fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 52

Z artykułu dowiesz się m.in.:

  • jakie są doświadczenia Piotra Skorupy z hodowlą pszczół;
  • jakie wyzwania organizacyjne stoją przed branżą i jak widzi przyszłość pszczelarzy;
  • z jakimi problemami środowiskowymi zmaga się polskie pszczelarstwo.

Albo będziemy zwykłymi pszczelarzami, albo w ogóle nie będziemy pszczelarzami

Moim gościem jest pszczelarz i społecznik Piotr Skorupa. Od samego początku związany ze Stowarzyszeniem Pszczelarzy Polskich „Polanka”. Mam wrażenie, że Piotr jest niezwykle ugodowy i tolerancyjny dla innych poglądów. To moim zdaniem wyróżnia go to z grona środowiska branżowego.

Fot. Kadr z nagrania Pszczelich Wieści

Jakub Jaroński: Jesteś pszczelarzem półprofesjonalistą?

Piotr Skorupa: Jeżeli chodzi o wielkość pasieki i o sposób jej prowadzenia, to można by tak powiedzieć, ale jednak postrzegam siebie jako amatora.

JJ: Czy jesteś współzałożycielem „Polanki”?

PS: Tak. Prezesem się bywa, a założycielem się jest. Dla mnie to powód do dumy.

JJ: Jak to się stało, że zainteresowałeś się pszczołami?

PS: Klasycznie, czyli wychowałem się między ulami. Od kiedy pamiętam, mój ojciec miał 49 uli warszawskich poszerzanych w przydomowej pasiece, z czego 47 było zasiedlonych. To były inne warunki pożytkowe, więc można było mieć pożytek z takiej liczby uli w pasiece stacjonarnej, choć oczywiście wędrowaliśmy z nimi także. Ich przewożenie przy pomocy traktora i kilku silnych ludzi to była ciężka praca. Od dawna, już jako student, miałem w planach prowadzenie własnej pasieki. Niestety w międzyczasie służba wojskowa zrewidowała moje plany, a potem zająłem się innymi rzeczami. Do pomysłu wróciłem w 2004 r. Zaczęło się od 7 uli, a potem coraz więcej i więcej…

JJ: Czyli tak jak wielu pszczelarzy zaczynałeś od małej liczby uli, którą później stopniowo powiększałeś. Ile masz teraz?

PS: Teraz mam ok. 100.

JJ: Planowałeś tę liczbę wcześniej?

PS: Myślałem o 10–20 rodzinach, ale plany się zmieniły. Przy okazji pracy w Stowarzyszeniu „Polanka” poznałem pszczelarzy mających duże pasieki. Wsiąknąłem w ten temat i zwiększyłem ilość pni do ok. 50. Dzięki projektowi unijnemu i pieniądzom przeznaczonym na rozwój powiększyłem pasiekę do 150 rodzin. Potem, jak to zwykle bywa w pszczelarstwie, doświadczyłem utraty większej ilości pszczół. Odbiłem się od 70 i aktualnie mam ponad 100.

JJ: To chyba jesteś nawet formalnie profesjonalistą w naszym kraju.

PS: Rzeczywiście wymaga to rejestracji w Urzędzie Skarbowym, ale ja tego tak nie traktuję. Dla mnie profesjonalista to ktoś, dla kogo to podstawowe źródło utrzymania.

JJ: Co sądzisz, jako były prezes „Polanki”, o organizacji środowiska pszczelarskiego w Polsce? Czy ludzie wewnątrz tego środowiska są dla siebie przyjaźni?

PS: Ludzie jak to ludzie. Najczęściej są mili i przyjaźni, jeżeli spotykamy się na różnych świętach pszczelarskich. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby spotkać się z inną atmosferą niż sympatyczną. Dyskusje, w których uczestniczyłem, choć padały w nich różne opinie, były rzeczowe. Może się wydawać, że opowiadam komunały, ale tak jest naprawdę.

W Internecie z kolei pojawia się trochę nieporozumień. Tutaj każdy człowiek często anonimowo może się wypowiedzieć. A z takimi wypowiedziami bywa różnie. Ludzi, którzy podążają inną ścieżką, traktuje się jak odszczepieńców czy heretyków.

Poza tym na pewno można doszukać się w pszczelarstwie pewnego stopnia niezorganizowania, a nawet wrogości względem siebie. Nie sądzę jednak, żeby pszczelarze byli pod tym względem inni niż całe społeczeństwo. Mamy podobne zalety i wady jak wszyscy. Należymy do różnych organizacji. Niektóre z nich chętnie współpracują z innymi i dążą do szerokich kontaktów. Niektóre funkcjonują tak, że zajmują się głównie swoimi sprawami. Podsumowując, jesteśmy po prostu zróżnicowani.

JJ: Czyli pszczelarstwo organizacyjnie jest dobrze zarządzane?

PS: Tak bym nie powiedział. Nie jesteśmy pod tym względem dobrze zorganizowani. Są osoby, które przedkładają własne interesy ponad wspólne. Kiedy pełniłem funkcję prezesa w „Polance”, to naszym celem było dążenie do takiego wspólnego zorganizowania się. Podejmowaliśmy wiele inicjatyw z innymi organizacjami w tym kierunku. Mam na myśli np. Stowarzyszenie Pszczelarzy Zawodowych lub Polski Związek Pszczelarski. Sporo zależy od tego, kto jest na stanowisku prezesa. Trochę to funkcjonuje za zasadzie: dziel i rządź.

Natomiast wydaje mi się, że jeżeli chodzi o potrzeby pszczelarza takie jak dostęp do edukacji, to chciałbym wierzyć, że jest dobrze. Poszczególne organizacje dla swoich członków robią to, do czego zostały powołane.

JJ: Podsumowując: czyli na poziomie odgórnym przydałyby się reformy, a oddolnie działa to dobrze Twoim zdaniem?

PS: Można tak powiedzieć.

JJ: Czy masz wizję lepszego zorganizowania?

PS: Uważam, że w tych sprawach, w których występujemy do władz krajowych razem, mając wspólny punkt widzenia to Ministerstwo Rolnictwa powinno to traktować priorytetowo. Przecież ono pełni nad pszczelarstwem pieczę. Mieliśmy taką sytuację np. przy propozycji nowego sposobu finansowania pomocy dla pszczelarzy, tak aby sami pszczelarze decydowali, na co przeznaczyć pieniądze z refundacji. Pomysł ten upadł z powodu ministerstwa, które wolało trzymać się starych założeń, mimo że dzięki nowym przepisom miałoby możliwość zebrania dobrych informacji o zapotrzebowaniu pszczelarzy. A to byłoby cenne dla państwa.

JJ: Czyli chciałbyś, żeby generalnie wszyscy pszczelarze mówili jednym głosem w takich sprawach, które tyczą się całości pszczelarstwa?

PS: Chciałbym, żeby wszyscy pszczelarze dochodzili do konsensu tam, gdzie jest to możliwe. Choć czasem trzeba pewne rzeczy arbitralnie ustalić. Na przykład na Dolnym Śląsku ogromną bolączką jest samowola przy ustawianiu swoich pasiek wędrownych na pożytkach pasiek stacjonarnych. Ci ostatni na tym tracą i nie ma żadnej regulacji, aby temu przeciwdziałać.

JJ: Jak rozumiem przeszkadza temu traktowanie ziemi, na której pszczelarz wędrowny stawia pasiekę na prywatnej posesji, którą traktuję się razem z pszczołami jak indywidualną nienaruszalną własność.

PS: Dokładnie. Osoba, która przywozi dużą ilość pszczół na jakiś teren, nie musi brać pod uwagę interesu lokalnych pszczelarzy w ogóle. To jest taka zupełnie wolna amerykanka. Nie musi się zastanawiać, ile jest rodzin pszczelich na danym terenie, do którego zawozi pszczoły na określone pożytki towarowe. Po prostu pojawia się, korzysta i znika. Czasami warto mieć więcej wolności, a czasami – tak jak w tym wypadku – regulacje by się przydały. Tam, gdzie ludzie narzekają na brak regulacji, należy je ustalić.

JJ: Jakie widzisz rozwiązanie dla tego typu problemów?

PS: Takie, jakie było moim głównym postulatem jako prezesa Polanki, czyli ustawa pszczelarska na wzór prawa łowieckiego. Nie wystarczy już kilka zwyczajowych przepisów dotyczących odległości pasiek od granic działki i płotu. Potrzeba wielu różnych regulacji w takiej ustawie pszczelarskiej. Poza wędrówkami w przepisach powinna znaleźć się jakaś ochrona pasieki, która na danej działce funkcjonuje jakiś czas. Jeżeli sąsiad pszczelarza buduje obok dom, do czego ma oczywiście prawo, a potem narzeka na te pszczoły, to cóż… Jako że miał tego świadomość i żąda eksmisji pasieki, to moim zdaniem w takiej ustawie powinien się znaleźć przepis, który mówi o tym, że takie żądanie jest nieuprawnione.

JJ: A jeżeli wprowadzają się osoby, które akceptują sąsiedztwo pasieki, a potem rodzi się im dziecko i okazuje się, że ma alergię na jad?

PS: Można zmienić lokalizację uli na bardziej oddaloną. Można uszczelnić płot, który będzie pomiędzy tymi domami. Można zrobić wiele różnych rzeczy. Jeśli jednak ktoś nie jest w stanie porozumieć się i nie dąży do ugody, to powinna być możliwość, aby można go było też do tego zmusić. Jest odpowiedzialność społeczna i są różne czynniki, które wpływają na zastosowanie konkretnych przepisów prawa z różnych ustaw. Żadna ustawa nie działa tak, że jej przepisy są nienaruszalne w sposób absolutny. Jest przecież pojęcie interesu społecznego.

JJ: Prawo łowieckie jest w gestii Ministerstwa Środowiska, natomiast pszczelarstwem zajmuje się Ministerstwo Rolnictwa. Z jednej strony czasem pszczelarze stawiają się w opozycji do rolników, a z drugiej są producentami żywności. Czy pszczelarze są rolnikami czy nie?

PS: To, czy powinnyśmy podlegać jednak pod Ministerstwo Środowiska, jest sprawą do dyskusji. Pszczoła jest zwierzęciem, które świadczy swoje usługi zapylania dla całego środowiska, a nie tylko dla rolnictwa. Może więc powinniśmy zmienić przyporządkowanie. Ale jeżeli już jesteśmy przy Ministerstwie Rolnictwa, to istnieje pewna niesprawiedliwość. Z jednej strony jesteśmy traktowani podobnie jak rolnicy w zakresie różnych projektów związanych z pozyskiwaniem funduszy na rozwój pasiek. Z drugiej strony, w praktyce te fundusze jest dużo trudniej uzyskać. Równość pszczelarzy i rolników jest bardzo teoretyczna. Pszczelarz, który nie ma własnego kawałka ziemi powyżej jednego hektara i nie ma ubezpieczenia w związku z tym w KRUS–ie, ma utrudniony dostęp do otrzymania pieniędzy, które służą finansowaniu jakichś działań inwestycyjnych. Pszczelarz może się ubiegać o pomoc tylko poprzez organizacje pszczelarskie i dopiero w przypadku niektórych rzeczy od niedawna może starać się o wsparcie samodzielnie. Pomoc w postaci leków i matek może otrzymywać w określonych partiach. To są istotne różnice między pszczelarzem a rolnikiem, bo ci drudzy nie mają takich ograniczeń. Nie są traktowani w taki sposób, że Państwu wydaje się, że wie lepiej, na co przyznać pomoc pszczelarzowi. Dodatkowo rolnicy mogą otrzymywać pomoc w wypadku klęsk żywiołowych jak np. susze. Pszczelarze nie. Hobbyści jakoś sobie poradzą, ale pszczelarze zawodowi, którzy utrzymują się z tego zajęcia, są zdani tylko na siebie. Skoro już podlegamy pod Ministerstwo Rolnictwa, to chcielibyśmy mieć równe prawa z rolnikami.

JJ: Wydaje mi się, że chów i hodowla pszczoły miodnej jest dość nieoczywista. Im więcej jest upraw, na które trzeba dowieźć pszczoły miodne, gdyż jest tam niedobór dzikich zapylaczy, to plony są bardziej zależne tylko od pszczelarza. Uprawa w ten sposób roślin i sprzężone z nim zapylanie dowożonymi zapylaczami hodowlanymi jest działalnością rolniczą. Być może jednak na terenach nierolniczych dodatkowa pszczoła miodna w chowie w ogóle nie jest potrzebna dla środowiska?

PS: Można by się zastanowić, czy pszczelarstwo w ogóle jest potrzebne dla środowiska na terenie Polski i Europy. Owszem, jest problem z warrozą, więc można się zastanowić nad potrzebą opieki ludzi nad tymi owadami. Ale nie jestem tutaj pesymistą i wydaje mi się, że ostatecznie pszczoły w tym wypadku dadzą sobie radę. Znajdą sposób na odbudowanie swojej populacji.

JJ: Zwróć uwagę, że powołałeś się na prawo łowieckie. Łowczy podlegają pod Ministerstwo Środowiska i często używają argumentu o potrzebie pełnienia swojej funkcji dla podtrzymywania środowiska i jego ochrony, a przecież utrzymują i karmią po części też te zwierzęta łowne, które później zabijają, w tym również dla trofeów.

PS: To prawda. Jednak sami leśnicy też prowadzą gospodarkę, nazwijmy to, uprawy celulozy. Mam na myśli lasy gospodarcze.

JJ: Fakt. Może to w takim razie też powinno być administrowane przez Ministerstwo Rolnictwa?

PS: Można o tym dyskutować. Podsumowując, chodzi po prostu o to, że oczekujemy równego traktowania z innymi podmiotami oraz konsultowania wszystkich spraw, które dotyczą nas pszczelarzy. To się już zresztą dzieje, ale niejednokrotnie efektem tych konsultacji jest wprowadzenie i tak przepisów wymyślonych przez kogoś innego. Wynik konsultacji z nami powinien być elementem wiążącym. Tego brakuje. Mówię to bez względu na przynależność partyjną ludzi, którzy akurat są u władzy. Nie powinno być tak, że traktuje się nas jako środowisko skłócone, które nie może się dogadać, jako pewnego rodzaju wytrych, aby nie wprowadzać postanowień, które uzgodniliśmy.

JJ: Różnice są w końcu sednem demokracji.

PS: Tak jest. Rozmawiajmy ze wszystkimi i podejmijmy decyzję, która może wszystkich nie usatysfakcjonuje, ale będzie ważyła argumenty wszystkich stron.

JJ: Jak jawi Ci się przyszłość polskiego pszczelarstwa? Tak bliżej naszych czasów, ale także dalej, np. w perspektywie 50-letniej?

PS: W takiej dalszej perspektywie to jestem trochę przerażony zmianami klimatycznymi. Bez względu na to, na ile te zmiany są antropocentryczne, a na ile są naturalne, to i tak środowisko zmienia się w tym kierunku, że wielu zawodom, w tym pszczelarzom, będzie trudniej. Nie wiem też, czy powinienem się tutaj aż tak bardzo przejmować pszczelarzami jako ludźmi. My jesteśmy trochę takimi zbieraczami za pośrednictwem pszczół. Jeżeli nie będziemy mogli tego robić, to oby nie odbiło się to mocno negatywnie na całym społeczeństwie. Oby obyło się bez kataklizmów z tym związanych. Trudno jest mi o tym myśleć. Kiedy myślę optymistycznie, to myślę bardziej o takim pszczelarstwie jakie było 50 lat temu, albo o takim, jakim jest teraz. Owszem możliwe, że dojdziemy do pszczół dręczoopornych. Możliwe, że będziemy mieli powszechną szczepionkę na zgnilca. Ale zasadniczo nie uważam, że w samej technice pszczelarstwa zajdą jakieś wielkie zmiany. Nadal będziemy funkcjonować blisko przyrody. Albo będziemy zwykłymi pszczelarzami, albo w ogóle nie będziemy pszczelarzami.

JJ: Czytając artykuły z USA, obserwuję mocną automatyzację i technicyzację, np. sztuczna zimowla w chłodniach. Zwiększa się też liczba pszczelarzy, którzy mają większą ilość uli. Można to nazwać profesjonalizacją. Owszem, tracą pszczoły, które mają problemy, ale przemysł produkcji pakietów i odkładów nadrabia straty. Tak to się kręci.

PS: Jest pewna różnica między pszczelarstwem europejskim a amerykańskim. Ilość przewożonych pszczół jednocześnie w Europie jest jednak mniejsza. Usługowe zapylanie na monokulturach tutaj jest mniej sprofesjonalizowane. Nie jestem zresztą pewien, czy Europa będzie zmierzała w stronę amerykańskich olbrzymich monokultur, czy może system w USA będzie się bardziej rozdrabniał.

JJ: Znam opinie, że tacy profesjonaliści dbają ogólnie lepiej o pszczoły, np. pod względem higieny w pasiece. Już nie wspominając o czymś takim jak barcie, które są w tym aspekcie negatywnie postrzegane. Nawet więc gdyby hobbystyczne pszczelarstwo jakoś podupadło, to wtedy pszczoły miodne głównie byłyby utrzymywane w chowie w profesjonalnych pasiekach, co nie byłoby takie złe. Co ty na to?

PS: Chyba nie mam zdania na ten temat. Pszczelarz z dużym doświadczeniem potrafi ocenić stan rodziny pszczelej na pierwszy rzut oka, po zajrzeniu do ula, powąchaniu rodziny, po wysłuchaniu jej brzmienia. To niekoniecznie musi zależeć od liczby posiadanych uli. W Polsce wydaje mi się, że raczej nie pójdziemy w kierunku kanadyjsko-amerykańskim, czyli ogromnych wędrownych pasiek. Pozostaniemy, moim zdaniem, raczej przy dość rozproszonym pszczelarstwie z dużą ilością hobbystów.

JJ: Ale system, w którym w którym pszczelarzowi płaci się ustaloną stawkę za usługę zapylania pewnie Ci się podoba?

PS: Tak.

JJ: Czyli to, co Ci się bardziej podoba z tego systemu to oczywiście akceptujesz?

PS: Chcielibyśmy więcej pieniędzy. Pszczelarz stawiający ule na przykład na rzepaku, który jest monokulturą naraża się na dodatkowe koszta i zagrożenia, np. związane z kondycją pszczół. Powinien dostawać za to gratyfikację.

JJ: Porozmawiajmy o pestycydach jako środkach ochrony roślin używanych przez rolników. Wydaje mi się, że tego nie da się rozwiązać tylko oddolnie za pomocą porozumienia różnych stowarzyszeń pszczelarskich.

PS: Chyba masz rację. Powinniśmy zawsze szukać porozumienia między pszczelarzami a rolnikami. W związku z tym, że niemożliwe jest, aby pszczelarz mógł się porozumieć z każdym rolnikiem i leśniczymi lasów państwowych, powinno być jakieś jedno rozwiązanie dla wszystkich.

JJ: Jaka jest skuteczność uzyskiwania odszkodowań za zatrucia rodzin pszczelich środkami ochrony roślin?

PS: Z tym jest bardzo źle. W przypadku zatrucia pszczół spowodowanego przez instytucje jest możliwość uzyskania takiego odszkodowania dzięki ubezpieczeniu swojej pasieki. W sprawie wytrucia z powodu oprysku na polu jest to trudne. Trzeba szybko zwołać komisję z przedstawicielem lokalnego samorządu gminy, powiatowego inspektora weterynarii, przedstawiciela Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Tylko wtedy pszczelarz może dostać potwierdzenie za pomocą komisyjnie pobranej próbki pszczół. Na tym etapie to się kończy i dalej funkcjonuje już odpowiedzialność cywilna, w której to pszczelarz sam musi wywalczyć sobie sądownie odszkodowanie. Nie słyszałem też, aby ukarano osobę odpowiedzialną za zatrucie.

JJ: Czy można zatruć pszczoły środkiem stosowanym legalnie?

PS: Tak. Jeżeli środek jest stosowany w dzień na polu, na którym nie ma kwiatów, ale przelatują przez nie pszczoły.

JJ: Ale wtedy byłby problem z ukaraniem sprawcy, skoro robił to zgodnie z prawem.

PS: Zgadza się i to jest problem.

JJ: Czy stosowanie środków nielegalnych jest częste w Polsce?

PS: Nie mam na to dowodów, ale z interwencji związanych z wytruciem pszczół, o których słyszałem, tak mi się wydaje. Poza tym jeżeli chodzi o słabszy negatywny wpływ tych środków na owady, to już sam obcy zapach na pszczołach może powodować problemy w pasiecie, np. z rozpoznawaniem się pszczół i wpuszczaniem robotnic do ula.

JJ: Czy widzisz jakieś rozwiązanie tego problemu? Czy można pogodzić sprzeczne interesy, biorąc pod uwagę, że opryskiwanie pól w nocy wpływa negatywnie na zapylacze nocne?

PS: Gdybym miał odpowiedzieć jednym zdaniem, to bym odpowiedział, że nie widzę. Ale zawsze trzeba szukać jakichś rozwiązań kompromisowych. Ubezpieczenie obowiązkowe typu OC dla rolnika mogłoby być jakimś rozwiązaniem. Wtedy pszczelarz byłby pewien, że dostanie chociaż rekompensatę. Była planowana aplikacja cyfrowa w Ministerstwie Rolnictwa, której celem miało być skomunikowanie pszczelarzy i rolników. Jednak, biorąc pod uwagę nocne zapylanie, to idealnych rozwiązań nie ma. Dopóty jedna strona cierpi na skutek działań drugiej strony, takiego rozwiązania nie będzie nigdy.

JJ: Sprawę dodatkowo komplikuje synergistyczne oddziaływanie pestycydów. Pszczelarskie pestycydy, czyli głównie akarycydy, mogą wzmacniać efekt działania insektycydów z pola. A zatem pszczelarz też się trochę do skali zatrucia może przyczynić.

PS: Niestety tak.

Fot. Archiwum Piotra Skorupy

JJ: Co sądzisz o podgatunkach pszczół miodnych? Czy testowałeś różne? Czy ulegasz marketingowi hodowców lub powielaczy matek pszczelich?

PS: Trochę ulegałem. Testowałem. Po kilku doświadczeniach twierdzę, że powinniśmy uważać z przesadnym eksperymentowaniem na własną rękę w pasiece w tym zakresie. Sprawdzone linie hodowlane pszczół w Polsce są moim zdaniem wystarczające. Należałoby zrobić badania, jak aktualnie w Polsce wygląda sytuacja genetyczna populacji pszczół miodnych. Chętnie dowiedziałbym się, jak wygląda porównanie pasiek, w których pszczelarze nie wymieniają matek z tymi, którzy wymieniają regularnie.

JJ: Czy jesteś za aktywizacją kobiet w pszczelarstwie?

PS: Nie będę się wypowiadał za kobiety.

JJ: Czy byłbyś bardziej zadowolony, gdyby więcej kobiet zostało pszczelarkami?

PS: Tak. Bardzo często kobiety podchodzą do tematu bardziej wnikliwie i bardziej… Jak to dokładnie powiedzieć? Nie eksperymentują na własną rękę tak szybko. Nie robią gwałtownych doświadczeń. Częściej starają się zdobyć rzetelną wiedzę. Nie wiem, czy statystycznie częściej od mężczyzn, ale mam bardzo dobre zdanie o pszczelarkach.

JJ: A czy feminatyw pszczelarka Ci odpowiada?

PS: Nie mam żadnych problemów z feminatywami.

JJ: Wobec tych skomplikowanych problemów, o których rozmawialiśmy, przy których rozwiązywaniu potrzeba więcej zbiorowej świadomości, wspólnotowego działania i trochę mniej indywidualizmu, takie cechy jak wymieniłeś, opisując pszczelarki, mogłyby się przysłużyć.

PS: Tak sądzę. Mam bardzo dobre zdanie na temat pszczelarek, które spotkałem w życiu. Pierwszą wiceprezeską Polanki (choć nie jestem pewien, czy akurat jej się spodoba ten feminatyw) była Ela Kowalczyk. Mieliśmy wieloletnią skarbniczkę Krysię Stokłosę. Teraz mamy dwie wiceprezeski w zarządzie1. Tych kobiet nie jest tak mało, jak się wydaje.

JJ: Może to ja w takim razie muszę popracować nad parytetem w związku z gościniami i gośćmi moich wywiadów. Dziękuję za rozmowę Piotrze.2

PS: Dziękuję. Bardzo miło mi się rozmawiało. _

Jakub Jaroński


1 - Wywiad z jedną z nich, z Agatą Świerczyńską ukazał się „Pasiece” 6/2023: Zachęcam do przeczytania, gdyż poruszyłem w nim podobne problemy, a opinie moich rozmówców jednak różnią się (przyp. aut.).

2 - Pełna rozmowa z Piotrem Skorupą ukazała się w podkaście Radio Warroza: https://warroza.pl/problemy-polskiego-pszczelarstwa-piotr-skorupa/


 Wydanie tradycyjneZamów prenumeratę czasopisma "Pasieka"