Recenzja książki „Opowieści z nawłociowej pasieki” Ewy Zawadzkiej

Fot. Teresa Kobiałka
Na początku chciałabym zaznaczyć, że recenzja ma charakter subiektywny i nie każdy musi się ze mną zgodzić. Szanuję to, że możecie mieć inny punkt widzenia. Najlepiej przeczytać „Opowieści z nawłociowej pasieki” i samemu wyrobić sobie opinię. Miałam wątpliwości, czy pisać o swoich zastrzeżeniach do treści, bo jednak chciałabym zachęcić czytelników do lektury, zwłaszcza że poziom czytelnictwa w Polsce mógłby być wyższy, a przesłaną książkę do recenzji uważam za wartą lektury.
Moim zdaniem na autorach ciąży wielka odpowiedzialność kiedy piszą dla dzieci, a w treści wchodzą w wiele szczegółów i poruszają sporo wątków, w tym tych psychologicznych. Moje uwagi nie mają intencji wytykania błędów, a jedynie wyciągnięcia wniosków na przyszłość i jeśli Wy, czytelnicy recenzji, też piszecie lub przeprowadzacie np. prelekcje w przedszkolach i szkołach, to może znajdziecie tutaj coś dla siebie. Ja sama wielokrotnie w przeszłości (a pewnie zdarza się i nadal) nieświadomie powielałam wiele mitów. Na tym właśnie polega rozwój, że z czasem dostrzegamy więcej i poszerzamy swoje horyzonty myślowe 😊. Być może macie ciekawe doświadczenia z lekturami pszczelarskimi i chcielibyście się nimi podzielić – piszcie do nas: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
O czym jest książka „Opowieści z nawłociowej pasieki”?
Głównymi bohaterami książki są kocica o imieniu Czarna i pies Fokus, a wątkiem spajającym opowieści (a tym samym poszczególne rozdziały) z nawłociowej pasieki są przygody tych antropomorfizowanych (czyli nadano im ludzkie cechy, takie jak emocje i motywy postępowania) zwierząt. Pozornie nie przepadają za sobą i czasem sobie dokuczają, ale tak naprawdę łączy ich wielka przyjaźń. Od czasu do czasu pojawiają się także inne zwierzęta, jak np. przebiegła lisica Zuu, wiewiórka Wiewiórczak, jeż Stefan, a wraz z upływem czasu niektórzy z nich znajdują partnerów i zakładają rodziny. Nie zabrakło także gadających pszczół, które także noszą imiona (np. Rysia, Przytulia, Zoja, Adelajda). Do głównych bohaterów dołącza również para… skrzatów: Wrzosek (który jest opiekunem pszczół) oraz Nawłotka (ma dar, ale nie zdradzę, jaki i odeślę Czytelników do lektury 😉).
Pasieka stanowi tło dla różnych wydarzeń, ale momentami przebija się na pierwszy plan i to pszczoły wiodą prym w opowieściach. Bohaterów charakteryzuje łatwość nawiązywania przyjaźni i wzajemna troska, a nie brak im trudnych sytuacji, z których wychodzą bez szwanku (a przynajmniej Ci bohaterowie, którzy noszą imiona 😉). Poniżej wypisałam plusy i minusy, jakie dostrzegłam w „Opowieściach z nawłociowej pasieki”. Niezależnie od tego, które z nich przeważą szalę, czy sięgnąć po tę publikację, czy nie, od razu dodam, że warto ją przeczytać mimo minusów, które wynotowałam. Cieszę się, że tematyka pszczelarska jest coraz częściej poruszana i że jest obecna poza środowiskiem branżowym. Autorka potrafił zainteresować i „porwać” czytelnika – budzi ciekawość, co będzie na kolejnych kartach, jak się skończy ta historia? Jeśli chcesz się dowiedzieć, jakie przygody mieli Czarna i Fokus oraz ich przyjaciele i co się działo w międzyczasie w nawłociowej pasiece, sięgnij po tę książkę. Gorąco polecam!

Plusy:
- Duży font.
- Przepiękna dedykacja i świetny pomysł z pokolorowaniem ilustracji zamieszczonych w książce i pozostawieniem ich na pamiątkę.
- Krótkie rozdziały, w sam raz na czytanie dzieciom przed snem.
- Zakładka dodana do książki.
- Poruszona tematyka: nie tylko ciekawostki ze świata pszczół, ale także szersze spojrzenie na emocje (każdy może się wzruszać i czasem popłakać, strach można przezwyciężyć, przyjaciele też się czasem sprzeczają itp.) oraz poruszony problem głośnych fajerwerków w sylwestra, które szkodzą zwierzętom oraz stosowanie środków ochrony roślin w dzień, kiedy pszczoły są aktywne. Opisana jest również przeprowadzka, lęki i emocje bohaterów z tym związane, co może być pomocne dla dzieci znajdujących się w podobnej sytuacji. Pojawia się także motyw przemijania i utraty, do którego autorka podeszła z wyczuciem i delikatnością.
- Co do samych ciekawostek: brawo dla autorki za przemycenie tak wielu interesujących treści dotyczących pszczół i opiekowania się pasieką. Czytelnicy dowiedzą się np. o roli zapachu i substancji matecznej w rodzinie pszczelej, o podziale pracy w ulu, o rabunkach i tańcach, miodobraniu i zakarmianiu oraz o tym, że pszczoły żyją krótko.
- Spójność z porami roku. Początkowo jest zima, a następnie autorka przeprowadza nas przez „rok w pasiece”, natomiast pozostałe wydarzenia, takie jak np. zakładanie rodziny przez lisy są zgodne z tymi w rzeczywistości.
- Humor, najczęściej sytuacyjny.

Minusy:
- Prześwitujący papier.
- Powielanie niektórych mitów czy podawanie nieprawdziwych informacji (np. skrót myślowy, że pszczoły nie widzą czarnego koloru czy machają skrzydłami, aby ogrzać ul, a do tego… hibernują, truteń samodzielnie się posila, huba rośnie tylko na brzozie, matka pszczela udaje się na lot, aby spotkać się „z tym jednym jedynym trutniem” (do tego „Raz jedyny miała się zakochać i miała to być miłość na całe życie), matka pszczela decyduje o wyborze miejsca zamieszkania rójki, a pszczoły wygryzają się w „niezbyt ciepłym” miejscu…).
- Powielanie stereotypów („mamy odprowadzały swoje dzieci do przedszkola”, a dzieci „płaczą bez obecności mamy” (a co z ojcami? Może lepiej by było napisać po prostu: „rodzice”), „taka ładna pszczoła a tak brzydko wygląda” o pszczole, która chciała się wyróżniać – z morałem, że jeśli się wyróżniasz, to spotka Cię coś złego, musisz się dopasować; skrzat Wrzosek przeprasza Nawłotkę za potargane spodnie (tak, jego własne spodnie – co ma to tego Nawłotka? Dlaczego ją przeprasza? Możemy się tylko domyślać, że jej w tym rola, aby te spodnie zreperować…). Poza tym w wielu miejscach bohaterowie naśmiewają się z siebie czy swojego wyglądu. Niby żarty, niby wesoło, ale jednak nie takiej komunikacji chciałabym uczyć dzieci i młodzież.
- Coś, co moim zdaniem szkodzi, ale trudno to zaklasyfikować do stereotypów: tak zwany victim blaming, czyli obwinianie ofiary za krzywdę, jakiej doznała, często poprzez kwestionowanie jej zachowania lub podkreślanie rzekomych błędów, jakie popełniła i mogły się przyczynić do powstałej sytuacji. W książce kotka (która przedstawiana jest jako dobry charakter) mówi do złapanej myszy: „Złapani nie mają prawa głosu. Trzeba było uciekać, a nie się gapić na mnie – zachichotała”. Niby nic takiego, tylko mały punkt w treści książki, a ostatecznie kotka daruje życie myszce, a my kulturowo mamy wdrukowane takie przekazy. Jednak zwracam na to uwagę, aby nie powielać takich treści w książkach, na których ma wyrastać młode pokolenie. Ofiara nie jest winna doznanej krzywdy. Nigdy!
- Dziecko to problem. Mama jeża tak określiła swoje młode. Proszę, nie róbcie tego, nie nazywajcie swoich dzieci problemem, zwłaszcza w ich obecności. Dla nas to jedno zwykłe zdanie, mówione bez większej refleksji, a dziecku, które to słyszy, może się załamać cały świat i poczucie wartości. Chcielibyście być problemem dla najbliższych? Bo ja nie.
- Trudno się zorientować, do jakiego przedziału wiekowego jest adresowana publikacja (z jednej strony pojawiają się opisy bardzo proste w odbiorze, które zrozumieją młodsze dzieci, a z drugiej pojawiają się makabryczne wątki, gdzie pszczoły wyrywają wszystkie skrzydełka trutniowi i wyrzucają go z ula albo lisica poluje na inne zwierzęta, tłumacząc, jak bardzo będą jej smakowały… Nie wiem, czy to zabieg świadomy, ale zauważyłam, że te postaci, które niestety kończą swój żywot z rąk głównych i pobocznych bohaterów opowieści, nie mają imion (wyjątkiem jest truteń Adamos, ale nie jest powiedziane wprost, co go czeka po wygnaniu z ula). To chroni czytelnika przed utożsamianiem się z ofiarą i współczuciem dla niej. Oczywiście tak funkcjonuje nasz świat – coś musimy jeść i zdarza się, że są to zwierzęta. Być może dobrze, że ten wątek został tutaj poruszony. Warto jednak przestrzec bardziej wrażliwych czytelników, że takie treści się tutaj pojawiają i to kilkukrotnie.
- Miejscami zastrzeżenia można mieć też do języka: „Zamknąć paszcze, ale to już! – krzyknęła. – Bo słowo daję, zaraz użyję żądła i dopiero będziecie mieć powody do takich wrzasków”. Zapewne niektórzy uznają to za zabieg językowy, zwłaszcza że te paszcze pojawiają się wielokrotnie na łamach książki, ale wyobraźmy sobie, że np. w taki sposób nasze dzieci albo ktoś inny tak się zwraca do nas). Psychologiczny aspekt przytoczonej sytuacji celowo pomijam.
- Nazwy anatomiczne itp. dotyczące pszczół. No właśnie, jak już wyżej napisałam – w książce „Opowieści z nawłociowej pasieki” pszczoły mają paszcze. Według słownika PWN: paszcze to „otwór gębowy zwierząt, zwłaszcza drapieżnych” (można też tak potocznie powiedzieć o ustach człowieka). Ja jestem na nie. To książka o pszczołach, do tego ma charakter edukacyjny. Pszczoły w tych opowiadaniach mają też „łapki”, a na nich „kieszonki”. O ile kieszonki brzmią całkiem ok (choć i tak wolałabym koszyczki, aby uczyć poprawnego nazewnictwa), to „łapki” mi tutaj mocno zgrzytają (dlaczego nie pojawiły się odnóża?). Pszczoły mają też kupry i mogą nimi machać jak pies ogonem…
Tak jak wyżej wspomniałam, minusy, które wynotowałam, to moja subiektywna opinia. Pamiętajcie, że to tylko mały fragment wyrwany z szerszego kontekstu i niech to nie przysłoni Wam całości oglądu na tę publikację. Wspominam o nich, bo uważam, że warto na takie niuanse zwracać uwagę, a kwestie zarówno językowe, jak i psychologiczne po prostu leżą w kręgu moich zainteresowań.

Cytaty z książki „Opowieści z nawłociowej pasieki” autorstwa Ewy Zawadzkiej, którymi chcę się z Wami podzielić
„Czasem są takie dni, że trzeba się do kogoś przytulić. Choćby do jeża”.
„No cóż, świat jest pełen ciekawych rzeczy i wielu tajemnic. Trzeba żyć z szeroko otwartymi oczami, aby te tajemnice dostrzec”.

Nota
Tytuł: Opowieści z nawłociowej pasieki
Autorka: Ewa Zawadzka
Autorki ilustracji: Natalia Taranek, Katarzyna Łada, Natalia Kościelna i Wiktoria Pinis pod kierunkiem dr. Anety Pachury
Wydawnictwo: Novae Res (należy do grupy wydawniczej Zaczytani)
ISBN: 978-83-8373-238-1
Rok wydania: 2024
Liczba stron: 468
Okładka miękka
Recenzja nie jest artykułem sponsorowanym
Teresa Kobiałka