej liczbie trutni” przedstawia też wiele ciekawych badań innych naukowców z dziedziny pszczelarstwa, jak np.
1. Klatt (1929) - stwierdził, że 80% matek wystawionych bez trutni na Mierzei Wiślanej, oddzielonej od lądu 8 km pasem wody, unasieniło się. Nieunasienione pozostały jedynie matki wystawione na Helu, oddzielonym od lądu 15-17 km.
2. Podobne badania przeprowadził Drescher (1965), wystawiając matki na wyspie Mellum oddalonej od lądu o 7 km.
3. Matki wystawione przez Peera (1957) na płaskim terenie Kanady w odległości 6 km od trutni unasieniły się w 89% w ciągu 15 dni; oddalone od trutni o 16 km – w 25% podczas 31 dni. Dopiero te matki, które były oddalone od trutni o 19 km nie unasieniły się wcale.
Podjęto też badania nad zwiększeniem ilości pni ojcowskich na trutowiskach, czyli większej ilości trutni przypadających na jedną matkę do unasienienia. Wyniki tych badań dowodzą, że zwiększenie liczby trutni na trutowisku może w niektórych warunkach przyczynić się do polepszenia uzyskiwanych tam wyników. Jednak w badaniach tych prof.
Otwarcie trutowiska Weroniki Kumko w Pokrzywnie -
(archiwum domowe J. Słoneckiego)
Woyke wykazał, że „ustawienie na trutowisku o promieniu izolacji 2,5 km nawet 5 pni z dużą liczbą trutni nie gwarantuje unasienienia matek przez te trutnie, ponieważ żadna matka nie produkuje po nich nawet 50% potomstwa. Mimo że w bezpośrednim sąsiedztwie rodzinek weselnych znajduje się nadmiar trutni, to matki i tak unasieniają się głównie z trutniami z dalszych odległości. Tego typu biologia kojarzenia zapewnia heterozygotyczność potomstwa, co z kolei wpływa na wysoką przeżywalność czerwiu, od matek unasienianych naturalnie”.
Powyższe badania wykazują, że dopiero przy zastosowaniu pasa izolacyjnego ponad 20 km, może udałoby się uzyskać zadowalające rezultaty unasieniania matek wybranymi trutniami. Problem w tym, że o takie miejsca na trutowiska trudno nie tylko w Polsce, ale i w UE.
Unasienianie sztuczne czy naturalne?
Zatem czy na istniejących trutowiskach w Polsce udaje nam się unasienić matki tylko wytypowanymi trutniami? Zapewne nie. Jednak wielu pszczelarzy mimo wszystko woli matki produkcyjne unasieniać naturalnie, bez względu na to czy jest to pasieczysko czy trutowisko.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Badania, jakie przeprowadzono w Szwajcarii przez Fyga (1960), wykazały też, że znaczna liczba matek jest niepełnosprawna po sztucznym unasienianiu i to chyba jest to ryzyko i niezbyt dobre matki, jakie otrzymujemy od hodowców. Ponadto taki zabieg, to stres dla matki, gdyż bardzo odbiega od przebiegu kopulacji naturalnej.
Trutowiska Dolnego Śląska
W okresie działań wojennych na Dolnym Śląsku pasieki poniemieckie zostały splądrowane albo całkowicie zniszczone. Tylko nieliczni Polacy przesiedlani z Kresów mogli zabrać ze sobą po kilka uli z pszczołami. Brak pszczół na tych terenach skłonił tych pszczelarzy do szybkiego powiększania rodzin i odbudowy pasiek. Początkowe próby sprowadzania i krzyżowania matek z innych rejonów Polski nie przynosiły dobrych rezultatów.
Postanowiono więc z tych pszczół poniemieckich i przywiezionych ze wschodu odbudować pszczelarstwo na tych ziemiach. Aby przyśpieszyć produkcję i unasienianie matek oraz powiększanie pasiek postanowiono już w 1950 r. zorganizować pierwsze trutowisko, które powstało w miejscowości Wojciechowice (Kotlina Kłodzka). Właściwe prace hodowlane na materiale miejscowym z wyprowadzeniem linii rozpoczynają się od 1957 r.
Aby ułatwić pszczelarzom unasienianie matek wytypowanymi trutniami powstają inne trutowiska, takie jak w Luboszowie, Łężycach, Pokrzywnie, Oławie. Oleśnicy. Po pewnym czasie w woj. wrocławskim postanowiono skupić się na wyprowadzeniu linii dla terenów nizinnych i górskich. Do tego celu przygotowano trutowisko w Luboszowie i Pokrzywnie. Pozostałe trutowiska zostały wcielone jako filie Luboszowa, gdzie dostarczano pnie ojcowskie Jerzego Słoneckiego.
Trutowisko Luboszów
Unasienianie matek. Jan Biernacki z symem Mateuszem
w czasie kontroli unasienienia. (fot. © Łukasz Biernacki)
Miejscowość Luboszów, a raczej jedno zabudowanie w Borach Dolnośląskich. To nie żart, ta wieś ma tylko jeden dom i dwoje mieszkańców! To jedyna taka miejscowość na mapie Polski. To tu było kiedyś trutowisko. Droga kończy się na bramie wjazdowej do pasieki „Świat Pszczół” – Krystyny i Jerzego Słoneckich.
Idealne miejsce na trutowisko. Dookoła las. Wprawdzie najbliższa miejscowość oddalona jest o 6 km, ale tam przed uruchomieniem trutowiska wymieniono pszczelarzowi wszystkie matki. Do innej miejscowości Świętoszów jest 16 km. Ze środków PZP zakupiono typowy domek na pracownię, uliki weselne i inne urządzenia.
Pnie ojcowskie typowane były z pasieki Jerzego Słoneckiego, który był w tym czasie Inspektorem ds. hodowli WZP. Pierwszymi dostawcami matek do unasienienia byli: Pawłowski ze Złotoryi, Tadeusz Gniado z Zebrzydowej i inni.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Trutowisko w Pokrzywnie
Trutowisko to założyła osoba prywatna Weronika Kumko (jej sylwetkę przedstawiłem w „Pasiece” nr 5/2009 w artykule „Amazonki w pszczelarstwie”). Początkowo miała trudności z uzyskaniem zgody, bo w latach pięćdziesiątych własność prywatna nie była zbyt dobrze widziana.
W górach otaczających Kotlinę Kłodzką w Nadleśnictwie Pokrzywno udało się znaleźć odpowiednie miejsce i tam kształtowała się linia „sudecka”. Była to pszczoła odporna na chłody, nierojliwa, chociaż średnio złośliwa. Czerwienie wiosenne ze względu na chłody ostrożne a z chwilą ocieplenia intensywne.
W roku 1973 pasieka Weroniki Kumko została zarejestrowana jako zarodowa i włączona przez Instytut Sadownictwa Wydziału Pszczelnictwa do prowadzenia doświadczeń i oceny wartości użytkowej pszczół linii „sudecka”. Los tej linii pszczół zakończył się podobnie jak „Luboszanki” i o tych pszczołach pamiętają tylko jeszcze nieliczni starsi pszczelarze.
Jan Baczmański