Coraz mniej miodu manuka?
Zdjęcie: Freepik
W tym sezonie produkcja miodu w Nowej Zelandii bardzo spadła w porównaniu do pozostałych 10 lat, w których średnio pozyskiwano 19 000 ton patoki rocznie.
Ostateczne dane zostaną podane pod koniec czerwca, jednak ogólne informacje napływające od pszczelarzy wskazują, że sezon był bardzo słaby pod względem produkcji miodu. Wiosna była chłodna i deszczowa, podobnie latem opady zatrzymały rodziny w ulach, a gdy już wyleciały na żer, to w środowisku nie było dostatecznej ilości nektaru.
Jednak nie wszędzie sytuacja jest tragiczna. Na zły sezon narzekają pszczelarze z Auckland, Waikato, East Cape i North Island, natomiast w Canterbury notowano bardzo dobre zbiory, a w Southland szczególnie zadowoleni byli z produkcji miodu koniczynowego. Pszczelarze liczą, że trzy kolejne miesiące przyniosą zmianę – na półkuli południowej koniec czerwca to zakończenie sezonu miodobrań i przygotowanie pszczół do zimowli. Może wtedy pszczoły nadrobią straty.
Czytaj także: Cienie produkcji migdałów
Jednocześnie ceny miodu utrzymują się na niskim poziomie, ponieważ na rynku Nowej Zelandii jest za dużo tego produktu. Spadły też ceny miodu manuka i coraz więcej pszczelarzy rezygnuje z wykonywania zawodu. Podejrzewa się, że w kolejnych dwóch latach liczba uli w kraju będzie nadal spadała. W 2019 roku w Nowej Zelandii było 918 000 rodzin pszczelich, w 2022 r. liczba ta spadła do 731 000.
Pszczelarze są jednak dobrej myśli. Po dwóch latach pandemii otworzyły się granice. Szczególnie obiecujące są wymiany handlowe z Bliskim Wschodem i USA, których rynki zbytu ciągle rosną. Wartościowa jest również umowa z Wielką Brytanią o wolnym handlu – Nowa Zelandia uzyskała 16% obniżenia taryf celnych.
Źrodło: beeculture.com