Pszczelarstwo Ukrainy w czasie wojny
Wojna w Ukrainie przynosi znaczne szkody absolutnie we wszystkich sferach życia. Kraj doświadcza ogromnych socjalnych i humanitarnych problemów. Stratna jest każda z gałęzi przemysłu, rolnictwa i usług. Pszczelarstwo nie jest wyjątkiem.
Rys. Mariusz Uchman
Od samego początku działań bojowych w wyniku obstrzału zniszczono wiele pasiek. Część pszczelarzy dostała wezwanie lub zgłosiła się dobrowolnie do Sił Zbrojnych Ukrainy. Wiele przystąpiło do Obrony Terytorialnej (osobne jednostki w Siłach Zbrojnych, formowane w każdym regionie dla jego ochrony). W rezultacie już od pierwszych tygodni wojny wiele pasiek opuszczono lub zaniedbano.
Siergiej Trapezun (aktywny uczestnik Rewolucji Godności, który został raniony przez snajpera w lutym 2014 r.) opowiadał, że zaraz po wybuchu wojny został dowodzącym Obrony Terytorialnej niewielkiego miasta Satanow, znajdującego się w zachodniej części Ukrainy. Początkiem marca ten ochotniczy oddział dużo pracował, rozmieszczając uchodźców przybywających ze wschodniej Ukrainy, organizując punkty kontrolne i dozorując porządek publiczny. W tym czasie gospodarstwo pasieczne Siergieja, liczące 600 rodzin pszczelich, wymagało wiosennego przeglądu i troski.
– Było ciężko – wspomina Siergiej – dramatycznie brakowało czasu. Z tego powodu w pasiece pojawiły się problemy, nie udało się tak, jak trzeba przeprowadzić wiosennego przeglądu i przygotować każdy ul do nowego sezonu. Podobne kłopoty miało tysiące pszczelarzy w całym kraju. Później, kiedy poziom zagrożenia nieco zmalał, wróciłem do prac w pasiece. Jednak z opowiadań znajomych wiem, że na terenach, które już dotknęła wojna, straty były znaczne. Porzucone z powodu ewakuacji pasieki czy zniszczone przez ostrzały ule to, niestety, nasza dzisiejsza codzienność.
Pasieki bez nadzoru gospodarzy to typowy obrazek. Dotyczy to w szczególności okupowanych terenów. Ewakuowani pszczelarze często nie mają pojęcia o losie swoich pasiek. Wielu po powrocie do domów znajduje swoje rodziny pszczele w najlepszym przypadku bardzo zaniedbane, w najgorszym – rozbite, rozgrabione. Należy podkreślić, że rosyjscy żołnierze zachowują się jak szabrownicy – niszczą, grabią. W marcu tego roku kanały informacyjne podały, że w rejonie Oleszkowa w obwodzie Chersońskim z powodu rozgrabienia pasieki 3 żołnierzy zmarło w wyniku pożądleń przez pszczoły, a 25 zostało hospitalizowanych. Jak widać, ukraińskie pszczoły wiedzą, jak należy się bronić.
Pszczelarze udający się na front, starają się ratować dobytek w różny sposób. Pilnie szukają kupców i sprzedają tanio pasieki. Często szukają pomocy u krewnych, sąsiadów, żeby ci przynajmniej rzucali okiem, a najlepiej podjęli się podstawowych prac przy ulach, by rodziny pszczele przeżyły. Mieli szczęście ci, którym udało się oddać ule w bezpłatną dzierżawę kolegom i koleżankom po fachu. Jeszcze bardziej poszczęściło się tym, u których pszczelarstwo jest rodzinnym biznesem. W takim przypadku na pozostałych członków rodziny rozkłada się cały trud pracy pasiecznej.
Oto, co opowiedział mi Walentin Ferenczuk, przewodniczący Szyrjajewskiego Związku Pszczelarzy i wiceprzewodniczący Towarzystwa Pszczelarzy Ukrainy:
– Znam niemłodego już mężczyznę, żyjącego przy granicy z Naddniestrzem. Tutaj pełni służbę, ale w czasie wolnym udaje mu się obsługiwać pasiekę liczącą 500 rodzin pszczelich, a dodatkowo wziął pod swoje skrzydła 70 rodzin swojego zięcia, który został wcielony do sił zbrojnych i walczył w Mariupolu. Trzy tygodnie nie było od niego wiadomości. Nagle zadzwonił, a wszystko, co zdążył powiedzieć to: „Cały i zdrowy, zajmijcie się pszczołami…” – i sygnał się urwał. Często wojskowi proszą dowódców o urlop i, jeśli sytuacja pozwala, przyjeżdżają do swoich pasiek, żeby zająć się niecierpiącymi zwłoki pracami.
Oto historia, jaką usłyszałem o Michaile Koniku: mężczyzna jeszcze do niedawna żył w Mariupolu, w rejonie znanym już na całym świecie Azowstalu. Miał mały biznes, a pasieka była jego hobby. Utrzymywał 40 rodzin na przydomowej działce, wywoził na pożytki. Tak opowiada o swoich przeżyciach:
– Pewnego dnia rozpoczął się kolejny ostrzał. Mina trafiła w garaż, odłamki uszkodziły jeden z uli. Fala uderzeniowa wybuchu drugiej miny rzuciła mną do piwnicy, gdzie straciłem przytomność. Miałem wstrząs mózgu, poturbowało mnie mocno. Pasieka również została bardzo zniszczona. Objął ją pożar, w którym spłonęły 2 tony miodu nostrzykowego. Byłem zmuszony przeprowadzić się w bezpieczniejsze miejsce, następnie z trudem udało mi się wyjechać wraz z całą rodziną w rejon Chmielnicki, skąd pochodzę. Obecnie pracuję w pasiece w Leśnictwie Zińkowieck. Do domu wrócę, kiedy Mariupol znowu będzie ukraiński. Nie mam pojęcia, co zostanie z pasieki. Jest bez nadzoru, uszkodzona przez wybuchy. Znajomi pszczelarze pozostający w mieście mówią, że drzewa i krzewy są połamane, spalone, a kiedyś bardzo bogata baza miododajna zniszczona.
Co do bazy pożytkowej – przeszła znaczące zmiany. W niebezpośrednim sąsiedztwie linii działań wojennych (ogólnie potencjalna niebezpieczna jest linia styku z Rosją i Białorusią, która wynosi 1200 km) zabroniono siać słonecznik. Tłumaczono to tym, że w jego łanach łatwo ukryć wrogą technologię zbrojną. Co za tym idzie, redukcję zasiewów w tym roku oceniono na 30%. A przecież to właśnie produkty z tej rośliny są głównie eksportowane (olej słonecznikowy), a sam gatunek jest najważniejszą rośliną miododajną Ukrainy. Zmniejszenie upraw słonecznika związane jest jeszcze z tym, że wiele gospodarstw cierpiało na niedobór nasion tej rośliny. Część została zniszczona przez ostrzały, część nie przybyła zza granicy z powodu problemów logistycznych.
Z drugiej strony, w niektórych regionach znacznie zwiększyły się zasiewy gryki, która również należy do cenionych roślin miododajnych (do wojny 50% tych nasion była importowana z Rosji, w rezultacie czego w przeciągu ostatnich miesięcy ich cena wzrosła o 250%). Część pól stała ugorem, przez co zarosły miododajnymi chwastami. Znajomy pszczelarz skomentował to następująco:
– Dziko rosnących traw jest dużo, jak nigdy dotąd. Nazw wielu z nich zdążyliśmy dawno zapomnieć. – Jak będzie wyglądać skład gatunkowy miodów, okaże się bliżej jesieni.
Dla pszczelarzy problemem jest też logistyka. Przede wszystkim brak lub deficyt paliwa na stacjach benzynowych, zwłaszcza oleju napędowego. Niektórzy po prostu nie mogli zatankować, by wyjechać na pożytki. Sprawdzanie na punktach kontrolnych, zakaz przemieszczania się nocą z powodu godzin policyjnych (bez specjalnego pozwolenia) – wszystko to wnosi dodatkowe komplikacje.
W wyniku tych wszystkich trudności, niezrównoważonej gospodarki i wzrostu kosztów paliwa, ceny miodu w Ukrainie zwiększyły się o 25–30%. Przedwojenna stawka hurtowa na miód słonecznikowy oscylowała w granicach 1,5 $ za kilogram, obecnie jest to około 2 $. Gdyby na tę cenę nie oddziaływała inflacja, wpływająca na koszty produkcji, można by się tylko cieszyć, jednak obecnie tylko kompensuje rosnące wydatki.
W rezultacie wojny Ukraina czasowo utraciła dużą część terytoriów obwodu Zaporoskiego, Chersońskiego, Charkowskiego, Donieckiego, prawie cały obwód Ługański, ale to nie są ostatnie ostoje miodowego urodzaju Ukrainy. Prowadzenie biznesu pszczelarskiego jest mocno utrudnione w strefach przyfrontowych. Duże obszary gruntów rolnych nie nadają się do wykorzystywania z powodu zaminowania pól. Biorąc to pod uwagę, można przypuszczać, że w tym roku Ukraina zbierze mniej miodu niż zazwyczaj, eksport się zmniejszy, co prawdopodobnie wpłynie również na ceny miodu na rynku światowym. Ukraina należała przecież do pierwszej piątki największych eksporterów miodu na świecie.
O sytuacji opowiada przewodniczący Związku Pszczelarzy Okręgu Charkowskiego, Denis Soldatow:
– Byłoby logiczne oczekiwać, że z początkiem wojny ceny na sprzęt i akcesoria pszczelarskie, jeśli się nie zmniejszą, to przynajmniej nie wzrosną. Dużą rolę miał odegrać tzw. popyt odroczony, kiedy pszczelarze planujący zwiększenie pasieki lub zakup nowego sprzętu, mieli wstrzymać się z tym „do lepszych czasów”. To jednak nie nastąpiło. Ceny się zwiększyły i nawet odnotowano niewielki deficyt na niektóre akcesoria. Związane jest to z inflacją, wzrostem kosztów produkcji, zwiększonymi opłatami logistycznymi. A co najważniejsze, centrum produkcji towarów dla pszczelarstwa był region Charkowa1, który mocno ucierpiał. Część przedsiębiorstw, znajdująca się pod ostrzałem, wstrzymała prace. Potencjał produkcyjny innych został całkowicie zniszczony. Pozostałe ewakuowały się ze strefy działań wojennych w głąb kraju i próbują wznowić swoją działalność. To trudne, ponieważ wielu wykwalifikowanych pracowników jest obecnie w siłach zbrojnych. Podobna sytuacja jest z woskiem. Jego cena podskoczyła o 50%. Wzrost kosztów jego produkcji zbiegł się z tym, że część zakładów zmniejszyła działalność lub całkiem ją zamknęła, a część znalazła się na terytorium okupowanym. Ogólnie według wstępnych ocen 30% rodzin pszczelich w obwodzie charkowskim może zostać straconych z powodu wojny, a spadek produkcji miodu może wynieść 50%.
Niestety, ale nawet w czasie wojny obserwowane są przypadki śmierci pszczół spowodowane stosowaniem chemicznych środków ochrony roślin. Związane jest to (jak wcześniej) z niską kulturą produkcji niektórych rolników, a także z tym, że importowane herbicydy europejskich marek, lepszych dla zdrowia pszczół, podrożały, a do tego zaczęło ich brakować. Zamieniono je na łatwiej dostępne preparaty pochodzenia chińskiego i indyjskiego. Ponadto w strefach przyfrontowych w celu ochrony granic przed grupami dywersyjnymi wroga, zabroniono nocnych prac w polach. Zmusiło to do oprysków za dnia, co powoduje częstsze wytrucia pszczół.
Nie zważając na wszystkie trudności, pośród pszczelarzy nie zauważam przygnębienia. Wręcz przeciwnie – wszyscy są zdeterminowani, by przetrwać i wierzą, że Ukraina wyjdzie zwycięsko z wojny. Ukraińscy pszczelarze w ogóle wyróżniają się patriotyzmem, który przejawia się chęcią pomocy żołnierzom na froncie. Oto kilka przykładów:
Pierwszy jest raczej kuriozalny. Mam 82-letniego sąsiada. W gazecie pszczelarskiej zauważył artykuł, w którym było napisane, jak w średniowieczu pszczoły wykorzystywano jako broń. Przytoczone przykłady na tyle wywarły wrażenie na starszym panu, że natychmiast przedstawił pomysł wezwania pszczół do służby wojskowej. Strategia ich wykorzystania polega na zrzucaniu pszczół z dronów na głowy rosyjskich żołnierzy. Nawet przy pomocy uli (połączonych liną i rozmieszczonych na obwodzie) można wzmocnić ochronę obiektów strategicznych przed grupami dywersyjnymi wroga. Obecnie sąsiad obdzwania znajomych i znanych pszczelarzy kraju z wezwaniem do wsparcia inicjatywy, a uwzględniając jego aktywność, zakładam, że plan zastosowania „broni biologicznej” już dotarł do oficerów sztabu generalnego. Całkiem możliwe zatem, że w Ukrainie wkrótce pojawią się wojska pszczelarskie! W każdym razie pierwszy generał takich wojsk już jest.
Drugi przykład: znany showman i wolontariusz Siergiej Prituła zaproponował, by w całym kraju zacząć zbierać pieniądze, by zakupić dla ukraińskiej armii dwa drony Bayraktar o wartości 5 mln $ każdy, które wsławiły się podczas trwającej wojny. Nie bacząc na trudności, których obywatele Ukrainy doświadczają na co dzień, ludzie tak zapalają się do tego pomysłu i na tyle są gotowi pomóc swojej armii, że w ciągu 3 dni zebrali 20 mln $ i teraz mogą kupić 4 sztuki Bayraktarów!
Przypominam sobie jeszcze wypowiedź znanego wolontariusza Jurija Birjukowa, którego zapytano w 2014 r. (w czasie pierwszych walk w Donbasie): czego najbardziej potrzeba batalionom? Odpowiedział, że potrzeba tak naprawdę wszystkiego, poza… miodem. Jego na potrzeby armii pszczelarze przekazali tak wiele, że wystarczy na bardzo długo. Teraz, według opowieści znajomych żołnierzy, sytuacja się powtarza. Pszczelarze masowo i z wielką chęcią dzielą się zbiorami z ukraińskimi walczącymi. Wielu z nich z bronią w ręku stanęło w obronie ojczyzny, służą w obronie terytorialnej, ale marzą czym prędzej zwycięsko wrócić domu i ze spokojem oddać się ulubionej pracy w pasiece.
Przeżywając te ciężkie czasy, my Ukraińcy jesteśmy bardzo szczęśliwi, że świat nie zostawił nas samych z agresorem, wyrażamy wdzięczność wszystkim krajom, które w tym ciężkim czasie nie pozostały obojętne i wyciągnęły pomocną dłoń. Czując to wsparcie, łatwiej jest nam znosić wszystkie trudy wojny i mocniej wierzymy w pewność zwycięstwa naszego państwa. Mamy wielką nadzieję, że wojna wkrótce zakończy się triumfem jasnych sił i znowu będziemy pokojowo pracować na swojej ziemi w rodzinie narodów europejskich.
Anatolij Gurman
redaktor naczelny ukraińskiego czasopisma „Pasieka od A do Z”
Tłumaczenie: Aga Wielińska
1 - Charków to drugie pod względem potencjału gospodarczego miasto Ukrainy, znajdujące się 38 km od granicy z Rosją.