Pszczelarz manager. Nie sztuka wyprodukować, sztuka sprzedać.
Nie sztuka wyprodukować, sztuka sprzedać. To hasło prześladujące już od piętnastu lat nie tylko pszczelarzy i rolników, ale wszystkich mających do czynienia z rynkiem. Wcześniej sytuacja była nieco inna.
Nie było problemów ze zbytem, a raczej z podażą wielu towarów. Pamiętamy, że bez problemu można było sprzedać każdą ilość miodu w punktach skupu znajdujących się w każdym mieście i większej wsi.
Fot. Janusz Pudełko
Gorzej było z zakupem środków do produkcji. Drewno, płyta pilśniowa, papa, gwoździe, drut do ramek, farby, naczynia na miód, węza i oczywiście cukier – tych towarów albo nie było, albo były na różne sposoby reglamentowane. Nawiasem mówiąc, sytuacja czasem się powtarza.
Na przykład w minionym sezonie nie zawsze można było kupić węzę bez uprzedniego dostarczenia wosku. Główna przyczyna to niska opłacalność jego produkcji oraz wykorzystanie go do produkcji świeczek i innej galanterii.
Spadek zapotrzebowania na miód nie wynika ze zmniejszenia jego spożycia w kraju, lecz jest skutkiem dużej podaży miodu z importu. Złożyło się na to kilka przyczyn. Po roku 1989 powoli wyrównywały się ceny miodu u nas i w krajach Europy Zachodniej, co spowodowało spadek zainteresowania importem miodu z Polski.
W trzech ostatnich dziesięcioleciach XX wieku dynamicznie rozwijało się pszczelarstwo na świecie, również w krajach słabiej rozwiniętych i w Chinach. Światowa produkcja miodu została podwojona, czego skutkiem był spadek cen.
Nasz miód przestał być atrakcyjny cenowo, aż w końcu doszło do tego, że ze znaczącego eksportera staliśmy się jego importerem. Zupełnie zresztą niepotrzebnie, ponieważ polskie pszczelarstwo przy pogłowiu z końca lat osiemdziesiątych było w stanie w zupełności zaspokoić krajowe zapotrzebowanie na produkty pszczele nawet w latach o mniej sprzyjającej pogodzie.
Stało się tak nie tylko z pszczelarstwem. Ten sam mechanizm dotknął całej produkcji rolnej, a także przemysłowej.
W tej sytuacji pszczelarz musi być nie tylko producentem, ale i handlowcem. Nie zawsze jest to łatwe, wymaga bowiem...
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Pszczelarz musi być nie tylko producentem, ale
i handlowcem.
Fot. Janusz Pudełko
Lobby cukrownicze w Unii Europejskiej, do którego włączyli się też polscy plantatorzy buraków i cukrownicy, potrafiło wymusić na Komisji Europejskiej utrzymanie wysokiej ceny gwarantowanej cukru, która wynosi obecnie 635 euro za tonę. W przybliżeniu jest to około 2,50 – 2,60 zł za jeden kg.
Natomiast na rynkach światowych, poza zjednoczoną Europą, cukier kosztuje około 170 euro za tonę, czyli niecałe 70 gr za kilogram. W tej sytuacji każdy Europejczyk, bo z wyjątkiem niektórych diabetyków każdy jest konsumentem cukru, jeśli nie w czystej postaci to w przetworach, wypiekach, słodyczach, napojach czy lodach, dopłaca do każdego kilograma tego produktu około 2 zł.
Wszystko po to, by utrzymać rolników uprawiających buraki cukrowe, pracowników cukrowni, a przede wszystkim właścicieli koncernów cukrowych. Przywożąc wspomniany cukier po 170 euro za tonę, importer musi dopłacić na granicy kwotę wyrównującą jego cenę do ceny gwarantowanej. Import się wtedy nie opłaci, po co bowiem sprowadzać drogi cukier, którego w tej wyższej cenie jest u nas pod dostatkiem.
Gdyby pszczelarstwem zarządzały bogate koncerny notowane na giełdach, gdyby pszczelarzy stać było na kosztowny lobbing i umieszczenie...
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Okaże się wtedy, że pszczelarz wcale nie musi być handlarzem. Może być dobrym producentem, ekologiem, społecznikiem, a w dodatku nowoczesnym i sprawnym managerem. Jak się do tego dochodzi, spróbujemy sobie wyjaśnić w kolejnym numerze „Pasieki”. (cdn.)
Sławomir Trzybiński