Nie dopuścić do rójki!
Cała nasza energia i pomysłowość już od przedwiośnia zawsze była nakierowana na jeden cel. Spowodować jak najszybszy rozwój rodzin i doprowadzić je do siły pozwalającej wykorzystać pierwsze pożytki. Mało tego, do szybkiego rozwoju wiosennego prowadzić miały zabiegi wykonywane jeszcze w poprzednim sezonie.
Już w lipcu podkarmialiśmy rodziny, by osiągnąć optymalny skład wiekowy i kondycję zimujących pszczół. Dbaliśmy o zabezpieczenie plastrów z pierzgą, która na przedwiośniu będzie niezbędna do zdynamizowania rozwoju. Pogłowie pszczół też zostało wyselekcjonowane ze względu na wczesny rozwój.
Wczesnowiosenne podkarmianie ciastem i syropem, dokarmianie pierzgą i pyłkiem, poddawanie wody bezpośrednio do gniazd w wymyślnych poidełkach – to wszystko powodowało zwiększony wychów czerwia, pozwoliło też zaoszczędzić dużo pszczół lotnych, zazwyczaj masowo ginących w poszukiwaniu pierwszego pyłku i wody. W efekcie udało się wykorzystać towarowo pierwsze pożytki, takie jak wierzby, drzewa i krzewy owocowe, mniszek, no i oczywiście rzepak.
Fot. Jerzy Jóźwik
Ale co dalej? Pojawia się kolejny problem. Silne rodziny to niebezpieczeństwo rójki ze wszystkimi jej niepożądanymi skutkami. Co z tego, że rodziny doprowadzone do dużej siły na początku maja dały nawet duży zbiór z rzepaku, jeżeli zaraz po tym pożytku zaczęły się masowo roić?
Kolejne pożytki, akacja, malina, facelia, lipa czy gryka, będą stracone. I paradoksalnie, miód z pożytków letnich weźmiemy z rodzin, które z zimy wyszły słabe i nie udało się ich rozwinąć w kwietniu. Te na koniec czerwca osiągają odpowiednią kondycję produkcyjną, podczas gdy reszta pasieki będzie dochodzić do siebie po wielkim rojeniu.
To dość ponury obraz gospodarki, często jednak obserwowany w naszych pasiekach. Można jednak takiemu schematowi zapobiec. Tak jak nie są dla nas tajemnymi sposoby wiosennego podpędzania rodzin, tak oczywistym musi być hamowanie ich rozwoju w lecie, a raczej trzymanie go w ryzach.
Rodzina pszczela ma bowiem produkować miód, a nie jego kosztem pszczoły, które najpierw nie będą pracować, a później nam uciekną. Samo wchodzenie rodzin pszczelich w nastrój rojowy i późniejsze etapy prowadzące do rójki, są procesami naturalnymi i dobrze poznanymi. Jak już wielu publicystów zauważyło, nie sam nastrój rojowy jest groźny, lecz jego część schyłkowa prowadząca do podziału rodzin.
Fot. Janusz Pudełko
Pierwszym objawem nastroju rojowego jest budowa plastrów trutowych. Czynność tak naturalna i występująca na tyle wcześnie (nawet w początkach kwietnia), że nie kojarzy się nam wcale z rójką. Drugim objawem jest zaczerwienie przez matkę plastrów trutowych, kolejnym zaś masowy wychów trutni. Odciąganie miseczek matecznikowych powinno już nas zaniepokoić, bo to ostatni etap spokojnej fazy nastroju rojowego.
Jeżeli matka zaczyna składać jajeczka w miseczkach, to jest to sygnał, że należy zastosować radykalne zabiegi hamujące rójkę. Przy sprzyjającej pogodzie na dzień przed zasklepieniem pierwszego matecznika wychodzi pierwszy rój. To tylko tydzień po zaczerwieniu pierwszych miseczek. Radykalny zabieg przeciwrojowy polega na gwałtownym poszerzeniu gniazda ramkami z suszem. Matka je zaczerwi i bezrobotne młode pszczoły znajdą pracę przy karmieniu czerwia.
Zwiększamy też wentylację gniazda, poszerzając wylot i otwierając dodatkowe wylotki. W ostateczności można zrobić odkład, zabierając część pszczół i czerwia zasklepionego, a nawet matkę. Na jej miejsce poddajemy matkę nieunasiennioną, oczywiście po zerwaniu zaczątków mateczników rojowych.
Te zabiegi wykonujemy, gdy nie udało się nam zapanować nad chęcią pszczół do rozmnażania. By do tego nie dopuścić, należy czuwać, oddziałując na stan rodziny wieloczynnikowo. Przede wszystkim o rójce decyduje jakość matki. Młoda, w dobrej kondycji i dająca potomstwo mało skłonne do rójki, to połowa sukcesu. Jeżeli nasze matki przekazują cechę rojliwości, to pozostałe zabiegi ograniczające dynamikę nastroju rojowego na nic się nie zdadzą. Pszczoły muszą mieć dosyć pracy, a to dzięki ciągłemu pożytkowi i wystarczającej liczbie plastrów do gromadzenia nektaru. Z pożytkiem bywa różnie.
Mało jest miejsc o obfitych pożytkach towarowych trwających nieprzerwanie od kwietnia do sierpnia. Wyjątkiem są pasieki intensywnie wędrujące. Zresztą przerwa w pożytku spowodowana kilkoma dniami złej pogody też doprowadzi do wyrojenia najsilniejszych rodzin. Dlatego matki należy ograniczać w czerwieniu. Okazuje się, że przy naszych nieszczególnych warunkach pożytkowych i zmiennej pogodzie klasyczne ograniczenie matki na jednym korpusie wielkopolskim (10 ramek) to za dużo.
Dlatego zastosowanie znalazłyby izolatory różnej pojemności, od dwu- do sześcioramkowych. Im bardziej intensywna gospodarka, tym izolator większy, bo więcej potrzeba pszczół w rodzinie korzystającej z kolejnych obfitych pożytków. Natomiast izolator mały, dwuramkowy, sprawdzi się w małej pasiece, ustawionej na mizernych pożytkach. Ograniczenie matki w izolatorze pozwala kontrolować jej czerwienie i zapobiega nadprodukcji pszczół, które brałyby potem udział w rójce, a których wyprodukowanie przecież też kosztuje.
Fot. Jerzy Jóźwik
Intensywnością czerwienia kierujemy, odbierając plastry z czerwiem z izolatora do miodni. Na ich miejsce wstawiamy węzę lub jeszcze lepiej młode, nieczerwione plastry. Znając spodziewany termin pożytku, możemy naprodukować czerwia, który wygryzie się tuż przed jego rozpoczęciem.
[...] - treść ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych
e-Prenumeratorów
Sławomir Trzybiński