Podsumowanie sezonu pszczelarskiego Anno Domini 2011
Fot. 1. Śnieg na kwitnącym bzie ozdobnym (lilak)
Wrzesień jest chyba najodpowiedniejszym miesiącem na podsumowanie kończącego się sezonu pszczelarskiego. Jedni to czynią na licznych, formalnych spotkaniach, jak np. podczas Ogólnopolskich Dni Pszczelarza w Bałtowie, inni w zaciszu swoich pracowni pszczelarskich, jeszcze inni zwlekają z oceną kończącego się właśnie sezonu aż do miesięcy jesienno-zimowych.
W chwili pisania tych słów (pierwsza dekada września), jeszcze znaczna część polskich pszczelarzy będzie odbierała pszczołom ostatnie miody (spadziowy i nawłociowy), ale już teraz wszystko wiadomo: jak przebiegał sezon pszczelarski, a w konsekwencji ile rodzin pszczelich i w jakiej kondycji zazimujemy. Zacznijmy po kolei. Naprzód zewsząd dochodziły groźne wieści o szalejącym w Polsce CCD. Jednak po bardzo lekkiej zimie w południowo-zachodniej Polsce, wiosna wybuchła feerią najwcześniejszych kwiatów już w pierwszych dniach kwietnia. Było bardzo ciepło, tak, że nawet kwitnąca tarnina obficie nektarowała. Autorowi artykułu na 82 rodziny szczęśliwie zimę przeżyło 81 na ogół w dobrej kondycji.
Fot. 2. Ramka z miodem na ociekaczu.
Jednak do połowy kwietnia najsłabsze rodziny zostały połączone i w pasiece do sezonu zostało przygotowanych 72 bardzo silnych rodzin. Konsekwencją ciepłej pogody, dużych wczesnych pożytków i szybkiego rozwoju pszczół były zaskakująco wczesne roje. Pierwsza rodzina wyroiła się 23 kwietnia (w Wielką Sobotę), co stało się sygnałem do natychmiastowego poszerzenia gniazd i dodania najsilniejszym rodzinom ramek nadstawkowych. Tak upływały pracowite dni na usiłowaniach okiełznania nastroju rojowego u pszczół, kiedy zupełnie nieoczekiwanie dla wszystkich nadeszła majowa „zima” (3-6 maja 2011 r.), (fot. nr 1). Trzydniowa, przymusowa przerwa pracy pszczół w polu spowodowała masowy nastrój rojowy.
Wydawało się, że nastrój ten będzie nie do opanowania, tym bardziej, że bardzo wiele było pesymistycznych wypowiedzi, iż owa „zima” majowa spowoduje klęskę, jeżeli chodzi o kwitnienie i nektarowanie roślin. Pomimo, że istotnie na obszarze całego kraju były znaczne straty, np. w rzepakach spowodowanych -7-stopniowymi przymrozkami, to przyroda wynagrodziła te straty pszczelarzom z nawiązką. Po prostu oszalała! Każda roślinność, która mogła zakwitnąć wykształcała wyjątkowo dorodne kwiaty i obficie nektarowała. Sytuacja taka pomogła pszczelarzom zapanować nad nastrojem rojowym i uzyskać wyjątkowo obfite zbiory miodu (fot. nr 2).
Jednak nie dla wszystkich przyroda była łaskawa. Należy pamiętać o katastrofalnych w skutkach wichurach, gradobiciach i licznych podtopieniach wielu obszarów wiejskich, o zniszczonych domostwach, środkach produkcji i plonach wielu roślin uprawnych. Ale „jedni płaczą, a drudzy skaczą”. Częste opady deszczu, które utrudniały wykonywanie prac polowych rolnikom, spowodowały, że kwitnąca roślinność obficie nektarowała. Wyjątkiem była druga połowa maja – gorąca i sucha, która na lekkich glebach wysuszyła kwiat lipy i dlatego na takich terenach były niskie zbiory miodu lipowego. Ale na dobrych glebach Dolnego Śląska bito rekordy zbiorów tego miodu. Zresztą jeszcze w chwili obecnej można podziwiać na Śląsku kwitnącą nawłoć z prawie półmetrowymi kiściami kwiatów, brzemiennych pyłkiem i nektarem. Tak więc, współczując tym, których dotknęły klęski żywiołowe, należy stwierdzić, że dla ogromnej większości z nas był to rok dobry. Zastanówmy się dlaczego?
Walka z nastrojem rojowym i zagospodarowywanie rojów
Fot. 3. Fragment pasieki Autora artykułu z „ulami-wieżowcami” na pierwszym planie.
Jak już wspomniano, punktem przełomowym w narastaniu nastroju rojowego miało majowe ochłodzenie. Ponieważ nie było szans na wykonanie szybkiego przeglądu i odebrania czerwiu krytego do odkładów w całej pasiece (72 rodziny), do złagodzenia skutków tego nastroju i niedopuszczenia do wystąpienia w formie ostrej (rojenia się) w niewodnickiej pasiece rozwiązano ten problem w sposób nietypowy (Fot. nr 3). W związku z tym, że w pasiece znajduje się ponad 50 pustych uli, wykorzystano z nich korpusy nadstawkowe celem stworzenia w najsilniejszych rodzinach „uli-wieżowców”.
Gwałtowne zwiększenie ogólnej objętości ula aż o 1/3 powodowało przerwanie nastroju rojowego. Na 28 utworzonych wieżowców tylko jedna rodzina wyroiła się. Ponadto ogromna większość z nich zebrała podwójną ilość miodu w porównaniu do uli z jedną nadstawką. Należy obiektywnie przyznać, że nie każdy pszczelarz posiada zapasowe nadstawki, no i odpowiednią ilość zapasowych ramek. Wracając do rojenia się pszczół, to w tym sezonie roje były wyjątkowo duże i z powodzeniem można je było wykorzystać do założenia nowych rodzin. 5-6 kg roje nie należały do rzadkości (fot. nr 4) i wcześnie nasypane nie tylko odbudowywały dużą ilość węzy, lecz również dały po kilkanaście kg miodu.
Zdarzały się też mega-roje, tzn. składające się z kilku rodzin rojowych. Powstają one, kiedy w tym samym czasie w pasiece roi się kilka rodzin naraz. Wówczas łączą się w powietrzu, razem siadają na jednej gałęzi tworząc olbrzymie grono pszczół. Czasem taka gałąź pod ciężarem pszczół łamie się i pszczoły spadają na ziemię. Tak duży rój Autor artykułu zbiera „na raty”, tzn. do 2-3 rojnic i później zagospodarowuje odpowiednio te pszczoły. Pomimo dużych wysiłków, aby było jak najmniej rojów – Autowi artykułu wyroiła się prawie połowa rodzin. Po prostu był to rok wybitnie rojliwy. Ciekawostką jest fakt, że nastrój rojowy jak szybko się zaczął, tak nagle odszedł – 30 maja odnotowano ostatni rój. Później pszczoły już bez żadnych „awantur” spokojnie pracowały.
Produkcja miodu
Fot. 4. Złapany ok. 6 kg rój w specjalnym „wiadrze” służącym tylko do łapania rojów.
Pożytki nawet na bardzo suchych stanowiskach w tym roku dopisały. Od wczesnej wiosny aż do lipy cały czas kwitnąca roślinność obficie nektarowała (z wyjątkiem lip). Ponieważ majowe ochłodzenie spowodowało bardzo szybkie zakwitanie poszczególnych gatunków roślin, ich czas kwitnienia zazębiał się. Konsekwencją tego zjawiska były trudności w otrzymaniu gatunkowych miodów. Tak naprawdę w niewodnickiej pasiece otrzymano czysto gatunkowe tylko dwa miody: rzepakowy i ten ostatni nawłociowy. W okresie kwitnienia lip wystąpiła w niewielkiej ilości spadź liściasta i w związku z tym też nie otrzymano czystego miodu lipowego. Jednak rok był miodny. Nawet w pasiekach stacjonarnych, takich, jak u Autora artykułu było 5 miodobrań: z rzepaku, dwa razy z wielokwiatu, z lipy i z nawłoci.
Warto podkreślić, że dwie rodziny-rekordzistki wyprodukowały po 90 kg miodu! Ale były też takie, które dały niespełna 20 kg i u nich w pierwszej kolejności wymieniono matki. Tak duża produkcja spowodowała narzekania pszczelarzy na ceny skupu miodu oferowanych przez hurtowników, chociaż nie znalazło to swego odzwierciedlenia w cenach detalicznych, które nawet nieznacznie wzrosły w porównaniu do poprzedniego roku. Z wywiadów z pszczelarzami wynika, że gryka również dopisała i ci pszczelarze, którzy wywieźli swoje pasieki na plantacje tej rośliny są bardzo zadowoleni z wysokości zbiorów miodu gryczanego. Również, dobrze pszczoły poradziły sobie z nawłocią, która na terenach zasobnych w tę roślinę bardzo dobrze nektarowała. Na dzień dzisiejszy (8 wrzesień 2011 r.) brak jest informacji o produkcji spadzi iglastej, ale jest chyba za wcześnie.
Wymiana matek
Poddawanie matek wciąż dla wielu pszczelarzy stanowi duży problem, nawet w sezonie tak miodnym jak obecny. Jak powszechnie wiadomo, w okresie poużytkowym większość lotnych pszczół jest zajęta pracą i nie zwracają specjalnej uwagi na młodą królową, dlatego w tym sezonie skuteczne były poddawania matek nawet z ręki. Autor artykułu po wielu latach doświadczeń stosuje dwie metody poddawania matek. Osieroconej rodzinie w 8 dniu wyłamuje wszystkie mateczniki i poddaje królową zawsze w klatce. Współczesne klateczki zazwyczaj posiadają dwa otwory: mniejszy dla pszczół – zwany otworem przyjaźni, przez który po zgryzieniu ciasta miodowo-cukrowego pszczoły swobodnie dostają się do matki i większy dla matki. Królowe są więzione długo, bo dopiero w 6 dniu otwierany jest większy otwór.
Oznacza to, że matka jest oswobadzana w 7 lub 8 dniu licząc od czasu podłożenia królowej. Postępowanie takie dotyczy matek zarówno dziewiczych, jak i zapłodnionych ze sprawdzonym czerwieniem. Dzięki temu duża liczba pszczół oswaja się z nową królową, a i ona wytwarza dużo ciał zapasowych i staje się ociężała, powolna. W przypadku matki niezapłodnionej – 8 dzień na jej oswobodzenie nie jest spóźniony, ponieważ taka królowa leci na lot godowy między 6 a 12 dniem życia, zatem zdąży ten lot odbyć.
Najczęstszą przyczyna okłębiania matki jest… pszczelarz, a właściwie jego niecierpliwość połączona z ciekawością, ponieważ pragnie jak najszybciej dowiedzieć się, czy jego podopieczne przyjęły poddaną matkę. Jeżeli po kilku dniach po podłożeniu i oswobodzeniu królowej, robimy przegląd gniazda, to matka ta niepokojona dymem i drganiami ramek zaczyna biegać po całym uli co prowokuje niektóre pszczoły do ataku na nią. Jak powszechnie wiadomo, nadmierna ruchliwość matki jest główną przyczyną okłębiania. Autor artykułu po otwarciu otworu w klatce dla matki o niej „zapomina” na okres trzech tygodni.
[...] - część treści ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów
dr inż. Maciej Winiarski