Trujący wiatr – czyli o przenoszeniu pestycydów
Zdjęcie: Freepik
Rolnicy, naukowcy i inni członkowie społeczności z Nowej Środkowej Walii (Australia) skrytykowali Urząd Ochrony Środowiska (EPA – Enviromental Protection Agency) za ignorowanie szkód wyrządzonych roślinom uprawnym i dzikim przez unoszone przez wiatr środki ochrony roślin.
Rozpylane środki ochrony roślin przy dużym wietrze jest zabronione – przynajmniej w Polsce. Przepisy mówią, że aplikację ś.o.r. można przeprowadzić, gdy prędkość wiatru nie przekracza 4 m/s (rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 31 marca 2014 r.). Oprócz tego, Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wydało wytyczne dotyczące stosowania pestycydów w Polsce, w tym zalecenia dotyczące minimalnej odległości między polami upraw a osiedlami ludzkimi, parkami, lasami, ciekami wodnymi i obszarami chronionymi.
Wiemy, że w Europie obowiązują podobne rozporządzenia, które jednak często są łamane (trudno też kontrolować wiatr czy pogodę) i niepożądany transfer rozpylanych pestycydów wykryto chociażby w Szwajcarii, o czym pisaliśmy TUTAJ.
W Australii opisywany problem pojawia się często – jednak ostatni sezon był szczególnie zły, ze względu na powodzie czy niekorzystną pogodę. Rolnicy rozpaczliwie starali się więc nie dopuścić do utraty jeszcze większej ilości plonu i używali dużo środków ochrony roślin.
Z powodu skali zjawiska przenoszenia z wiatrem pestycydów, powstały grupy zajmujące się problemem zbyt dużego zużycia pestycydów (COGs – Community Overspray Groups), by nagłaśniać sytuację i walczyć o swoje prawa. Twierdzą bowiem, że EPA traktuje problem po macoszemu – tymczasem raporty o nieprawidłowym aplikowaniu pestycydów napływają z całego kraju. Poszkodowani są również pszczelarze – ich rodziny pszczele padają ofiarami „zatrutego wiatru”, a rośliny w ogrodach i sadach nawet tracą liście.
Zdjęcie: ABC News
Tymczasem odpowiedź EPA zazwyczaj brzmi „udowodnienie realnych strat leży po waszej stronie” i nikt nie zajmuje się problemem przemieszczania się pestycydów z wiatrem – przynajmniej tak twierdzą członkowie COGs.
Grupa naukowców z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego postanowiła zbadać sprawę. Rzeczywiście w wielu miejscach ustalili, że niszczenie szaty roślinnej nie wynika ze zmian klimatycznych, a z powodu nieprawidłowego użycia środków ochrony roślin. Badacze zauważyli, że nie tylko rośliny są niszczone, lecz zatruciu ulega też woda. Analizy cieków w Queensland wykazały, że woda spływająca z regionów rolniczych zawsze jest zanieczyszczona ś.o.r. To z kolei wpływa na organizmy wodne, a w ostateczności na liczbę zwierząt rzecznych i samo rybołówstwo.
Obecnie trwa zbieranie materiału dowodowego przeciwko EPA, która twierdzi, że w tym sezonie dostała zaledwie 12 raportów dotyczących tego niepokojącego zjawiska.
Źródło: abc.net.au