Apimondia 2009
Zupełnie nie tak dawno oglądałem zdjęcia z Apimondii z 2007 roku, która odbywała się w Melbourne w Australii. W ostatnim dniu tamtego Kongresu, na stoisku Francuskiego Związku Pszczelarzy, kuszeni byliśmy przy pomocy doskonałych serów i win wizją jakże odległego, zdawało się wtedy, światowego święta pszczelarzy, które miało odbyć się w Montpellier we Francji, na Lazurowym Wybrzeżu.
fot . © Jacek Wojciechowski
Czas jednak płynie nieubłaganie i to, co wówczas zdawało się być odległą przyszłością, dziś dawno już za nami.
W tym roku, po raz pierwszy czasopismo „Pasieka” akredytowało mnie jako swojego reportera na tym Kongresie. Po pokonaniu 2040 km dzielących mój dom od Montpellier, bez problemu odnalazłem wspaniały budynek Le Corum, który przez następne 5 dni miał gościć pszczelarzy z całego świata. W mieście, gdzie na każdym kroku napotykało się na plakaty, bilbordy i flagi z logo Apimondii, czuło się atmosferę mającego rozpocząć się Kongresu.
Spodziewano się wizyty ponad 10 000 odwiedzających, co oczywiście wymagało od mieszkańców zrozumienia wagi zbliżającej się imprezy. Nieodłączną i bardzo oczekiwaną częścią każdej Apimondii są odbywające się targi Api Expo, które tego roku przyciągnęły ponad 200 wystawców z całego świata. Polskę dumnie reprezentowały na tej wystawie firmy: Adamek, Anna, Lankoff, Łysoń, Miody Kozackie, Sądecki Bartnik. Po raz drugi swą obecność zaakcentował Andrzej Wyszyński, właściciel firmy Maya Sunny Honey – na co dzień mieszkaniec Sydney. Ciekawą formą promocji okazały się imponujących rozmiarów ule figuralne przedstawiające św. Ambrożego, ustawione w parku przed budynkiem Kongresu. Rzeźby te są efektem plenerów rzeźbiarskich organizowanych przez Pana Janusza Kasztelewicza w Stróżach. Wzbudziły one zainteresowanie zwiedzających, którzy chętnie fotografowali się na ich tle.
Api Expo
Umieszczenie wszystkich wystawców w olbrzymich wnętrzach Le Corum okazało się złym pomysłem. Stoiska znajdowały się na trzech poziomach co było utrudnieniem zarówno dla wystawców, jak i zwiedzających. Niektóre firmy, np. Thomas czy Ickowicz, mimo horrendalnych kosztów powierzchni wystawienniczej (300 € za m2), nie ograniczyły wydatków i swymi stoiskami zafundowały pszczelarzom prawdziwą ucztę dla oczu. Większość firm zadowalała się standardowymi boksami o powierzchni ok 10 m2, ale mimo ciasnoty niektóre z nich były bardzo interesujące. Silne lobby Ukraińskiego Związku Pszczelarzy, które już w Melbourne walczyło o organizację Apimondii, zachwycając wtedy przepięknym wystrojem stoiska, również w Montpellier nas nie zawiedli.
Nie dziwi fakt, że ich ciężka praca została zauważona zarówno wtedy, jak i tym razem i w 2013 roku Apimondia odbędzie się właśnie na Ukrainie. Kilku producentów sprzętu, z powodu braku miejsca, ograniczyło prezentację swojej oferty praktycznie do minimum. Właściwie tylko jedna firma WET – Thermplate z Niemiec prezentowała kompletną linię do odsklepiania i wirowania miodu. Wybór znanego powszechnie polskim pszczelarzom Josa Gutha jako osoby demonstrującej zalety tej linii był jak najbardziej trafiony. Niezwykle szybki, wielojęzyczny i dowcipny słowotok przyciągał rzesze zainteresowanych. Moim zdaniem spośród prezentowanych było to jedno z najbardziej innowacyjnych i precyzyjnie wykonanych rozwiązań tego typu.
Pomiędzy stoiskami firm produkujących i sprzedających sprzęt pasieczny znajdowały się stoiska związków pszczelarskich z różnych stron świata, firm handlujących miodem, produkujących leki i pasze dla pszczół, jak również stoiska hodowców matek. Niestety, tradycyjnie już, Polski Związek Pszczelarski nie podkreślił swojej obecności na Api Expo w żaden sposób.
Bogatą ofertę targów uzupełniali wytwórcy leków i kosmetyków na bazie produktów pszczelich, również zupełnie dla nas orientalnych specyfików w rodzaju napojów energetycznych z zawartością miodu i propolisu. Oczywiście zwiedzający targi mogli wszystkiego dotknąć, spróbować, a mnogość kolorowych folderów i ulotek przyprawiała o zawrót głowy.
Napływ tanich, kiepskiej jakości towarów z Państwa Środka nie ominął również pszczelarstwa. W Montpellier pojawiła się bardzo silna reprezentacja chińskich firm. Należy jednak podkreślić, że nadal dużym zainteresowaniem cieszyły się zaakceptowane w pełni przez świat pszczelarski łyżeczki do przekładania larw, paski na warrozę, jak i drobne gadżety reklamowe z akcentami pszczelarskimi – wszystko „made in China”.
Kongres
Przeglądając program Kongresu i listę 500 naukowców, z których wielu w czasie jego trwania miało przedstawić efekty swej pracy, można się przekonać jak coraz szerzej pojmowane jest pszczelarstwo. Polskę reprezentowała naprawdę liczna grupa ludzi nauki z praktycznie wszystkich ośrodków zajmujących się pszczelarstwem. Identyfikatory gości Kongresu, na których obok nazwisk umieszczona była narodowość, dawała wyobrażenie, że wyłączając skutą lodem Antarktydę, to tą zdawałoby się wąską dziedziną nauki, pasjonują się mieszkańcy praktycznie każdego zakątka Ziemi. Mówimy tu o naprawdę bardzo specyficznej dyscyplinie, której teoretycy i praktycy w ostatnim czasie zmierzyć się muszą z nowymi, niezwykle trudnymi problemami.
Varroa destructor i problemy związane z inwazją tego pasożyta, żuczek ulowy czy tajemnicze CCD to jedne z najważniejszych problemów, których rozwiązanie może mieć kapitalne znaczenie w zachowaniu pszczoły miodnej przy życiu na naszej planecie.
Szkoda tylko, że czasami brakuje czasu na szersze omówienie tych tematów. Uzupełnieniem serii odbywających się w kilku salach jednocześnie odczytów, była umiejscowiona na drugim piętrze budynku Le Corum sesja posterowa, w której zaprezentowano 370 prac. O tym jak pasjonujące były podejmowane przez wykładowców tematy, świadczyły dyskusje słuchaczy oraz wymowna gestykulacja osób zgromadzonych wokół posterów. Niezwykle sympatyczne jest to, że profesorów, których na co dzień widujemy w gabinetach wyższych uczelni lub od czasu do czasu na szkoleniach, tu właśnie na Kongresach spotkać można przy lampce wina lub wypić w ich zaszczytnym towarzystwie kawę, co zresztą z największą przyjemnością uczyniłem.
Goście
Atrakcyjność położenia Montpellier zachęciła niezliczone rzesze pszczelarzy z całego świata do wzięcia udziału w Kongresie. Miłym był fakt obecności tak dużego grona naszych rodaków. Stowarzyszenie Pszczelarzy Zawodowych zorganizowało wycieczkę, której program oprócz wizyty na Apimondii obejmował sporą ilość innych atrakcji turystycznych. Spotkać można było również znaczną ilość osób, które indywidualnie wybrały się do Montpellier. Oczyma wyobraźni widzę jak, może jeszcze nie w Argentynie, ale na pewno w czasie 43 Kongresu, który odbędzie się na Ukrainie, nasz kraj reprezentowany będzie nie tylko przez wąskie grono firm związanych z pszczelarstwem i przez pasjonatów pszczelarstwa, ale przez organizacje pszczelarskie, które bez wyjątku wpisane mają w swych statutach promocję polskiego pszczelarstwa.
Z niezwykłą przyjemnością, Drogi Czytelniku, donieść chciałabym, iż tradycyjnie już, firma Sądecki Bartnik nagrodzona została dwoma medalami Apimondii w konkurencji miodów pitnych: złotym za półtorak „Chrobry” i brązowym za dwójniak „Maćko”. Tajemnicą pozostanie dla mnie cud jakiego dokonał Andrzej Wyszyński ze swoimi dwiema przesympatycznymi córkami, który mimo katastrofy logistycznej, czyli po prostu zaginięcia bagażu zawierającego wystrój stoiska, otrzymał srebrny medal Apimondii w kategorii stoisko małe.
Wrażenia
Miniony Kongres, jak sądzę, spełnił oczekiwania pszczelarzy. Atrakcyjnie położone miejsce, z doskonałą baza noclegową, na pewno zachęcało do wzięcia udziału w imprezie, a przy okazji do zwiedzenia tego przepięknego miasta. Jedną z niedogodności, o której chciałbym napisać, było zorganizowanie wszystkich wycieczek technicznych w ostatni dzień Kongresu, co uniemożliwiało skorzystanie z więcej niż jednej z nich. Podczas australijskiego Kongresu wycieczki odbywały się codziennie.
Nie chciałbym być uznany za malkontenta, ale organizatorzy mogliby ustalić ceny kart wstępu na Kongres i Api Expo na bardziej rozsądnym poziomie. Tym, co pozostawia we mnie najmilsze wspomnienia jest rodzinna atmosfera panująca na targach. Mimo że to dopiero moja 4 Apimondia, rozpoznaję mnóstwo osób a oni pamiętają mnie. Wszyscy tam obecni czujemy, że to nasze, ważne święto. Zamiast pożegnania na koniec targów słyszałem: „Do zobaczenia w Argentynie!”.
Jacek Wojciechowski