Z artykułu dowiesz się m.in.:
- dlaczego pszczoły samotne mogą być efektywniejszymi zapylaczami niż pszczoła miodna;
- jak mogą się sprawdzić w chowie;
- co pan doktor sądzi o hobbystycznym i edukacyjnym utrzymywaniu domków dla owadów bez pozbywania się z nich pasożytów.
„Powinniśmy bardziej dbać o to, żeby stworzyć warunki do utrzymywania się populacji pszczół dziko żyjących”
Rozmawiam z doktorem Dariuszem Teperem, niezależnym naukowcem, specjalistą od analizy pyłkowej, chowu pszczół samotnych oraz ekologii zapylania sadów.
Fot. Jakub Jaroński
Jakub Jaroński: Choć współprowadzi Pan Laboratorium Honey-Lab Teper & Waś w Puławach, to przez wiele lat próbował Pan chowu różnych pszczół samotnych w Zakładzie Pszczelnictwa w Puławach.
Dariusz Teper: To prawda. W powiązaniu z wieloma instytucjami udało nam się rozpropagować murarkę ogrodową (Osmia bicornis) w Polsce tak, że w tej chwili jest głównym zapylaczem użytkowym w naszym kraju uzupełniającym pszczołę miodną. Śmiem twierdzić, że murarka jest wykorzystywana w Polsce na największą skalę spośród wszystkich krajów europejskich.
JJ: Jakie zalety mają pszczoły samotne w chowie w rolnictwie i sadownictwie względem pszczoły miodnej?
DT:. Zaletą pszczoły miodnej jest duża liczebność kolonii już na wiosnę. Może być to 30–40, a czasem 50 tys. osobników. Wadą tej pszczoły może być jednak to, że lata na duże odległości w poszukiwaniu intensywnych pożytków i w przypadku pasieki stacjonarnej w sadzie pszczoły miodne będą preferowały np. rzepak oddalony o 1–2 km, który znalazły sobie przed kwitnieniem sadu. Wynika to tzw. wierności kwiatowej pszczoły miodnej. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na termin wywozu pasieki do sadu. Powinien to być czas, kiedy zakwitnie 20–30% kwiatów, bo wtedy większość pszczół zwiadowczyń, podczas pierwszego oblotu na nowym miejscu, odnajdzie ten pożytek i przekaże informację o nim robotnicom w ulu.
Pszczoła miodna jest uważana w naszych warunkach za głównego zapylacza upraw, jednak, coraz częściej, słyszymy poglądy, że skuteczniejszymi zapylaczami są dzikie pszczoły. Przemawia za tym kilka argumentów. Pszczoły samotnice i trzmiele mają stosunkowo krótki zasięg lotu. Na przykład murarka ogrodowa w poszukiwaniu źródeł pyłku przemieszcza się na odległość 200 m (maks. do 300 m), trzmiele nieco dalej. Jeżeli więc wystawimy gniazda murarek w sadzie, to będą one oblatywały głównie tę uprawę. Ponadto, do zapylenia jednego hektara sadu jabłoniowego, potrzeba od dwóch do trzech rodzin pszczoły miodnej, tymczasem wystarczy 1000–2000 kokonów murarki. Przyjmując, że połowę populacji będą stanowiły samiczki1, to 500–1000 szt. zapyli sad skutecznie, wykonując tę samą usługę ekosystemową co kilkadziesiąt tysięcy pszczół miodnych w tym samym miejscu.
Dodatkowo wiele publikacji naukowych wskazuje, że bioróżnorodność wśród zapylaczy w obrębie uprawianych roślin, a głównie sadów, ma ogromny wpływ na skuteczność zapylania. Według tych danych, aby sad był dostatecznie zapylony wystarczy 8–10 różnych gatunków w pobliżu bez względu na ich liczebność w obrębie gatunku.
JJ: Podsumowując: w różnorodności gatunków na danym siedlisku w konkretnym sadzie tkwi siła zapylenia.
DT: Właśnie tak. Powinniśmy bardziej dbać o to, żeby stworzyć warunki do utrzymywania się dzikich pszczół w miejscach upraw, zamiast angażować się w kosztowny i kłopotliwy transport rodzin pszczoły miodnej.
JJ: Chyba nawet nie tylko pszczół, zapylają bowiem inne owady jak bzygi, muchy, a nawet karaczany.
DT: Oczywiście, że tak. Z tym że mówimy tu o skuteczności zapylania w intensywnym rolnictwie i ogrodnictwie.
JJ: Racja. Niemniej w sadzie w rolnictwie ekstensywnym z pozostawionymi starymi drzewami i miejscami w glebie, gdzie mogą się gnieździć owady, będą miały one swój udział w zapyleniu?
DT: Oczywiście. Wracam jednak do pszczół, bo na tym się znam (śmiech). Nie można powiedzieć, że pszczoła miodna jest elementem bioróżnorodności, bo w warunkach naturalnych obecnie już nie występuje. Nie da rady przetrwać ze względu na warrozę.
JJ: Jest to trochę kontrowersyjne, co Pan mówi. Największe badania w Unii Europejskiej nad odpornością na warrozę Eurbest wykazały, że występuje w Europie ponad 20 naturalnych populacji, które jakoś tolerują porażenie dręczem pszczelim (Varroa destructor).
DT: Rzeczywiście, tylko że najpierw musielibyśmy te linie rozmnożyć. Takie przywracanie pszczół miodnych do środowiska może się udać, ale to jest bardzo długi proces. Obecnie pszczoła miodna nie jest elementem bioróżnorodności w Polsce, a próby zasiedlania barci w lasach skończyły się fiaskiem.
JJ: Jak Pan rozumie termin bioróżnorodność?
DT: Dla mnie to są gatunki, które mogą samodzielnie utrzymać się w przyrodzie bez ingerencji człowieka. Przetrwanie pszczoły miodnej poza tymi przypadkami, o których Pan wspomniał, jest w zasadzie niemożliwe. Być może zabrzmię sprzecznie, ale nawet produkcja murarki ogrodowej w chowie też wpływa na wprowadzanie tego gatunku w dużych ilościach do środowiska, zaburzając bioróżnorodność, która opiera się na równowadze gatunkowej, a ta powinna się sama regulować. Nadal uważam, że murarka jest dobrym rozwiązaniem, choć na tym etapie świadomości powinnyśmy iść także w kierunku, żeby stwarzać warunki do rozwoju dziko żyjących pszczół. Wtedy nie będziemy musieli wozić pasiek, przywracać do środowiska gatunków, które wyginęły lub sprowadzać nowych, obcych dla naszego ekosystemu. W mojej opinii ten kierunek, choć długotrwały, jest właściwym rozwiązaniem. Potrzeba do tego także dużej świadomość wśród sadowników, aby po pierwsze, stosowali środki ochrony roślin w taki sposób, aby jak najmniej szkodzić zapylaczom – jednocześnie wiedząc, że bez pestycydów trudno sadownictwo utrzymać i rozwijać. Po drugie, aby nauczyli się rozpoznawać gatunki pszczół, które zakładają gniazda w murawie i zaniechali koszenia np. międzyrzędzi w sadach, gdy kwitną tam chwasty, np. mniszek lekarski.
Powszechny jest pogląd, że mniszek odciąga pszczoły miodne od kwiatów roślin sadowniczych. Oczywiście tak nie jest, gdyż robotnice pszczoły miodnej oblatują kwiaty zarówno w murawie, jak i na drzewach. Bardzo istotne są w tej argumentacji także potrzeby zapylania kwiatów dla uzyskania zadowalającego plonu owoców. Wystarczające jest zapylenie 15–20% kwiatów u drzew pestkowych i tylko 5% kwiatów u jabłoni.
Wysoki stopień zapylenia kwiatów jest niekorzystny ze względu na obfitość zawiązków, a w konsekwencji drobnienie owoców. Znam przypadek sadownika, który wystawił 50 tys. kokonów murarki na jeden hektar sadu czereśniowego i później poszukiwał sposobu na przerzedzenie zawiązków!
Fot. sternbea (Pixabay)
JJ: Panie Dariuszu, hobbystycznie utrzymuję siedliska dla pszczół samotnych – nie zdejmuję z nich presji pasożytów, których też zresztą jestem miłośnikiem. To są bardzo interesujące organizmy o niesamowitej biologii i koewolucji z gospodarzami. Wymienić mogę np. muchówki: czart smolisty (Anthrax anthrax) lub wlotka murarkowa (Cacoxenus indagator). Czy potępia lub akceptuje Pan taką działalność?
DT: Odpowiadając jako przyrodnik, uważam, że trzeba się z tym pogodzić, gdyż jest to element bioróżnorodności. Jedne gatunki bytują na innych, a pomiędzy nimi ustala się naturalna równowaga.
JJ: Mam na myśli siedlisko dla obserwacji przyrodniczych, w tym edukacyjnych.
DT: Wydaje się, że obserwacje przyrodnicze powinny być prowadzono w siedliskach i warunkach jak najbardziej zbliżonych do naturalnych. Czym innym jest chów komercyjny, kiedy namnażamy murarkę do możliwie dużej liczebności. Wtedy trzeba walczyć z niektórymi pasożytami, szczególnie z roztoczem murarkowym (Chaetodactylus osmiae), który jest największym problemem w chowie murarki. W przypadku chowu ekstensywnego2 namawiałbym do tworzenia takich miejsc bez przesadnej ingerencji. Niekoniecznie trzeba wtedy kupować kokony. Wystarczy stworzyć odpowiednie warunki gniazdowania i zapewnić rośliny pokarmowe dla owadów. W takich warunkach jest tylko kwestią czasu, kiedy pszczoły same się pojawią. Jeżeli miejsce będzie odpowiednie, to będzie sprzyjało dużej różnorodności owadów. Jeżeli nawet zobaczymy tam owada podobnego do osy, to nie ma w tym niczego złego.
JJ: Zwłaszcza że wśród os – podobnie jak u pszczół – również możemy wyróżnić osy samotne zdolne do zasiedlenia takich miejsc.
DT: Zgadza się. Nie są one niebezpieczne, a są pożyteczne, bo w wielu wypadkach karmią swoje potomstwo szkodnikami roślin. Takie siedliska należy tworzyć i je chronić. Mam nadzieję, że nasza działalność, w tym moja naukowa, wpłynie na zwiększenie zainteresowania tym tematem. Częstym zjawiskiem jest zresztą rozpoczęcie chowu pszczół samotnych od murarek, a później rozszerzenie zainteresowań na inne pszczoły.
Masowe namnażanie pszczół samotnic, na potrzeby zapylania, jest możliwe tylko w przypadku, gdy przyrost populacji w sezonie jest wysoki, bo dzięki temu w ciągu kilku lat możemy uzyskać kolonię znacznych rozmiarów. Namnażanie murarki było możliwe dzięki temu, że jej chów jest mało skomplikowany, materiał gniazdowy łatwo dostępny, a sama murarka dość pospolita. W przypadku wielu innych gatunków hodowla jest dużo trudniejsza, więc tworzenie siedlisk i takich domków dla owadów, o jakich Pan wspomniał, jest lepszym rozwiązaniem, niż np. odławianie owadów z natury i podejmowanie prób ich sztucznego chowu. W takich siedliskach nie doczekamy się wysokich liczebności, za to z pewnością uzyskamy znaczną liczebność gatunkową.
JJ: Dziękuję za rozmowę.
Od redakcji:
Powyższa rozmowa jest zapisem wywiadu, który został zrealizowany dla Radia Warroza podczas Święta Pszczoły w Bałtowie w 2021 r. Pan doktor uzupełnił swoje wypowiedzi, zatem niektóre fragmenty różnią się od rozmowy, którą można usłyszeć w audycji.
1 - Samce również biorą udział w zapylaniu, ale w dużo mniejszym stopniu niż samice, gdyż odwiedzają kwiaty tylko po to, aby się
pożywić – przyp. red.
2 - Chów charakteryzujący się małym nakładem pracy oraz niewielką liczebnie docelową populacją o ograniczonej (a nie zmaksymalizowanej) użyteczności – dlatego możliwe są kompromisy, jakie nie są do zaakceptowania w chowie intensywnym.