Z artykułu dowiesz się m.in.:
- co może doprowadzić do śmierci rodziny podczas zimowli;
- jakie czynniki zależą od pszczelarza;
- w jaki sposób zapobiec stratom.
Możliwe scenariusze nieudanej zimowli
Domyślam się, że gdy styczniowy numer czasopisma „Pasieka” trafi do czytelników, ich uwaga będzie się skupiać wokół przygotowań do świąt. Schyłek roku i pierwsze dni stycznia to czas wypełniony okazjami do rodzinnych spotkań i wytchnienia od codziennych obowiązków. Jednak nawet w takim czasie większość z nas zastanawiać się będzie nad tym, jak pszczołom mija zimowla i w jakiej kondycji i liczbie rodziny zameldują się na głównym oblocie wiosennym.
Fot. Milan Motyka
Co może pójść nie tak?
Niestety, okres zimowli to czas wyjątkowo trudny z kilku względów. Przede wszystkim wtedy to zamanifestują się z całą siłą wszelkie zaniedbania w prowadzeniu rodzin, do których doszło latem i jesienią. Ponadto pszczoły mogą nie poradzić sobie z częścią szkodników, np. z dzikimi ptakami czy gryzoniami. Ich obecność może zakłócać spokój zimujących owadów a w skrajnych przypadkach doprowadzić do śmierci rodziny. Pewien odsetek pszczół w polskich pasiekach wymiera też z głodu pod koniec zimy czy nawet na początku jesieni. Postaram się posegregować zagrożenia dla zimujących pszczół tak, by te najgroźniejsze znalazły się na początku i pokrótce je omówię.
Warroza i nosemoza
Nie jest moją intencją wprowadzanie niepokoju wśród pszczelarzy. Daleki jestem też od czarnowidztwa, a wręcz przeciwnie – zazwyczaj patrzę na pewne sprawy nazbyt optymistycznie. Mam jednak silne przeczucie, że rok 2023 będzie jednym z tych, w których wiosną odnotujemy duże lub bardzo duże straty w pasiekach. Winna temu będzie warroza, wciąż najgroźniejsza choroba pszczół. Jeszcze w pierwszej połowie listopada otrzymałem kilka zdjęć z dużych jak na polskie warunki pasiek, gdzie po ostatnim zabiegu przeciw V. destructor osyp roztoczy przekraczał 250 szt./ul. Były to najwyższe poziomy notowane zazwyczaj na pasieczyskach, gdzie porażenie pszczół pasożytem było największe.
Na innych toczkach tych samych właścicieli z reguły sytuacja nie wyglądała aż tak źle, choć także na ogół daleka była od optymalnej. Były to gospodarstwa z centralnej i południowej Polski. Prowadzą je pasiecznicy, których znam od lat i wiem, że mają odpowiednie kwalifikacje do wykonywania tego zawodu. W połowie listopada otrzymałem też informację ze średniej wielkości pasieki z północno-wschodniej części kraju, gdzie z ok. 100 uli tylko 65 rokuje na udane przezimowanie. Przeszło 1/3 z nich już stała pusta lub zostało w nich niewiele pszczół. Wnioskuję, że skoro niepokojące sygnały płyną z różnych część kraju, to problem będzie miał zakres ogólnopolski. Co teraz można jeszcze zrobić? Niestety, już niezbyt wiele.
Jeżeli kontrola populacji V. destructor nie była prowadzona efektywnie w miesiącach letnich i jesiennych, to możliwość wykonania kolejnego zabiegu pojawi się dopiero pod koniec wiosny. Zimowe stosowanie leków na bazie kwasu szczawiowego, praktykowane w niektórych pasiekach, być może w jakimś stopniu jest w stanie pomóc pszczołom, choć przynajmniej w teorii szansa na to jest niewielka. Udręczone, osłabione pszczoły wiosną będą mieć duży problem z odchowem kolejnego pokolenia. Logicznym krokiem w sytuacji, gdy w marcu i kwietniu zauważymy słabnięcie rodzin, będzie ich łączenie po możliwie jak najwcześniejszym zabiegu przeciwko warrozie. Można w takiej sytuacji połączyć rodziny bezmateczne ze słabymi rodzinami z pełnowartościowymi matkami. To w efekcie także doprowadzi do redukcji liczebności rodzin, ale przynajmniej da szansę na przeżycie części z nich i ich rozwój w kolejnych tygodniach.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Zła struktura wiekowa rodzin
To kolejna przyczyna upadków. Zadbać o właściwą kompozycję rodzin pszczelich można na kilka sposobów. Celem będzie zawsze zazimowanie dużej liczby osobników młodych i niespracowanych w każdej rodzinie pszczelej. Ich wysoki odsetek sprzyja zimotrwałości rodzin i wigorowi, jaki będą mieć wiosną. W pasiekach, które mogą korzystać z pożytku nawłociowego lub wrzosowego sytuacja jest stosunkowo prosta. Szybko postępujące wymieranie zbieraczek w połączeniu z dopływem pożytku zasobnego w węglowadany i aminokwasy egzogenne1 przekłada się na intensywniejsze czerwienie. W efekcie, gdy pozyskiwanie miodu dobiega końca, w rodzinach w naturalny sposób młodej i niespracowanej pszczoły jest sporo. Pokusą dla wielu pszczelarzy, a jednocześnie zagrożeniem dla pszczół, jest przeciągające się pozostawianie ich na nawłociowisku.
We wrześniu, z uwagi na chłodne noce i skracający się dzień, wychów larw ze składanych przez matki jaj jest silnie ograniczany. To jednak najczęściej wciąż jeszcze czas dobrej pogody i intensywnego nektarowania nawłoci. Z powodu małego zużycia pokarmu przybytki miodu towarowego bywają znaczne. Dramatycznie kurczy się jednak czas na przygotowanie rodzin do zimy. Z moich doświadczeń wynika, że zakończenie pozyskiwania miodu nawłociowego do 10 września i bezzwłoczna inauguracja przygotowań rodzin do zimowli zwykłym sposobem, a więc takim, w którym same przygotują sobie pokarm na zimę, jest bezpieczne. Pozostawienie ich na nawłociowisku do 20 września jest możliwe, choć w takiej sytuacji należałoby pozostawić część miodu w gniazdach w trakcie miodobrania lub zasilić je plastrami z zasklepionym pokarmem przygotowanym przez inne rodziny.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Głód
Jak ocenić ilość zapasów? Najłatwiej byłoby ważyć ule. To sposób praktykowany w dużych pasiekach. Wymaga jednak pełnej standaryzacji – mam tu na myśli zarówno typ ula, jak i liczbę elementów i ich jednorodność oraz taki sam system zimowania pszczół, a więc zapewne bez zacieśniania gniazda lub ze zmniejszeniem liczby plastrów, ale do takiej samej liczby w każdej rodzinie bez względu na jej siłę. Takie postępowanie jest bardzo wygodne i szybkie. Wystarczy oznaczyć te ule, które nie osiągnęły założonego minimum po tym, gdy wszystkie otrzymały paszę wedle programu oraz uzupełnienie niedoboru.
Jest tu jednak pewna pułapka. Może się okazać, że w części rodzin czerwienie i wychów zimowego pokolenia pszczół się przeciąga. Dzieje się tak najczęściej w rodzinach niedoleczonych lub w przypadku późno utworzonych odkładów. Może się okazać, że choć sam ul jest dość ciężki, to tak naprawdę w tej jego części, gdzie uwiąże się kłąb, dwa–trzy plastry mogą nie mieć zapasów lub mogą one być bardzo skąpe. To generuje ryzyko upadku rodziny, którego bezpośrednim skutkiem będzie głód pomimo fizycznej obecności pewnej ilości pożywienia złożonego na plastrach skrajnych.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Fot. Milan Motyka
Wilgoć
Jeszcze kilka lat temu prowadzone były ożywione dyskusje w branży o tym, czy większym problemem dla pszczół w zimie jest chłód, czy wilgoć. Dziś chyba nikt już nie ma wątpliwości, że nadmiar wilgoci stanowi poważniejsze zagrożenie. Dzięki tej świadomości konstruktorzy uli przedsięwzięli kroki w celu wdrożenia rozwiązań wyprowadzających na bieżąco wilgotne powietrze z otoczenia gniazda. Pszczelarze zaś nauczyli się z nich korzystać.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Ptaki i gryzonie
To ostatni, w mojej ocenie najmniejszy, problem, o którym warto tu wspomnieć. Do uli wtargnąć mogą zarówno myszy domowe, jak i polne. Różnią się barwą – polne są rude, nie szare, i mają ciemną pręgę biegnącą wzdłuż grzbietu. W okresie normalnej aktywności pszczół nie stanowią żadnego zagrożenia. Jednak w trakcie zimowli pszczoły nie są w stanie ich przepędzić, a niepokoją one owady, niszczą plastry i wyjadają zapasy. Aby pozbyć się tego problemu, należy ule wyposażyć w wylotki nie wyższe niż 7 mm i upewnić się, że są one w dobrym stanie technicznym – bez szpar czy łatwych do poszerzenia pęknięć. Ptaki, poza dzięciołami, są w zasadzie niegroźne. Sikorki żywią się głównie martwymi owadami, a wywabiania pszczół stukaniem w ule ze styropianu czy styroduru nie zauważyłem.
Taki materiał nie stanowi zaś bariery właśnie dla dzięciołów. Kiedyś jeden taki ptak zniszczył mi kilka uli (co ciekawe, selektywnie – jednego producenta) na jednym z pasieczysk w starym sadzie. Szczęśliwie dla zimujących rodzin, poprzebijał tylko dachy i dostał się do podkarmiaczek, nie penetrował dalej. Wszystkie rodziny przeżyły. Nie słyszałem o przypadkach, by dzięcioły podejmowały skuteczne próby przebicia się do wnętrza drewnianych uli.
Upadki rodzin – czy to zawsze wina pszczelarza?
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Michał Piątek
1 - Za encyklopedią PWN: aminokwasy – aminokwasy białkowe, które nie są syntetyzowane w organizmie człowieka lub zwierzęcia danego gatunku.