Pszczoły jedzą mięso?
Zdjęcia: Freepik.
Swego czasu w sieci pojawiły się artykuły, które udowadniały wpływ mikrobów w diecie na prawidłowy rozwój pszczół miodnych. Miały być one dodatkowym źródłem białka dla rosnących larw. Jednak dr Kirk Anderson (naukowiec prowadzący USDA Honey Bee Research Center) podkreśla, że zaszła pewna pomyłka i wyjaśnia jaka. Warto przeczytać.
Nowe i ważne odkrycie, któremu zagraniczne media nadały tytuł „Bees Need Meat” (pszczoły potrzebują mięsa), nie dotyczyło pszczoły miodnej. W badaniu, które przytaczano tj. „Omnivory in Bees: Elevated Trophic Positions among All Major Bee Families”, opublikowanym w 2019 r. pod przewodnictwem Steffana A. Shawna, mowa jest tylko o kilku gatunkach pszczół samotnic. Pszczoły miodne w ogóle się w nim nie pojawiały i naukowcy mieli ku temu dobry powód. Nasze podopieczne bowiem przetwarzają i przechowują pyłek w całkiem odmienny sposób niż inne gatunki, które rzeczywiście jedzą „bakteryjne mięso”. Co więcej, sposób, w jaki pszczoły miodne kontrolują wzrost mikroorganizmów, jest ich cechą charakterystyczną. Rodziny pszczele cechuje złożone życie społeczne, przekładające się na sukces tego gatunku.
Najpierw przyglądnijmy się pszczołom, które rzeczywiście jedzą „mięso mikrobów”. Większość z nich to gatunki charakterystyczne dla Ameryki Północnej, samotnice lub tworzące małe, nieskomplikowane kolonie. Każda samica w takim układzie jest jednocześnie zbieraczką, królową i konstruktorką gniazda. Zainfekowany bakteriami i innymi mikroorganizmami pyłek kładą obok złożonego jajeczka. Rozpoczyna się wyścig z czasem – kto rozwinie się szybciej? Dlatego, gdy larwa się wykluwa, to rozpoczyna pożywianie się pyłkiem częściowo już strawionym przez bakterie czy grzyby i rzeczywiście wtedy pochłania sporą ilość protein „odzwierzęcych”. Mikroby żyjące na pyłku nazwano „mięsem”, ponieważ po ocenieniu ich wartości odżywczych okazało się, że ich skład chemiczny jest zbliżony właśnie do białka zwierzęcego.
Wcześniejsze badania nad wzrostem pleśni na zgromadzonym przez pszczoły pyłku dokładnie wykazały, jak szybki wzrost pleśni może „pożreć” dużą liczbę larw pszczół samotnic razem z pyłkiem zresztą. To dlatego pszczoły samotnice raczej nie składają jaj w zbiorczych komorach, lecz odgradzają je ściankami. Inne gatunki pszczół samotnic rozwinęły sposoby walki z grzybami, m.in. stosując materiał roślin prozdrowotnych (jest to tzw. farmakofagia). Ponadto ślina owadów, w procesie ewolucji, nabrała właściwości ochronnych przed mikrobami.
Oczywiście zebrany pyłek nie ma tylko niebezpiecznych mikroorganizmów, patogenicznych pleśni czy bakterii, lecz także te korzystne dla zdrowia, które ograniczają wzrost np. pleśni (Lactobacillus, Acetobacteraceae). Cała kompozycja przypomina kiszonkę, podawaną zwierzętom gospodarskim.
Czytaj także: Zbadają wpływ zanieczyszczeń powietrza na pszczoły
Jednak pszczoły miodne wykształciły o wiele więcej lepszych strategii radzenia sobie z niepożądanym i niekontrolowanym wzrostem mikrobów. Po pierwsze larwy pszczół spożywają bardzo mało, jeśli w ogóle, pyłku, więc siłą rzeczy nie pochłaniają aż tak dużo mikrobów, jak ich samotne kuzynki. Poza tym czyścicielki, oddelegowane do sprzątania gniazda, usuwają porażone i martwe larwy. Natomiast karmicielki kontrolują wiele szczegółów odżywienia rodziny – zanim pokarm w postaci mleczka pszczelego trafi do larwy, trawiony jest przez dorosłego osobnika. Poza tym pierzga może zawierać nawet do 50% miodu, ograniczającego wzrost bakterii. Zresztą zarówno miód, jak i mleczko pszczele mają sporo składników antybakteryjnych, które skutecznie ograniczają ich rozwój. Razem te dwie substancje chronią zapasy pyłku przed zniszczeniem i zapewniają pszczołom pokarm, gdy brakuje go w środowisku. Bez mleczka i miodu wieloletnie trwanie rodziny pszczelej nie byłoby możliwe. Można nawet teoretyzować, że ewolucja tak złożonej i długowiecznej struktury społecznej była napędzana przez presję środowiskową ze strony patogenów.
Z analizy Kirka Andersona jasno wynika, że pszczoły miodne nie jedzą „mięsa z mikrobów”. Ekspert zauważa, że naukowy proces opiera się na przemyślanych analizach i sprawdzaniu wyników. Problemem jest nadinterpretacja wyników i brak sięgania do artykułów źródłowych przez media. Stąd zabójcze szerszenie i mięso dla pszczół. Często wina leży tyleż po stronie dziennikarza, co autora artykułu naukowego. Dziennikarz nie musi wszystkiego wiedzieć, chociaż wypadałoby konsultować się z autorami artykułu. Dobrym przykładem nadinterpretacji wyników z ostatnich miesięcy był artykuł „Chernobyl-level radiation exposure damages bumblebee reproduction: a laboratory experiment”, w którym badania laboratoryjne na trzmielach media przełożyły na trzmiele żyjące w zonie, co oczywiście było błędem. Jednak w ten błąd dziennikarzy wprowadzili sami naukowcy, bezsensownie wspominając w tytule Czarnobyl, tylko po to, by przykuć uwagę czytelników. Więcej na ten temat przeczytacie tutaj: Trzmiele z Czarnobyla.
W przypadku omawianych pszczół jedzących mięso media nie sprawdziły, że słowo „pszczoła” odnosi się do innych gatunków owadów, niż miodna (czyli ta najbardziej popularna). I nie ma się co dziwić – taki obraz pszczół utrwalają sobie wzajem nie tylko media, ale też pszczelarze, bardzo skoncentrowani wyłącznie na swoich podopiecznych. A jak wiadomo, pszczoły miodne od samotnic różnią się znacznie, chociażby pod względem złożoności społeczeństwa czy rodzaju gniazda, które tworzą.
Czytaj także: Coraz mniej gatunków pszczół?
Na końcu artykułu Kirk Anderson wspomina, że badanie mikroflory jest bardziej skomplikowane, niż by się mogło wydawać. Wpływa na nią ma przebieg sezonu. Dobra pogoda skutkuje częstymi wędrówkami i przemieszczaniem się pszczół, a także rojeniem, a zła uziemia pszczoły w ulu i ogranicza kontakt ze światem zewnętrznym. Z kolei wilgotność i temperatura wpływa na zachowanie się pszczół w gnieździe czy rozwój mikroorganizmów. Ponadto funkcjonowanie rodziny zależy od indywidualnych jednostek, ich higieniczności, stopnia antybiotyczności i probiotyczności wydzielin. Ule mają swój własny profil bakteryjny. Lwia część tych mikrobów nie została przeniesiona z kwiatów „dopiero co”, lecz jest w gniazdach przez całe lata i może być uważana za „rodzime” dla środowiska ulowego.
Źródło: beeculture.com