Ewakuacja pszczół, czyli jak podczas wojny Ukraińcy ratują swoje owady
Zdjęcie: Freepik i canva
Rząd Ukrainy zawsze podkreślał, że pszczelarstwo to ważny punkt strategiczny w rozwoju rolnictwa kraju, ponieważ zajmuje się nim znaczna liczba ludzi, a także same pszczoły mają ogromne znaczenie dla zapylania upraw i zwiększania plonów. Ostatecznie więc branża ta ma duży wkład w gospodarkę. Spora część produktów pszczelich przeznaczana jest na sprzedaż poza granicami kraju – Ukraina stabilnie utrzymywała się wśród pięciu największych eksporterów miodu na świecie. Jednak dzisiaj nie będziemy zajmować się gospodarką, lecz przedstawimy sylwetki ludzi, którzy wciąż zajmują się pszczołami mimo trwającej wojny. Poznajcie historie Ludmiły, Aleksandra i Romana.
Wielu pszczelarzy ucierpiało z powodu konfliktu zbrojnego. Utrudniony dostęp do pasiek i trwające wciąż ostrzały sprawiły, że niektórzy byli zmuszeni porzucić dzieło swego życia. Część z nich znalazło wyjście z trudnego położenia i wciąż dba o pasieki. Jak to robią?
Ewakuacja 31 rodzin pszczelich w środku sezonu
Mieszkanka wsi Mykołajiwki, Ludmiła Nagornaja razem z mężem zajmowała się pszczelarstwem od ponad 40 lat. Mieli pasiekę złożoną z 31 pni. Początkiem kwietnia zeszłego roku Nagornajowie opuścili dom razem z psami i kotami, ale pszczoły zmuszeni byli zostawić. Przewieźć ze sobą 31 uli, każdy ważący około 70 kg, to nieprosta sprawa, a ogarnąć to samodzielnie było trudno i drogo.
Mimo wszystko małżeństwo za jakiś czas postanowiło wrócić po pszczoły. Kobieta opowiadała, że nie mogła żyć bez swoich podopiecznych, dlatego wraz z mężem zdecydowali się na wywiezienie pszczół z niebezpiecznych terenów. Ewakuacja uli pełnych miodu w środku sezonu była całkowicie nowym doświadczeniem dla pszczelarzy, którzy jednak poradzili sobie z tym zadaniem.
Podczas pierwszej akcji przewozowej wyciągnęli ramki z miodem (a to przecież 40–50 kg z każdego pnia) i załadowali same korpusy z pszczołami do samochodu dostawczego „Gazela”[1]. Wylotki zostały zamknięte, a sama droga z Doniecczyzny w rejon Dniepropietrowska nie zajęła więcej niż 2 godziny (rozpoczęła się od razu po zakończeniu godziny policyjnej).
Pszczoły zniosły drogę dobrze i zdążyły oswoić się z nowym miejscem. Miodu na sprzedaż w 2022 roku nie udało się zebrać – pozostawiono go rodzinom pszczelim, ale główne zadanie, czyli uratowanie owadów, się powiodło.
Uratować pszczoły spod ostrzałów
Latem w Czerkasach zasiedliły się „bojowe pszczoły” z Doniecczyzny. Aleksander – pszczelarz i wojskowy – mówił, że zrywa się na sam dźwięk lecącego roju. Podobnie zdarzyło się na froncie, kiedy żołnierz zobaczył kłąb na drzewie.
Czytaj także: Pszczelarstwo Ukrainy w czasie wojny
Ostrożnie strząsnął matkę z rojem do pudełka po pasztecikach, wiedząc, że bez opieki owady mogłyby sobie nie poradzić. Kiedy wrócił do swojej jednostki, znalazł dla pszczół nowy domek: skrzynkę na amunicję. Jak się okazało, był to jedyny nadający się do tego pojemnik – wystarczającej objętości, hermetyczny i solidny.
Aleksander wykonał w skrzynce specjalne otwory, zrobił listwy (tzw. snozy[2]), tak jak robiono kiedyś. Kiedy Aleksander został przeniesiony do innej bazy, postanowił też ewakuować pszczoły. Umówił się z wolontariuszami, aby zawieźli owady do jego domu w Czerkasach, ale pojemnik z owadami był pudełkiem po amunicji, a przecież czekały ich blokady drogowe i inspekcje. Tymczasem sama droga do obwodu Czerkaskiego to 700 km.
Wszystko się jednak powiodło. Siedemset kilometrów jazdy po bezdrożach wojenne pszczoły wytrzymały dzielnie. Dopóki Aleksander broni Ukrainy na wschodzie, o pszczoły dbają wolontariusze oraz jego syn Jarosław, któremu ojciec zaszczepił pasję i miłość do pszczół.
W przeciągu pierwszych trzech tygodni od przeprowadzki pszczoły zadomowiły się w nowym miejscu i powiększyły rodzinę do 60 tysięcy osobników! Donieckiego miodu nie wybrano z ula – po przeżytym stresie pszczoły powinny się zadomowić, a patoką podzielą się w kolejnym sezonie.
Rozwój mimo wojny!
Pszczelarz, Roman Burdżanadze, również zdecydował się na ewakuację na Dnietropietrowszczyznę. W domu, w okolicach Ługańska, pięć lat rozwijał pasiekę przemysłową, która liczyła 200 pni i przynosiła stabilny dochód. Z powodu ataku Rosji na Ukrainę mężczyzna z rodziną był zmuszony porzucić dom i ukochane zajęcie. W drugim dniu wojny pasieka znalazła się na terytorium okupowanym, gdzie nie było do niej dostępu.
Trafiwszy do wioski w rejonie pawłohradzkim obwodu Dniepropietrowskiego, Roman zaczął rozmyślać nad odbudowaniem pasieki i znalezieniem środków, by zacząć od zera. Zwrócił się do specjalistów z projektu USAID „Wsparcie gospodarcze dla Ukrainy”, którzy pomogli mu przygotować biznesplan i uzyskać grant od państwa z programu „ЄPraca” w wysokości 250 tys. hrywien (obecnie 29 tys. zł). Pszczelarz wydał te pieniądze na zakup drewna na ule, ramki i pozostały sprzęt, a także pakiety. Roman zatrudnił również dwóch pomocników, także przesiedleńców, pracujących wcześniej w jego przydomowej pasiece w obwodzie ługańskim.
Czytaj także: Wpływ wojny na rynek miodu Unii Europejskiej
– Pszczelarz nawet zimą ma zajęcie, dlatego obecnie robimy ule, malujemy je i przygotowujemy do nowego sezonu, żeby wiosną móc zasiedlić już w nich pszczoły. W Dniepropietrowszczyźnie jest dużo roślin miododajnych, ziół, akacji i lasów. Mam nadzieję, że uda się pozyskać pyszny miód – mówi Roman Burdżanadze.
Ługański pszczelarz zaczął zapoznawać się z lokalnymi pasiecznikami i dopytywać, gdzie znaleźć dobrej jakości węzę. Nie znalazłszy takiej w regionie, złożył wniosek na grant od duńskiej rady ds. uchodźców i otrzymał 15 tys. euro na zakup sprzętu do obróbki wosku. Na tym Roman nie poprzestał i złożył wniosek do hromady[3] Meżyrckiej w okolicach Dniepropietrowska na zakup poprzez aukcję lokalu pod warsztat, w którym planuje zorganizować produkcję wosku. Pszczelarz z Ługańska wierzy, że odniesie sukces, ponieważ ma swoje ukochane hobby, pszczoły i wiarę w zwycięstwo. Nie może się więc doczekać wiosny, aby otworzyć nową, silną pasiekę, do której już przygotował 120 uli.
Źródło: rubryka.com
[1] Popularny na Wschodzie samochód marki GAZ.
[2] Snozy były wynalazkiem ks. Dzierżona.
[3] Hromada to jednostka administracyjna. Czasem tłumaczy się tą nazwę jako gminę.