Z artykułu dowiesz się m.in.:
- czy więcej pszczół miodnych w środowisku oznacza lepsze zapylenie roślin;
- czy zdarza się, że pszczoły biją się o zasoby podczas zbiorów;
- czy przepszczelenie występuje lokalnie czy w skali kraju.
Powinniśmy iść w kierunku utrzymywania mniejszej liczby rodzin pszczelich, ale w o wiele lepszym zdrowiu – wywiad z Hajnalką Szentgyörgy, cz. 2.
Zapraszam do wywiadu z dr. hab. Hajnalką Szentgyörgy, prof. UJ z Zakładu Ekologii Roślin Instytutu Botaniki Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalistką od dzikich pszczół, czyli mellitolożką. Pierwsza część rozmowy ukazała się w wydaniu nr 5/2025 „Pasieki”.
Jakub Jaroński: Mam 8 cytatów związanych z tym tematem [mowa o nadmiernym zagęszczeniu pszczoły miodnej – przyp. red.]. Przeczytam je i chciałbym, abyś się do nich ustosunkowała, odpowiadając, czy to jest prawda, czy fałsz.
Hajnalka Szentgyörgy: Oczywiście, słucham.
JJ: „Średnio na jeden kilometr kwadratowy mamy 7,5 rodziny, a zaczynaliśmy od 3,5. Także napszczelenie wzrosło ku, podejrzewam, satysfakcji roślin, które tego wymagają, rolników, którzy tego potrzebują, przyrody, która też tego potrzebuje”. Piotr Semkiw: Stan pszczelarstwa w Polsce 2024 r. z prelekcji wygłoszonej na II Konferencji „Szanse i wyzwania stojące przed organizacjami pszczelarskimi”, źródło: https://www.youtube.com/watch?v=hzVimn02Y2I (dostęp: 15.07.2025).
HS: To jest niestety prawie w całości nieprawda. Jedynie pszczelarze mogę się z tego cieszyć i to tylko do pewnego stopnia. Dla roślin na pewno nie jest to dobrą wiadomością, ponieważ pszczoła miodna jest zapylaczem generalistycznym (tzw. pszczołą polilektyczną), która odwiedza bardzo dużą grupę różnorodnych kwiatów. Niestety wiemy, że takie zapylacze są słabszymi zapylaczami dla wielu gatunków kwiatów, które odwiedzają. Wśród nich występują kwiaty, które wymagają bardziej wyspecjalizowanych i bardziej dostosowanych dla siebie pszczół niż pszczoły miodne.
JJ: Czy to są również rośliny uprawne?
HS: Tak.
JJ: Nie będę owijał w bawełnę. Jeżeli receptą pszczelarstwa na problemy i zagrożenia zapylaczy w środowisku będzie stały rozwój pszczelarstwa przez zwiększenie produktywności, intensywności i ilości rodzin bez zwiększania zasobów środowiska (czyli pojemności ekologicznej), to jest to sposób na katastrofę.
HS: Tak, jesteśmy dokładnie na tej drodze i tego bardzo często ludzie zajmujący się pszczołami miodnymi nie widzą, ponieważ uważają, że pszczoła miodna jest lekarstwem na całe zło tego świata. To jest po prostu nieprawda. Pszczoła miodna jest jednym z ok. 450 gatunków, które mamy w Polsce. Mamy tyle gatunków, bo nasze rośliny wymagają tak różnorodnych sposobów zapylania, w tym całkowicie innych niż oferują pszczoły miodne.
JJ: Kolejny cytat: „Uprawy roślin towarowych zapylają pszczoły z pasiek dużych”. Piotr Semkiw: Stan pszczelarstwa w Polsce 2024 r. z prelekcji wygłoszonej na II Konferencji „Szanse i wyzwania stojące przed organizacjami pszczelarskimi”, źródło: https://www.youtube.com/watch?v=hzVimn02Y2I (dostęp: 15.07.2025).
HS: Może tak być obecnie tylko z tego prostego powodu, że tam, gdzie mamy bardzo duże uprawy, po prostu nie ma miejsca dla pszczół dzikich. To jest kolejny problem. Jeśli w wyniku obecności olbrzymiej uprawy monokulturowej nie ma miejsc do gniazdowania dla pszczół dzikich (ponieważ brakuje naturalnych terenów do gniazdowania), to pszczoły miodne muszą takie uprawy zapylać. Tylko dla nich to też jest problemem. Muszą tam zostać dowiezione.
JJ: Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy tworzyli bardziej zrównoważone dla środowiska uprawy?
HS: Właśnie dlatego Unia Europejska optuje za pasami kwietnymi i zielonymi terenami w obrębie każdego gospodarstwa oraz pofragmentowaniem upraw miedzami z krzewami i drzewami. Nadal w tak zorganizowany sposób, aby zbiór plonów był ekonomicznie opłacalny, ale przy okazji, aby było miejsce dla dzikich zapylaczy. Nie chodzi zresztą tylko o zapylacze, ale także o bezpieczeństwo uprawy przed różnymi szkodnikami. W bardziej różnorodnym środowisku występują drapieżniki szkodników, które pomagają nam w walce z nimi. To są wymierne oszczędności finansowe. Jeżeli stworzymy takie różnorodne tereny dla dzikich zapylaczy, to nie trzeba będzie sprowadzać dodatkowych pszczół miodnych, a te, które będą żyły na miejscu, będą miały się lepiej, bo nie będą uzależnione od monodiety oferowanej przez pojedynczą uprawę.
JJ: Pozwól. Trzeci cytat: „Zdziwiłem się ostatnio, bo usłyszałem, że kraj jest przepszczelony. Spada produkcja, nasilone są choroby, a to skutkuje mniejszą podażą miodu, i w związku z tym miód trzeba importować. To jest typowy fake news. Temu trzeba przeciwdziałać. Jeżeli jakiś problem występuje, to tylko lokalnie i regionalnie, a nie w skali kraju. (…) Nie choroby, nie szkodniki, nie środowiskowe zagrożenia, a czynniki ekonomiczne będą pierwszą przyczyną tego, że pszczelarstwo, zamiast się rozwijać, będzie się niestety zwijało”. Piotr Semkiw: Stan pszczelarstwa w Polsce 2024 r. z prelekcji wygłoszonej na II Konferencji „Szanse i wyzwania stojące przed organizacjami pszczelarskimi”, źródło: https://www.youtube.com/watch?v=hzVimn02Y2I (dostęp: 15.07.2025).
HS: Myślę, że w takim układzie pan Semkiw jeszcze nie otworzył oczu na rzeczywistość, na to, co się dzieje. W niektórych miejscach lokalnie na pewno są tu już dobrze widoczne problemy, o których mówiłam, ale to będzie się tylko pogłębiać. Nawet jeśli on ogólnie nie widzi problemu, ten problem już jest i stoi w naszych drzwiach. Brakuje nektaru w środowisku, bo pszczół miodnych już za dużo i za mało roślin. To jest najprostsza odpowiedź. Ilość rodzin pszczelich świetnie wygląda w statystykach, ale moje pytanie jest takie: czy takie rodziny, które ledwo przezimowały, są w stanie wydajnie zbierać miód? Czy są w stanie przetrwać cały sezon? Czy pszczelarze nie mają strat, które muszą niwelować produkcją kolejnych rodzin? Czy naprawdę tędy droga?
JJ: Czy to jest droga do dobrostanu pszczół i zdrowego rolnictwa?
HS: Niekoniecznie. Pszczelarze bardzo często traktują pszczoły jako maszynkę do robienia miodu i uzyskiwania oczywiście pieniędzy za ich pracę. Zapominają jednak, że mają do czynienia z żywym organizmem. Żywego organizmu nie można wyżyłować i wykorzystywać do samego końca, bo wtedy będą mieli organizm osłabiony, który będzie w coraz gorszej kondycji. To jest droga donikąd. Powinnyśmy iść w kierunku utrzymywania mniejszej liczby rodzin pszczelich, ale w o wiele lepszym zdrowiu. Wtedy faktycznie można byłoby pogodzić do pewnego stopnia ekologię i ekonomię. Pszczoły miodne mogłyby wtedy zebrać więcej miodu na rodzinę.
JJ: Pozwól, że Ci zaproponuję kolejny cytat: „Nie można w taki sposób traktować sytuacji, że konkretna liczba rodzin jest uznawana za przepszczelenie. Nie ma tak, że pszczoły biją się na kwiatku o nektar. To jest bzdura”. Tadeusz Sabat, Przepszczelenie w Polsce to bzdura. Pszczoły nie biją się na kwiatku o nektar, Agata Wodzień-Nowak na portalu StrefaAgro, źródło: https://strefaagro.pl/przepszczelenie-w-polsce-to-bzdura-pszczoly-nie-bija-sie-na-kwiatku-o-nektar/ar/c8-18784473 (dostęp 15.07.2025 r.).
HS: Oczywiście, że się biją, sama widziałam. Sytuacja jest dość prosta do wyjaśnienia. Pszczoła miodna jest, tak jak wcześniej już mówiłam, gatunkiem socjalnym. Oznacza, że pokarm zbierają zbieraczki, które nie składają jaj. Nie zajmują się rozrodem bezpośrednio, nie są matkami. Mogą się więc poświęcić dla dobra swojej rodziny. Z tego powodu zbieraczki pszczół miodnych są zdecydowanie bardziej agresywne nie tylko w stosunku do innych pszczół, ale choćby do człowieka niż pszczoła samotna. Większość pszczół dzikich, a szczególnie gatunków samotnic, nie są agresywne. Jeżeli na kwiatku spotka się pszczoła miodna robotnica i samica samotnica to ta druga będzie ustępować miejsca pierwszej. Mamy na to twarde dane. Wszędzie, gdzie wprowadza się większą liczbę rodzin pszczelich do środowiska, okazuje się, że po czasie wyraźnie spada liczba dzikich pszczół na tym terenie.
JJ: To jest wynikiem konkurencji pokarmowej?
HS: Tak. Ewidentnie pszczoła miodna wypiera inne dzikie zapylacze. Wprost potrafi walczyć na kwiatku o nektar. Nawet większego od siebie trzmiela potrafi zrzucić z kwiatu. Sama pracując w terenie, obserwowałam takie zachowania i w tym przypadku wierzę własnym oczom oraz danym z publikacji, które przeczytałam.
JJ: „Wiemy bardzo niewiele o objawach i konsekwencjach infekcji patogenami u dzikich pszczelich zapylaczy. Trudno zatem jednoznacznie stwierdzić, czy udokumentowane przypadki infekcji patogenami rzeczywiście mają wpływ na długowieczność pszczół i sukces reprodukcyjny. Nadal nie wiadomo, jak silny jest wpływ patogenów na pszczoły”. Michał Cyglicki na stronie Pszczelarium, źródło:
https://pszczelarium.pl/blogs/wiedza/zagrozenia-dla-pszczol (dostęp 15.07.2025 r.).
HS: Z tym stwierdzeniem mogę się zgodzić. Faktycznie wiemy mało. Jesteśmy w trakcie prowadzenia badań. Znając jednak ekologię i epidemiologię innych chorób u innych gatunków, możemy spokojnie wyciągnąć wnioski i powiedzieć, że jeśli jakaś choroba istnieje, to najprawdopodobniej jakiś wpływ negatywny większy lub mniejszy będzie miała na inne organizmy. Jeżeli nie na zdrowy i silny organizm, to na osłabiony. To jest po prostu ogólna wiedza epidemiologiczna. Modele wskazują, że utrzymanie obecnego trendu nie skończy się dobrze. Mamy coraz więcej czynników negatywnych oddziałujących na pszczoły. Nawet jeśli te choroby teoretycznie kiedyś w ewolucyjnej przeszłości nie były groźne dla danego gatunku, w obecnych czasach, kiedy osobniki są osłabione np. z powodu działalności człowieka, mogą nie przetrwać infekcji danym patogenem. Pszczoły są zatruwane metalami ciężkimi, smogiem, pestycydami i nie mają odpowiedniego miejsca do gniazdowania, mają częściowo zmienioną i zubożoną dietę. To wszystko powoduje osłabienie i większą podatność na choroby.
JJ: „Nasza wiedza o wpływie wprowadzonych roślin i pszczół na pszczoły rodzime pochodzi z badań na bardzo małej grupie gatunków. Wykazanie wyraźnego wpływu szeroko rozpowszechnionej, hojnie korzystającej z zasobów pszczoły miodnej na pszczoły rodzime było zadziwiająco trudne”. Michał Cyglicki na stronie Pszczelarium, źródło: https://pszczelarium.pl/blogs/wiedza/zagrozenia-dla-pszczol (dostęp 15.07.2025 r.).
HS: Z tym się nie zgadzam, bo wystarczy popatrzeć na badania i jest ich dużo. Trzeba tylko, jak to się mówi, wejść w Internet. Jeśli mamy za dużo pszczół miodnych, praktycznie zawsze mamy zmniejszoną liczbę pszczół dzikich w środowisku, owszem takich badań może w samej Polsce jest mało, ale globalnie widzimy ten trend.
JJ: „W tej dyskusji często nie zauważa się, że pszczoła miodna może mieć też bardzo pozytywny wpływ na dzikie zapylacze. Jeżeli bowiem masz zapewnione podstawowe zapylanie przez pszczołę miodną, to rzadkie gatunki mogą utrzymać swoje populacje nawet w tych okresach, kiedy dzikich zapylaczy brakuje. Tutaj mowa o roślinach. Więc to też dostrzegamy. W Austrii były przeprowadzone różne badania, które pokazują, że w obszarach, które miały długą tradycję pszczelarską, jest większa populacja dzikich zapylaczy niż w tych obszarach, gdzie nie było takich pszczelarskich tradycji”. Ralph Büchler w podkaście Radio Warroza, Nie zabijaj dobrych roztoczy, źródło: https://warroza.pl/ralph-buchler/ (dostęp 15.07.2025 r.).
HS: Jest to częściowa prawda, a częściowo odwracanie kota ogonem. Mamy tu myślenie czarno-białe o związkach pomiędzy roślinami a pszczołami. Autor zakłada, że pszczoła miodna jest w stanie zapylić właściwie wszystko, co kwitnie w środowisku. To jest nieprawda. Powtarzam kolejny raz: pszczoła miodna jest polilektyczną pszczołą. Korzysta z wielu roślin, ale wcale to nie oznacza, że jest ich dobrym zapylaczem. Co więcej, pszczoła miodna potrafi kraść nektar bez zapylenia rośliny. Wygryza dziurę w dłuższym kwiecie i po prostu wysysa nektar, zostawiając kwiat niezapylony. Taki kwiat staje się nieatrakcyjny dla swojego lepiej do niego dostosowanego zapylacza dlatego, że nie oferuje już dla niego nagrody. Twierdzenie, że pszczoła miodna może uratować dzikie pszczoły przez zapylenie wszystkich roślin w środowisku, tak aby rzadkie gatunki mogły przetrwać, może być prawdą tylko w tych przypadkach, kiedy w środowisku występuje jakaś roślina, którą faktycznie dobrze zapyla zarówno pszczoła miodna, jak i jakiś rzadki gatunek, który chcemy chronić. Wtedy owszem pszczoła miodna może utrzymać taką roślinę przy życiu i dzięki temu, jeśli rzadki gatunek wróci na to stanowisko, może skorzystać z tej rośliny. Jeżeli wróci! Częściej jednak będziemy mieli do czynienia z sytuacją odwrotną. Duża liczba pszczół miodnych wyprze inne rzadkie gatunki ze środowiska. W następstwie znikną też te wyspecjalizowane rośliny, które zapylały tylko pszczoły miodne, ale w sposób niedokładny.
Musimy spojrzeć na to z innej strony. Jeśli chcemy mieć bogatą bazę pożytkową dla naszych pszczół miodnych, żeby miały z czego zbierać nektar, to musimy mieć dużo różnorodnych zapylaczy. Duża różnorodność innych pszczół czy zapylaczy, które będą zapylać bardziej skutecznie poszczególne gatunki roślin, do których są lepiej przystosowane niż pszczoła miodna, w rezultatcie da nam bardziej różnorodną bazę pokarmową też dla pszczół miodnych.
JJ: Rozumiem. Widzę jeszcze jeden problem dotyczący sytuacji, o jakiej mówił Ralph Büchler. Jest tu ukryte założenie tymczasowości. Jeżeli wprowadzona pszczoła miodna do środowiska miałaby pomóc przetrwać jakiejś wyspecjalizowanej roślinie po to, aby wrócił jej bardziej wyspecjalizowany zapylacz, to żeby później odżyła tam populacja tej rzadszej pszczoły, pszczelarstwo należałoby z powrotem wycofać z tej okolicy. Doświadczenie pokazuje, że łatwiej postawić pasiekę w nowym miejscu, niż wycofać pszczołę miodną z okolicy.
HS: Zgadzam się. Pasieka mogłaby zostać, gdybyśmy zasiali rośliny w okolicy pasieki tak, aby zwiększyć bazę pokarmową do tego stopnia, aby środowisko mogło utrzymać zarówno hodowlane pszczoły miodne, jak i ponownie powiększoną liczbę dzikich zapylaczy. Taki proces jednak rzadko obserwujemy.
JJ: Przeczytam ostatni cytat w takim razie: „Apis mellifera wprowadzana na dużych obszarach w wysokich lokalnych zagęszczeniach (pasieki przemysłowe) powinna być zatem traktowana raczej jako gatunek hodowlany, a nawet jako tzw. MIMS (masowo introdukowany gatunek hodowlany; ang. massively introduced managed species), a nie jako składnik rodzimej różnorodności biologicznej. Przy niewielkim zagęszczeniu pasiek (ekstensywne pszczelarstwo), sytuacja wygląda inaczej, ponieważ zagęszczenie populacji pszczół może odpowiadać warunkom panującym przed jej udomowieniem”. Anna Szaciłło, Mateusz Skłodowski, Marcin Zych, Kryzys zapyleń a pszczoła miodna? Lek na całe zło czy niekoniecznie?, „Kosmos”, Tom 68, nr 4.
HS: Zgadzam się w stu procentach. Pszczoła miodna jako gatunek nie jest gatunkiem złym i występuje naturalnie w środowisku tak jak wszystkie inne gatunki pszczół. To my niestety stworzyliśmy z niego potwora, rozmnażając go w sposób niekontrolowany, co doprowadziło w tej chwili do przepszczelenia całego środowiska, w którym żyjemy.
JJ: Czy jest jakaś recepta na to, jak można odwrócić ten trend?
HS: Myślę, że częściowo już o tej recepcie wspomniałam. Pszczelarstwo ma bardzo długie tradycje. Jest ważne i potrzebne. Sama lubię dobry miódi. Uważam, że pszczoła miodna ma prawo żyć w środowisku, jakim jest i może też być gatunkiem hodowlanym. Powinniśmy jednak rozwijać pszczelarstwo z większym poszanowaniem dla środowiska naturalnego, bo będzie nam to też ekonomicznie bardziej się opłacać. Osobiście optuję za tym, żeby liczba rodzin była kontrolowana, tak aby nie dopuszczać do nadmiernego napszczelenia różnych terenów. Na dłuższą metę poskutkuje to wzmocnieniem zdrowotnym takiej populacji pszczół miodnych. Nie będą nadmiernie wykorzystywać pożytków. Myślę, że trzeba by po prostu wprowadzić górne limity liczby rodzin pszczół miodnych na danym terenie na poziomie województwa lub jeszcze bardziej lokalnie. Trzeba się zastanowić następnie, jak wspierać pszczelarzy, którzy mieszczą się w tym limicie i produkują miód. Można wtedy oczekiwać, że pszczoły będą zdrowsze, będzie się im łatwiej pracowało i będą dawały więcej miodu i innych produktów pszczelich na rodzinę.
JJ: Co myślisz o regulacji ceny miodu tak, aby była ona wyższa?
HS: To dobry pomysł, choć samą by mnie zabolało, ponieważ lubię miód. Uważam jednak, że pewne rzeczy powinny mieć swoją cenę. Miód jest takim produktem, który nie jest wytwarzany masowo, tylko jest ekskluzywny i jako taki powinien mieć wyższą cenę. Jest też szansa, że w takim bardziej różnorodnym czystym środowisku, o jakim mówimy, będzie też w miodzie więcej różnych prozdrowotnych dla nas substancji.
JJ: Czy bardziej zrównoważone rolnictwo, które korzysta z dobrodziejstw różnych zapylaczy, jest bardziej bezpieczne i odporne na różne niespodziewane warunki pogodowe?
HS: Oczywiście, że tak. Im więcej gatunków tym większa szansa, że nawet jeśli z jakiegoś powodu jeden zapylacz nie będzie mógł zapylić, to inny sobie poradzi. To jest bezdyskusyjne. Choćby wczesną wiosną niektóre gatunki poradzą sobie lepiej w trakcie załamania pogody niż pszczoła miodna. Jeden hodowlany gatunek typu pszczoła miodna w środowisku to zwiększone ryzyko różnych problemów zdrowotnych. Łatwo wyobrazić sobie chorobę, która nagle powoduje śmierć wszystkich rodzin pszczelich w okolicy. Obserwujemy coraz większe problemy z różnymi chorobami pszczół miodnych, z którymi sobie nie radzimy.
JJ: Czy hodowla innych pszczół niż pszczoła miodna w celu zwiększenia różnorodności w środowisku ma sens według Ciebie?
HS: Jest taka możliwość, ale tylko ma małą skalę. Poza trzmielami nie nazwałabym tego jeszcze hodowlą, gdyż polega to w większości sytuacji na stworzeniu miejsca do gniazdowania. Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystkie pszczoły są w stanie gniazdować w takich hotelach dla pszczół, ponieważ ponad połowa gatunków to pszczoły gnieżdżące się w ziemi a nie strukturach nadziemnych. Działanie w ten sposób na masową skalę tworzyłoby podobne problemy, jakie powoduje obecnie pszczoła miodna, czyli sztucznie powiększona, bardzo duża liczba jednego powszechnego gatunku zapylaczy. Na pewno masowa hodowla murarek nie uratuje nas przed kryzysem zapylania. Nie tędy droga. Każda hodowla danego gatunku zapylacza powinna być tylko uzupełnieniem naturalnego zapylania przez dziko żyjące osobniki, a nie jedyną formą zapylania uprawy.
JJ: Receptą powinien być rozwój w takim kierunku, który umożliwi to, aby te różne dzikie zapylacze, które same są w stanie utrzymać się w środowisku, miały różne siedliska do życia i zdrowe otoczenie.
HS: Właśnie tak.
JJ: Ostatnie pytanie. Czy w Polsce występują ptaki zapylające?
HS: O ile mi wiadomo, to nie. Na świecie są to ważne zapylacze. Głównie w tropikach. Na przykład kolibry, papugowate, miodowniki, cukrowniki są bardzo skutecznymi zapylaczami roślin tropikalnych.
JJ: A inny zapylacz niż owadzi?
HS: Też raczej nie. W Europie główną grupą zapylającą są różnorakie owady. Poza pszczołami: chrząszcze, osy, muchówki, motyle. Na świecie, szczególnie w cieplejszych rejonach, występują poza owadami i wcześniej już wspomnianymi ptakami także nietoperze i inne ssaki oraz nawet jaszczurki. Jest to ciekawa grupa zapylaczy, która występuje głównie na wyspach bez drapieżników, gdzie takie zazwyczaj ostrożne gatunki mogą zostać skuszone przez roślinę do odwiedzania kwiatów i przenoszenia pyłku na skórze na czole między oczami. W takich ekosystemach jaszczurki są ważnymi zapylaczami i szereg roślin wykształciło przystosowania do skutecznego zwabiania ich do siebie. I są one głównymi lub jedynymi zapylaczami tych roślin.
JJ: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
HS: Ja też dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie czytelników.
Jakub Jaroński
