Z artykułu dowiesz się m.in.:
- czy istnieje ryzyko, że rój, który osiadł w ulu, ponownie się wyroi?
- z jakimi stratami może się wiązać osadzenie roju w zasiedlonym ulu?
- jakie są luki prawne związane z tym aspektem?
Z tym rojem to nie takie proste
Niemalże wszystkie aspekty współczesnego życia są uregulowane przepisami prawa i dotyczy to również pszczelarstwa. Szczególny nacisk ustawodawca położył na kwestię rojenia się pszczół, a dokładnie własności wędrującego roju. Prawie wszystko na ten temat zostało powiedziane i uwzględnione, o czym mogliśmy przeczytać w poprzednim numerze naszego czasopisma. Czasy się jednak zmieniają i warunki oraz metody gospodarowania też. Przepisy nie zawsze nadążają za życiem i tak może być w przypadku rojów.
Własność roju to problem niewątpliwie dręczący pszczelarzy przez stulecia, dlatego przepisy prawa dość dokładnie określają różne jego oblicza, aż do sytuacji zdarzających się nader rzadko, a jednak mogących mieć miejsce w pasiekach. Takim wydarzeniem może być nalecenie roju wychodzącego z pasieki jednego pszczelarza na rodzinę będącą w posiadaniu innego pasiecznika. W takiej sytuacji dochodzi do przeniesienia własności roju na pszczelarza – właściciela rodziny nalecianej. Na tym koniec przepisów prawa – widać ustawodawca doszedł do wniosku, że ewentualne straty poniesione przez tegoż pszczelarza na skutek nalecenia na jego rodzinę obcych pszczół będą zrekompensowane pozostaniem tychże pszczół w jego pasiece. Innymi słowy, pszczelarz „naleciany” na tej operacji uzyska korzyść materialną.
Że tak nie musi być, wspominaliśmy już w poprzedniej „Pasiece”. Rój nalatujący niekoniecznie musi zostać w nowym miejscu. Zdarza się, że po kilku godzinach lub nawet dniach rój odleci w siną dal lub wróci do swojego poprzedniego właściciela. Może też polecieć do pasieki jeszcze innej, co będzie wskazywało na to, że właśnie z niej przyleciał, a wcale tak nie było. Co wtedy? Cóż, tego już przepisy nie wyjaśniają. Zanim jednak opuści swoje nowe lokum, zrobi tam „porządek” po swojemu: przede wszystkim zabije matkę i część pszczół, często też zabierze zapasy.
Oczywiście stratny będzie pszczelarz „naleciany”. Wysokość strat będzie zależeć od wartości utraconej lub osłabionej rodziny. To niekiedy da się wyliczyć, ale kto powinien zrekompensować te straty? Wydaje się, że właściciel pasieki, z której rój wyszedł, jeżeli da się to ustalić, co, biorąc pod uwagę nieobliczalne zachowania rojów, nie jest łatwe lub jest wręcz niemożliwe! Poza tym żaden pszczelarz nie zaprogramował działania roju, jednak ktoś przez niewłaściwe kierowanie rozwojem rodzin doprowadził do jego wyjścia. Wiemy jednak doskonale, że nie ma pszczół, które wcale i nigdy się nie roją i mimo wszelkich naszych zabiegów do ucieczki roju może dojść. Niestety, opisanej sytuacji przepisy prawa nie interpretują, zatrzymują się tylko na naleceniu na czyjąś rodzinę pszczelą. Naleceniu, które może być dużym problemem i zarzewiem poważnego konfliktu między pszczelarzami.
Według ustawodawcy rój rojowi równy i rzeczywiście było tak przez długie stulecia. Obecnie jednak rodziny pszczele mogą mieć bardzo różną wartość, która będzie zależna od ich kondycji, zdrowia i przede wszystkim tworzących je matek. Może dojść do sytuacji, że rój naleci na rodzinę z wyjątkowo cenną matką hodowlaną ze wszystkimi tego zjawiska konsekwencjami. Matka zginie i co wtedy? Nie zawsze możliwa będzie wycena matki i przeliczenie jej wartości na pieniądze, gdyż dla swojego właściciela będzie ona wyjątkowa i jest to jak najbardziej zrozumiałe. Co wtedy robić? No cóż, czy to nowe zadanie dla twórców prawa?
Należy mieć na uwadze, że w racjonalnie prowadzonej pasiece rójki nie powinny się zdarzać i dopilnować tego powinien pszczelarz. Nie z powodu potencjalnych kłopotów z sąsiadami, ale dlatego, że rójka jest zjawiskiem niekorzystnym i powoduje zmniejszenie produkcji pasiecznej oraz wzrost kosztów prowadzenia pasieki.
Sławomir Trzybiński