Jak podnieść wydajność miodową w pasiekach stacjonarnych? Cz. 1.
fot.© Roman Dudzik
W fachowej literaturze pszczelarskiej, a także w różnego rodzaju publikacjach, znaleźć można informację na temat wydajności z jednej rodziny pszczelej, która w Polsce waha się w granicach 18-22 kg. Jest to wielkość uśredniona, ale obrazuje jak mało miodu zbieramy my polscy pszczelarze na przestrzeni całego sezonu pszczelarskiego w porównaniu np. do Niemiec, gdzie ta wartość sięga 28-32 kg z ula.
Czy możemy zatem zwiększyć wydajność miodową w naszych pasiekach? Oczywiście, że tak i to nie dla samego zysku, ale przede wszystkim dla własnej satysfakcji. Prowadzę pasiekę stacjonarną od kilkunastu lat i przez ten okres gospodarzyłem w różnego rodzaju ulach, zaczynając od Dadanta, a skończywszy na wielokorpusowym wielkopolskim, 10-ramkowym, z dennicą niską nie ocieplaną, ale do budowy ula wrócę w dalszej części artykułu.
Typ ula każdy pszczelarz musi wybrać sam kierując się przede wszystkim: wydajnością pożytkową okolicy, wielkością pasieczyska oraz swoimi umiejętnościami.
Wielkości w tabeli przedstawiają 10 ostatnich lat mojej pracy w pasiece. Jednak, aby obraz był pełny muszę podkreślić, iż przed rokiem 2002 posiadałem prawie w stu procentach ule wielkopolskie leżaki, bez półnadstawki na 22 ramki.
Pierwsza wydajność miodowa w tych ulach wahała się w granicach od 25-44 kg z ula (44 kg osiągnąłem tylko raz). W roku 2001 wymieniłem leżaki na stojaki wielkopolskie i przez 5 lat uczyłem się jak w nich gospodarować. Od roku 2006 wydajność znacznie wzrosła, a to dzięki zastosowaniu wielu zabiegów przygotowywania do zimowli, jak i też pobudzania wiosennego rodzin pszczelich. Rok 2009 zapowiadał się wyśmienicie, ale pseudorolnik podtruł mi rodziny pszczele na plantacji rzepaku, która znajdowała się wokół pasieki.
Część rodzin musiałem połączyć, część podkarmić, by w konsekwencji zebrać tylko 29 kg z ula.
fot.© Dariusz Karwan
Jak na stacjonarną pasiekę to myślę, że wydajność jest zadowalająca, chodź przez cały czas pracuję nad podniesieniem jej o parę procent w górę. A oto parę prostych zabiegów, które każdy pszczelarz może wykonać w swojej 10-, 40- czy 90-pniowej pasiece, aby podnieść wydajność miodową z jednego ula, bez konieczności przewożenia pasieki na odległe pożytki i ponoszenia dodatkowych kosztów.
Zacząć należy od tego, że nowy sezon pszczelarski rozpoczęliśmy w chwili wymiany matek na młode oraz od późniejszego zakarmienia pszczół do zimowli. Dobry i na czas podany pokarm to połowa sukcesu. Od niego zależy, czy pszczoły przeżyją czy też nie. Kierować się należy zasadą, że lepiej odrobinę przekarmić rodzinę, niż dać jej za mało pokarmu. Karmienie należy tak przygotować i przeprowadzić, aby po ostatnim miodobraniu syrop podany pszczołom „przerobiły” pszczoły „letnie”, które i tak zginą przed wiosną. Pszczoły „zimowe” nie powinny być angażowane w przerabianie zapasów zimowych. Pisałem o tym szerzej w poprzednich artykułach, jak również o metodach i sposobach wymiany matek pszczelich.
Bardzo wielu pszczelarzy za najważniejszą rzecz w przygotowaniu do zimowli uważa tzw. „ustawienie gniazd”. Jest to czynność ważna, ale nie najważniejsza. W mojej praktyce pszczelarskiej odszedłem od takiej metody i zaufałem samym pszczołom. Owszem, zawsze kontroluję gniazda przed zimowlą pod kątem wycofania z nich starych ramek bądź nie do końca odbudowanych, ale od parunastu lat nie zamieniam ramek w gnieździe przed okresem zimowym.
Zaniechałem tej metody nie dlatego, że nie mam na to czasu, ale dlatego, że w tym typie ula kłąb zimowy „nie wędruje po ramkach”. Uwiązuje się on po jednej stronie ula i praktycznie nie zmienia swojego położenia do końca zimy, a zapasy jedzenia są do niego przynoszone przez pszczoły z ramek poza kłębem.
Jednym z najważniejszych zabiegów przed zimą, który musi być wykonany terminowo i bardzo starannie – to zwalczanie warrozy. W mojej pasiece stosuję wycinanie czerwiu trutowego z ramek pracy oraz odymianie Apiwarolem AS (późnym latem i jesienią). Takie krzyżowe zwalczanie warrozy jest bardzo skuteczne i proste w przeprowadzeniu. Dodam, iż do spalania Apiwarolu nie stosuję żadnych pomp czy nawiewów, a spalam je na dennicy ula przy pomocy specjalnych blaszek wkładanych przez wylotek. Stosowanie specjalnych pomp wydłuża niepotrzebnie czas przeprowadzenia samego zabiegu, podnosi jego koszt, a poza tym tabletka jest spalana na zewnątrz ula, co ma wpływ na skuteczność samego zabiegu.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
Dariusz Karwan
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.