fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 0

Ostatni Mohikanin w Luboszowie

Bory Dolnośląskie to jedne z największych w Polsce zwartych kompleksów leśnych o powierzchni ok. 1650 km² i leżą na pograniczu krain historycznych Łużyc i Dolnego Śląska. Naturalną ich granicą jest rzeka Kwisa, a rozciągają się aż przez pięć powiatów województwa dolnośląskiego i dwa lubuskiego. To tu w tych lasach są wrzosowiska jedne z największych w Europie, nazwane też przez miejscowych Wrzosową Krainą.

Pasieka J. Słoneckiego w latach 60-tych - fot. archiwum
Pasieka J. Słoneckiego w latach 60-tych –
fot. archiwum

Tę krainę pokochali też pszczelarze, którzy każdego roku już na początku sierpnia przywożą swoje pasieki, aby pozyskać ten niespotykany, wspaniały i bardzo ceniony miód wrzosowy.

Pamiętamy już z poprzednich moich artykułów, że miód ten uzyskał Certyfikat Unii Europejskiej i jest zarejestrowany pod zastrzeżoną nazwą „Miód wrzosowy z Borów Dolnośląskich”, który w tym niespotykanym aromacie kryje też „duszę” tego regionu.

W obrębie Borów Dolnośląskich jest wiele pasiek i ciekawych miejsc, ale to, gdzie dotarłem w poszukiwaniu zapomnianych już trutowisk sprzed pół wieku, jest niezwykłe i niespotykane, a może też jedyne takie w Polsce.

Luboszów

Luboszów – to nazwa wsi, która jest i jej nie ma, choć na mapie istnieje i w gminie figuruje w wykazie wsi, ale sołtysa tam nie wybrano. Jak można nazwać miejscowość wsią, gdzie stoi tylko jeden dom?. To jednak była wieś i to dość duża, nawet ze stacją kolejową, którą już też wchłonęły Bory Dolnośląskie. Aby to wyjaśnić muszę nieco przybliżyć historię Luboszowa.

Pasieka J. Słoneckiego w latach 60-tych –  fot. archiwum
Luboszów - ten już nie istnieje - fot. archiwum

Według danych z 1861 r. wieś zamieszkiwało 448 osób. Po II wojnie światowej nie pozwalano jej zasiedlać, bo powstawał tam poligon wojsk radzieckich. Praktycznie wieś zburzono i przestała istnieć. Z tego też można wyciągnąć wnioski, ile to mieliśmy w tym czasie Polski w Polsce.

Na skraju tej wsi zostało zasiedlone tylko jedno gospodarstwo, którego nie włączono do poligonu i takim to cudem wieś nadal istniała. Luboszów nazywany jest też osadą położoną w powiecie bolesławieckim, odległym od gminy Osiecznica 12 km, a od Wrocławia 120 km.

W 1957 roku pierwsza powojenna osadniczka sprzedaje to gospodarstwo Jerzemu Słoneckiemu, który przywędrował na te wrzosowiska ze swoją pasieką aż z opolskiego. Od tej pory zaczyna się rozwój pasiecznego gospodarstwa. Jerzy Słonecki zakochał się w tych lasach i wrzosowiskach, polubił bezludzie i przetrwał w tych pionierskich warunkach do lepszych czasów.

Początki jednak nie były łatwe – jak sam dziś stwierdza – ale mimo tego nigdy nie myślał, aby opuścić to niezwykłe miejsce. Można sobie wyobrazić życie na tym pustkowiu bez energii elektrycznej do 1980 roku. Trudno też żyło się na pograniczu radzieckiego poligonu. Z uli wyciągali ramki z miodem do osłodzenia bimbru a z ogrodu znikały warzywa i owoce. Nawet na tak bardzo pilnowanym rowerze też odjechał jakiś sołdat... Ale to już historia.

Dziś do tego urokliwego miejsca z drogi głównej zjeżdżamy za drogowskazem „Luboszów” wąską drogą (ale już asfaltową dzięki wójtowi gminy Osiecznica) przez las, a tam raptem zza zakrętu wyłania się... żelazna masywna brama. Koniec drogi, a za bramą widać już piękny kwiatowy ogród a w nim schludny domek jednorodzinny. To już Luboszów – wieś, osada, miejscowość czy tylko gospodarstwo pasieczne.

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Niezwykli ludzie

Miodarka P. Słoneckiego na ramki duże - fot. zbiory własne Państwa Słoneckich
Miodarka P. Słoneckiego na ramki duże -
fot. zbiory własne Państwa Słoneckich

To nie przesada, że nazywam dziś Państwa Krystynę i Jerzego Słoneckich - niezwykłymi mieszkańcami tej niezwykłej wsi w Borach Dolnośląskich. Ileż to musieli mieć samozaparcia i odwagi, aby przetrwać w takich warunkach i w takim miejscu przez tyle lat.

Lato zawsze było przyjemne, bo obcowanie na co dzień z przyrodą, pszczołami a nie raz nawet z wilkami i inną zwierzyną, dawało wiele radości i nie każdy może tego doświadczyć.

Najgorsze były jesienne i zimowe długie wieczory i ta pustka dookoła ze złowieszczym szumem lasu rozciągającym się od strony poligonu. Dziś Pan Jerzy żartując mówi, że to pewnie on jest już takim ostatnim Mohikaninem. Zapewne tak. A może też jeden z synów Państwa Słoneckich – Tomasz, który poznał już tajniki pszczelarskiego rzemiosła przejmie po ojcu tę nietypową pasiekę? Często tu zagląda w wolnych chwilach i też polubił to niezwykłe miejsce.

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Właściwie to Państwo Słoneccy mogliby już spokojnie odpoczywać na zasłużonej emeryturze, ale ta miłość do pszczół i pasja pszczelarska dodaje im tyle energii, że mają jeszcze dużo zaplanowanych nowych pomysłów do zrealizowania… Zapewne poprowadzą swoją pasiekę do czasu aż ich syn Tomasz zdecyduje się przejąć to niezwykłe miejsce i pałeczkę pszczelarską po rodzicach.

Nietypowa pasieka

Sklepik Słoneckich – fot. Jan Baczmański
Sklepik Słoneckich – fot. Jan Baczmański

Można by było już obecnie pasiekę Państwa Słoneckich nazwać nie tylko nietypową, ale również w stylu retro. Większość urządzeń, sprzętu i narzędzi wykonana została w pasiece przez Jerzego Słoneckiego i to prawie 50 lat temu, kiedy nie było takich zakładów produkujących wszystko dla pszczelarzy jak obecnie Firma Łysoń czy inne. Najważniejsze jest to, że to wszystko działa jeszcze niezawodnie.

Czy obecnie możemy sobie wyobrazić jak to można było prowadzić tak dużą pasiekę na tym odludziu bez energii elektrycznej? Pasieka właściwie musiała być samowystarczalna.

Dziś jest podobnie, bo Jerzy może pochwalić się warsztatem bogato wyposażonym w różne narzędzia stolarskie. Pod wiatą do dziś stoi jeszcze czynny trak napędzany dawniej przez traktor, gdzie cięto drzewo na deski, z których powstawały ule i ramki.

Początkowo J. Słonecki gospodarował w słomianych ulach Roota przejętych po ojcu. Nabrał też wprawę w ich budowaniu, bo, jak dziś wspomina, to w okresie jesienno-zimowym w ciągu jednego dnia powstawało 5 nowych uli. Potem przyszedł czas na ule warszawskie poszerzone wykonane z drzewa lipowego i dobrze zabezpieczane niektóre służą jeszcze do dziś.

Potrzeba matką wynalazków

Mówi się, że potrzeba jest matką wynalazków. W tym czasie, kiedy tak z uli ginęły ramki z miodem powstała myśl aby je w jakiś sposób zabezpieczać przed rabusiami. Tak narodził się projekt wykonania palet do transportu i stałego już przetrzymywania na nich po 10 uli. Kilka z nich jest nadal wykorzystywana.

Jest to masywna stalowa konstrukcja na stojakach, po dwóch stronach po 5 uli ze swobodnym przejściem w środku, boki i dach mają solidne zamknięcia, otwierane na czas pracy przy ulach. Do transportu pod taką paletę podstawia się lawetę, obniża się stojaki i przyczepa może już wyjeżdżać z pszczołami na pożytki. W tym przypadku było to nie tylko zabezpieczeniem przed kradzieżą, ale też wyeliminowane zostało dźwiganie ciężkich uli, co w podeszłym wieku pszczelarza ma niebagatelne znaczenie.

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Wirowanie ramek „na leżąco”

Nietypowe są też miodarki wykonane tak dawno, że trudno dziś określić ich datę powstania. Ciekawostką jest też to, że zmontowane zostały przez Jerzego Słoneckiego z wykorzystaniem złomowych różnych części od pralek, rowerów i samochodów (takich jak silniki, łożyska, wycieraczki samochodowe itp.). Są nietypowe i ...

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Dwa standardy

Niech nikt nie pomyśli, że to wszystko jest tylko i wyłącznie „retro”… Pracownia pszczelarska wykafelkowana z bieżącą wodą, oddzielny magazyn do składowania miodu itp. – to już wszystko wg standardów unijnych. Przy pracowni pszczelarskiej jest też taki mini skansen z różnymi rodzajami uli i sprzętem pszczelarskim, przeszklony ul z rodzinką pszczelą.

zablokowane [...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Jan Baczmański
Tel. 533 494 481


 Zamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"