Polskie miodosytnie – wybrane przykłady
Przy okazji II Europejskiej Konferencji Miodosytników, którą opisałem w poprzednim wydaniu „Pasieki”, zorganizowano część terenową. Goście z Polski i wielu innych krajów mieli okazję do zapoznania się z interesującymi i ważnymi dla pszczelarstwa i miodosytnictwa lokalizacjami.
Wśród odwiedzonych miejsc znalazły się dwie miodosytnie. Najpierw, 17 listopada uczestnicy konferencji zawitali do Miodosytni Imbiorowicz (
Fot. 1. Międzynarodowa grupa wizytująca Miodosytnię Imbiorowicz. Fot. Michał Piątek
Miodosytnia Imbiorowicz
To stosunkowo młody podmiot na rynku. Początki jego działalności sięgają 2012 roku, kiedy to podjęto pierwsze kroki zmierzające do legalizacji produkcji. Początkowo przetwarzany był wyłącznie miód z własnej pasieki Dary Ula.
Jej siedziba i sklep pasieczny są zlokalizowane w Przybrodzinie, atrakcyjnej turystycznie miejscowości malowniczo położonej nad Jeziorem Powidzkim. Gospodarstwo to ma jednak charakter wędrowny, co umożliwia pozyskiwanie miodów gatunkowych. Są one obok miodów pitnych w sprzedaży u Imbiorowiczów. – Założenie miodosytni to w Polsce duże wyzwanie.
Byliśmy młodymi ludźmi, pszczelarzami, a nie prawnikami. Okazało się, że barier biurokratycznych do przezwyciężenia jest w Polsce całe mnóstwo. Krok po kroku udało się jednak stopniowo dojść do celu. Gospodarujemy na 300 ulach i trzeba było podjąć ważną decyzję: można było iść w kierunku sprzedaży hurtowej po niskich stawkach albo spróbować samemu zagospodarować część zbiorów, dodając przy okazji do miodu wartość poprzez przetwórstwo – wyjaśnia motywy założenia miodosytni Michał Imbiorowicz (fot. 2).
Dodaje, że obecna działalność pszczelarska i miodosytnicza prowadzona jest rodzinnie. Miodosytnik ma silne oparcie w żonie, Donacie, która w dużej mierze koncentruje się na prowadzeniu sklepu (
W pracach pasiecznych pomaga zaś ojciec Michała, Józef i mama Maria, którzy w 2011 roku zdecydowali się przekazać mu gospodarstwo, godząc się tym samym z jego natychmiastową transformacją w kierunku pszczelarsko-miodosytniczym.
Fot. 2. Donata i Michał Imbiorowicz wspólnie prowadzą pasiekę i miodosytnię. Fot. Michał Piątek
Do produkcji miodów pitnych wykorzystywane były wszystkie pozyskiwane w gospodarstwie miody. Bywają one mieszane. Blend miodów faceliowego, rzepakowego czy wielokwiatowego można wykorzystać na przykład do wytwarzania miodów korzennych. Trunek Dzikie Pszczoły powstaje z miodów faceliowego i lipowego.
Flagowe produkty miodosytni, a więc trójniak „Żądło” i „Żądło z beczki” powstają jednak wyłącznie na miodzie gryczanym. Pierwszy z tych trunków zdołał już zyskać międzynarodowy rozgłos. Wyróżniono go srebrnym medalem na Mazer Cup 2016 w kategorii miodów odmianowych (single honey).
To największa i najbardziej prestiżowa miodosytnicza impreza na świecie, której gospodarzem są Stany Zjednoczone. „Żądło z beczki” to z kolei ten sam trójniak, ale dojrzewający właśnie w drewnianych beczkach z 200-letniego polskiego dębu, uszczelnianych tatarakiem, wypalanych lub woskowanych.
Leżakowanie w takich warunkach nadaje trunkowi charakterystyczny, aksamitny smak. Został nagrodzony brązowym medalem w kategorii miody półsłodkie tradycyjne wytwórców profesjonalnych podczas Mead Madness Cup 2019, największego konkursu miodów pitnych w Europie. – W planach mamy, aby więcej miodów leżakować w dębie.
Moim zdaniem nadaje im to rewelacyjne walory smakowe, czyniące ich konsumpcję prawdziwą przygodą i ucztą dla zmysłów. Do tego celu nadają się jednak przede wszystkim pitne miody klasyczne. Owocowe i korzenne produkowane będą tak jak do tej pory. Dojrzewanie prowadzone będzie w zbiornikach ze stali nierdzewnej – wyjaśnia Michał Imbiorowicz.
Osobiście miałem okazję degustować zarówno „Żądło”, jak i „Żądło z beczki”. Choć do ich produkcji użyto tego samego surowca i takiej samej receptury, a fermentacja przebiegła w tych samych fermentorach, to efekt finalny jest zupełnie różny. Żaden z medalowych napojów nie jest lepszy – one są po prostu inne.
Wiele zależy więc od przejściowej ochoty podyktowanej nastrojem lub od wyrobionego już gustu i określonych preferencji w przypadku wieloletnich amatorów tego trunku.
Fot. 3. W sklepie przy gospodarstwie mozna kupić miód pitny i nieprzetworzone produkty pszczele. Fot. Michał Piątek
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Miodosytnia Pasieka Jaros
Zakład zlokalizowany pod Tomaszowem Mazowieckim odwiedzony przez uczestników konferencji miodosytniczej 18 listopada ma dłuższe tradycje od Miodosytni Imbiorowicz. O jego powstaniu zadecydowała potrzeba chwili. Maciej Jaros u zmierzchu PRL-u prowadził bardzo duże jak na tamte czasy gospodarstwo pasieczne liczące ok. 450 produkcyjnych rodzin pszczelich.
Transformacja systemowa zapoczątkowana w 1989 roku sprawiła, że sprzedaż dużych ilości miodu hurtowo stała się niemożliwa. – W początkach lat 90. spółdzielnie ogrodniczo-pszczelarskie poupadały, a firmy prywatne skupujące miód jeszcze nie istniały. Huty niechętnie sprzedawały słoiki indywidualnym osobom.
Jednym słowem były to realia rynkowe dziś bardzo trudne do wyobrażenia. Ojciec miał jednak pewne doświadczenia w produkcji miodów pitnych i właśnie na taki produkt postanowił przerobić zapas miodu, który powstał w tych trudnych latach – wyjaśnia Marcin Jaros (fot. 4), który specjalizuje się w produkcji miodów pitnych i obecnie zarządza już miodosytnią i realizowanymi w niej działaniach.
Maciej Jaros wciąż zajmuje się pszczelarstwem. Jego pasieka mocno się jednak zmniejszyła i dziś liczy ok. 80 rodzin pszczelich. Miodosytnia współpracuje więc z kilkoma zaufanymi pszczelarzami w zakresie zakupu surowca. Tego potrzeba dość dużo, gdyż sprzedaż trunku rozwinęła się w kraju i za granicą.
Rocznie miodosytnia Pasieka Jaros sprzedaje blisko 40 000 l gotowych wyrobów: półtoraków, dwójniaków, trójniaków. Część z nich sprzedawana jest w butelkach szklanych, a część w kamionkach. Te są produkowane w firmie, a nad procesem tym czuwa drugi z synów Macieja Jarosa – Bartłomiej (fot. 5).
Poza naczyniami do konfekcjonowania trunków w Pasiece Jaros i innych miodosytniach (np. litewska Susves midus) wypala się tu czarki do picia miodów pitnych i inne jeszcze gadżety z gliny.
Synowa Macieja Jarosa, Monika Jaros, kieruje działem jakości i laboratorium. Miodosytnia Pasieka Jaros, podobnie jak Miodosytnia Imbiorowicz, jest więc także prowadzona rodzinnie, choć jej struktura jest znacznie większa. Podmiot ten jest miejscem zatrudnienia dla 16 osób.
Fot. 4. Marcin Jaros opowiadał gościom o histroii oraz aktualnej działalności miodosytni Pasieka Jaros. Fot. Michał Piątek
– Pszczelarze są w uprzywilejowanej sytuacji w kontekście produkcji miodów pitnych. Praca w pasiece wybornie się przekłada na zdolność podejmowania decyzji co do wyrobu alkoholu na bazie miodu. Pasiecznicy lepiej rozumieją naturę poszczególnych gatunków miodu, wiedzą, do czego one się nadają i co można z nich zrobić.
Sam pomagałem tacie w pracy z pszczołami od 12 roku życia. Jestem zdania, że miody pozyskiwane w polskich warunkach klimatycznych, w tej szerokości geograficznej są tak aromatyczne, że nie ma sensu wzbogacanie ich o taniny dębowe. Nie leżakujemy więc miodów w beczkach.
Staram się raczej w pełni uwypuklić te ich naturalne walory, podkreślić to, co w nich najlepsze – mówi Marcin Jaros, absolwent Politechniki Łódzkiej na wydziale biotechnologii o specjalizacji technologia fermentacji. Część receptur trunków wytwarzanych w miodosytni to przepisy przekazywane w rodzinie Jarosów od pokoleń.
Inne produkty są z kolei owocami przemyśleń tego zawodowego miodosytnika. Trzeba jednak przyznać, że czasem o powstaniu produktu, który został dobrze przyjęty na rynku, decydował przypadek. – Pewnego razu znajomy ogrodnik narzekał na niskie ceny malin. Stwierdził, że likwiduje plantację, bo owoce są tak tanie, że pieniądze uzyskane z ich sprzedaży nie wystarczają nawet na wypłaty dla rwaczy, o ile w ogóle można je sprzedać.
Poprosiłem więc, żeby przywiózł maliny do nas, a ja postaram się znaleźć dla nich zastosowanie. I tak powstał dwójniak „Maliniak”, który już od wielu lat nieprzerwanie znajduje się w naszej ofercie – mówi Marcin Jaros.
Fot. 5. Bartłomiej Jaros informował o procesach produkcji ceramiki. Fot. Michał Piątek
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Wizyty w miodosytniach pozwalają dobrze zrozumieć, co składa się na końcowy produkt. Części składowych jest naprawdę wiele, a najważniejsze to wiedza i nieustanna chęć jej pogłębiania, konsekwencja w działaniu granicząca z uporem, cierpliwość i pokora wobec siebie, oczekiwań własnych oraz konsumentów.
Michał Piątek
www.pogodnypiatek.pl