fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 20

Koewolucja pszczół, dręcza pszczelego i patogenów – czyli parę uwag do odpowiedzi ekspertki. List czytelnika

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem publikowaną w czasopiśmie „Pasieka” nr 4/20231 odpowiedź dr. lek. wet. Anny Gajdy2 na zadane przeze mnie pytanie: „Jakie warunki trzeba spełnić, żeby sposób chowu pszczół sprzyjał selekcji patogenów na mniejszą zjadliwość (na poziomie pasieki lub lokalnym i regionalnym)?”.

Fot. Agroscope

Bez wątpienia problematyka chorób zwierząt (w tym gospodarskich) jest zagadnieniem trudnym, nierzadko wchodzącym w oceny moralne lub gospodarcze. Obserwuję też bardzo często zjawisko nakładania się różnych tych płaszczyzn na siebie w taki sposób, że nierzadko trudno rozdzielić zdystansowaną ocenę biologiczną od ocen etycznych. W pewnym sensie mam wrażenie, że tak samo jest i w tym przypadku.

Nie zamierzam jednak specjalnie polemizować czy dyskutować ze zdaniem dr. Gajdy, uznając to po prostu za jej opinię. Problem odporności pszczół miodnych na warrozę przyciągał moją uwagę praktycznie odkąd zająłem się pszczelarstwem. Zawsze byłem i wciąż jestem zainteresowany opiniami dotyczącymi tego zagadnienia, wyrażanymi przez praktyków i naukowców (z różnych dziedzin, które w mniejszym lub większym stopniu są związane z ekologią rodzin pszczoły miodnej czy pszczelarstwem) i zawsze wsłuchuję się w ich argumenty – nawet, a może nawet przede wszystkim wtedy, gdy są sprzeczne z moimi. Oczywiście o ile są one merytoryczne, wyważone, zbudowane logicznie, a nie nadmiernie podszyte złymi emocjami – co w dyskursie o zdrowiu pszczół miodnych i ich odporności na warrozę jest niestety zjawiskiem częstym (dla jasności: absolutnie nie przypisuję tej ostatniej uwagi do argumentacji dr. Gajdy!). Uważam bowiem, że warto jest zastanowić się nad argumentami przeciwko naszym poglądom czy opiniom – choćby po to, żeby przekonać się, czy bronią się one w starciu z innym spojrzeniem.

Sam problem zdrowia pszczół miodnych jest wyjątkowo złożony. Choć ustawowo pszczoła miodna została zaliczona do zwierząt gospodarskich, to dyskusja nad jej statusem wcale nie jest rozstrzygnięta. Jest bardzo wielu pszczelarzy (w tym zawodowych czy wręcz hodowców) i naukowców, którzy pszczołę miodną uznają za zwierzę dzikie, albo co najmniej mają wątpliwości, czy lub w jakim stopniu jest ona udomowiona. Niektórzy uznają ją za zwierzę częściowo udomowione (jednym z takich naukowców jest znany w świecie pszczelarstwa naturalnego prof. Thomas Dyer Seeley, który mówi o pszczołach jako semi-domisticated). W tym kontekście jest oczywiste, że w dyskursie będą się ważyć najróżniejsze dobra i spojrzenia. Inaczej patrzymy bowiem (równie w kontekście gospodarczym czy etycznym) na zwierzę, które podlega naszej opiece, a inaczej te, które żyją poza naszą kontrolą. W tym ostatnim przypadku, nawet jeśli dostrzeżemy brutalność wszystkich zjawisk przyrody, będziemy je raczej obserwować z zainteresowaniem czy podziwem nad złożonością procesów połączonych w zależności ekologiczne. Nawet jeśli będziemy odczuwać swoisty żal czy współczucie dla ofiary (drapieżnika czy pasożyta), to rzadko będziemy mieli poczucie moralnego obowiązku interweniowania w toczące się polowanie czy przerwania żerowania na słabszym.

Ponieważ głównie interesuję się pszczołami odpornymi na warrozę i dziko żyjącymi, to śledząc doniesienia naukowców lub praktyków pszczelarskich, często trafiałem raczej na przedstawicieli środowisk zajmujących się zależnościami ekologicznymi, a nie badaniem pszczół poddanych reżimowi gospodarki pasiecznej. Zauważyłem przy tym pewną prawidłowość. Bardzo często inaczej formułowane są wypowiedzi czy wnioski naukowców, którzy najpierw byli zafascynowani różnymi aspektami przyrody i zależnościami ekologicznymi w świecie owadów i dopiero z tym założeniem zainteresowali się pszczołą miodną, od tych, którzy najpierw (nierzadko jako dzieci czy nastolatkowie) rozpoczęli działalność pszczelarską, a dopiero potem na swoją zawodową drogę wybrali naukę. Moim zdaniem ci pierwsi w swoich ocenach i wypowiedziach są z biologicznego punktu widzenia bardziej obiektywni i traktują pszczołę miodną jako część przyrody, ekosystemu. Ci drudzy raczej wychodzą z założenia, że o pszczoły musimy dbać tak samo jak o inne zwierzęta gospodarskie, a w świecie zdominowanym przez dręcza będzie im trudno poradzić sobie bez nas. Czytając odpowiedź dr. Gajdy na moje pytanie, odniosłem wrażenie (proszę wybaczyć to subiektywne stwierdzenie), że jest ona ukształtowana wyborami zawodowymi – to nie zarzut, a stwierdzenie faktu. Celem i zadaniem weterynarii (a tym samym weterynarzy) jest dbanie o tzw. dobrostan zwierzęcia – konkretnego osobnika (w tym przypadku: rodziny pszczelej); natomiast w świetle szerzej pojmowanej polityki weterynaryjnej – o dobrostan populacji użytkowanej gospodarczo.

Dla przykładu (choć jest on odległy od pszczół i pszczelarstwa) przy realizowaniu takiej polityki weterynaryjnej, niczym dziwnym nie jest np. prowadzenie odstrzału dzików tylko dlatego, że mogą zarazić świnie wirusem afrykańskiego pomoru świń (ASF). Proszę wybaczyć tę odległą analogię, ale chcę pokazać, że dla tzw. dobra (dobrostanu) świń domowych prowadzone są odstrzały zwierząt zdrowych (co najwyżej będących – ale i nie zawsze – nosicielami wirusa), podobnych w rozwoju ewolucyjnym, zdolności rozumienia świata, odczuwania bólu itp. (porównuję tu świnie domowe do dzików). W tym kontekście przeplatają się argumenty etyczne i gospodarcze. Nierzadko za etycznie właściwe uznawane jest zabicie zdrowego zwierzęcia dzikiego po to, żeby uratować to, którym się opiekujemy. Według mnie trudno tu jednak bronić podejścia moralnego – to po prostu zabieg czysto gospodarczy. Chyba że za moralne uznamy tylko to, co tyczy się ludzi – a więc dobro producenta wieprzowiny jest ważniejsze niż życie zwierzęcia dzikiego. Oczywiście można by tej tezy bronić, a ja nie zamierzam się specjalnie o nią spierać. Moim celem jest jedynie pokazanie, że możemy mówić raczej o wyborach gospodarczych niż moralnych.

Podaję ten przykład w kontekście zdania dr. Gajdy, która mówi: „Moim zdaniem nie da się więc «hodować patogenów na mniejszą zjadliwość» w sposób inny niż tylko pozwolić im wybić większość rodzin i propagować te, które przetrwały, ale czyż nie byłoby to barbarzyństwo?”

Z ewolucyjnego punktu widzenia stopień rozwoju pajęczaków takich jak dręcz pszczeli (Varroa destructor) i pszczoła miodna jest – moim zdaniem – podobny. To jest, jeśli jeden z tych organizmów jest świadomy, to drugi jest świadomy w podobny sposób; jeśli jeden z tych organizmów cierpi, to drugi cierpi w podobny sposób; jeśli jeden z tych organizmów odczuwa ból, to drugi odczuwa w podobny sposób. Nie wiem, czy tak jest – tj. nie wiem, czy zarówno pszczoła, jak i dręcz pszczeli są zdolne do odczuwania bólu czy cierpienia (a zwłaszcza w sposób podobny do nas)3. Podejrzewam jednak, że jeśli są do tego zdolne, to obydwa organizmy na podobnym poziomie. Jeśli więc sprowadzimy podejmowaną regularnie i systemowo próbę ratowania rodzin pszczelich do problemu moralnego, to jednocześnie skazujemy się na równie wątpliwe moralnie eksterminowanie przedstawicieli drugiego gatunku – o podobnym rozwoju ewolucyjnym. Nie piszę tego, żeby próbować przekonywać pszczelarzy, aby uznawali dręcza pszczelego za sympatyczny i wspaniały organizm, za jaki uważają pszczoły miodne. Od tego jestem bardzo daleki. Mówię to tylko w tym kontekście, jak – moim zdaniem – bardzo chybione jest sprowadzanie tej dyskusji do problemów moralnych, etycznych4. Moim zdaniem to problem czysto gospodarczy, który można by przyrównać do oprysków pól uprawnych – ot, zabijamy szkodnika. Nikt nie mówi, że prowadzi oprysk zbóż czy ziemniaków z powodów moralnych (chyba że spróbujemy dokleić tu jakiś wyższy poziom moralny, np. dobrostan ludzi w danym regionie czy kraju, albo walkę z głodem na świecie). Etyczne spojrzenie nakładane jest tylko na ten obraz z powodu mocno emocjonalnego stosunku pszczelarzy do swoich pszczół. Każdy z nas, pszczelarzy, po prostu kocha pszczoły i prowadzenie pasieki, a z bólem przyjmuje każdy osypany ul – zwłaszcza jeśli uważa, że mógł z tym coś zrobić. Pusty ul to dla jednych strata materialna, a dla innych osobista porażka i pustka emocjonalna. Moim zdaniem możemy więc mówić o zranionych emocjach, ale trudno jest mówić o moralności – a tym samym „barbarzyństwie”. To moje subiektywne spojrzenie na ten problem, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy się ze mną zgodzą.

Fot. Kevin Faccenda

Nie wdając się w dalsze rozważania moralne (a przy tym rozumiejąc, jak bardzo relatywny i złożony jest to problem), chcę jednak kontynuować odniesienie się do przytoczonego powyżej zdania dr. Gajdy. Sprowadziła ona moje pytanie do błędnego (choć przyjmuję je jako uproszczenie wykonane w dobrej wierze) stwierdzenia: „hodowanie patogenów na mniejszą zjadliwość”. Moje pytanie nie dotyczyło „hodowania patogenów”, a tego, jak zorganizować chów pszczół, aby tak kształtować zależności ekologiczne i kierunki ewolucyjne, żeby sprzyjały one zmniejszeniu zjadliwości tych z patogenów, które są dla pszczół zabójcze.

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Bartłomiej Maleta


1 - https://pasieka24.pl/index.php/pl-pl/pasieka-czasopismo-dla-pszczelarzy/247-pasieka-4-2023/3914-s-14-dr-lek-wet-anna-gajda-czy-pszczoly-widza-pasozyta-varroa-destrctor-jaki-sposob-chowu-pszczol-sprzyja-selekcji-patogenow-na-mniejsza-zjadliwosc-specjalistka-odpowiada

2 - W artykule pojawia się żeńska forma słowa doktor, czyli doktorka (a więc stosujemy skrót z kropką). Uprzedzając komentarze negujące zasadność jej użycia, zachęcamy do lektury artykułu dostępnego na naszej stronie internetowej pt. „Pan pszczelarka, czyli o feminatywach w pszczelarstwie i nie tylko”: https://pasieka24.pl/index.php/pl-pl/aktualnosci/wiadomosci-z-polski/3734-pan-pszczelarka-o-feminatywach-w-pszczelarstwie-i-nie-tylko – przyp. red.

3 - Temu zagadnieniu przyjrzała się Martyna Walerowicz w publikacji pt. „Czy obcinanie skrzydełek matkom jest humanitarne?” zamieszczonym w „Kalendarzu Pszczelarza z Pasją” na 2024 r. – przyp. red.

4 - Zapewne (od strony etycznej, moralnej) moglibyśmy do tego problemu podejść inaczej, gdybyśmy mówili o organizmach na różnych poziomach rozwoju zdolności pojmowania świata czy odczuwania – np. gdybyśmy zabijali proste organizmy tzw. szkodniki (np. owady, pajęczaki), aby uratować życie lub poprawić dobrostan zwierząt, o których wiemy, że są zdolne do odczuwania bólu czy cierpienia (np. ssaków).

5 - Tak naprawdę nie wiemy dokładnie, jak szybko rozprzestrzeniał się dręcz pszczeli w wielu regionach Afryki i kiedy pojawił się w różnych krajach – a przynajmniej mi nie udało się odszukać wiarygodnych badań i relacji (z chęcią zapoznałbym się z takimi danymi). Wiemy, że stwierdzono go w latach 70. XX wieku w Afryce Północnej (np. w Tunezji). W uboższych krajach Afryki subsaharyjskiej i środkowej jego obecność potwierdzono jednak dopiero po roku 2000. Nie było to jednak związane z tak dużymi stratami rodzin pszczelich, jak w przypadku Europy – po prostu badania potwierdziły, że pasożyt znajduje się w ulach. Czy tak długo pasożyt rozprzestrzeniał się po kontynencie afrykańskim, czy też był tam wcześniej, nie prowadząc do znacząco podwyższonej śmiertelności rodzin pszczelich?

6 - Martin mówi o tym m.in. w podkaście Natural Varroa-Resistant Honey Bees and Small Hive Beetles (Naturalnie odporne na warrozę pszczoły miodne oraz mały chrząszcz ulowy), „Two Bees in a Podcast” odc. 35, https://open.spotify.com/episode/4d7i8T87lur4wVGgxpbIkS (dostęp: 8 stycznia 2023).

7 - Przedstawiciele nauki amerykańskiej w Stanach Zjednoczonych podejmują jednak – dość już zaawansowane – próby stworzenia takich linii. Przodują pośród nich dwa ośrodki USDA (Departamentu ds. Rolnictwa Stanów Zjednoczonych) zajmujące się linią Pol-line (wyprowadzoną z selekcjonowanych linii VSH) oraz sprowadzonymi z Rosji pszczołami primorskimi, które wykształciły naturalną odporność na warrozę w drodze selekcji naturalnej (nazywanych w USA rosyjskimi). Środowiska naukowe i branżowe pszczelarskie (stowarzyszenia hodowców) w tym zakresie blisko współpracują ze sobą. Uważam, że jest to kierunek godny do naśladowania i trudno mi zrozumieć, dlaczego takie działania nie mają miejsca na terenie naszego kraju.


 Wydanie tradycyjneZamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"