Pasieka w zimie
Stosownie do swego doświadczenia, czasami do usłyszanych czy wyczytanych wiadomości traktujących o sposobie zazimowania rodzin pszczelich, przygotowaliśmy pasieki do zimy. O efektach naszej pracy będziemy mogli przekonać się dopiero na wiosnę, podczas pierwszego oblotu. W czasie, kiedy pszczoły zimują, głównym zadaniem pszczelarza jest zapewnienie im maksymalnego spokoju tak, aby żadne nienaturalne zdarzenia nie komplikowały życia w ulach.
Stosownie do swego doświadczenia, czasami do usłyszanych czy wyczytanych wiadomości traktujących o sposobie zazimowania rodzin pszczelich, przygotowaliśmy pasieki do zimy. O efektach naszej pracy będziemy mogli przekonać się dopiero na wiosnę, podczas pierwszego oblotu. W czasie, kiedy pszczoły zimują, głównym zadaniem pszczelarza jest zapewnienie im maksymalnego spokoju tak, aby żadne nienaturalne zdarzenia nie komplikowały życia w ulach.
Zanim spadnie śnieg, a temperatura obniży się tak, że pszczoły zostaną zmuszone do skupienia się w kłąb powinniśmy dokładnie sprawdzić, czy o ule nie uderzają w czasie wiatru jakieś nisko zwisające gałęzie drzew. Ma to szczególne znaczenie w pasiekach stojących w sadach lub na pasieczyskach, gdzie często sadzone są drzewa i krzewy miododajne. Rozrastają się one czasami ponad teren, jaki został dla nich przewidziany, i w razie wiatru mogą uderzać o ule, co jest bardzo niedobre dla zimujących pszczół. Będą się one rozchodziły po plastrach i wiele z nich może zastygać z zimna, a rodzina może osłabnąć.
Także tam, gdzie w pobliżu pasieki znajdują się gospodarstwa z drobiem, ule należy zabezpieczyć, aby ptactwo domowe nie mogło wskakiwać na daszki i niepokoić zimujące rodziny. Jednak nie tylko domowe ptactwo może być powodem niepokojenia pszczół. Także sikorki z upodobaniem lubią zimą siadać na wylotach uli i, znajdując tam czasami wychodzące z ula pszczoły, uzupełniają swoje zapotrzebowanie na białko.
W pasiekach postawionych w pobliżu lasów, zwłaszcza tych składających się z uli styropianowych, bardzo często dzięcioły potrafią szybko wykonać w ulu otwór, przez który wyciągają pszczoły bezpośrednio z kłębu. Nie stanowi to dla nich żadnej trudności, ponieważ dysponują językiem dochodzącym do 9 cm długości. Inwazja dzięciołów może być zabójcza nie tylko dla zimujących rodzin, ale także dla stanu technicznego uli, które często po takiej zimie nie nadają się do użytku.
Pszczelarze, którzy zetknęli się już z tym problemem, zauważyli, że ptaki te nie w każdym roku jednakowo interesują się ulami styropianowymi. Są lata, że strat z tego powodu nie ma żadnych, ale zdarza się, że uszkadzają one ule masowo nawet w pasiekach oddalonych od większych kompleksów leśnych. Najprawdopodobniej zależy to od przebiegu zimy i trudności w zdobyciu właściwego pokarmu w inny, bardziej naturalny sposób.
Oprócz zabezpieczenia przed gałęziami i ptakami bardzo ważne dla właściwego zimowania pszczół jest, aby pasieka nie stała w miejscu przewiewnym. W takiej sytuacji nawet przy stosunkowo niewielkim mrozie zimno jest bardzo dokuczliwe i może zbyt często wymieniać atmosferę ula, co z kolei będzie wymagało zwiększonej aktywności pszczół w pracy nad utrzymaniem w nim optymalnej temperatury. Jest to sytuacja szczególnie niebezpieczna, gdyż pszczoły w tym okresie nie mogą tak jak latem aktywnie regulować wentylacji ula. Nie mogą na przykład zmniejszyć zbyt dużego wylotu poprzez zalepienie jego części propolisem.
Niektórym pszczelarzom moje rady mogą wydawać się zbyt przesadzone, zwłaszcza że w niektórych rejonach kraju powstała moda na tak zwany „zimny wychów”. Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze pszczelarz może zazimować rodziny w takim stanie, jak by to wymagały podręczniki. Zwłaszcza po późnych pożytkach spadziowych pszczoły mogą być wypracowane, a zdarzają się też lata, w których na pożytkach wrzosowych z powodu dużej ilości pajęczyny rodziny mogą znacznie osłabnąć. Tak czy inaczej warto zadbać o każdą pszczołę, aby przetrwała zimę, gdyż dopiero praca, jaką będzie ona mogła wykonać wczesną wiosną, będzie dla nas szczególnie cenna.
Kilka słów trzeba poświęcić tym pszczelarzom, którzy gospodarują w pawilonach. Gospodarka taka ma swoich zwolenników, zwłaszcza w południowo-zachodniej Polsce, i bez względu na to czy mamy do czynienia z pawilonem stałym, czy też na kołach pewne elementy gospodarowania w nich są wspólne. Jeśli chodzi o te z nich, które mają znaczenie dla warunków dobrej zimowli, to rzecz, na którą pszczelarz koniecznie powinien zwrócić uwagę, to czy wszystkie rodziny idą na zimę z matkami.
Przez kilkanaście lat mojej praktyki pszczelarskiej gospodarowałem w wozie-pawilonie, a i obecnie również posiadam niewielki pawilon stały. Już wtedy, kiedy wzorem starszych kolegów budowałem pawilon przewoźny, w dyskusjach przewijał się problem dużego ubytku matek, który zauważany był po pierwszym wiosennym oblocie.
Mówiło się wtedy, że matki ginęły w czasie zimowym. Nie wnikano jednak w konkretne tego przyczyny, aby znaleźć jakąś radę na to zjawisko. Sprawa ta nie dawała mi spokoju i postanowiłem znaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy. Po wnikliwych doświadczeniach i obserwacjach stwierdziłem, że matki nie ginęły zimą, lecz w czasie jesiennych oblotów, które mają miejsce w czasie trwania przysłowiowej „złotej polskiej jesieni”.
Matki, które w tym czasie z powodu zaprzestania czerwienia stają się zdolne do lotu, wylatują z ula i z powodu zbyt dużego zagęszczenia wylotów w pawilonie część z nich myli wylotki, siada na obcym ulu i zostaje ścięta przez aktywne wtedy strażniczki. W ulach wolno stojących zjawisko to ma charakter marginalny i najczęściej nie stanowi problemu tak istotnego jak w pawilonie.
W pawilonach z reguły ule mają ściany cieńsze, a pszczelarz uważa, że mogą się one nawzajem ogrzewać. Jeśli jednak w takim układzie trafi się rodzina bez matki, która zimuje niespokojnie, niepokoi ona także dwie sąsiednie rodziny, które z tego powodu także będą źle zimowały. Problem jesiennych oblotów matek sygnalizowałem już kilkanaście lat temu na łamach czasopisma „Pszczelarstwo” z nadzieją, że wypowiedzą się na ten temat inni pszczelarze lub zajmujący się naukowo tą dziedziną. Niestety, jak dotąd nikt nie podjął tego tematu. Biorąc to pod uwagę, należy w pawilonach używać takich uli, które mogłyby w każdej chwili być wyjęte i wyniesione na pasieczysko oraz zastąpione inną rodziną, o pełnej wartości użytkowej.
Dla pszczelarza okres zimy to pora podsumowań, oceny wyników własnej pracy, a także przeglądu i uzupełniania szeroko rozumianego wyposażenia pasieki, uli, ramek, dodatkowych korpusów, dennic, daszków, sprzętu do hodowli matek, odbioru miodu oraz innych produktów.
Jest to niezmiernie istotne, aby czas zimowy, w którym w pasiece nie ma pracy wykorzystać na takie prace, na które może brakować czasu w sezonie, kiedy bardzo ważna jest szybkość reagowania na powstające warunki związane z pożytkiem lub rozwojem rodzin pszczelich. Można więc spokojnie zbijać lub składać ramki, nawlekać do nich drut, wykonywać zapasowe ule, remontować uszkodzone itd. Warto też skorzystać z każdej okazji do podpatrzenia, jak niektóre problemy rozwiązują inni. Prawie w każdej pasiece można podglądnąć jakiś drobiazg, na który czasem trudno wpaść, a który może bardzo ułatwić pracę w naszej pasiece.
Jednym z ciekawszych sposobów na dobre pomysły jest przeglądanie starszych roczników czasopism i książek pszczelarskich. Jest w nich zawarta prawdziwa skarbnica wiedzy i pomysłów, które niejednokrotnie po wielu latach zostają powtórnie „odkrywane”. Czasem nie potrzeba sięgać wcale daleko. Wystarczy problem, którego rozwiązanie sprawia nam kłopot, poruszyć na zebraniu lub innym spotkaniu pszczelarskim, a w wywołanej dyskusji pojawi się prawdopodobnie kilka sposobów jego rozwiązania.
Warto też chyba na forum takich spotkań przedyskutować sprawę roli związku pszczelarskiego w nowej rzeczywistości. Dziś po kilku miesiącach od wejścia Polski do Unii Europejskiej można już powiedzieć, że nadzieje, jakie niektórzy wiązali z tym wydarzeniem, niestety okazały się złudne. Możliwości ewentualnego dofinansowania pojawiają się głównie dla firm, które zajmują się przetwórstwem i rozlewem miodu. Są to więc głównie ci, którzy nie liczą się z potrzebami przeciętnego pszczelarza.
Jeśli z różnych przyczyn nie uda się im kupić miodu za śmieszną i nie gwarantującą rentowności pasieki cenę, bez żadnych skrupułów sprowadzają ogromne ilości miodu z różnych krajów świata. Była nadzieja, że po naszym wejściu do Unii przynajmniej niektórym z nich taki zakaz uniemożliwi dopływ do Polski miodu, który potem musi być uszlachetniany naszym, przyjmując przy okazji nazwę „produktu polskiego”. Niestety zaledwie po upływie pół roku, nasi „dobroczyńcy” znów mają możliwość sprowadzania miodu z tych krajów.
Prawdziwym kubłem zimnej wody może być unijna norma na miody pszczele. W przypadku miodu spadziowego wprost zachęca ona do kombinowania i daje duże możliwości traktowania miodów złej jakości właśnie jako spadziowych. Kiedy polska norma przewidywała dla spadzi iglastej przewodność 12 milisimensów, norma unijna wynosi 8. Czyżby znaczyło to, że do dobrej polskiej spadzi można domieszać jedną trzecią byle jakiego miodu z importu i na rynku unijnym będzie to nadal miód spadziowy? W czasie, kiedy przeciętnego pszczelarza straszy się wymaganiami w zakresie wyposażenia pracowni, których większość z nich spełnić z powodów ekonomicznych nie będzie w stanie, jakość miodów wynikająca ze zmian norm stanowczo się obniża.
Jak więc okazuje się, mamy wiele problemów do przemyślenia i realizacji. Można się raczej obawiać, że zima może być na to za krótka i wielu rzeczy nie uda się zrealizować. Trzeba jednak próbować.
Czesław Jung