fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 48

Z artykułu dowiesz się m.in.:

  • czy za pomocą drgań wytwarzanych przy użyciu mięśni skrzydeł pszczoły mogą przekazywać sobie informacje;
  • czy pszczoły środkowoeuropejskie nieświadomie są użytkowane w pasiekach;
  • czy zdaniem rozmówcy dofinansowanie do zakupu matek pszczelich utrudnia ochronę rodzimych podgatunków.

„Pszczelarze nie lubią pszczoły Apis mellifera mellifera, ale moim zdaniem jej nie znają” – rozmowa z prof. Adamem Tofilskim

Moim rozmówcą jest biolog, entomolog, profesor Adam Tofilski z Katedry Zoologii i Dobrostanu Zwierząt na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie.


Fot. Jakub Jaroński

Jakub Jaroński: Jako entomolog ostatnio zajmuje się Pan głównie biologią pszczoły miodnej. Czy można powiedzieć, że jest Pan specjalistą od tego owada?

Adam Tofilski: Faktycznie ostatnio większość badań, które wykonuję dotyczy pszczoły miodnej, natomiast interesują mnie rozmaite owady w różnych kontekstach. Zajmuje się tym, co akurat mnie zainteresuje, a że tych zainteresowań mam sporo, więc badania są dość różnorodne.

JJ: Jak to się stało, że wciągnęły Pana owady? Przypuszczam, że na początku studiów biologicznych były to prawdopodobnie po prostu wszelkie ogólne tematy związane z organizmami żywymi.

AT: Jako dziecko od zawsze interesowałem się przyrodą. W czasach mojego dzieciństwa trudno było o jakąkolwiek literaturę. Nie było wtedy Internetu, dostęp do książek był ograniczony. Udało mi się jednak kupić książkę „Ptaki Europy” i pod jej wpływem zainteresowałem się ptakami. Trwało to przez okres szkoły średniej. Dopiero na studiach na Uniwersytecie Jagiellońskim zacząłem zgłębiać temat owadów. Pracę magisterską obroniłem z tematyki związanej z pszczołą miodną i od tamtej pory gatunek ten jest w centrum moich zainteresowań. Być może wpływ na to miały wspomnienia z dzieciństwa. Mój tato miał pszczoły i dlatego od dawna miałem z nimi kontakt, pomimo że bardziej zwracałem uwagę na inne zwierzęta, czyli na kręgowce, a szczególnie, jak wspomniałem, na ptaki.

JJ: Co Pana fascynuje w różnych owadach, którym poświęcone są Pańskie publikacje naukowe, np. w muchówkach.

AT: Fascynuje mnie ich różnorodność. Jest ona niezwykła i dużo większa niż kręgowców. O ile pszczoły można nazwać różnorodnymi, to muchówki je pod tym względem przewyższają. Paradoksalnie jednak wiedza o nich jest dużo mniejsza, bowiem na pszczołach, a zwłaszcza miodnych, wykonuje się o wiele więcej badań. Dlatego badając muchówki, można przeżyć większą przygodę jako odkrywca. Moim zdaniem istotne jest, żeby próbować zmieniać negatywne podejście w społeczeństwie nie tylko do muchówek, ale także do wielu innych owadów. Pszczoły akurat mają bardzo dobrą prasę. Być może dlatego, że produkują słodki miód. Miód kojarzy się dobrze, a jednocześnie uważany jest przez społeczeństwo za zdrowy. Wiele innych owadów nie ma niestety takich dobrych konotacji.

JJ: Może coś więcej o muchach. Czym można by ocieplić ich wizerunek w społeczeństwie?

AT: Rzeczywiście muchówki często mają złe notowania. Ludzie zwykle ich nie lubią. Jednym z tych gatunków jest mucha domowa. Pewnie dlatego, że korzysta z miejsc, które ludzie kojarzą z brudem. Jednak znakomita większość muchówek unika takich miejsc. Wiele z nich odwiedza kwiaty i tak jak pszczoła miodna odżywia się nektarem i pyłkiem np. bzygi.

Z jednej strony niektóre muchówki mogą przenosić drobnoustroje chorobotwórcze, a z drugiej, odżywiając się padliną i odpadkami, sprawiają że te niepożądane elementy naszego środowiska szybciej ulegają przemianie w wartościowe białko, którym może żywić się choćby wiele gatunków ptaków.


Fot. M. Roth z Pixabay

JJ: Zła sława np. muchówek może też rodzić negatywne kontrowersje w związku tematem odżywania się owadami. Czy larwy owadów mogą być spożywane przez człowieka?

AT: W zasadzie nie ma przeciwwskazań, aby larwami owadów uzyskanymi w higieniczny sposób żywił się także człowiek. Są tacy ludzie, którzy to robią, choć w naszej kulturze nie ma takiego zwyczaju. Oczywiście nie nadają się do spożycia larwy owadów ze środowisk zanieczyszczonych drobnoustrojami. Natomiast wiele larw owadów odżywiających się roślinami nadaje się do spożycia.

JJ: Mówi się, że mięso z owadów jest pokarmem przyszłości dla cywilizacji człowieka.

AT: Owszem. To jest tylko kwestia naszej kultury i wychowania. U nas nie je się owadów i większość uzna spożywanie ich za obrzydliwe1. Ale z punktu widzenia dietetyki, chociaż sam nie jestem dietetykiem, myślę, że spożycie owocu czereśni z larwą muchówki nie jest szkodliwe. Wręcz przeciwnie – można powiedzieć, że takie czereśnie są bogatsze w białko. Muszę przyznać, że pomimo tej wiedzy odczuwam dyskomfort, spożywając robaczywe czereśnie. Minie więc jeszcze sporo czasu, zanim Polacy zaczną delektować się larwami owadów.

JJ: Czy bardziej pociągające poznawczo są dla Pana owady żyjące społecznie, czy indywidualne?

AT: Samotne owady, bo tak się je nazywa, są bardziej różnorodne pod kątem morfologii. Dlatego w tym aspekcie bardziej mnie interesują. Natomiast u pszczół, os lub mrówek bardziej interesujące są zachowania. Owady te rezygnują z rozmnażania i pomagają innym. Kiedyś zastanawiano się, dlaczego takie osobniki nie zostały wyeliminowane przez dobór naturalny. Obecnie wiemy już, że swoje geny można przekazać do następnego pokolenia również pomagając krewnym, co jest zgodne z teorią doboru naturalnego. Najczęściej córki pomagają matce. Życie w grupie ma wiele zalet w porównaniu do życia samotnego. Jedną z nich jest obrona gniazda. Kiedy pszczoły samotne wylatują z gniazda po następną porcję pyłku kwiatowego, w międzyczasie gniazdo może zaatakować pasożyt lub pszczoła-kukułka2. U owadów społecznych zawsze ktoś pilnuje tego gniazda. Dodatkowo u większości z nich wyewoluowały dość skuteczne techniki jego obrony. Owady społeczne mogą się komunikować i przekazywać sobie informacje o zagrożeniu, ale także o pokarmie. Dzieję się tak np. u mrówek lub u pszczół. Dzięki temu mają one przewagę nad owadami samotnymi. U pszczół samotnych każda samica musi zbierać w pojedynkę pokarm, mając mniejszą wiedzę na temat występowania pożytków w okolicy. Przez to mniej skutecznie odnajduje najcenniejsze źródła pokarmu. Natomiast pszczoły miodne, wykonując taniec wywijany, są w stanie przekazać informację o położeniu atrakcyjnego pokarmu. Dzięki informacjom zebranym przez liczne zwiadowczynie są w stanie wybrać cenniejsze źródła pokarmu.

Niezwykłe zachowania owadów

JJ: Czy może Pan wymienić najciekawsze Pańskie badania pod względem niezwykłych zachowań owadów?

AT: Dla porządku nadmienię, że ocena tych badań pod względem ciekawości jest kwestią subiektywną. Coś, co mi wydaje się interesujące, nie musi być interesujące dla innych. U pewnego gatunku mrówek brazylijskich zauważyłem, że wejście do gniazda jest zamykane na noc przez robotnice, które pozostają na noc na zewnątrz. Natomiast rano w czasie otwierania gniazda już ich tam nie ma. Prawdopodobnie mrówki, które pozostały na zewnątrz, nie przeżyły nocy. Interesujący jest fakt, że one niejako poświęcają się dla obrony swojej kolonii na tzw. wszelki wypadek. Odmiennie niż np. strażniczki pszczoły miodnej, które poświęcają życie jedynie w wyniku zaistnienia zagrożenia.

Kolejnym ciekawym odkryciem są badania, jakie przeprowadzałem z dr Sylwią Łopuch na pszczole miodnej. Używaliśmy szybkiej kamery, żeby rejestrować niewidoczne gołym okiem zachowania w rodzinie pszczelej. Dzięki takiej technice odkryliśmy porozumiewanie się pszczół za pomocą machania skrzydłami i drgań plastrów, które temu towarzyszą. My ludzie słyszymy to jako szum, ale używając szybkiej kamery, jesteśmy w stanie dokładnie zaobserwować, która z robotnic jakie drgania wzbudza. Pszczoły nie słyszą tego jako dźwięki rozchodzące się w powietrzu, ale jako drgania podłoża3.

JJ: Czy można to sobie wyobrazić tak, jakbyśmy z daleka słuchali gwaru ludzi na straganie, a nie potrafili rozróżnić poszczególnych rozmów i słów bez pomocy jakichś narzędzi do podsłuchu?

AT: Trochę tak. Ale jeszcze lepiej to sobie wyobrazić, jakbyśmy byli w klubie lub restauracji, gdzie mnóstwo ludzi naraz chce coś powiedzieć, przekrzykując się. Oni na bliską odległość siebie słyszą, ale słuchacz oddalony o kilka metrów rejestruje już tylko hałas.

JJ: Czy wiadomo już, co pszczoły mogą sobie komunikować takimi ruchami?

AT: Nasze badania rozpoczęliśmy od znanego już dobrze zjawiska tańca pszczół. Od dawna do jego zbadania używano mikrofonów i urządzeń laserowych, dzięki którym mieliśmy dowody, że pszczoły podczas tańca produkują również drgania. Podczas nagrywania mikrofonami występuje jednak dużo szumu powstającego z drgań wielu robotnic jednocześnie. Trzeba się z tym mikrofonem bardzo zbliżyć do samej pszczoły, a i tak trudno wyizolować drgania, które ona sama produkuje z całego szumu roju. Natomiast my, używając szybkiej kamery rejestrującej moment tańca, byliśmy w stanie zaobserwować, ile razy i w jakim momencie tańcząca robotnica ruszyła skrzydłami. Nasze obserwacje potwierdzają, że nie są to przypadkowe ruchy. Konkretna liczba ruchów skrzydeł (dwa, trzy lub cztery ruchy) w górę i w dół tworzy sylaby, które trwają tylko ułamek sekundy i są powtarzane w różnych odstępach czasu. Wszystko wskazuje na to, że robotnica, która nasłuchuje tego tańca, jest w stanie odczytać z tych drgań istotne informacje, np. w jakim kierunku powinna lecieć po pokarm. Podsumowując, dzięki naszym badaniom lepiej możemy zrozumieć, jak pszczoły przekazują sobie informacje podczas słynnego tańca pszczół.

Przeglądanie takich zapisów wideo było bardzo pracochłonne. Same nagrania trwają zwykle od 5 do 10 sekund, ale 1 sekunda nagrania składała się z 3000 klatek, które trzeba przejrzeć. Dzięki temu zaobserwowaliśmy podobne drgania nie tylko podczas tańca, ale także np. podczas karmienia i czyszczenia matki pszczelej.

JJ: Czy znamy już ich przeznaczenie?

AT: Domyślaliśmy się, że może to mieć związek z tempem składania jaj przez matkę. Do tej pory sugerowano, że tempo składania jaj jest kontrolowane przez ilość pokarmu przekazywanego matce przez robotnice. Naszą hipotezą było, że robotnice wysyłają za pomocą drgań informacje matce, żeby nakłonić ją do zwiększenia tempa składania jaj. Aby to zbadać eksperymentalnie, w części rodzin usunęliśmy czerw. W rodzinach z czerwiem robotnice poruszały skrzydłami około dwa razy na minutę, a w rodzinach bez czerwiu około cztery razy na minutę.


Zachowanie robotnic w kontakcie z matką. Fotografia to klatka z filmu wykonanego podczas badań, o których mowa w wywiadzie.
Żródło: Łopuch, S., Tofilski, A. The effect of a lack of uncapped brood on social interactions between honey bee workers and the queen. Apidologie 52, 1346–1357 (2021). Lic. CC 4.0

Jednak po trzech dniach od usunięcia czerwiu matki pszczele nie zwiększyły tempa składania jaj. Brak wpływu na matkę mógł być spowodowany zaburzeniem funkcjonowania rodziny pszczelej, jakim jest wyjmowanie plastrów. Prawdę mówiąc, było to dla mnie zaskakujące. To pokazało, że już sama ingerencja pszczelarza lub badacza istotnie modyfikuje zachowanie się pszczół. Wniosek z tego jest taki, że jak nie ma potrzeby, to lepiej nie zaglądać do ula i nie zakłócać życia pszczół.

JJ: Ile trwało to „zamieszanie” w ulu?

AT: Trudno mi odpowiedzieć precyzyjnie, bo nie badaliśmy akurat tego zjawiska, tylko stwierdziliśmy to przy okazji, ale myślę, że trwało to ok. jednej doby. Potrzeba więcej badań opracowanych metodologicznie pod tym kątem.

JJ: Czy ulik eksperymentalny to ulik obserwacyjny z ramką otoczoną szkłem lub przezroczystym plastikiem?

AT: Ul obserwacyjny znajduje się w pomieszczeniu, ale pszczoły wychodzą z gniazda przez otwór w oknie i wykonują normalne loty po pokarm. Rodzina pszczela funkcjonuje na sześciu ramkach, z czego dwie są za szkłem, które można obserwować z dwóch stron. Przez większość czasu te ramki są osłonięte izolacją. Odkrywamy je jedynie na czas obserwacji i doświetlamy, ponieważ szybka kamera wymaga bardzo dużo światła. Pozostałe ramki są niewidoczne nad tymi dwoma. Ważne jest, aby rodzina obserwacyjna była odpowiednio liczna. W rodzinie z jedną lub dwoma ramkami liczba robotnic mogłaby być zbyt mała. Rodzina pszczela funkcjonuje cały sezon od wiosny do jesieni w tym ulu, który pozwala na wymianę ramek w razie potrzeby. Na zimę przenoszę pszczoły do zwykłego ula stojącego na polu z tego względu, że pomieszczenie badawcze jest ogrzewane. W takich warunkach rodzina pszczela musiałaby zużywać znacznie większe ilości pokarmu, co wpływałoby negatywnie na zimowlę pszczół. Tak jak w zwykłym pszczelarstwie dopiero zimą można jechać na wczasy (śmiech).

Zaskakujące informacje o pszczole środkowoeuropejskiej

JJ: Najbardziej popularną Pana publikacją pod względem ilości cytowań jest program do badania użyłkowania skrzydeł pszczół miodnych. Proszę coś o nim opowiedzieć.

AT: Na skrzydłach owadów widoczny jest wyraźny wzór z żyłek, który różni się między gatunkami. Używa się go jako kryterium do odróżniania gatunków owadów. Ja postanowiłem wykorzystać go do odróżnienia podgatunków pszczół miodnych, czyli ras geograficznych. Pszczoła miodna ma duży zasięg występowania, co sprzyja tworzeniu się takich różnych podgatunków. Problem polega na tym, że nie jest łatwo je rozróżnić. Z definicji podgatunki mogą się krzyżować, tworząc mieszańce, które są formami pośrednimi, co dodatkowo nie ułatwia sprawy. W celu ich odróżnienia można dokonywać pomiarów różnych części ciała np. języczka, lusterek woskowych, odnóży. Doszedłem do wniosku, że pomiary skrzydeł są najłatwiejsze i najbardziej precyzyjne, bo skrzydło jest płaskie.

Rozróżnianie podgatunków jest ważne, żeby chronić te populacje pszczół, które są zagrożone. Niestety w Polsce większość pszczelarzy unika pszczoły środkowoeuropejskiej (Apis mellifera mellifera). Występuje ona w północnej i zachodniej Europie i powinna występować na północy Polski. Pszczelarze jednak niechętnie ją użytkują, a zamiast niej wolą inne sprowadzane z innych krajów podgatunki. Większość pszczelarzy nie jest w stanie dobrze rozróżnić tych podgatunków. Z badań, które przeprowadziliśmy z Andrzejem Oleksą na północy kraju wynikało, że deklaracja pszczelarza często rozmijała się z naszymi pomiarami. Pszczelarz mógł deklarować, że ma tylko pszczołę kraińską, natomiast według pomiarów i badań genetycznych wynikało, że ok. połowy rodzin pszczelich należy przypisać do pszczoły środkowoeuropejskiej (AMM).


Pszczoła Apis mellifera mellifera. Fot. Juerg Vollmer/Wikipedia. Lic. CC BY-SA 4.0

JJ: Prawdopodobnie gdyby ktoś zaproponował mu te pszczoły, stwierdziłby, że nie chce ich na pasiece ze względu na ich wady (śmiech).

AT: Owszem (śmiech). Jak tylko wskazalibyśmy mu, które pszczoły to były AMM, niewykluczone, że wszystkie by je wymienił. Choć oczywiście to nie jest takie czarno-białe, bo część pszczół należała do mieszańców. Co ciekawe, pomimo tego, że matki pszczele są masowo wymieniane przez pszczelarzy, to –zwłaszcza w północnej i północno-wschodniej Polsce – cały czas występuje populacja pszczół zmieszańcowanych, a także czystych AMM.

JJ: To interesujące. Słyszałem również inną opinię od niektórych naukowców zajmujących się pszczelnictwem. Głosi ona, że na terenie Polski populacja tego podgatunku rozmyła się w całej populacji pszczół miodnych i już nie występuje lub występuje w formie szczątkowej. Pan twierdzi coś przeciwnego.

AT: Też kiedyś byłem bardzo sceptyczny, bo wiedziałem, że pszczoły swobodnie się krzyżują w środowisku i wiedziałem o dużej liczbie matek pszczelich wprowadzanych przez pszczelarzy. Po wykonaniu własnych badań byłem zaskoczony. Okazuje się, że jest ich stosunkowo dużo. Powstaje pytanie, jak to możliwe. Próbowaliśmy zbadać naturalne unasiennianie się pszczół na grupie pszczół kraińskich i AMM. Wyszło nam, że pszczoły środkowoeuropejskie preferują kojarzyć się w obrębie swojego podgatunku, natomiast pszczoła kraińska nie ma takich preferencji. To moim zdaniem wskazuje na występowanie w jakimś stopniu izolacji rozrodczej.

JJ: Znam te badania. Ja z kolei lubię używać zwrotu: dyskryminacja seksualna.

AT: Choć nie znamy mechanizmu tego zjawiska, to można powiedzieć, że pszczoły AMM są ksenofobiczne. Moim zdaniem można to wytłumaczyć skuteczniejszym przeżywaniem zimowli. Obce podgatunki wprowadzone przez pszczelarzy np. pszczoła kraińska, lub – co gorsza – mieszańce Buckfast i inne, słabiej przeżywają niż pszczoły rodzime. W takiej sytuacji dobór naturalny preferuje krzyżowanie się w obrębie swojego podgatunku. W wyniku tego mechanizmu cały czas ten nasz rodzimy, niechciany przez pszczelarzy, podgatunek jest jeszcze nadal obecny na terenie naszego kraju i moim zdaniem zasługuje na ochronę. Pszczelarze nie lubią tej pszczoły, ale moim zdaniem jej nie znają.

JJ: Wracając do zjawiska specyficznego doboru płciowego w obrębie AMM, to gdybym ja był decydentem w tej sprawie, to chętnie kontynuowałbym ten projekt. Metoda naukowa charakteryzuje się tym, że powinny następować replikacje4 takich badań. Uznanie wyjaśnienia danego zjawiska za wysoce prawdopodobne wymaga kolejnych badania w tym kierunku. Nie wiem, czy są jakieś inne eksperymenty związane z tą interesującą preferencją podczas krzyżowania się AMM. Osobiście kojarzę tylko te Państwa badania.

AT: Był podobny eksperyment, ale wykonany na pszczole włoskiej (Apis mellifera ligustica) (AML). Wykazano w nim, że pszczoły podgatunku AML także wolały kojarzyć się w obrębie własnego podgatunku. To, że w tej chwili nie kontynuuję tych badań, wynika z systemu finansowania nauki i rozliczania pracowników naukowych. Może to się wydawać nieco wyrachowane, ale duża część pracy nas jako badaczy zatrudnionych na uniwersytecie polega na tym, aby coś koniecznie publikować5. Ale żeby to się udało, to wyniki związane z publikacją powinny być nowe. Jeżeli mielibyśmy kontynuować te badania, należałoby je przeprowadzić tak, aby znacząco poszerzyć naszą wiedzę na ten temat.

JJ: Prawdopodobnie najlepiej by było, aby nowa publikacja zdobyła większą liczbę cytowań?

AT: Otóż to. Natomiast jeżeli powtórzymy to samo badanie, to większość redakcji w czasopismach naukowych uzna, że nie warto publikować badania, w którym nie ma żadnych nowości. Współczynnik cytowań działa tak, że będzie promował cytowanie tego pierwszego badania. Z drugiej strony niechętnie są także publikowane wyniki, które nie wykazały różnic pomiędzy grupami doświadczalnymi, ponieważ są one rzadziej cytowane.

O populacji pszczół w Polsce

JJ: Co Pan sądzi o stanie populacji pszczół w Polsce?

AT: Liczba rodzin pszczelich w Polsce rośnie. W Krakowie, gdzie mieszkam, jest bardzo duże zainteresowanie zakładaniem nowych pasiek. Występuje wręcz przepszczelenie, czyli jest więcej pszczół niż potrzeba. Prowadzi to do większej konkurencji o pokarm i w konsekwencji ilość miodu odbieranego przez pszczelarzy może być mniejsza.

Problemem jest też stan ochrony naszych rodzimych pszczół. Rosnąca liczba sprzedawanych matek obcego pochodzenia i mieszańców jest niedobrym trendem. To zjawisko obniża zdolność pszczół do przetrwania w środowisku z sezonu na sezon. Wiadomo z badań, że to miejscowe pszczoły częściej przeżywają. Być może produkują mniej miodu, ale ich populacja jest bardziej stabilna z roku na rok i w bardziej przewidywalny sposób zapewnia zapylanie roślin naturalnych i uprawnych. Z drugiej strony obce podgatunki i mieszańce, nawet jeśli produkują więcej miodu, są mniej przystosowane do naszego klimatu i z tego powodu ich populacja jest mniej stabilna. W ostatnich latach zimy były stosunkowo łagodne. Jeśli pojawi się kiedyś bardzo mroźna zima, może dojść do gwałtownego spadku liczby rodzin pszczelich. Można oczekiwać, że spadek ten będzie szczególnie gwałtowny u obcych podgatunków.

Jeśli pojawi się niedobór pokarmu, niektórzy pszczelarze dokarmiają pszczoły cukrem, nawet jeśli później robią miodobranie. W konsekwencji podawany cukier może znaleźć się w miodzie i obniżyć jego jakość. Na niedobory pokarmu bardziej narażone są mieszańce, które tworzą bardzo liczne rodziny pszczele, ponieważ cały czas potrzebują one dostępu do bogatych źródeł pokarmu. Z tego powodu rodzime podgatunki powinny być preferowane przez pszczelarzy, którzy jakość miodu przedkładają ponad zyski. Do tej grupy powinna należeć większość pszczelarzy amatorów.

Pszczoła miodna jest naszym rodzimym gatunkiem, który nie został całkowicie udomowiony. Inaczej niż w przypadku trzody chlewnej lub bydła rogatego, kojarzenie się pszczół nie jest kontrolowane przez człowieka. Jeżeli ktoś sprowadza do pasieki matki obcego pochodzenia, to wpływa na całe okoliczne środowisko. Jego trutnie będą kojarzyły się z matkami pszczelimi z okolicznych pasiek i dzikich rodzin pszczelich. Dzika populacja pszczoły miodnej nie jest liczna, ale wciąż występuje. Jeżeli ten proces będzie się nasilał, populacje rodzime mogą wyginąć zupełnie.

Problemy populacji pszczół w Polsce dotyczą nie tylko pszczoły miodnej, ale także pszczół samotnych i trzmieli. Wielu z nich grozi wyginięcie. Wynika to głównie z zanikania terenów zielonych i chemizacji rolnictwa.

JJ: To interesujące, co Pan twierdzi o braku udomowienia pszczoły miodnej jako gatunku. W Polsce jest ona uznawana za gatunek gospodarczy.

AT: Większość pszczelarzy argumentuje, że dzikiej populacji już nie ma. Natomiast badania, które wykonaliśmy z Andrzejem Oleksą i Robertem Gawrońskim na północy Polski wskazują, że w alejach starych drzew dziko bytujące rodziny pszczele nie są wcale rzadkością. Zależy to w dużej mierze od liczby starych, dziuplastych drzew, choć rodziny pszczele mogą też bytować w środowisku zmienionym przez człowieka np. w kominach lub innych pustych przestrzeniach budynków. Pszczelarze często argumentują, że to są uciekinierzy z pasiek. W rzeczywistości nie ma dobrych badań, które byłyby w stanie potwierdzić takie przekonania. Nie jest też do końca jasne, czy dzika populacja jest w stanie przeżyć bez zwalczania warrozy przez człowieka. Może się okazać, że dzika rodzina przeżywa tylko kilka lat, ale w tym czasie wyda wystarczającą liczbę rojów, żeby dzika populacja utrzymywała się na względnie niskim, ale jednak stabilnym poziomie. Nie jest to łatwo udowodnić, w jakim stopniu pszczoły te tolerują warrozę.

W Unii Europejskiej niestety pszczoły miodne są traktowane jako towar. Można nimi bez problemu handlować. Jestem zwolennikiem Unii Europejskiej, ale uważam, że brak dostatecznej ochrony pszczół miejscowych oraz promowanie swobodnego handlu pszczołami między krajami i dopłacanie do zakupu matek pszczelich, to jest poważny błąd. Mam nadzieję, że to się zmieni. Niestety mam na to bardzo ograniczony wpływ. Jestem bardziej biologiem niż politykiem. Wolałbym się nie zajmować polityką, a niestety w tym wypadku nie da się tego uniknąć. Władze polskie i unijne niedostatecznie chronią lokalne pszczoły. Z powodu usług zapylania, jakie świadczą pszczoły, wspomaganie ochrony pszczół i dążenie do ustabilizowania lokalnych populacji powinno być ważniejsze niż sama produkcja miodu.

JJ: Znane mi są dwie drogi ochrony pszczoły AMM w Europie. Jedna to powiedzmy droga typu polskiego. W uproszczeniu mówiąc: wydzielone zostaje terytorium, gdzie według przepisów jest ograniczenie wwozu i utrzymywania pszczół nierodzimych. W centrum tego terytorium powinny teoretycznie latać tylko trutnie czystego podgatunku, w strefie pośredniej utrzymuje się bufor ochronny, gdzie eliminuje się matki pszczele, które nie spełniają dopuszczonego kryterium. Taka zamknięta hodowla występuje w Puszczy Kampinoskiej i Augustowskiej. Drugim typem ochrony jest program ochrony typu brytyjskiego, w którym bardziej się stawia na zachowanie genów rodzimej populacji w kundelkach. Wydaje mi się, że decydenci w Wielkiej Brytanii zdają sobie sprawę, że realnie patrząc, nie da się już wyeliminować pszczół sprowadzonych obcego pochodzenia, w tym Buckfastów. Wprowadzając pszczoły AMM do pasiek bez wydzielania obszarów zamkniętych, chronią więc geny rodzimej populacji. Który z tych systemów jest według Pana lepszy?

AT: Nasz system zamkniętej hodowli jest dobrym pomysłem, ale te obszary powinny obejmować większe terytorium, aby były one skuteczne. Wielkiej Brytanii na pewno nie stawiałbym za wzór. Oni bardzo zmieszańcowali swoje pszczoły. Co jest dla mnie zaskakujące, biorąc pod uwagę niewielki odsetek zawodowych pszczelarzy, nie zrobili tego dla zwiększenia produkcji miodu, tylko – można powiedzieć – dla przyjemności. Jeżeli chodzi o mieszańce, to nie mam nic przeciwko, jeśli są one przystosowane do lokalnego klimatu. Nawet jeżeli w jakimś miejscu populacja została poważnie zmieszańcowana, a są w niej pszczoły, które lepiej przeżywają bez ingerencji pszczelarza, powinnyśmy także je lokalnie chronić. Nie ma już wyjścia.

Za wzór ochrony miejscowej pszczoły stawiałbym Hiszpanię i Rumunię. Tam sami pszczelarze uświadomili sobie, że w dłużej perspektywie nie opłaca im się sprowadzanie obcych mieszańców. Kraje te należą do największych producentów miodu w Europie. Jest wielu profesjonalnych pszczelarzy, którzy opierają się na rodzimych gatunkach i to jest moim zdaniem wzór. Przykład ten pokazuje, że nie jest prawdą, że w Polsce bez importu obcych pszczół trudno być profesjonalnym pszczelarzem. Słowenia należy do krajów, które również warto naśladować. Wynegocjowali w UE zakaz sprowadzania obcych pszczół na swoje terytorium. Przeciwieństwem dobrego przykładu są Niemcy, gdzie nowoczesne pszczelarstwo miało duży wpływ na zniszczenie lokalnych zasobów genetycznych pszczół.

Władze krajowe powinny wspierać ochronę pszczół poprzez zakaz importu albo przynajmniej jego ograniczenie. Z pewnością jednak nie poprzez wspieranie importu przez dopłaty. Najważniejszym jednak aspektem jest, aby to sami pszczelarze uświadomili sobie potrzebę zachowania pszczół lokalnych i zaakceptowali je w pszczelarstwie.

Chciałbym jeszcze podkreślić, że ja nie jestem przeciwnikiem selekcji hodowlanej, ale sądzę, że powinna ona być oparta na pszczołach rodzimych, które są przystosowane do naszego klimatu. Większość producentów matek w Polsce niestety nie działa w ten sposób. Importują oni matki pszczele zza granicy, powielają ten materiał genetyczny w swojej pasiece i sprzedają matki pszczelarzom. Trudno to nazwać hodowlą. Skoro pszczelarze lubią pszczołę kraińską w Polsce, to moglibyśmy się ograniczyć do dwóch podgatunków AMM i AMC, czyli obyć się np. bez pszczoły włoskiej i kaukaskiej. Z naszych badań z Andrzejem Oleksą na genomie mitochondrialnym, który jest dobrym wskaźnikiem obecności importowanych pszczół wyszło, że w Polsce obecne są już pszczoły z Afryki. Procederu sprowadzania pszczół z Afryki zakazuje np. USA czy Kanada. Unia Europejska nie zakazuje tego, a regulacje dotyczą tylko zdrowia pszczół. Na przykład do Szwecji zostały sprowadzone pszczoły z Afryki w celu stworzenia mieszańca Elgon, który jest teraz hodowany w tym kraju i można go wysyłać do innych krajów unijnych. Moim zdaniem tak nie powinno być. Należy to ograniczyć. Takie działanie w dłuższej perspektywie prowadzi do samych problemów.

JJ: Jest taki ruch pszczelarstwa naturalnego, którego odnogą jest pszczelarstwo bez leczenia (treatment free beekeeping). W Polsce istnieje niewielka ilość jego zwolenników, którzy są np. aktywni w Internecie, gdzie promują takie podejście. W uproszczeniu są oni zwolennikami pozostawiania kundelków na pasiece i nieingerowania w ich życie pod względem zabiegów leczniczych i doboru płciowego. Następnie te pszczoły, które przeżyją takie traktowanie, uważają za najkorzystniejsze pszczoły do dalszego rozmnażania. Jaką ma Pan opinię na ten temat?

AT: Należy wspomnieć, że wszędzie tam, gdzie pszczoły nie były leczone przez pszczelarzy, np. w Ameryce Południowej i Afryce, nabyły tolerancję na warrozę. Te populacje nie tylko się nie kurczą, ale rozprzestrzeniają np. pszczoły zafrykanizowane. To wskazuje, że dobór w kierunku tolerancji na warrozę jest możliwy. Moim zdaniem jednak zbyt duży nacisk kładzie się na wykształcenie mechanizmów odporności u pszczół, a zbyt mały na zmniejszenie zjadliwości dręcza pszczelego. Aby dobór w kierunku takiej koewolucji był skuteczny, rodziny pszczele muszą być w miarę izolowane od siebie6. Dobrze to działa w naturalnych populacjach, gdzie dzikie gniazda rozrzucone są losowo w dość dużych odległościach między sobą. Natomiast gdy pszczoły egzystują na pasiece, to duży odsetek tych pszczół po prostu gubi się, wchodząc do innego ula niż macierzysty. Taka sytuacja sprzyja przetrwaniu tylko zjadliwych form roztoczy, które następnie szybko rozprzestrzeniają się na całej pasiece. Szansa na współżycie pszczoły miodnej i dręcza pszczelego na zasadzie wzajemnej tolerancji jest dużo większa w naturalnych populacjach.

Postulowałbym, żeby nieleczone rodziny trzymać nie w pasiekach, tylko pojedynczo. Ewentualnie w oddaleniu od pasieki co najmniej 100 m. W samotnym drewnianym ulu, w którym pszczół się nie leczy, roje będą przychodzić i odlatywać. Gdyby każdy pszczelarz w Polsce zostawił taki jeden pusty, drewniany ul izolowany od innych i pozwolił na samodzielne zasiedlanie i egzystowanie w nim rojów, to stwarza szansę pojawienia się populacji pszczół, które będą tolerowały warrozę. Dopiero wtedy można by takie pszczoły próbować utrzymywać na pasiekach i używać do produkcji miodu. Trudno mi przewidzieć, czy to by się udało, gdyż podejrzewam, że takie pszczoły będą tworzyć mniejsze rodziny z mniejszą ilością czerwiu i będą się częściej roić. Problemem nadal mogłyby być sąsiednie pasieki. Gdyby stworzona została pojedyncza pasieka z populacją mniej zjadliwego dręcza pszczelego, to istnieje ryzyko, że z sąsiednich większych pasiek rozprzestrzenią się pszczoły ze zjadliwą formą pasożyta. Podsumowując, moim zdaniem nadzieja na pojawienie się pszczół tolerujących warrozę jest większa w dzikiej populacji wspomaganej projektami np. w Lasach Państwowych, które obejmują utrzymywanie pszczół w dużej liczbie rozproszonych barci albo w pustych drewnianych ulach poustawianych samotnie.

JJ: Dziękuję za rozmowę.

Od redakcji:
Powyższa rozmowa jest zapisem wywiadu, który został zrealizowany dla Radia Warroza. Pan profesor przeredagował i doprecyzował swoje wypowiedzi, zatem niektóre fragmenty różnią się od rozmowy, którą można usłyszeć w audycji.

1 - Nieświadomie i tak spożywamy owady. Pomijając przypadkowe ich spożycie, np. z owocami, to powszechnie owady są dodawane do żywności. Niech przykładem posłuży koszenila (nazywana również kwasem karminowym) – barwnik naturalny, który powstaje ze zmielonych wysuszonych czerwców kaktusowych (dalekich krewnych mszyc). Ciekawostką jest, że do XVI w. barwnik ten był produkowany również na terenie Polski z owadów o nazwie czerwiec polski (jednak wykorzystywany był głównie do barwienia tkanin). Obecnie kwas koszenilowy otrzymuje się również w sposób syntetyczny – przyp. red.

2 - Pszczoły-kukułki to pszczoły kleptopasożytnicze, które podobnie jak ptaki kukułki nie opiekują się same własnymi jajami, ale podrzucają je do gniazd gatunków pszczół będących ich gospodarzami w pasożytniczym cyklu rozwojowym, czyli np. innych pszczół. Jajo podrzucane jest najczęściej podczas nieobecności samicy gospodarza w gnieździe, aby ta się nie zorientowała. Przykładem pszczoły-kukułki jest ścieska komonicówka.

3 - Więcej na ten temat można przeczytać w artykule dr Sylwii Łopuch pt. „Komunikacja wibroakustyczna pszczoły miodnej” zamieszczonym w „Pasiece” nr 4/2020 – przyp. red.

4 - Pojęcie z metodologii naukowej oznaczające wyniki badań, które potwierdzają poprzednie wyniki tak, aby nie były one jednostkowe i niepowtarzalne. Replikacją może być możliwie dokładne odwzorowanie danej metody badawczej i danego eksperymentu (powtórzenie badania przez inny zespół naukowców) lub zupełnie inne badanie, którego wynik da się przewidzieć w ramach dotychczasowej wiedzy czy jest zgodny z aktualnym paradygmatem naukowym i potwierdza główną teorię. Do takich replikacji należy np. niezliczona ilość badań biologicznych nad wirusami pszczelimi DWV potwierdzających syntetyczną neodarwinowską teorię ewolucji biologicznej.

5 - Mowa o publikacjach w czasopismach naukowych. Za publikacje w prasie popularnonaukowej, np. w „Pasiece”, osoby zajmujące się nauką nie otrzymują tzw. punktów. Punkty te (w teorii) są wyznacznikiem jakości wykonywanej pracy naukowca lub naukowczyni. Nie wystarczy opublikować badań – musi to być specjalistyczne czasopismo naukowe dobrej jakości, którą odzwierciedla właśnie liczba przyznawanych punktów. Niestety na polskim gruncie w praktyce zasadność i decyzyjność przyznawania liczby punktów (zbyt dużo lub zbyt mało) danemu tytułowi bywa dyskusyjna – przyp. red.

6 - Ten temat porusza również dr. Anna Gajda w odpowiedzi na pytanie czytelnika w artykule na str. 14. – przyp red.


 Wydanie tradycyjneZamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"