Z artykułu dowiesz się:
- dlaczego w nauce nie można mieć swoich poglądów
- dlaczego należy wymieniać plastry, mimo że Varroa preferuje te ciemniejsze, przeczerwione
- dlaczego 2 paski ≠ 80 tabletkom z amitrazem, mimo że zawierają tyle samo substancji czynnej?
Dyskusja na temat artykułu „Czy warto izolować matki?”
W numerze 2/2022 „Pasieki” ukazał się artykuł Michała Zawilaka pt. „Czy warto izolować matki?”, w którym autor opisał swoje doświadczenia w zwalczaniu Varroadestructor oraz przedstawił wyniki obserwacji stanu rodzin po zastosowaniu ramki pracy i Apiwarolu w latach 2014 i 2020 oraz dodatkowo izolatora w 2021 r. Tekst został opatrzony komentarzem dr n. wet. Anny Gajdy, aby zwrócić uwagę czytelników na istotne kwestie związane ze zwalczaniem warrozy. Poniżej prezentujemy dalszą korespondencję i wnioski pana Michała oraz odpowiedź pani doktor. Do dyskusji włączył się również Jakub Jaroński z Radia Warroza.
Fot. Gilles San Martin, flickr
Pragnę podziękować Pani dr A. Gajdzie za staranną recenzję artykułu. Nasuwają mi się przy tym następujące uwagi:
1. Nie zamierzałem w mojej pracy udowadniać warrozobójczej skuteczności preparatów, a w szczególności Apiwarolu. Została ona ostatnio omówiona po szerokich badaniach przez Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach [K. Pohorecka 2015]. Głównym celem artykułu było potwierdzenie efektu stosowania izolatora P. Chmary na tle doświadczeń z wybranych dwóch lat użycia Apiwarolu oraz kwasu szczawiowego i samego Apiwarolu. Zawarłem to też w tytule: „Czy warto izolować matki?”.
2. Uważam, że w pszczelarstwie, jak w nauce, można mieć swoje poglądy. Dlatego np. trudno zgodzić się z tezą, że w rodzinach z czerwiem „(…) aby osiągnąć dobrą skuteczność (rzędu 90%) należy zastosować preparat czterokrotnie w odstępach 4–6-dniowych” [A. Gajda, E. Mazur, „Pasieka” nr 1/2020]. Znaczyłoby to, że pozostałe 10% pasożytów (100-300 szt.), których liczba do wiosny wzrośnie, spowoduje, że rodzina po oblocie będzie wymagać skutecznego leczenia.
3. Według badań ww. instytutu w czterech grupach rodzin z czerwiem, pomimo czterokrotnego odymiania Apiwarolem w różnych odstępach czasu udało się zniszczyć średnio od 44% do maksymalnie 58% Varroa. Pozostałe pasożyty kontrolnie usuwano również amitrazem (Biowar 500 przez 8 tygodni), a następnie kwasem szczawiowym.
4. Inaczej można również rozumieć zalecenie stosowania Apiwarolu w rodzinach z czerwiem: „(…) wiosną zabieg odymiania wykonuje się dwukrotnie z odstępem 4-dniowym, jesienią odymia się rodziny pszczele 4 razy w odstępach 4-dniowych. (…)Najwyższą skuteczność warrozobójczą Apiwarol osiąga w rodzinach bezczerwiowych i wystarczy wtedy wykonać tylko dwa zabiegi” [P. Chorbiński, „Pokonaj warrozę”, str. 49–50]. Nie ma tu mowy, że w sezonie nie można stosować ponownie Apiwarolu. W rodzinach bez czerwiu zaś jedno odymianie może być niewystarczająco skuteczne.
5. Ramka pracy spełnia wiele funkcji i jest tylko dodatkowym zabiegiem ograniczenia Varroa [B. Polaczek 2008]. Dlatego nie widzę celowości liczenia czerwiu trutowego, często pojedynczo rozrzuconego w gnieździe. Używanie przeczerwionych plastrów w ramce pracy podyktowane jest następującymi powodami: wyniki badań wykazały, że są one chętnie zasiedlane przez Varroa [P. Gierchatowski 2005], łatwiej w nich wytrzepać larwy trutowe z ewentualnymi pasożytami, są szybciej zaczerwiane, oszczędzamy energię woszczarek [D. Karwan 2017].
6. Nie sprawdzałem szkodliwości stosowania kwasu szczawiowego w „2 tygodnie” po jego zastosowaniu. Opieram się na wynikach badań: „(…) prowadzi do obniżenia pH treści ich przewodu pokarmowego oraz hemolimfy, w konsekwencji – skraca życie” [M. Bykowy, P. Chorbiński 2021]. Roztwór kwasu szczawiowego „domowej roboty” od lat sporządzałem wg zaleceń prof. A. Hartwig, [2006]. Dlatego nie widzę tu powodu mojej „pomyłki”.
7. Nie wątpię, że proponowane metody monitorowania porażenia rodzin są skuteczne. Można tu zapytać: ilu pszczelarzy je stosuje i dlaczego? Na przykład w metodzie flotacyjnej należy uśmiercić ok. 300 pszczół w rodzinie. Który z pszczelarzy mego pokolenia, z doświadczeniem ponad 60-letnim, zdecyduje się na taki zabieg? Kłóci się to z poczuciem wyjątkowej pożyteczności pszczoły w przyrodzie. Obserwując wylotek ula, czerw i pszczoły na nim, można zauważyć wystarczająco wiele zjawisk. [G. Staemmler 2004].
Dodam, że przy obsłudze 40–80 rodzin ważna jest skuteczność działania. Jeśli w ciągu kilkunastu lat w mojej pasiece nie spadła rodzina z powodu warrozy, to przekonuje o skuteczności stosowanych metod. Dla upewnienia się, stale przed zazimowaniem sprawdzam efekt działania leków za pomocą odymiania w losowo wybranych rodzinach (wyniki w artykule). Metoda ta jest powszechnie stosowana [I. Pawłyk w poz. W. Małychina „Pszczelarstwo – powrót do natury”, str. 96, J. Jaroń 2019].
8. Dodatkowym zamiarem mego doświadczenia było sprawdzenie „wysokiej skuteczności” jednorazowego odymiania Apiwarolem rodzin bez czerwiu. Wymienieni autorzy w artykule nie podają stosowanej metodyki tych badań, co być może wynika z tego, że nie było to celem ich publikacji. W mojej próbie, po drugim odymianiu naliczyłem w testowanych rodzinach jeszcze śr. 644 spadłych pasożytów. Trudno uwierzyć, że są to pasożyty, które w rodzinach silnych (8–10 ramek warszawskich poszerzanych, fot 2.), po 23 dniach wyszły jeszcze z zaniedbałego czerwiu „nawet w niewielkiej ilości”. Skuteczność Apiwarolu zależy także od liczebności populacji pszczół w ulu [K. Pohorecka 2021].
9. Można mieć wątpliwości, czy powinniśmy stosować zalecany Biowar 500? Dwa paski zawieszone miedzy ramkami „przez ok. 70 dni” zawierają 1 000 mg amitrazu. Taka ilość substancji równa jest 80 tabletkom Apiwarolu, co nie pozostanie bez wpływu na środowisko wewnętrzne ula.
10. Zdaję sobie sprawę z tego, że efektywne zwalczanie Varroa w obecności czerwiu jest problemem złożonym [M. Zawilak 2009] i coraz trudniejszym [K. Olszewski 2021].
Badania wskazują, że jedną z przyczyn może być skrócenie fazy foretycznej poniżej 4 dni [wg Boot i wsp. za J. Jacoń 2019].
Z poważeniem
Michał Zawilak
Powyższa odpowiedź została zamieszczona pod artykułem na naszej stronie internetowej pasieka24.pl na prośbę autora. Do dyskusji włączył się Jakub Jaroński z Radia Warroza, a poniżej prezentowane informacje zostały skonsultowane z dr Anną Gajdą:
„W nauce można mieć swoje poglądy”?
To interesująca teza, której nie da się kategorycznie zaprzeczyć bez wyjaśnienia.
Na początku warto zaznaczyć, że to, co jest kluczowe dla nauk ścisłych i empirycznych to rozdział faktów od opinii. Fakty to: wydarzenia, obliczenia, dane, badania, statystyka, dowody, rzeczywistość. Opinie to: myśli, przekonania, odczucia, oceny, punkt widzenia, interpretacje, poglądy. Czasami, aby podważyć fakty naukowe, stosuje się specyficzną „zagrywkę”, w której podkreśla się, że „każdy ma prawo do swojej opinii”, „każda kij ma dwa końce”, „prawda leży pośrodku, więc warto rozważyć każdy pogląd”.
Problem z tego typu rozumowaniem z naukowego punktu widzenia pojawia się wtedy, kiedy tak naprawdę nie chodzi o konflikt jednej opinii z drugą, a o konflikt faktów z opiniami oraz domaganie się, aby były one zestawione przez naukę w debacie jako dwa równorzędne stanowiska.
W takim przypadku jedna osoba jest po stronie zgodności z rzeczywistością (można powiedzieć: prawdy z naukowego punktu widzenia), a druga nie. W związku z tym, jedyne, co naukowiec może zrobić, to zwrócić uwagę na błędną opinię lub odmówić równorzędnej debaty (zwłaszcza kiedy chodzi o popularne pseudonaukowe teorie).
Rys. Piramida procesu dowodzenia naukowego została skrócona ze względu na dopasowanie pod nauki weterynaryjne. Szara strefa nie oznacza, że coś jest fałszem, natomiast nie stanowi dowodów naukowych.
Niemniej prawdą jest, że nauka jest otwarta na nowe poglądy, a metoda naukowa polega na odkrywaniu nowego, następnie budowaniu hipotez za pomocą rozumowania od szczegółu do ogółu (indukcja) oraz od ogółu do szczegółu (dedukcja), bazując na aktualnie najlepszych uzasadnieniach generalnych (paradygmatach), które stanowią podstawę wiedzy naukowej. W drabinie dowodzenia od zbudowania hipotezy, jej hartowania (sprawdzania) eksperymentami i obserwacjami, aż do metaanaliz (podsumowujących wiele badań) oraz systematycznych przeglądów w publikacjach recenzowanych (w których możemy zapoznać się z aktualnym stanem wiedzy na dany temat) jest miejsce do zażartych dyskusji i wyrażania własnych opinii.
Nie znaczy to jednak, że każda opinia jest tak samo poważna i z każdą opinią „oderwaną od rzeczywistości” należy dyskutować na równorzędnym poziomie. Nauka opiera się o pewien aktualnie uznany paradygmat wiedzy i hipotezy nie mogą być na ogół od niej drastycznie odbiegać, aby były uznane za poważne. Owszem, jest coś takiego jak hipoteza ad hoc, która nie wynika wprost z obowiązującego paradygmatu. Niemniej, im jest ona bardziej osobliwa i rewolucyjna, tym traktuje się ją jako bardziej podejrzaną i niewiarygodną, a w związku z tym potrzebne są lepsze poświadczenia w obserwacjach i eksperymentach, aby mogła być uznaną za poważną. Rewolucje w nauce są bardzo istotne w jej historii i naszej wiedzy o świecie, niemniej dochodzi do nich stosunkowo rzadko, więc sceptycyzm jest wskazany.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Odpowiedź dr n. wet. Anny Gajdy
Nie zamierzałam kłócić się ze stwierdzeniem, że Apiwarol nie jest najlepszym rozwiązaniem w rodzinach z czerwiem, przeciwnie, zgadzam się z tym całkowicie. Postanowiłam jedynie sprostować pewne nieścisłości, a mianowicie liczbę odymień w rodzinach z czerwiem wedle schematu opisanego w ulotce leku. Jest ich 4, nie 6, co, jak wielokrotnie już wspominałam, jest i tak niewystarczające jesienią, dlatego lepiej stosować paski. Pan Michał wspomina także, że sprawdzał skuteczność jednokrotnego odymiania Apiwarolem, co chyba mija się z celem, ponieważ wszystkie godne zaufania źródła (w tym też ulotka leku) rekomendują odymianie dwukrotne. Ponadto nie do końca zgodzę się ze stwierdzeniem, że duża liczba osypanych roztoczy nie mogła pochodzić z wygryzającego się później czerwiu trutowego, nawet w niewielkiej ilości. Jak wiadomo, roztocze jak najszybciej próbują schować się pod zasklepem i w konsekwencji może być nawet kilkanaście sztuk w jednej komórce.
Pragnę także zwrócić uwagę autora na fakt, że jak najbardziej się z nim zgadzam, że izolowanie matek jest świetnym pomysłem. Moje wypowiedzi dotyczyły głównie błędów w stosowaniu leków. Ponadto, jeśli chodzi o prawidłowe ich stosowanie, ze względu na ryzyko wystąpienia lekooporności, nie powinno się stosować tej samej substancji czynnej więcej niż raz w roku, a najlepiej rotować lekami tak, aby ta sama substancja czynna nie była używana kilka lat z rzędu. Mimo że prof. Chorbiński nie wspomina o tym w swoim opracowaniu (bo trudno jest, nawet w książce, zawrzeć absolutnie wszystkie informacje, zwłaszcza, że niektóre są wiedzą powszechną i nie wymagają wymieniania), jestem pewna, że się z tym faktem zgadza.
Informacje i źródła, które podaje autor odnośnie do ramki pracy, są jak najbardziej prawidłowe, jednak nieco wyrwane z kontekstu całościowej dobrej praktyki pszczelarskiej. Wielokrotnie udowodniono, że utrzymywanie w ulu tylko świeżych plastrów, co oznacza wymianę jak największej liczby plastrów na węzę w sezonie, zapobiega rozwojowi chorób takich jak zgnilec amerykański, europejski, nosemoza A, nosemoza C, inne grzybice. Zatem, jeśli trzymamy się prawidłowych praktyk pszczelarskich i mamy w ulu tylko jasne plastry, to siłą rzeczy czynnik plastra bardziej przeczerwionego przestaje mieć znaczenie, ponieważ czerw trutowy na ramce pracy będzie i tak wielokrotnie bardziej dla roztoczy atrakcyjny niż czerw pszczeli przy założeniu, że w rodzinie mamy tylko świeże plastry (co ze wszech miar jest rekomendowane).
Liczenie czerwiu trutowego przeprowadzamy na ramce pracy, ponieważ, jak autor słusznie zauważył, byłoby to zbyt pracochłonne, gdyby liczyć czerw trutowy na innych ramkach. Nie mogę się jednak zgodzić ze stwierdzeniem, że jest to bezcelowe, ponieważ jest to jedna z ważnych metod monitoringu liczby roztoczy w rodzinie, gdyż wraz z czerwiem liczymy roztocza przebywające z nim w komórkach, a jak wielokrotnie wspominałam, leczenie bez diagnostyki jest trochę jak ruletka: albo trafimy z leczeniem, albo nie. Zgadzam się jak najbardziej ze wspomnianym przez pana Benedyktem Polaczkiem, że usuwanie czerwiu trutowego to metoda bardziej wspomagająca niż lecznicza sama w sobie, jednak liczenie odnosi się tu do metody diagnostycznej, którą „przy okazji” tych zabiegów wykonujemy.
Fot. Gilles San Martin, flickr
Mówiąc o szkodliwości kwasu szczawiowego, należy pamiętać, że bez kontekstu (w tym przypadku bardzo wysokiej skuteczności przeciwroztoczowej), faktycznie informacje te wydają się groźne. Po dokładnej lekturze całego opracowania możemy wnioskować, że efekt leczniczy jest wielokrotnie większy niż ten potencjalnie szkodliwy, szczególnie że (jak wspominają autorzy artykułu) roztwór wodny kwasu szczawiowego, który kiedyś rekomendowano, jest raczej nieskuteczny i to on może być potencjalnie niebezpieczny.
Nauka pszczelarska rozwija się bardzo dynamicznie i to, co uważaliśmy za właściwe 16 lat temu, zostało już zastąpione czymś nowszym, bezpieczniejszym i znacznie skuteczniejszym, w tym przypadku trzema preparatami leczniczymi weterynaryjnymi z kwasem szczawiowym. Autorzy wspominają także o ich licznych zaletach, jak choćby braku oporności roztoczy czy możliwości stosowania w pasiekach ekologicznych.
Bardzo ważną kwestią jest też samodzielne sporządzanie „leków” przeciwwarrozowych. Artykuł prof. Hartwig, o którym wspomina autor, ukazał się w 2006 r., kiedy nie było jeszcze na polskim rynku leków z kwasem szczawiowym (obecnie mamy 3). Ponieważ 16 lat temu prawo dotyczące stosowania różnych substancji leczniczych w rodzinach pszczelich było dość niejasne, można było na własną odpowiedzialność wykorzystać tę lukę. Obecnie prawo stanowi jasno, że podawanie substancji leczniczych w innej formie niż zawartych w zarejestrowanych, dopuszczonych na polski rynek lekach weterynaryjnych jest działaniem nielegalnym. Zatem pszczelarz, jako hodowca zwierząt gospodarskich, jakimi są pszczoły, samodzielnie wykonanego roztworu kwasu stosować nie może pod groźbą kary więzienia lub grzywny.
Pozostaje jeszcze kwestia bezpieczeństwa przygotowywania takiego roztworu. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z substancją silnie żrącą i do tego sublimującą w temperaturze pokojowej. Samodzielne przygotowywanie roztworów kwasu szczawiowego może się skończyć poparzeniem błon śluzowych nosa i ust oraz spojówek, a także skóry, gdyby kryształki miały z nią kontakt, ponieważ doskonale się rozpuszczają w ludzkim pocie. Reakcja jest natychmiastowa i bardzo bolesna, czego niestety miałam okazję doświadczyć.
Biorąc pod uwagę powyższe argumenty, powinniśmy stosować leki legalne, przebadane i bezpieczne, zarówno dla pszczół, jak i pszczelarza.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Michał Zawilak
Jakub Jaroński
Anna Gajda